Alergia na brutalność i bezmyślność z jaką policja rozpędza protestujące pielęgniarki. Potem jakaś podarta marynarka, ciąganie po sądach. Nic wielkiego, grzywna z zamianą na areszt. Gdy przychodzi komornik eksmitować rodzinę z dziećmi, siedzą na schodach. Tłumaczą, że tak nie wolno i ani drgną. Bywa, że policjanci wykręcą ręce i zawloką do suki. Jakaś szamotanina, komuś puszczają nerwy i znowu siedzą rzędem na ławie oskarżonych z ironicznymi uśmiechami przyklejonymi do twarzy.
Po nocach wyklejają na murach wezwania do pochodów, pikiet i protestów, by w wyznaczonym czasie i miejscu spotkać się znów w tym samym wąskim gronie buntowników. Do późnej nocy potem dyskutują o tym, co zrobić, co się musi stać by się ludzie obudzili, podnieśli głowy, by wreszcie runął mur. By ich marzenie rozjaśniło twarze milionów.
Rozdając ulotki często słyszą pytanie: ile wam płacą? Pytają przechodnie i ci od Pizzy Hut i kursów językowych. Teraz przecież nikt nic nie robi za darmo. A oni wierzą, że tych kilka zdań poruszy sumienia, otworzy oczy, pomoże zrozumieć i zareagować. Jednak przechodnie tylko się dziwią, uprzejmie wyciągają ręce po zadrukowane gęsto kartki albo przyspieszają kroku unikając ich spojrzeń.
Kiedy trochę dorosną idą do pracy, aby natychmiast wylecieć za zakładanie związku zawodowego. I znów sprawy w sądzie pracy, pikiety. Wyrzuceni stają pod byłym zakładem i wręczają ulotki kolegom. Każdy konflikt, strajk, protest napawa ich nadzieją, że może teraz się zacznie. Ale nic się nie zaczyna. Mija młodość i przychodzi czas by jakoś ułożyć sobie życie.
W każdym kraju tacy są. Marzyciele. Zadymiarze. Desperaci. To ginący gatunek, rzadka zwierzyna, która nie dała się złowić w sieć kablówek, supermarketów, dogodnych kredytów i przychodzenia do pracy w sobotę i niedzielę, bo szef tak chce. Są wolni, błyszczą im oczy, zwykle trudno się przy nich nudzić. Niezapłacone rachunki nie przesłaniają im tego, co jest naprawdę ważne: globalnego ocieplenia klimatu, wojen o ropę, strukturalnego bezrobocia, eksplozji demograficznej, niedoboru wody pitnej, nie mówiąc już o groźbie wyginięcia goryli i wielorybów. Gdy wszyscy wokół gonią za pieniędzmi, seksem i władzą, ktoś musi być odpowiedzialny, dorosły, dojrzały. Bo to na nich, na buntownikach opiera się bezpieczeństwo i dobrobyt świata. Oni pierwsi widzą pożar i krzyczą, że się pali. Bo to świat jest szalony, a nie buntownicy. Oni jedni widzą absurd poważnego korporacyjnego świata, który odbiera życiu smak a ludzkości przyszłość. Kiedy na jakimś G8 czy WTO zbierają się możni by popełnić kolejne szaleństwo dla zysku, przyjeżdżają ich dziesiątki tysięcy, by upomnieć się o prawa rozumu. Możni i bogaci głupcy każą wtedy biedakom w mundurach bić ich mądre głowy pałkami w próżnej nadziei, że zgłupieją i przestaną się buntować.
Czasem wymyślą coś genialnego i dostają nawet za to Nobla. Jak ten co stworzył banki dla biedaków. Takie, które wspierają a nie niszczą ludzi. Jednak ten cud ekonomii się nie upowszechni. Świat, ten szalony, przeciw któremu się buntują jest dla zysku, nie dla ludzi.
W Indiach, kraju dotkniętym chroniczną klęską suszy, z powodu, której całe rodziny popełniają zbiorowe samobójstwa, koncern Coca-Cola czerpie bezpłatnie wodę, butelkuje ją i sprzedaje z olbrzymim zyskiem spragnionym nędzarzom ich własną wodę. Koncern Nestle wyprodukował mleko w proszku, które uzależniało niemowlęta. Mleko to trafiło do afrykańskiej strefy Sahelu. Kiedy go zabrakło dzieci marły z głodu mimo, że dawano im inne mleko. W Nigerii koncern naftowy Shell nakłonił rząd tego kraju, aby dokonał eksterminacji ludu Ogoni zamieszkałego na terenach roponośnych, gdyż lud ten sprzeciwił się wejściu koncernu na jego teren. Koncerny farmaceutyczne osiągają zyski dochodzące do kilku tysięcy procent, podczas gdy miliony ludzi umierają na uleczalne choroby, bo koncerny pilnują zakazu wytwarzania leków generycznych, o takim samym składzie, co firmowe, ale tanich. W Polsce, kraju należącym do Unii Europejskiej, trzy miliony bezrobotnych nie ma prawa do zasiłku, ani żadnego stałego źródła utrzymania. Piekarz, który oddaje chleb głodnym jest rujnowany podatkiem VAT, za to producenci, którzy niszczą żywność po to by utrzymać jej cenę rynkową nie popełniają żadnego wykroczenia, mimo, że wciąż miliony ludzi, w tym dzieci, umiera z głodu. I kto tu jest głupi towarzysze?
Piotr Ikonowicz