Wojna bez dyskusji
Znacząca była rola Sikorskiego w sprawie zaangażowania Polski w wojnę w Afganistanie. Zazwyczaj gdy demokratyczny kraj wysyła żołnierzy na wojnę to toczy się ożywiona debata wokół celowości takiego posunięcia. U nas jednak decyzja o wysłaniu wojska na wojnę nie wymagała dyskusji. Trzeba było o niej tylko odpowiednio poinformować. Zadania tego podjął się minister Sikorski, który zręcznie sączył informacje przy użyciu socjotechnicznych metod.
Najpierw dowiedzieliśmy się, że żołnierze do Afganistanu jechać muszą, bo takie zobowiązanie złożył poprzedni rząd, ale pojedzie tam tylko 700 żołnierzy, którzy będą ochraniać bazy i nie będą brali udziału w walkach. Potem poinformowano, że może pojawić się konieczność użycia polskich oddziałów w wyjątkowych sytuacjach. Następnie ogłoszono, że polski kontyngent liczyć będzie 1000 żołnierzy. Dopiero wtedy minister mógł powiedzieć całą prawdę, która jeszcze kilka miesięcy wcześniej byłaby piorunująca: "Misja w Afganistanie będzie prawdopodobnie najbardziej wymagającym zadaniem dla polskiej armii od czasów szturmu Berlina w 1945 r.".
Minister Sikorski twórczo rozwinął metodę zapoczątkowaną przez jego poprzedników, która polega wyłącznie na informowaniu ludzi o decyzjach rządu i przekonywaniu ich, że poziom zaangażowania militarnego zależy od jakichś mechanizmów niezależnych od decyzji rządu suwerennego państwa. Pewnie dlatego, że Polacy generalnie są przeciw wysyłaniu wojsk ich kraju na zagraniczne misje bojowe, rządzący wspierani przez dominujące media tworzą atmosferę zgody na wypełnianie jakichś mitycznych zobowiązań. Zamiast ważenia racji, charakterystycznego dla demokratycznej debaty, mamy powtarzane jak zaklęcia frazy o polskiej racji stanu i dotrzymywaniu zobowiązań. Każdy kto chciałby zacząć dyskusję, jest od razu naznaczony jako przeciwnik polskich interesów i zwolennik niedotrzymywania obietnic.
Uniwersytet bez dyskusji
Niedawno minister Sikorski zapragnął przenieść tę atmosferę w mury Uniwersytetu. Podczas debaty zorganizowanej na UW przez "Dziennik" z udziałem Ryszarda Legutki i Normana Podhoretza na sali pojawili się przeciwnicy wojny w Iraku i polityki zagranicznej USA. Po intensywnej wymianie zdań między panelistami a działaczami antywojennymi tych ostatnich Straż Uniwersytecka i ubrany po cywilnemu oficer BOR zaczęli wyrzucać z sali. Minister Sikorski mobilizował strażników, aby skuteczniej wykonywali swą pracę i zapowiedział, że jeśli sobie nie poradzą, to wezwie Żandarmerię Wojskową. Dla ministra naturalna wydawała się propozycja, aby problemy różnic w poglądach na temat stosunków międzynarodowych rozwiązać za pomocą metod policyjnych.
Postawa Sikorskiego godzi w autonomię Uniwersytetu jako zagwarantowanej przestrzeni otwartej debaty, gdzie o przewadze ma decydować umiejętność formułowania argumentów, a nie zdolność do podparcia swych przeświadczeń siłą fizyczną. Gdyby dymisja nastąpiła po wydarzeniach na Uniwersytecie, byłoby to zrozumiałym przywróceniem naruszonego porządku, w którym szanuje się niezależność przestrzeni swobodnej wymiany myśli. Tak się jednak nie stało. Radosława Sikorskiego nie dotknęła też żadna anatema. Gdy podał się do dymisji, w jego obronie stanęły rozliczne autorytety od Zbigniewa Brzezińskiego po Aleksandra Kwaśniewskiego, którym najwidoczniej nie przeszkadzał fakt, że były minister chce modelować przestrzeń debaty na temat stosunków międzynarodowych za pomocą żandarmerii.
Sikorski jako symbol
Radosława Sikorskiego można uznać za symbol tego, co zdarzyło się w naszej polityce zagranicznej po wejściu do Unii Europejskiej. Przez piętnaście lat to wejście do Unii było celem zabiegów większości sił politycznych. Choć można było mieć zastrzeżenia co do poziomu debaty towarzyszącej akcesji, to jednak wizja referendum sprawiała, że formułowano argumenty i zabiegano o to, aby przekonać Polaków co do zasadności głosowania na „tak". Im bliżej było wejścia do Unii, tym bardziej na pierwszy plan w polskiej polityce zagranicznej wysuwały się stosunki z USA.
Ten nowy cel polityki zagranicznej potwierdzany był znaczącymi działaniami polskiego rządu, takimi jak wysłanie wojsk do Iraku czy zakup samolotów F-16. Najważniejsze jest jednak to, że tej zmianie priorytetów towarzyszyła zmiana sposobu uprawomocniania celów polityki zagranicznej. Obecnie nie dąży się do przekonania ludzi o sensowności określonych działań. Zamiast tego mamy moralny szantaż polską racją stanu i podkreślanie, że nie możemy zawieść naszych przyjaciół. Dominacja języka familiarności i przyjacielskich więzów sprawia, że polityka zagraniczna staje się coraz bardziej niezależna od racjonalnych argumentów. Radosław Sikorski z jego bliskimi związkami z Amerykanami i niechęcią wobec demokratycznej debaty jest uosobieniem i jednym z najważniejszych architektów takiego sposobu uprawiania polityki zagranicznej. Byłoby dobrze, gdyby jego odejście było pierwszym krokiem na drodze do wyrwania się z tej irracjonalnej dynamiki.
Maciej Gdula
Tekst ukazał się na stronie "Krytyki Politycznej" (www.krytykapolityczna.pl).