Podobnie jak w poprzednich swych książkach politycznych, w „Hegemonii albo przetrwaniu” Chomsky analizuje mechanizmy rządzące amerykańską polityką zagraniczną. Rzecz została napisana w roku 2003, a zatem „naturalnym” punktem wyjścia jest tu inwazja na Irak i poprzedzający ją militarystyczny zwrot dokonany przez administracją prezydenta George’a W. Busha. Przywołując ogromny materiał faktograficzny, amerykański uczony rekonstruuje okoliczności towarzyszące parciu administracji Busha juniora do wojny z Irakiem. Pokazuje presje wywierane w tej kwestii przez potężne lobby naftowe, sektor militarno-przemysłowy oraz zwolenników bezwarunkowego poparcia dla barbarzyńskiej polityki Izraela. Przypomina o licznych osobistych powiązaniach i zależnościach finansowych, jakie łączyły i nadal łączą czołowych polityków ekipy Busha (a także jego samego) z korporacjami naftowymi i zbrojeniowymi, węszącymi w wojnie złoty interes. „Hegemonia albo przetrwanie” to fascynujące a jednocześnie przerażające studium korupcji amerykańskiego rządu przez wielki, korporacyjny kapitał. To jednak zaledwie jeden z wielu jej wątków.
Obok niego Chomsky poddaje wnikliwej analizie także język amerykańskich mediów głównego nurtu, które od września roku 2001 coraz bardziej przekształcają się w propagandową tubę rządu w Waszyngtonie. Najważniejsza jest tu jednak główna teza wyrażona już w tytule. Otóż Chomsky podejmuje polemikę z lansowaną przez amerykański establishment tezą, że wojny w Afganistanie i Iraku, a także udane (w Haiti) i mniej udane (Wenezuela) próby obalenia suwerennych i demokratycznych rządów są złem koniecznym w słusznej sprawie. Obrońcy Busha twierdzą, że militaryzacja polityki międzynarodowej, lekceważenie ONZ-u i brutalne łamanie prawa międzynarodowego owszem, mają miejsce - ale są to środki, które trzeba podjąć aby urzeczywistnić amerykańską dominację nad światem. Jeśli tego nie zrobimy – utrzymują - świat pogrąży się on w chaosie, nędzy i terroryzmie. Hegemonia, czyli globalne rządy silnej ręki, to jedyny środek, aby zawrócić ludzkość z drogi ku upadkowi. Tak mniej więcej wygląda ideologiczna legitymacja projektu Nowego Amerykańskiego Stulecia.
Koncepcja ta wygląda bardzo pociągająco, problem w tym, że rzeczywistość zupełnie jej nie potwierdza. Nie chodzi tu przy tym jedynie o konsekwencje, jakie przyniosła światu doktryna wojny z terroryzmem, zwana także doktryną wojny prewencyjnej. Wbrew niektórym niezbyt dociekliwym krytykom Busha, amerykańskie dążenie do militarnej i gospodarczej hegemonii nad światem nie jest wynalazkiem ostatnich pięciu lat. Jest ono starsze zarówno od humanitarnych wojen Billa Clintona (Somalia, Jugosławia, Kosowo, Haiti a z powietrza Sudan i Irak) jak i od zbrojnych agresji ojca obecnego prezydenta (Zatoka, Panama). Chomsky przekonująco dowodzi, że właściwie od końca II wojny światowej zdobycie hegemonii w globalnym systemie było celem klas rządzących w Waszyngtonie. Ograniczały je wprawdzie wpływy ZSRR oraz nacjonalistyczne ruchy wyzwoleńcze w świecie pokolonialnym, ale wiele narodów, którym przyszło żyć w amerykańskiej strefie wpływów (zwanej też, o ironio, wolnym światem) miało okazję przekonać się na własnej skórze o sile globalnych aspiracji kolejnych rezydentów Białego Domu.
Lista krajów w których USA interweniowały bezpośrednio lub „tylko” inspirując prawicowe przewroty, jest przerażająco długa. Równie długa i jeszcze bardziej przerażająca jest monotonia z jaką w kolejnych przypadkach powtarzały się te same scenariusze. Najpierw wyzwolenie spod obcej władzy, demokratyczne wybory lub ludowe rewolucje obalające dyktatury, a następnie rządy usiłujące zerwać z sieciami zależności blokujących autonomiczny rozwój. Potem wrzawa wolnych mediów o łamaniu świętych praw własności i zbrodniach wobec wolnego rynku. A wreszcie „wyzwalająca” interwencja USA lub ich najemników (także w formie „wewnętrznego” przewrotu za pieniądze i przy wsparciu CIA). Mniej więcej tak było na Filipinach po 1945, w Gwatemali w 1953, w Iranie w 1953, na Kubie w 1961, w Wietnamie po 1962, w Iraku w 1963, w Dominikanie w 1963, w Boliwii w 1964, w Brazylii w 1964, w Indonezji w 1965,w Grecji w 1967, w Kambodży i Laosie po 1969. Wymieniliśmy tylko największe takie operacje i tylko z dwudziestopięciolecia po zakończeniu II wojny światowej. Potem wcale nie było lepiej, a ludobójcze konsekwencje drakońskich sankcji nałożonych w 1991 roku na Irak (zmarło w ich wyniku ok. pół miliona dzieci i setki tysięcy dorosłych) pokazują, że upływ czasu raczej nie cywilizuje metod stosowanych przez amerykańskie „imperium dobra”. Pokazuje też, że konsekwencje jego działań są dokładnie odwrotne od głoszonych intencji. Zamiast stabilizacji, demokracji i dobrobytu USA niosły światu dyktatury, chaos i nędzę. Los Palestyny pod sponsorowaną przez Waszyngton okupacją izraelską a także sytuacja w wyzwolonym Afganistanie i ustabilizowanym Iraku pokazują, że reguła ta obowiązuje w dalszym ciągu.
Dlatego też Chomsky proponuje wyciągnąć poważne wnioski z tego stanu rzeczy. USA nie jest lekiem na choroby świata. One są najgroźniejszym symptomem raka, który dziś toczy globalny kapitalizm. Alternatywa nie brzmi hegemonia albo chaos, ale hegemonia (czyli chaos) albo przetrwanie. Jeśli nie powstrzymamy strategów z Waszyngtonu, słono za to zapłacimy, niezależnie po której stronie się znajdziemy. I, dodajmy od siebie, nie pomogą nam żadne tarcze antyrakietowe.
Noam Chomsky „Hegemonia albo przetrwanie. Amerykańskie dążenie do globalnej dominacji” przeł. Witold Turopolski, wyd. Studio Emka 2005, s. 308
Przemysław Wielgosz
Recenzja ukazała się w "Nowym Robotniku".