Ostrowska: Aaaaaby... zalegalizować aborcję

[2007-06-21 15:50:15]

Liga Polskich Rodzin – skrajnie prawicowe ugrupowanie skupiające fundamentalistów religijnych – miała ambicję zmienić Konstytucję. Na razie odpuścili sobie wprowadzanie Boga do każdego artykułu ustawy zasadniczej, na później zostawili też definicję „prawdziwego Polaka”. Zaczęli od wzięcia się za kobiety. Oficjalnie – dążą do wzmocnienia ochrony nienarodzonych

Skrajna prawica przedstawiła projekt zmiany Konstytucji, który spowodowałby, że już na poziomie podstawowego aktu prawnego w państwie kobietę obowiązywałby bezwzględny zakaz przerywania ciąży. I bez tego Polska jest jedynym – obok Irlandii – krajem Unii Europejskiej, gdzie obowiązują tak restrykcyjne zapisy antyaborcyjne. Tzw. ustawa antyaborcyjna w praktyce odbiera kobietom prawo do decydowania o sobie i swoim życiu. Ustawa przewiduje tylko trzy okoliczności pozwalające kobiecie legalnie przerwać ciążę: gdy jest ona wynikiem gwałtu, gdy zagraża życiu lub zdrowiu matki oraz gdy badania prenatalne wykazują nieuleczalne wady płodu. Jeśli więc kobieta zachodzi w ciążę i z różnych względów nie chce lub nie może jej donosić, o jej dalszym losie decydują lekarze, sędziowie, a przede wszystkim – księża. Mężczyźni.

Poprawka Konstytucji, zaproponowana początkowo przez LPR, przewidywała uzupełnienie zapisu art. 38 Konstytucji o ochronę życia ludzkiego „od poczęcia do naturalnej śmierci”. Taka zmiana ustawy zasadniczej pociągałaby za sobą zaostrzenie dotychczasowej ustawy antyaoborcyjnej, a więc wykreślenie z niej większości wyjątków, które pozwalają dziś na legalną aborcję. Oznaczałaby też konstytucyjny zakaz eutanazji. Dotychczasowe doświadczenia każą przypuszczać, że praktyka stosowania prawa o wiele bardziej niż prawo uderzałaby w kobiety, bowiem wielu lekarzy – ze względów koniunkturalnych, albo po prostu ze strachu – odmawiałoby ratowania życia kobiety, zagrożonego przez ciążę. W praktyce oznaczałoby to więc upodmiotowienie zarodka kosztem praw i podmiotowości kobiety, których ta – będąc w ciąży – zostałaby zupełnie pozbawiona. Mielibyśmy też do czynienia z paradoksem, gdy zapis mówiący o prawnej ochronie życia, narażałby życie kobiety na rzecz życia płodu.

Podobne poprawki do konstytucji zaproponowało rządzące Prawo i Sprawiedliwość, a dokładnie – nadzwyczajna komisja sejmowa, powołana w celu rozpatrzenia tych propozycji. Posłowie PiS chcieli, by w art. 30 Konstytucji dopisać zdanie o „przyrodzonej godności człowieka od momentu poczęcia”. Zapisu o ochronie życia „do naturalnej śmierci” tam nie było, bowiem opowiadający się za ochroną płodów PiS jest jednocześnie... zwolennikiem przywrócenia w Polsce kary śmierci. Kilka wariantów zmiany Konstytucji zgłosił też prezydent, Lech Kaczyński (PiS). W pierwszym wariancie Kaczyński proponował zapis o „ochronie życia od poczęcia” - bez „do naturalnej śmierci”. Drugi wariant przewidywał nie tylko ochronę płodów, ale też nakładał na władze państwowe obowiązek troski nad kobietami w ciąży. Czwarty wariant miał zmieniać „zaledwie” przepisy przejściowe i końcowe ustawy zasadniczej i tam miały być zawarte przepisy antyaborcyjne. Rzecz w tym, że ostatnie rozwiązanie wykluczałoby ogólnonarodowe referendum w sprawach aborcji, bowiem Konstytucja przewiduje, że te końcowe przepisy nie mogą być poddane pod referendum. Uzupełniniem tej ostatniej zmiany miał być – wedle założeń prezydenta – również zapis o tym, że dotychczas obowiązująca ustawa antyaborcyjna nie będzie mogła być nigdy bardziej liberalna niż była w momencie zmiany konstytucji. Ostatnia zmiana byłaby więc nie tylko niekorzystna dla kobiet – podobnie jak inne propozycje – ale wręcz wybitnie antydemokratyczna.

Taki kształt propozycji zmian w ustawie zasadniczej został przedstawiony wiosną 2007 r. Wcześniejsze propozycje były niejasne, ale dla środowisk broniących praw kobiet było jasne, do czego takie zmiany będą zmierzać. Dlatego juz w 26 października 2006 r. - gdy pojawiły się pogłoski o planowanej zmianie prawa – do Sejmu wybrała się delegacja feministek w towarzystwie kilku związkowców-górników. Tego dnia młody i radykalny działacz LPR, Wojciech Wierzejski, przedstawiał w parlamencie ogólne założenia postulowanych przez jego partię zmian w polskiej Konstytucji. Na czele delegacji feministycznej stała Wanda Nowicka – wieloletnia działaczka na rzecz praw kobiet i przewodnicząca Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Gdy Wierzejski skończył swoje wystąpienie, członkowie delegacji krzyknęli w jego stronę: „faszysta!”. Wierzejski wytoczył Nowickiej proces o zniesławienie, a ponieważ i Wierzejski i Nowicka kandydowali wówczas na urząd prezydenta Warszawy, proces odbył się po 24 godzinach w przyspieszonym trybie wyborczym. Sąd pozew Wierzejskiego oddalił z braku dowodów.

Finał zmagań o zmianę Konstytucji miał miejsce 13 kwietnia 2007 r., gdy na posiedzeniu plenarnym Sejmu doszło do głosowań nad kolejnymi propozycjami zmian w ustawie zasadniczej. Środowiska kobiece oraz lewica radykalna zorganizowały tego dnia wielogodzinny wiec pod budynkiem Sejmu przeciwko zmianie prawa. Kolejne poprawki, nad którymi odbywało się głosowanie, nie przechodziły. W końcu wszystkie upadły. Stało się tak jednak nie dlatego, że w Semie jest znacząca grupa światłych posłów, gotowych bronić prawa kobiety do decydowania o sobie – bo takich tam nie ma - ale dlatego, że religijnym fundamentalistom nie udało się zdobyć większości wymaganej do zmiany Konstytucji.

Mimo że debata nad zmianą Konstytucji może się odbyć tylko raz podczas jednej kadencji Sejmu, nie ulega wątpliwości, że prawica nie porzuci dążeń do takiej zmiany prawa, by odbierało ono kobietom w Polsce ich elementarne prawa, w tym – prawo do decydowania o swoim macierzyństwie. Dowodzą tego doświadczenia Polek, którym po 1898 r. systematycznie ogranicza się prawa.

Historia polskiej hipokryzji

Nie zapominajmy, że obowiązującą obecnie w Polsce ustawę antyaborcyjną wprowadzono pod naciskiem Kościoła katolickiego, który od początku lat dziewięćdziesiątych systematycznie wzmacnia swoją pozycję oraz wpływ na społeczeństwo i władze państwowe. Był to wyraz wdzięczności dawnej opozycji za wsparcie w walce z poprzednim ustrojem. Nie dość, że ustawa ta jest bardzo restrykcyjna, to w praktyce wielu jej zapisów – tych mniej niekorzystnych dla kobiet – nie przestrzega się. Poza tym, wbrew temu, co twierdzi centrolewica skupiona w Sojuszu Lewicy Demokratycznej (SLD) – defensywnie broniąca niekorzystnego dla kobiet status quo – obecnie obowiązująca ustawa nie jest żadnym kompromisem. Jest wynikiem kapitulacji środowisk, których politycznym obowiązkiem była obrona praw kobiet, w tym jednego z ich praw podstawowych – do decydowania o swoim macierzyństwie.

W Polsce już na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych XX w. doszło do burzliwej dyskusji nad warunkami dopuszczalności aborcji. Kościół katolicki i wyrażająca jego polityczne interesy prawica były tradycyjnie przeciwne jakimkolwiek przejawom świadomego macierzyństwa. Wprowadzony w 193 r. zakaz aborcji przewidywał przede wszystkim ściganie kobiet, które się jej poddały, oraz lekarzy i osób, które pomagały przy zabiegu. Polki czekały na zliberalizowanie restrykcyjnych zapisów antyaborcyjnych dość długo – jeszcze zaraz po II wojnie światowej nowa władza, określająca się mianem robotniczej, podtrzymywała je. Zakaz aborcji tłumaczono zniszczeniami wojennymi i potrzebą rąk do pracy. Antyaborcyjne przepisy zostały zliberalizowane dopiero po śmierci Stalina. 27 kwietnia 1956 r. Sejm PRL uchwalił ustawę pozwalającą na przerywanie ciąży ze względów społecznych, co w praktyce oznaczało „na żądanie”. Jak widać, dopiero na fali „odwilży” po śmierci Stalina oraz po zmianie władzy udało się zliberalizować prawo. Nie jest więc prawdą to, co obecnie powtarza prawica – że to Stalin wprowadził w PRL „aborcję na życzenie”. Było zupełnie odwrotnie. Nie przeszkadzało to jednak przewodniczącemu Klubu Parlamentarnego LPR Markowi Kotlinowskiemu mówić w Sejmie o tej liberalizacji, jako o dziele komunistów, którzy „…narzucając w warunkach dyktatury zbrodniczą ustawę zrealizowali doktrynę samego Lenina”. Ustawa ta formalnie obowiązywała do 1993 r., choć zakusy jej zaostrzenia miały miejsce kilkakrotnie już na samym początku lat dziewięćdziesiątych.

„Katolicki ruch społeczny, piętnujący i zwalczający przerywanie ciąży jako zabijanie «dzieci poczętych» albo «nienarodzonych» i dążący do zniesienia liberalnego prawa, rozwijał się po 1980 roku i wyraźnie utożsamiał legalność aborcji z komunizmem” - pisze pisarka i feministka Kazimiera Sczuka w głośnej książce „Milczenie owieczek. Rzecz o abrocji” (wyd. W.A.b>, Warszawa 2004 r., s. 228). „Wprowadzenie pierwszych ograniczeń po roku 1989 poprezdzały dyskusje toczone na łamach katolickiej pracy, w rodzaju «Czy w szpitalu-pomniku Centrum Zdrowia Matki Polki mogą być przeprowadzane aborcje?» - przypomina Szczuka.

Przełom 1989 roku i zmiana ustroju, z restauracją kapitalizmu i wprowadzeniem wolnych wyborów na czele, stały się dla skrajnej, narodowo-katolickiej prawicy wyraźnym sygnałem do ofensywy. Propozycja zaostrzenia prawa antyaborcyjnego była jedną z pierwszych inicjatyw tych ugrupowań. Nie walka z powstałym wówczas i narastającym zjawiskiem bezrobocia czy biedy, ale z wszelkimi przejawami swobód osobistych, szczególnie dotyczących kobiet. Wahnięcie politycznego wahadła w przeciwną stronę stało się dla skrajnej prawicy wymarzoną okazją do przeforsowania swoich projektów – pod dyktatem Kościoła. Był to zresztą jeden z pierwszych odczuwalnych przez Polaków efektów zmiany ustrojowej, określanej jako „odzyskanie wolności”. Wprowadzenie demokratycznych zasad głosowania miało pozwolić społeczeństwu decydować o sobie. W tym czasie jedyną autentycznie zorganizowaną siłą – po rozbiciu w czasie stanu wojennego oddolnego ruchu związkowego i obywatelskiego – był Kościół katolicki oraz współpracujące z nim organizacje. Miały nie tylko siłę przebicia. Dysponowały też potrzebną infrastrukturą (parafie, stowarzyszenia, fundacje, wydawnictwa oraz pieniądze państwowe itd.) i potrafiły skutecznie wpływać na opinię publiczną oraz mobilizować własne szeregi m.in. podczas wyborów. Jedną z politycznych reprezentacji tych nurtów było Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, niewielka, ale wpływowa partia narodowo-katolickich fundamentalistów.

Zaraz po 4 czerwca 1989 r., gdy dawna władza pozwoliła na częściowo wolne wybory do Sejmu, katolicka prawica zgłosiła bardzo restrykcyjny projekt ustawy „o ochronie nienarodzonego dziecka”. Przewidywał on odpowiedzialność karną kobiety dokonującej aborcji – do trzech lat więzienia. Wtedy nie udało się przeforsować tego projektu w Sejmie. Kolejną próbę podjęto rok później tak, by zdążyć przed planowaną na 1991 r. pielgrzymką Jana Pawła II do Polski. Miał być to „prezent” dla Papieża-Polaka. W kwietniu 1990 r. II Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ „Solidarność” przyjął uchwałę, w której opowiedział się za prawną ochroną życia od poczęcia. Podobną uchwałę przyjął zjazd „S” Rolników Indywidualnych. Działania prawicy w Sejmie miały te uchwały zamienić w powszechnie obowiązujące prawo.

W tym samym roku odbyły się konsultacje narodowe o dopuszczalności aborcji. Zwyciężyła w nich strona fundamentalistyczna, bo choć dane sondażowe wskazywały, że ponad połowa Polaków opowiada się za liberalnym prawem w tym zakresie, to skrajna prawica oraz Kościół dysponowały zdecydowanie lepszymi możliwościami mobilizacji społecznej. Podpisy przeciwników wolnego wyboru były zbierane m.in. w szkołach przez rodziców dzieci chodzących na religię. Przypomnijmy, że religia do szkół wróciła w Polsce w 1990 r. i od samego początku istniała presja społeczna, by posyłać na nią dzieci, zwłaszcza na lekcje dominującej w polskim społeczeństwie religii rzymskokatolickiej. Wyznawanie bądź nie religii przestało być sprawą prywatną, stając się swoistą deklaracją polityczną tego, czy ktoś opowiada się za zachodzącymi zamianami, czy też jest pogrobowcem potępionego systemu. Wyniki konsultacji społecznych ogłoszono w styczniu 1991 r. Uczestniczyło w nich 1,7 mln Polaków – mniej niż 5% społeczeństwa – z czego 1,5 mln (89%) opowiedziało się za ograniczeniem prawa do aborcji. Ustawa jednak w Sejmie nie przeszła i tym razem.

Podczas senackich prac nad nową Konstytucją prawica, która po wyborach zdominowała Senat (izbę wyższą parlamentu), opracowała zapis mówiący o „ochronie życia od poczęcia”. W pracach tych uczestniczył obecny premier, Jarosław Kaczyński. Ostatecznie Konstytucja uchwalona w kwietniu 1997 r. zawiera kompromisowy zapis – w ogóle nie wspomina o ochronie życia od momentu poczęcia, pozostawiając ten dylemat do rozstrzygnięcia sumieniom samych obywateli.
W czerwcu 1992 r. powstała Polska Federacja Ruchów Obrony Życia, skupiająca działaczy katolickich opowiadających się za bezwzględnym zakazem aborcji i kryminalizacją przerywania ciąży. Działacze Federacji od początku założyli, że wyznawany przez nich światopogląd stanie się powszechnie obowiązujący jako prawo państwowe. Ciekawe są okoliczności powstania Federacji – 23 marca Marszałek Senatu Alicja Grześkowiak zaprosiła do Senatu przedstawicieli „powstających spontanicznie” organizacji katolickich przeciwnych legalnej aborcji. Spotkanie było poświęcone wypracowaniu „skuteczniejszych niż dotychczas form działania, zjednoczeniu wysiłków i powołaniu wspólnej reprezentacji”, której celem miała być walka o zmiany prawne ubezwłasnowolniające kobiety. Kościół i prawica prowadziły walkę na kilku frontach jednocześnie, a strona, po której można było spodziewać się obrony prawa kobiet do wyboru, systematycznie ustępowała.

Na początku lat dziewięćdziesiątych prawica zdominowała media i zaczęła prowadzić intensywną działalność ideologiczną, współdziałając przy tym z częścią środowisk intelektualnych spłacających dawne długi wobec Kościoła. Tak więc restauracji kapitalizmu na modłę neoliberalną towarzyszyło systematyczne ograniczanie prawa kobiet do decydowania o sobie. Jednocześnie prowadzono nagonkę na wszystko i wszystkich, co kojarzyło się z dawnym ustrojem – rozpętano histerię dekomunizacji i lustracji, a większość społeczeństwa, zamiast triumfować, czuła się zmęczona i zastraszona. Taka atmosfera utrudniała części środowisk skuteczną walkę o prawa kobiet, w tym – prawo do legalnej i bezpiecznej aborcji, które na zachodzie Europy – do której Polska wtedy aspirowała – od dawna było oczywistością.

Ówczesna walka z kobietami prowadzona była w tle tzw. walki na górze, czyli wewnętrznych sporów i podziałów w środowisku dawnej opozycji solidarnościowej. Ograniczanie praw kobiet oraz zakaz aborcji przeciwstawiony wolności wyboru nazywano „tematami zastępczymi”. I tak jest do dzisiaj. Mimo że prawa reprodukcyjne zdecydowanie bardziej ważą na życiu każdego z nas, niż najbardziej nawet medialne spory i przetasowania personalne w tzw. elitach politycznych.

Pierwsze zawiedzione nadzieje

W styczniu 1993 r. uchwalono ustawę „o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży”. Ustawa ta, po kilku zmianach, obowiązuje do dzisiaj. Mówi ona o „przyrodzonym PRAWIE do życia”, tymczasem prawica zinterpretowała to jako „obowiązek”. Obowiązek nałożony na kobietę i państwowe organy ścigania, które każdą „niesubordynowaną” kobietę miały bezwzględnie ścigać. Dotąd polska prawica dba wyłącznie o to, by ciąże nie były przerywane, nie zawracając sobie raczej głowy tym, co ma się dziać z niechcianymi dziećmi i ich rodzicami. Co więcej, prawicy restrykcyjne zapisy w ustawach szczegółowych nie wystarczają – stąd pomysł, by zmienić polską Konstytucję.

Restrykcyjne zapisy obowiązującego obecnie prawa antyaborcyjnego udało się zliberalizować jedynie na krótko. Jesienią 1993 r. większość parlamentarną zdobyła centrolewica z socjaldemokratycznym Sojuszem Lewicy Demokratycznej na czele. W 1994 r. Sejm przyjął poprawkę dopuszczającą przerywanie ciąży ze względów społecznych. Było jasne, że ta poprawka nie przejdzie, ponieważ urzędujący wówczas prezydent, Lech Wałęsa, od początku sprzeciwiał się takim zmianom w prawie. Zgodnie z przewidywaniami Wałęsa zmianę ustawy zawetował.
W 1996 r. sytuacja się zmieniła, ponieważ wybory prezydenckie wygrał wywodzący się z SLD Aleksander Kwaśniewski. Dyskusja nad dopuszczalnością aborcji wróciła, a Sejm zaczął prace nad kolejną próbą liberalizacji przepisów. Parlamentarna Komisja Nadzwyczajna zajmująca się liberalizacją ustawy antyaborcyjnej ponad trzy miesiące dyskutowała nad nowymi zapisami. Ostatecznie ustawę złagodzono, uzupełniając ją o nowe warunki, m.in. taki, że aborcja miała być dopuszczalna, gdy kobieta znajdowała się w trudnej sytuacji życiowej. Poza tym do szkół miały zostać wprowadzone lekcje edukacji seksualnej, a państwo miało refundować kilka wybranych środków antykoncepcyjnych. Prawo to obowiązywało zaledwie kilka miesięcy, bowiem jednym z pierwszych działań prawicowej Akcji Wyborczej Solidarność, która przejęła władzę po wyborach parlamentarnych jesienią 1997 r., było ponowne zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej.

Prawica skierowała ustawę do Trybunału Konstytucyjnego, który orzekł – wyraźnie nadinterpretując zapisy ustawy zasadniczej – że przerywanie ciąży ze względów społecznych jest niezgodne z Konstytucją. „Dążenie do zmiany prawa zostało uznane za sprawę przegraną, w wysiłki organizacji kobiecych, przede wszystkim Federacji na Rzecz Kobiety i Planowania Rodziny, skupiaja się na walce o przestrzeganie prawa przez lekarzy w szpitalach, czyli dopuszczanie kobiet do badań prenatalnych i wykonywanie zabiegów legalnych w świetle obowiązującej ustawy” (Szczuka, s. 228). Zamiast edukacji seksualnej, prawica wprowadziła inny przedmiot – Wychowanie do Życia w Rodzinie. Nie ma tam miejsca na obiektywne i naukowe informowanie o ludzkiej seksualności i sposobach zapobiegania niechcianej ciąży. Lekcje te to przykład skrajnej indoktrynacji młodych ludzi w myśl „jedynie słusznej” ideologii – nauczania Kościoła katolickiego. Prawica wycofała podręczniki do edukacji seksualnej, napisane przez uznanych i cenionych naukowców, i pozbawione naleciałości ideologicznych. Zamiast tego, młodzi Polacy uczą się z podręczników opracowanych przez katolickie pary małżeńskie, wychwalające „naturalne metody planowania rodziny”, potępiające seks przed ślubem, piętnujące homoseksualizm i promujące tradycyjny model rodziny, w którym kobieta jest strażniczką domowego ogniska – niepracującą i potulnie czekającą z gromadką dzieci na powrót „głowy rodziny”, męża, do domu. Im więcej dzieci ma rodzina, tym większa jej wartość i spełnienie kobiety jako człowieka. Nie rzadko w tych podręcznikach – oraz w oficjalnych wypowiedziach polskiej prawicy – potępia się aktywność zawodową kobiet, określając ją jako niezgodny z naturą egoizm.

O dofinansowaniu środków antykoncepcyjnych z budżetu państwa – na co liczyli politycy, którzy zrezygnowali z walki o liberalizację prawa do aborcji - nie było już mowy. Za to dużo mówiono o tzw. naturalnych metodach planowania rodziny – czyli takich, które dopuszcza Kościół katolicki. Z kolei badania prenatalne, pozwalające wykryć nieuleczalne wady płodu - które dopuszcza obecnie obowiązująca ustawa - są praktycznie niedostępne i mało która kobieta wie, że są one bezpłatne. „Wie” za to, iż rzekomo mogą one zagrozić płodowi – tak twierdzi Kościół – woli więc ich w ogóle nie robić. Efekt jest taki, że polskie kobiety (i mężczyźni) nie tylko nie maja prawa do legalnej i bezpiecznej aborcji, gdy okoliczności życiowe zmuszałyby je do takiej decyzji, ale również pozbawione są elementarnej wiedzy o swoim zdrowiu, o funkcjonowaniu ich organizmów, o seksualności oraz o przysługujących im prawach. Zamiast tego, od wczesnej młodości w publicznych szkołach wpajane są im mity rodem z katolickiego Katechizmu i drobnomieszczańskiej moralności. Zwykle nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Niesie to za sobą szereg konsekwencji.

Kolejna zawiedziona nadzieja

W 2001 r. SLD wrócił do władzy. Wielu z tych, którzy wtedy oddali swoje głosy na jedyne duże ugrupowanie określające się jako lewicowe, kierowało się nadzieją na zastopowanie ofensywy prawicy na płaszczyźnie ideologicznej. W sferze gospodarczej wyborcy mieli takie złudzenia w 1993 r., gdy po raz pierwszy oddali Sojuszowi władzę. I tym razem jednak nadzieje wyborców pozostały niespełnione. Główną organizacją pozarządową zaangażowaną w walkę o legalną i bezpieczną aborcję jest założona w 1992 r. Federacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, kierowana przez Wandę Nowicką. Mimo ogromnych wysiłków Federacji, socjaldemokratyczni posłowie nie przeforsowali w Sejmie efektów jej prac.

Prawa kobiet przegrywały z tzw. ważniejszymi sprawami. Od 2001 r. podstawową bolączką elit politycznych było wprowadzenie Polski do struktur Unii Europejskiej. Niezwykle ważna była w tej sprawie postawa Kościoła, zwłaszcza że krótko przed referendum unijnym (2003 r.) do Polski przyjechał Jan Paweł II. Rząd Leszka Millera zdecydował, że integracja z neoliberalnymi strukturami UE jest ważniejsza niż prawa kobiet i, w zamian za poparcie Kościoła, zawiesił dążenie do liberalizacji ustawy antyaborcyjnej. W marcu 2004 r. projekt liberalizacji ustawy trafił do ówczesnego Marszałka Sejmu, Józefa Oleksego (SLD). Ten nawet nie zdecydował się przekazać go pod obrady. Do dziś wielu zwolenników lewicy wytyka SLD, że prawa kobiet traktuje się w sposób instrumentalny, w zależności od aktualnej koniunktury politycznej.

Po wyborach w 2005 r. Sejm zdominowała prawica. Zwycięskie Prawo i Sprawiedliwość stworzyło koalicję rządową z Ligą Polskich Rodzin i Samoobroną. Zmianę Konstytucji nie przypadkiem zaproponowali posłowie LPR, powiązani nie tylko z Kościołem katolickim, ale również z jego prawicowym skrzydłem, reprezentowanym przez fundamentalistyczne Radio Maryja. Rządząca prawica od momentu przejęcia władzy skupiła się na dalszym ograniczaniu praw kobiet. Z jednej strony w Sejmie trwają prace nad zaostrzeniem prawa do aborcji, z drugiej – trwają dyskusje o rzekomej szkodliwości badań prenatalnych, wydłuża się urlopy macierzyńskie i promuje model rodziny rodem z III Rzeszy. Jednocześnie trwają działania propagandowe: przejmowanie mediów publicznych i propagowanie w nich jedynie słusznego światopoglądu – skrajnie katolickiego i narodowego. To samo dzieje się w szkołach, odkąd ministrem edukacji został lider LPR, Roman Giertych.

Skutkiem obowiązującej obecnie, podobno „kompromisowej” ustawy antyaborcyjnej, są setki tragedii, których nie doświadczają jednak twórcy tego antyludzkiego prawa, lecz kobiety i ich niechciane dzieci. Nie ma tygodnia, by polskie media nie doniosły o kolejnym martwym noworodku, znalezionym w śmietniku, w plastikowej torbie pod blokiem czy w krzakach. Głośne były sprawy dwóch rodzin, w których małżeństwa wspólnie zabijały kolejne niechciane dzieci, a ich zwłoki chowały do dużych plastikowych beczek, normalnie służących do kiszenia kapusty. Dotyczy to przede wszystkim kobiet ze wsi i małych miasteczek, pozbawionych wiedzy i dostępu do nowoczesnej antykoncepcji, a także kobiet ubogich, których nie stać na drogi zabieg w podziemiu aborcyjnym.

Skutkiem obecnej ustawy antyaborcyjnej jest podwójna moralność, która zdominowała polskie społeczeństwo. W każdej lepszej gazecie można znaleźć mnóstwo ogłoszeń, formułowanych w mniej czy bardziej zakamuflowany sposób. „Wywoływanie miesiączki”, „Zabiegi – pełny zakres”, „Zabiegi – dyskretnie”. Jeśli się ma pieniądze, nie ma problemu z przerwaniem niechcianej ciąży, ale fakt, ze jest to nielegalne, podbija cenę na „czarnym rynku”. Tradycyjny zabieg aborcji kosztuje od 1,5 zł (ok. 400 EURO) do nawet 4 tys. zł (ok. 1 tys. EURO). Wielu kobiet na to nie stać. Płaca minimalna wynosi w Polsce ok. 940 zł (ok. 250 EURO), czyli jakieś 600 zł netto (ok. 160 EURO). Z pewnością nie mogą sobie na to pozwolić kobiety bezrobotne (w Polsce większość bezrobotnych, zwłaszcza długotrwałych, to kobiety. Prawo do zasiłku dla bezrobotnych jest obwarowane tyloma warunkami, że obecnie ponad 80 proc. ludzi bez pracy nie ma do niego prawa).

Ceny zabiegów aborcji prawdopodobnie wkrótce wzrosną, a to z powodu rosnącego ryzyka ich przeprowadzania. Oto bowiem coraz częściej dowiadujemy się o „nalotach” patroli policyjnych na prywatne kliniki – po anonimowym donosie o planowanym, nielegalnym zabiegu aborcji, do kliniki wkracza uzbrojone komando policji, gotowe przerwać zabieg aborcji nawet w jego trakcie (choć to bezpośrednie zagrożenie życia kobiety). Lekarze natychmiast tracą prawo do wykonywania zawodu. Kobiety trafiają pod kontrolę i wymusza się od nich obietnicę, że urodzą dziecko. Zwiększone ryzyko podbija cenę.

Światełko w tunelu

W marcu 2007 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu orzekł, że Polska naruszyła prawo do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego Alicji Tysiąc – Polki, która zaskarżyła polskie władze za odmowę przeprowadzenia legalnego zabiegu aborcji. Tysiąc, matka dwójki dzieci, od wielu lat cierpiała na poważną i nieuleczalną wadę wzroku. Kolejna ciążą oznaczała dla niej kalectwo – utratę wzroku oraz m.in. niemożność wychowania dwójki dzieci, które już były na świecie. Choć kilku okulistów potwierdziło, że ciąża zagraża jej zdrowiu, odmówili jednocześnie wydania odpowiedniego zaświadczenia, które uprawniałoby ją do legalnej aborcji. Również żaden ginekolog nie odważył sie wydać jej takiego zaświadczenia. Po porodzie, Tysiąc stała sie inwalidką. Państwo polskie ma jej wypłacić 25 tys. EURO odszkodowania. To ważne, bo kobieta – na skutek problemów ze zdrowiem – jest bezrobotna.

Kobiet w podobnej sytuacji jak Alicja Tysiąc, są w Polsce tysiące. Ona pierwsza (i jak dotąd jedyna) miała odwagę dochodzić swoich praw w międzynarodowych instytucjach sprawiedliwości. Utraconego zdrowia nikt jej jednak nie zwróci. Wiele kobiet w Polsce nie tylko staje się inwalidkami bądź rodzi kalekie dzieci, ale wręcz umiera m.in. dlatego, że lekarze nie chcą ich kierować na badania prenatalne, albo odmawiają wypisania zaświadczenia o wskazaniach do legalnego zabiegu. Problemem w Polsce jest więc nie tylko dążenie do zliberalizowania restrykcyjnego prawa, ale nawet do tego, by lekarze i państwo przestrzegały to restrykcyjne prawo. Wygrana Alicji Tysiąc dała taką nadzieję. Nie jest wykluczone, że w ślad za nią, Trybunał Sprawiedliwości zaczną szturmować kolejne kobiety, potraktowane podobnie jak Alicja.
Polki, których reprezentacja w organach przedstawicielskich po 1989 r. stopniała do kilkunastu procent, nie są w stanie skutecznie walczyć o korzystne dla siebie prawo. To bowiem ustanawia parlament zdominowany przez mężczyzn, ostatnio głównie z fundamentalistycznych i reakcyjnych partii politycznych. Kolejne zasądzane odszkodowania za zniszczone zdrowie i życie, liczone w setkach tysięcy, a może i milionach EURO, mogą stać się jednym z instrumentów służących wymuszeniu zmiany obecnego prawa. Ale nie są to jedyne działania, jakie środowiska kobiece w Polsce podejmują w walce o swoje prawa.

Do trzech razy sztuka?

W odpowiedzi na działania podejmowane ostatnio przez skrajną prawicę, w Warszawie w listopadzie 2006 r. powstała nieformalna grupa Pro Choice. Założyły ją lewicowe działaczki feministyczne i społeczne, które stwierdziły, że najwyższy czas przerwać milczenie i głośno powiedzieć o piekle kobiet w Polsce XXI wieku. Pierwszą akcją zorganizowaną przez Pro Choice była pikieta 1 listopada 2006 r. Tego dnia działaczki i działacze feministyczni uczcili pamięć kobiet, które zmarły na skutek nielegalnych aborcji albo z powodu zmuszenia ich do urodzenia niechcianych dzieci. Przy świetle zniczy odczytano kilka prawdziwych historii zmarłych kobiet. Każda z nich kończyła się wezwaniem: „zapalcie za mnie znicz!”. 4 listopada przez Warszawę przeszło ok. 700 osób, domagając się prawa do legalnej i bezpiecznej aborcji. „Dość piekła kobiet! Żądamy legalnej aborcji!” – apelowali protestujący.

14 i 21 listopada Pro Choice zorganizowała pod Sejmem pikiety, których celem był masowy aborcyjny coming out. Trzecia pikieta, 9 grudnia 2007 r., zgromadziła ponad 150 osób. Na każdej znane i nieznane kobiety mówiły głośno – w obecności mediów – że miały aborcję. W ciągu miesiąca nieformalna grupa Pro Choice urosła do kilkuset osób z Polski i kilku innych krajów, których obywatele solidaryzują się z walką o prawo do legalnej aborcji. W następnych miesiącach, kolejne akcje organizowane przez nieformalną grupe Pro Choice, przyciągały kolejne uczestniczki i uczestników, szczególnie te osoby, które do tej pory nie były zaangażowane społecznie i politycznie. Pikiety i demonstracje Pro Choice'u – który z czasem przekształcił się w formalne stowarzyszenie „Same o Sobie – S.O.S.” - nie tylko zaktywizowały wiele osób, ale też wielu uświadomiły polityczny charakter walki o dostępność do legalnej i bezpiecznej aborcji. Uświadomiły też – a tej świadomości brakowało dotąd w ruchu feministycznym, zdominowanym przez nurt liberalny – że zakaz aborcji uderza przede wszystkim w kobiety ubogie, te, które nie mogą pozwolić sobie na drogi zabieg w podziemiu aborcyjnym.

Każda kolejna akcja Pro Choice, organizowana niemal w partyzanckich warunkach, jest coraz liczniejsza. Pomysł ze zbiorowymi coming outami, w których uczestniczą zarówno znane, jak i nieznane kobiety, ośmiela kolejne i daje nadzieję, że wreszcie będzie można zacząć po imieniu nazywać to, o czym polska mentalność zwykle nakazywała milczeć i słuchać Kościoła. A przynajmniej sprawiać takie wrażenie.

Od początku w Pro Choice zaangażowani są związkowcy z Wolnego Związku Zawodowego „Sierpień 80”, w tym górnicy. „Moja żona sama usuwała ciążę, gdy wpadliśmy jako nastolatki – opowiada jeden z działaczy związkowych. – Wtedy aborcja była legalna, poszliśmy po prostu do przychodni i skończyło się na kilkudniowym zwolnieniu lekarskim dla mojej ówczesnej dziewczyny. Nie wiem, co byśmy zrobili, gdyby nie było wtedy takich możliwości. Oboje z żoną uważamy, że kobiety czy pary powinny mieć możliwość samodzielnego decydowania o sobie.”

Magdalena Ostrowska


Tekst jest rozszerzoną wersją artykułu, który ukazał się w styczniowym numerze miesięcznika "Le Monde Diplomatique – Edycja Polska" nr 1 (11)/2007. Rozszerzona wersja artykułu będzie opublikowana w książce na temat sytuacji w Polsce, która ukaże się w Niemczech.

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku