Blum: Raport antyimperialny (maj)

[2006-06-12 01:04:30]

"Wyjdź z Białego Domu z rękami podniesionymi do góry!"

"Kiedyś byłem bratem, Johnem, tatusiem, wujkiem, przyjacielem", powiedział w czasie swojego procesu John Allen Muhammad. "Dzisiaj wszyscy widzą we mnie wcielenie zła".

Muhammad, znany również jako "Snajper z Waszyngtonu" oskarżony jest o dokonanie w 2002 roku sześciu morderstw w stanie Maryland. Skazany na śmierć za kilka innych zabójstw, których dokonał w Wirginii, Muhammad uparcie twierdzi, że jest niewinny, pomimo tego, że wszystkie dowody - analizy DNA, odciski palców i badania balistyczne broni znalezionej w jego samochodzie - świadczą przeciwko niemu[1].

Jako że nie posiadam żadnej realnej władzy politycznej, jestem zmuszony ograniczać się do marzeń: ... niezbyt odległa przyszłość... sala sądowa w jakimś wolnym zakątku świata... trybunał... oskarżony zeznaje: "Kiedyś byłem bratem, Georgem, synem, wujkiem, przyjacielem, gubernatorem, prezydentem, a dzisiaj jestem zbrodniarzem", mówi ze smutkiem w głosie, wmawiając wszystkim swoją niewinność, pomimo ogromnego i niepozostawiającego żadnych złudzeń materiału dowodowego.

Czy ten człowiek jest w stanie dopuścić do siebie myśl, że system odpornościowy Ameryki może próbować się go pozbyć? Raczej mało prawdopodobne. Nie bardziej zresztą niż jego współpracownicy.

Dwa lata temu na mecz drużyny bejsbola New York Yankees przybył wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Dick Cheney. Gdy w przerwie meczu doszło do odśpiewania "God Bless America", na wielkim stadionowym ekranie pojawiła się jego postać. Widok ten spowodował tak głośne i spontaniczne protesty i gwizdy, że oblicze wiceprezydenta zostało natychmiast usunięte[2]. Natomiast w ubiegłym miesiącu wiceprezydent pojawił się na stadionie drużyny Washington Nationals by otworzyć nowy sezon, wykonując pierwszy rzut. Jak doniósł "The Washington Post", jego pojawienie się na boisku "wywołało gwizdy i okrzyki niezadowolenia, które trwały aż do chwili, gdy Cheney zbiegł z murawy. Ten gwałtowny wybuch niezadowolenia był tak długi i głośny, że zagłuszył głosy poparcia, które rozległy się z górnych sektorów stadionu"[3].

Ciekawe, czy Cheney zdecyduje się przybyć ponownie na wydarzenie, gdzie zgromadzona publiczność nie zostanie wcześniej poddana skrupulatnej selekcji, tak by wszyscy zebrani byli ludźmi o skrajnie prawicowych poglądach.

Chociaż już nawet i to może okazać się niewystarczające. Dwukrotnie w ciągu ostatnich miesięcy przemówienia Donalda Rumsfelda były przerywane okrzykami siedzących na widowni osób, które oskarżały go o zbrodnie wojenne oraz o wpędzenie Stanów Zjednoczonych w wojnę zbudowaną na kłamstwie i manipulacji. Doszło do tego na spotkaniu bardzo szanowanego Narodowego Klubu Prasowego w Waszyngtonie oraz równie poważanego Południowego Centrum Polityki Międzynarodowej w Atlancie.

Były chilijski dyktator Augusto Pinochet, w obliczu możliwości postawienia go przed sądem pod zarzutem spowodowania śmierci tysięcy ludzi, złożył w listopadzie ubiegłego roku następującą deklarację: "Wyrażam ubolewanie z powodu tych tragedii i napawają mnie one wielkim cierpieniem. Wszystko na tym świecie dzieje się z woli boskiej i on by mi z pewnością wybaczył popełnienie jakichś nadużyć, za które w moim najgłębszym przekonaniu nie ponoszę żadnej odpowiedzialności"[4].

Nawet Georgie by tego lepiej nie wyraził. Miejmy nadzieję, że któregoś dnia postawimy go przed obliczem sprawiedliwości i że przewodniczący procesowi sędzia nie będzie pochodził z jego nadania.

Dobrodziejstwo Planu Marshalla?

Tematem poruszanym często w czasie spotkań ze mną, które dotyczą przede wszystkim cierpień i niesprawiedliwości będących skutkiem interwencji Stanów Zjednoczonych na świecie, jest pomijanie przez krytyków amerykańskiej polityki zagranicznej jej pozytywnego wpływu na losy krajów i narodów. Jedną z najczęstszych odpowiedzi na zadawane przeze mnie pytanie o przykłady tej szlachetnej postawy jest Plan Marshalla. Argumentacja wygląda mniej więcej następująco: "Po II wojnie światowej, z czystej chęci pomocy zniszczonej Europie, w tym również państwom, z którymi jeszcze niedawno prowadziliśmy wojnę, odbudowaliśmy europejską gospodarkę, by mogła z nami konkurować". Co ciekawe nawet ci, którzy dzisiaj są bardzo krytyczni wobec działań amerykańskiej polityki zagranicznej, w tym motywów stojących za decyzją o inwazji na Irak czy Afganistan, nie mają żadnego problemu z przełknięciem tego obrazu przesiąkniętej altruizmem Ameryki.

Stany Zjednoczone, którym II wojna światowa oszczędziła zniszczeń infrastruktury i przemysłu, tryumfowały po jej zakończeniu na arenie międzynarodowej. Uznano, że jest to niepowtarzalna okazja, by zdominować świat. Na drodze do tego celu, w sensie politycznym, wojskowym i ideologicznym, stała ta jedna jedyna rzecz, zwana "komunizmem". Cała powojenna polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych została podporządkowana walce z tym "wrogiem" i Plan Marshalla był integralną częścią tej kampanii.

Czy mogło być inaczej? Antykomunizm był głównym elementem amerykańskiej polityki zagranicznej od Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej aż do II wojny światowej. W czasie wojny nastąpiła krótka przerwa, by wszystko wróciło do "normy" podczas kampanii na Pacyfiku, kiedy to Waszyngton postawił walkę z komunizmem wyżej niż pokonanie Japończyków. Konsekwencją tego było zrzucenie na Japonię bomby atomowej, co miało być ostrzeżeniem dla Związku Radzieckiego[5].

Po zakończeniu wojny antykomunizm stał się motywem przewodnim polityki zagranicznej w sposób tak naturalny, że można było odnieść wrażenie, że II wojny światowej nigdy nie było, podobnie jak sojuszu ze Związkiem Radzieckim. Wraz z działaniami CIA, Fundacji Forda i Rockefellera, Rady Stosunków Międzynarodowych, rozmaitych firm i instytucji prywatnych, Plan Marshalla był jeszcze jednym narzędziem służącym do uformowania nowej Europy zgodnie ze scenariuszem napisanym w Waszyngtonie: wprowadzanie systemu kapitalistycznego (często wbrew istniejących w niektórych państwach Europy silnym tendencjom socjalistycznym), otwarcie nowych rynków dla produkowanych w Ameryce dóbr (główny powód pomocy państwom europejskim – przykładowo w 1948 r. zyski ze sprzedaży papierosów i tytoniu wyniosły ponad miliard USD), dążenie do stworzenia Wspólnego Rynku i NATO jako zasadniczych elementów zabezpieczających Europę Zachodnią przed rzekomym zagrożeniem ze strony ZSRR, tłumienie ruchów lewicowych na zachodzie Europy, zwłaszcza partii komunistycznych we Francji i Włoszech, które mogły liczyć na zwycięstwo w wolnych wyborach. Środki transferowane do państw europejskich w ramach Planu Marshalla były potajemnie przekazywane na zwalczanie ruchów i partii lewicowych, grożono również wstrzymaniem pomocy w przypadku dojścia komunistów do władzy. Francja i Włochy zostałyby z pewnością wykluczone z grupy państw-beneficjentów, gdyby nie prowadziły polityki marginalizacji komunistów i ich wykluczenia z życia politycznego.

CIA przeznaczała również część środków z Planu Marshalla na finansowanie rozmaitych instytucji kulturalnych, opłacanie dziennikarzy i wydawców, tak w Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych. Miało to na cele było prowadzenie ostrej i powszechnej zimnowojennej kampanii propagandowej, a także prezentowanie Amerykanom Planu Marshalla jako sposobu zwalczania "czerwonej zarazy". Co więcej, Plan Marshalla był często przykrywką dla tajnych operacji CIA, a jeden z głównych jego architektów po krótkim pobycie w Fundacji Forda zaczął pracować w CIA. Wielka szczęśliwa rodzinka.

Plan Marshalla narzucał również cały szereg ograniczeń na państwa w nim uczestniczące, głównie w sferze gospodarki i struktury podatków, których celem było niczym nie skrępowane otwarcie tych państw na wolny rynek. Stany Zjednoczone miały nie tylko prawo kontroli wydatków wchodzących w skład Planu Marshalla, ale nadzorowały również wydatki budżetowe poszczególnych państw. Dawało to Waszyngtonowi ogromną władzę nad wprowadzanymi programami: projekty społeczne mające na celu poprawę warunków życia ludzi, którzy przeżyli wojnę, były niemile widziane przez Stany Zjednoczone, co skutkowało ograniczaniem przeznaczanych na nie funduszy. Amerykanie patrzyli też podejrzliwym wzrokiem na programy racjonowania żywności i innych produktów, co kojarzyło im się z socjalizmem. Największy sprzeciw Waszyngtonu budziły jednak pomysły nacjonalizacji przemysłu. Ogromna część Planu Marshalla powróciła do Stanów Zjednoczonych - lub wcale ich nie opuściła - poprzez zakupy amerykańskich produktów, czyniąc jednymi z głównych beneficjentów programu amerykańskie korporacje.

Na Plan Marshalla należy patrzeć raczej jak na zawartą między rządami państw umowę gospodarczą, którą napisali prawnicy w Waszyngtonie, niż jak na amerykański "prezent". Często zresztą były to umowy pomiędzy rządzącymi w Europie i Ameryce posiadaczami kapitału, z których wielu - po jednej i drugiej stronie - służyło wcześniej Trzeciej Rzeszy. Wreszcie, były one też wynikiem porozumień kongresmanów z przedstawicielami amerykańskiego biznesu, często związanego z przemysłem zbrojeniowym. W ten właśnie sposób Plan Marshalla ugruntował silną pozycję amerykańskiego sektora wojskowego w krajobrazie politycznym Ameryki.

Jest bardzo trudnym zadaniem kompleksowe i obiektywne przedstawienie wpływu jaki Plan Marshalla wywarł na odbudowę i rozwój każdego z 16 krajów, które objął swoim działaniem. Równie dobrze można założyć, że sami Europejczycy - dobrze wykształceni, posiadający umiejętności i doświadczenie - byliby w stanie wydźwignąć się z wojennego zniszczenia bez pomocy kompleksowego planu przygotowanego w Ameryce. Kraje europejskie poczyniły zresztą znaczny postęp w dziele odbudowy zniszczonej Europy, zanim jeszcze przekazano im środki z amerykańskiego budżetu. Fundusze przekazywane rządom europejskim w ramach Planu Marshalla nie były przeznaczane w pierwszej kolejności na budowę domów, szkół czy fabryk, ale na wzmacnianie struktur gospodarczych, zwłaszcza w przemyśle stalowym i energetycznym. Okres ten charakteryzował się deflacją, dużym bezrobociem i recesją. Jednym niepodważalnym efektem Planu Marshalla było odrodzenie się klasy posiadaczy[6].

Czy ktoś zaczął wreszcie myśleć?

Stany Zjednoczone nie ustają w wysiłkach, by w rezolucji dotyczącej irańskiego programu nuklearnego znalazło się odniesienie do rozdziału 7 Statutu ONZ. Ów rozdział ("Działanie wobec zagrożenia pokoju, naruszeń granic oraz aktów agresji") może zostać wykorzystany do nałożenia na kraj sankcji oraz do przeprowadzenia interwencji militarnej, w przypadku gdy państwo zostanie uznane za winne wyżej wymienionych naruszeń prawa (poza oczywiście sytuacją, gdy jedno z państw-stałych członków Rady Bezpieczeństwa przeciwstawi się tej decyzji). USA wykorzystały Rozdział 7 do zbombardowania Jugosławii w 1999 roku i do przeprowadzenia inwazji na Irak w 2003 roku. W obu przypadkach istniały duże wątpliwości, tak co do stosowalności zapisów Rozdziału 7, jak do samego użycia siły. Strategia zastosowana przez Stany Zjednoczone dla przekonania członków Rady Bezpieczeństwa niechętnych interwencji zbrojnej do poparcia rezolucji polegała na zmianach językowych i wycofaniu słów o zamiarze użycia siły. Pomimo tego w jednym i drugim przypadku, po przegłosowaniu tekstu rezolucji, USA podjęły działania militarne. Działania okrutne, siejące śmierć i zniszczenie.

Na początku maja John Bolton, ambasador Stanów Zjednoczonych przy ONZ oświadczył: "Sprawą podstawową jest przekonanie Rosji i Chin, że irański program nuklearny jest zagrożeniem światowego pokoju i bezpieczeństwa w rozumieniu Rozdziału 7". Jednak Juri Fiedotow, ambasador Rosji w Wielkiej Brytanii, powiedział, że jego kraj sprzeciwia się stanowczo oparciu rezolucji o Rozdział 7, gdyż "przypomina to do złudzenia poprzednie rezolucje ONZ dotyczące Jugosławii i Iraku, które stały się podstawą do amerykańskich interwencji zbrojnych, podjętych bez zgody Rady Bezpieczeństwa".

W przeszłości Stany Zjednoczone przekonywały, że odniesienie się w tekście rezolucji do Rozdziału 7 było niezbędne, by - jak powiedział Fiedotow - "wywrzeć silne wrażenie". Jednak "później zostało ono wykorzystane do podjęcia jednostronnych działań wojskowych. W przypadku Jugosławii, powiedziano nam na początku, że odniesienie do Rozdziału 7 miało wysłać odpowiedni polityczny sygnał, a skończyło się na bombardowaniach NATO"[7].

Czas pokaże, czy Rosjanie lub którykolwiek z innych członków Rady Bezpieczeństwa wyciągnął wnioski z tej lekcji i będzie potrafił przeciwstawić się presji wywieranej przez dręczyciela ze szkolnego podwórka i w ten sposób zatrzymać Stany Zjednoczone przed dalszym poszerzaniem kontrolowanego przez nie obszaru Bliskiego Wschodu.

Możesz kochać swoją matkę, jeść dużo "apple pie" i wymachiwać amerykańską flagą, jednak gdy nie wierzysz w Boga - jesteś dzieckiem z Piekła rodem.

Opublikowane niedawno wyniki badań przeprowadzonych przez naukowców z wydziału socjologii Uniwersytetu w Minnesocie wskazują, że ateiści cieszą się najmniejszym zaufaniem wśród amerykańskiego społeczeństwa. Ponadto Amerykanie uważają, że ateiści, w stopniu mniejszym niż muzułmanie, imigranci, homoseksualiści i inne mniejszości, dzielą wyznawaną przez większość "wizję amerykańskiego społeczeństwa". Najwięcej niechęci budzi również wśród amerykańskich rodziców perspektywa ślubu ich dziecka z osobą o poglądach ateistycznych. Zdaniem naukowców, odbiór społeczny ateistów stanowi "absolutny wyjątek od obowiązującej od około 30 lat zasady zwiększenia się tolerancji Amerykanów wobec mniejszości".

Wielu z uczestniczących w badaniu respondentów utożsamiało ateizm z całą gamą niemoralnych przypadłości, od zachowań kryminalnych aż po żarłoczny materializm. Zdaniem szefa zespołu badaczy prowadzącego ten sondaż, jego wyniki świadczą o strachu przez upadkiem moralnym i rozbiciem społeczeństwa. "Amerykanie wierzą, że dzielą oni jako społeczeństwo nie tylko pewne normy i zachowania, ale także rozumienie dobra i zła. Wyniki naszych badań wskazują, że ateiści są odbierani jako egoistyczni indywidualiści, których nie interesuje dobro wspólne"[8].

Hmmm. Prowadzę działalność polityczną i społeczną od ponad 40 lat. Brałem udział w demonstracjach, walce o prawa człowieka, wydawałem czasopisma - wszystko to w towarzystwie i z niemałym często zaangażowaniem ze strony ateistów i agnostyków. Narażali się oni tak samo jak wszyscy inni na uwięzienie czy pobicie, rezygnowali z przyjemnego i spokojnego życia po to, by bronić wartości humanistycznych i wspólnego dobra. Czy tak wygląda żarłoczny kapitalizm? Nie sądzę. Raczej "świecki humanizm", jak wielu z nich to określa. Mało jest też w prasie historii o złożonych z ateistów bojówkach, które kamienują, masakrują czy w inny okrutny sposób zadają cierpienie ludziom wierzącym, którzy nie podzielają ich poglądów.

Postawa społeczna, która wyłania się z tych badań może pochodzić w części z wpojonego Amerykanom w czasie zimnej wojny obrazu "bezbożnego ateistycznego komunisty". Sądzę jednak, że jest w tym coś więcej, głęboko zakorzenione poczucie zagrożenia, że ateizm może zniszczyć religijność Amerykanów, podważając świadomie bądź nieświadomie fundamenty ich wiary.

Musicie się czasami zastanawiać, jak to się stało, że świat, w którym żyjemy, jest tak okrutny, zepsuty, niesprawiedliwy i bezsensowny. Czy ten wyjątkowy stan został osiągnięty sam z siebie czy jest wynikiem czyjegoś przemyślanego planu?

Samo to pytanie i próba udzielenia odpowiedzi wystarcza, by uwierzyć w boga. Albo w szatana.

Chamskie maniery

Należący do Sekcji Ochrony Amerykańskich Interesów budynek w Hawanie wyświetla na jednej ze swoich ścian adresowane do kubańskich przechodniów wiadomości. Jedna z ostatnich mówiła o tym, że tygodnik finansowy "Forbes" uznał Fidela Castro dziewiątym na liście najbogatszych przywódców państw, a jego majątek ocenił na 900 milionów USD. Informacja ta była dla Kubańczyków dużym szokiem[9]. I jest to zupełnie zrozumiałe w społeczeństwie, którego przywódcy przekonują, że to właśnie na Kubie ma miejsce najbardziej wyrównana dystrybucja dochodu narodowego. Was, drodzy czytelnicy, to również powinno zadziwić.

O co chodzi? Czy chcecie wiedzieć, jak "Forbes" stworzył swój ranking? Otóż okazuje się, że już na dwa miesiące przed rozpoczęciem wyświetlania wiadomości o majątku Castro na amerykańskim budynku w Hawanie, "Forbes" oświadczył, że ranking ten nie jest oparty o rzetelne wyliczenia. - W przeszłości - donosił tygodnik - przy ocenie majątku Castro braliśmy pod uwagę wartość produktu krajowego brutto Kuby. W tym roku natomiast użyliśmy bardziej tradycyjnej metody porównując wartość majątku przedsiębiorstw państwowych znajdujących się pod kontrolą rządu z wartością podobnych firm prywatnych.

Gazeta podaje przykład będących własnością państwa firm handlowych i farmaceutycznych, a także centrum konferencyjnego[10]. Zatem na tym polega manipulacja, podawanie informacji wyssanych z palca. Czy można powiedzieć, że choć George W. Bush kontroluje amerykańskie siły zbrojne, to cały Departament Obrony wchodzi w skład jego osobistego majątku? A do majątku Tony Blaira zalicza się oczywiście BBC, nieprawdaż?

Oto inna wiadomość wyświetlana na należącym do Stanów Zjednoczonych budynku: "W wolnym kraju obywatele nie potrzebują zgody na wyjazd z kraju. Czy Kuba jest wolnym krajem?". Jest to kolejny przykład mydlenia ludziom oczu. Próbuje się bowiem wmawiać, że istnieje jakieś narzucone odgórnie przez rząd kubański ograniczenie lub zakaz podróżowania, który godzi w ich "poczucie wolności". Rzeczywistość jest jednak dużo bardziej skomplikowana i dużo mniej orwellowska. Największa przeszkoda utrudniająca Kubańczykom podróżowanie ma charakter finansowy: nie mogą oni sobie na to pozwolić. Gdyby posiadali odpowiednią ilość środków finansowych i dostali wizę, mogliby jechać, gdzie tylko by chcieli, nawet do Stanów Zjednoczonych. Oczywiście pod warunkiem, że otrzymaliby wizę amerykańską, co wcale nie jest łatwe. Poza tym Kuba jako kraj dążący do równości, wymaga tego, by obywatele odbyli służbę wojskową lub służbę zastępczą. Oczekuje się również, że przed ewentualną emigracją wykształceni na Kubie pracownicy odwdzięczą się swojemu krajowi za bezpłatną edukację. Wreszcie Kuba, będąca stale zagrożona ze strony położonego na północ od niej kraju, musi zachować daleko czasem idącą ostrożność. Oznacza to, że pewni ludzie związani z armią lub służbami wywiadowczymi muszą uzyskać pozwolenie na odbycie podróży. Jest to jednak system wprowadzony w różnym stopniu i zakresie w wielu krajach świata.

Amerykanie potrzebują specjalnego zezwolenia, by wyjechać na Kubę. Czy USA są wolnym krajem? Trudności czynione przez administrację w Waszyngtonie własnym pragnącym się udać na Kubę stanowią często barierę nie do pokonania. Mój wniosek został już dwukrotnie odrzucony przez amerykański Departament Skarbu.

Amerykanie znajdujący się na liście "no-fly" nigdzie nie mogą polecieć.

Wszyscy Amerykanie potrzebują zezwolenia na wyjazd z kraju. Pozwolenie to - które należy posiadać w wystarczającej ilości egzemplarzy - jest koloru zielonego i widnieje na nim portret prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Coś na ten wspaniały dzień, gdy dwa stulecia amerykańskiej "demokracji" osiągną swój zenit i staniemy przed wyborem: Condi vs. Hillary.

Oto fragment wypowiedzi Condoleezzy Rice udzielonej 5 kwietnia przed senacką komisją stosunków międzynarodowych, a odnoszącej się do umowy zawartej pomiędzy USA i Indiami dotyczącej współpracy w rozwoju technologii nuklearnej:

"Indie są otwartym i wolnym społeczeństwem. Rządy są stabilne i działają w sposób przejrzysty dla ludzi. Jest to demokracja, która pomimo tego, że skupia w sobie liczne religie i grupy wyznaniowe, odznacza się poszanowaniem wolności osobistych i rządami prawa. Indie są krajem wyznającym podobne wartości co my. Jest to rodząca się światowa potęga, która w naszym przekonaniu może stać się fundamentem stabilnego rozwoju w szybko zmieniającej się Azji. Indie są naturalnym partnerem politycznym dla Stanów Zjednoczonych".

A oto co napisano w przygotowanym przez Departament Stanu - i opublikowanym również 5 kwietnia - raporcie dotyczącym przestrzegania prawa człowieka, w rozdziale poświęconym Indiom:

"Rząd zasadniczo respektuje prawa swoich obywateli oraz czyni wysiłki, by ograniczać przypadki łamania praw człowieka. Wiele z problemów pozostaje jednak wciąż nierozwiązanych. Zaliczają się do nich zabójstwa w wyniku samosądu, "znikanie" ludzi, nadużywanie siły przez policję i wojsko, nieuzasadnione aresztowania, zły stan więzień, długotrwały areszt tymczasowy, tortury, śmierć w więzieniach. Przypadki łamania praw człowieka są najczęstsze w rejonie Kaszmiru i Jammu. Również częste są przypadki dyskryminacji i przemocy wobec kobiet, handel kobietami i dziećmi oraz przymuszanie ich do prostytucji i pracy. Słabość mechanizmów kontrolujących przestrzeganie prawa, powszechna korupcja, brak odpowiedzialności władz oraz przeładowany system sądownictwa tylko pogarszają i tak trudną sytuację".

Czy to nie wystarczy, by mózg zaczął się lasować?

Ciekawostka

W marcu przyjąłem zaproszenie udziału w konwencji Amerykańsko-Arabskiego Komitetu do Walki z Dyskryminacją, która odbędzie się w czerwcu w Waszyngtonie pod hasłem "Ameryka, Imperium, Demokracja na Bliskim Wschodzie". Gdy w jakiś czas później ktoś w Komitecie zdał sobie sprawę, że jestem tą osobą, której książkę polecał w styczniu Osama bin Laden, próbowano wycofać się z wcześniejszego zaproszenia uciekając się do kiepskich wymówek. Za każdym razem konsekwentnie odmawiałem, nazywając ich postawę tchórzostwem, co spowodowało, że odpuścili. Jednak po jakimś czasie znowu zmienili zdanie i oświadczyli, że "wszystkie miejsca są już obsadzone". Dwa miesiące po pierwszym zaproszeniu zdali sobie sprawę, że wszystkie miejsca są zajęte.

Amerykańscy muzułmanie są w większości konserwatystami, w 2000 roku 72 proc. z nich poparło Busha, który pokazał im później, na czym polega państwo policyjne. Dzisiaj wciąż są oni konserwatystami, ale żyją w strachu.

Władze uniwersytetów również w większości sprzyjają konserwatystom lub dają się łatwo zastraszyć działającym na kampusach organizacjom konserwatywnym. Są one częścią wielkiej ogólnonarodowej kampanii (wspomnę tylko o Davidzie Horowitzu), której celem jest atakowanie działającej na uniwersytetach lewicy, profesorów, studentów czy wreszcie zaproszonych mówców. Od 19 stycznia, czyli od dnia, w którym opublikowano nagranie bin Ladena, nie zostałem zaproszony do wygłoszenia wykładu na żadnym uniwersytecie. Kilku studentów próbowało zorganizować spotkania ze mną, jednak propozycje te spotkały się z odmową ze strony władz uczelnianych.

Speakout, mająca swoją siedzibę w Kaliforni agencja zajmująca się organizowaniem wystąpień ludzi o postępowych poglądach, poinformowała mnie, że rozmaite grupy prawicowe bardzo mocno i skutecznie przeciwdziałają organizowaniu przez nią spotkań na uniwersytetach[11].

Przypisy
[1] Washington Post, 5 maja, 2006, s. B1
[2] New York Times, 30 czerwca 2004
[3] Washington Post, 12 kwietnia 2006, s. C3
[4] Associated Press, 16 listopada 2005
[5] http://members.aol.com/essays6/abomb.htm
[6] Joyce & Gabriel Kolko, "The Limits of Power: The World and US Foreign Policy 1945-1954" (1972), rozdziały 13, 16, 17; Sallie Pisani, "The CIA and the Marshall Plan" (1991); Frances Stoner Saunders, "The Cultural Cold War: The CIA and the world of arts and letters" (2000)
[7] The Independent (London), 8 maja 2006
[8] http://www.ur.umn.edu/FMPro?-db=releases&-lay=web&-format=umnnewsreleases/releasesdetail.html&ID=2816&-Find
[9] Washington Post, 13 maja 2006, s. 10
[10] Reuters, 17 marca 2006
[11] http://www.speakersandartists.org/

William Blum
tłumaczenie: Sebastian Maćkowski



William Blum jest autorem książek:
Killing Hope: US Military and CIA Interventions Since World War 2
Rogue State: A Guide to the World’s Only Superpower (polskie wydanie www.panstwozla.pl)
West-Bloc Dissident: A Cold War Memoir
Freeing the World to Death: Essays on the American Empire
Więcej informacji o Autorze dostępnych jest na stronie www.killinghope.org

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku