Z drugiej strony może zastanawiać, skąd tak silna pozycja niewielkiej grupy publicystów, którzy w ciągu kilkunastu miesięcy zdobyli stabilne miejsce w mediach głównego nurtu. Odpowiedź na to pytanie można znaleźć chociażby w składzie gości zapraszanych na spotkania organizowane przez "Krytykę Polityczną". Bezstronnemu obserwatorowi mogłoby się wydawać, że deklarowane przez KP dążenie do przełamania hegemonii prawicy w Polsce powinno się dokonywać między innymi przez lansowanie lewicowych środowisk, dziennikarzy, polityków i przełamywanie wąskich ram debaty publicznej narzuconych przez establishment.
Tymczasem na spotkaniach KP do najczęstszych gości zaliczają się publicyści "Dziennika", "Polityki" czy "Gazety Wyborczej", a dyskusje zdominowane są przez perspektywę co najwyżej socjaldemokratyczną. Nawet, gdy KP promuje książkę podważającą status quo, to na jej premierę zapraszani są komentatorzy głównego nurtu, którzy często nawet z szeroko rozumianą lewicą nie mają nic wspólnego. W ten sposób lewica w punkcie wyjścia jest wpisana w rytualne spory, których ramy są wyznaczone przez dominujący, prawicowy dyskurs. Dobrym przykładem tej strategii pisma jest promocja w KP jednej z najbardziej znanych książek postmarksistowskiej lewicy, a mianowicie Hegemonii i socjalistycznej strategii autorstwa Ernesta Laclau i Chantal Mouffe. W debacie zorganizowanej przez KP brali udział: publicysta "Dziennika" Cezary Michalski, poseł Platformy Obywatelskiej Janusz Palikot i dziennikarz "Polityki" Jacek Żakowski. Oczywiście wszyscy goście krytycznie odnieśli się do autorów książki, niewątpliwie sytuujących się bardzo na lewo od panelistów. Okazuje się więc, że najbardziej wpływowe pismo na polskiej lewicy do dyskusji o socjalizmie zaprasza wyłącznie ludzi mu wrogich. W tym kontekście można zadać pytanie: Jak hegemonia prawicy ma być przełamana, jeżeli lewica z własnej woli pozbywa się głosu w przestrzeni publicznej? Odpowiedź na nie zawiera się w kształcie polskiej debaty publicznej. Aby przebić się do mediów głównego nurtu, trzeba podporządkować się zasadom nimi rządzącymi. Najważniejsza z nich polega natomiast na tym, że nie wolno kwestionować oczywistości, na których opiera się panujący przekaz. Innymi słowy można być radykalnym tylko o tyle, o ile ten radykalizm zasadniczo nie podważa istniejącego porządku władzy symbolicznej.
Te ograniczenia wpisane w funkcjonowanie środowiska KP są też widoczne w wydanym niedawno "Krytyki Politycznej przewodniku lewicy". Publikacja stanowi niewątpliwie cenne i całościowe ujęcie pewnego typu lewicowego pojmowania rzeczywistości. Przewodnik podzielony jest na 13 rozdziałów, odnoszących się do różnych obszarów życia społecznego. Każdy rozdział stanowi zwięzłe, lewicowe ujęcie danej problematyki i jest uzupełniony przez kluczowe daty i fakty. Ambicją autorów było też, aby książka stanowiła rodzaj bryku, odpowiadającego na najczęściej pojawiające się krytyczne pytania i zarzuty wobec postulatów programowych lewicy.
Już wprowadzenie do "Przewodnika" może jednak wywołać zdziwienie u lewicowego czytelnika. Jedynym historycznym odniesieniem, jakie się w nim pojawia, jest bowiem Rewolucja Francuska. Oczywiście była ona ważnym wydarzeniem z perspektywy wielu ruchów emancypacyjnych, niemniej jednak stanowiła raczej akt zerwania z porządkiem feudalnym i inicjacji liberalno-demokratycznego kapitalizmu niż główny punkt odniesienia współczesnej lewicy.
W tym samym duchu jest też utrzymany pierwszy, kluczowy, bo dotyczący kwestii ustrojowych, rozdział. Dowiadujemy się z niego, że podstawowym wyzwaniem i punktem dojścia dla autorów książki jest liberalna demokracja. Wiele instytucji i rozwiązań obecnych w państwach liberalno-demokratycznych niewątpliwie stanowi ważny i godny obrony aspekt życia politycznego. Może jednak budzić wątpliwości czynienie z nich głównego określenia współczesnej lewicy. Autorzy krytykują znanego doradcę amerykańskiej prawicy Francisa Fukuyamę, który ogłosił, że "historia dobiegła już kresu i jedyną formą porządku społecznego będzie połączenie demokracji liberalnej i kapitalizmu". Tymczasem z książki dowiadujemy się, że w zasadniczych kwestiach ich stanowisko jest zbieżne z perspektywą amerykańskiego intelektualisty. W tej sytuacji trudno się dziwić zaproszonemu do KP na promocję książki Józefowi Piniorowi, który powiedział, że w "Przewodniku" brakuje mu właśnie Fukuyamy. Zresztą również umieszczony w pierwszym rozdziale skład teoretyków liberalnej demokracji może zdumiewać. Oto bowiem pojawiają się w nim: Rousseau, Kant, Mill, Marks (sprowadzony do swojej wczesnej twórczości), Mills, Rawls, Habermas, Giddens, Mouffe i Žižek. Niewątpliwie są to wielcy myśliciele, tyle że związek Kanta czy Milla z tradycją lewicową jest dosyć luźny. Na podstawie rozdziału o kwestiach ustrojowych trudno stwierdzić, czym lewica różni się od środowisk liberalnych.
Podobne zarzuty można wysunąć w stosunku do drugiego rozdziału dotyczącego rozwiązań ekonomicznych. Nie przedstawiono w nim żadnych rozwiązań alternatywnych wobec gospodarki wolnorynkowej. Twórcy "Przewodnika" nie rozwinęli też problematyki związanej z własnością. W książce nie ma nic ani o własności spółdzielczej, ani o jakiejkolwiek wersji uspołecznienia środków produkcji. Jedynym pozytywnym odniesieniem są skandynawskie welfare state. Autorzy za Fukuyamą uznają, że kapitalizm jest jedynym sensownym porządkiem gospodarczym i tylko w jego obrębie można szukać lewicowych rozwiązań makroekonomicznych. Dlatego też nie poruszyli oni kwestii opisywanych już przez Marksa, czyli np. problematyki ideologii, wyzysku czy alienacji pracy.
Zawężenie perspektywy badawczej do różnych modeli gospodarki wolnorynkowej widać też w zwięzłej historii gospodarki światowej zawartej w "Przewodniku". Najpierw mamy epokę łupieżczego kapitalizmu, potem pojawia się Bismarck, który wprowadza pierwsze ubezpieczenia, następnie nadchodzi wielki kryzys, dalej państwo opiekuńcze i wreszcie ofensywa neoliberalna. Czytelnik nic się nie może dowiedzieć o wielu formach socjalizmu realizowanych w bloku wschodnim czy o trzeciej drodze krajów Bandungu. Jedynym interesującym dla autorów podmiotem polityki społeczno-gospodarczej są rozwinięte państwa kapitalistyczne. Propozycje ekonomiczne nakreślone w książce są zaś bardzo ogólnikowe i pod wieloma względami stanowią odzwierciedlenie tego, co w wielu rozwiniętych krajach stanowi po prostu część kultury politycznej niezależnej od barw partyjnych (minimalny dochód gwarantowany, zbiorowe negocjacje płacowe, obrona niektórych dóbr publicznych). W ten sposób trudno autorom zarzucić jakikolwiek "radykalizm" czy "lewactwo". Przyjęcie przez nich dominującego w Polsce obrazu rzeczywistości widać też w niektórych pytaniach zawartych na końcu rozdziału. Jedno z nich brzmi: "czy firma prywatna jest zawsze bardziej efektywna od firmy publicznej?". Pytanie zakłada, że firmy prywatne zazwyczaj są bardziej efektywne (co jest zupełnie nieoczywiste), a, co gorsza, odpowiedź zawarta w "Przewodniku" wcale nie jest jednoznaczna (autorzy raczej zwracają uwagę na niższą niekiedy jakość produktów firm prywatnych). Kolejna zagadka brzmi: "czy mobilność siły roboczej jest zawsze korzystna dla gospodarki i jak ją osiągnąć?". Pytanie jest postawione retorycznie, choć istnieje wiele nurtów lewicy, które widzą głównie negatywne konsekwencje wzrostu elastyczności zatrudnienia.
Niestety więc w "Przewodniku" nie nakreślono żadnych alternatyw wobec gospodarki wolnorynkowej. Ujęcie autorów zaś świetnie wpisuje się w poglądy polskiej prawicy, która uważa, że wszelkie modele na lewo od skandynawskich welfare state są totalitarnym zagrożeniem albo lewackim bełkotem. Spór między socjalizmem i kapitalizmem bezdyskusyjnie jest rozstrzygnięty na korzyść tego ostatniego i w jego obrębie KP szuka rozwiązań dla Polski i świata.
Żadnych innych modeli ładu społecznego, poza tymi zrodzonymi w rozwiniętych krajach zachodnich, nie ma też w rozdziale o globalizacji i polityce międzynarodowej. Uwagi w nim zawarte są ogólnikowe i nie wymagają istotnej zmiany istniejącego porządku światowego. W pytaniach na końcu rozdziału znowu zaś widać kalki z dyskursu prawicowego. Jest to o tyle zrozumiałe, że jednym z celów "Przewodnika" jest danie ludziom lewicy instrumentów do obrony przed prawicową ofensywą. Niemniej jednak traktowanie na poważnie pytań zrodzonych przez skrajną prawicę oznacza uznanie perspektywy neoliberalno-konserwatywnych radykałów za sensowną. Pojawia się więc na przykład kwestia: "Czy lewica nie sympatyzuje przypadkiem z terroryzmem?". W odpowiedzi autorzy tłumaczą się, że lewicy chodzi o co innego, ale odnosząc się do tego typu pytań autorzy uwiarygodniają stanowisko tych, którzy lewicowe poglądy traktują jako stek nonsensów i w ten sposób spychają lewicę do defensywy.
W podobnie ogólnikowy sposób napisany jest też rozdział "Europa i Unia Europejska". Autorzy trafnie wyłapują wiele szans wpisanych w funkcjonowanie UE, nie wychodzą jednak poza pojęcie "Europy socjalnej" i nie przedstawiają propozycji wykraczających poza obecne debaty europejskiego establishmentu. Obrona praw człowieka, społecznej gospodarki rynkowej, rozwiązywania konfliktów drogą dyplomatyczną, a nie militarną czy demokratyzacja procesów integracyjnych to sensownie brzmiące postulaty, niemniej jednak łączą one znaczną część europejskich socjalistów i chadeków i trudno uznać je za specyficznie lewicowe.
Trudno też być usatysfakcjonowanym czytając rozdział o społeczeństwie informacyjnym. Nie ulega wątpliwości, że kwestie związane z rozwojem technologicznym i nowymi mediami stanowią ważny wymiar współczesnego świata i zarazem wyzwanie dla lewicy. Autorzy "Przewodnika" skupiają się jednak jedynie na opisie rozwoju nowych technologii, nie przeprowadzając ich krytycznej analizy. W książce nie ma żadnej propozycji lewicowego wykorzystania nowych technologii, a jedynie ich opis. KP w ten sposób wpisuje się w modną w środowiskach zachodnich liberałów fascynację społeczeństwem informacyjnym i rzekomą perspektywą powszechnej partycypacji, jaką mają dawać nowe media. Tymczasem społeczeństwo informacyjne w tym samym stopniu może służyć interesom emancypacji, jak i umacniać istniejący porządek. Przykładowo wzrost partycypacji użytkowników w tworzeniu światowej sieci często wiąże się ze zmianą strategii wielkich koncernów, które w ten sposób skuteczniej manipulują konsumentami swoich produktów.
Ważny wątek książki stanowi próba nakreślenia historii Polski z lewicowej perspektywy. Z pewnością polska lewica jest obecnie w głębokiej defensywie między innymi ze względu na zawłaszczenie przez prawicę historii. Zdobycie silnej pozycji w przestrzeni publicznej musi wiązać się ze zdolnością do rozpowszechnienia własnej wizji przeszłości. Niestety "Krytyka Polityczna" powiela model historii dominujący w większości prawicowych mediów, zgodnie z którym Polska Ludowa była dziurą w historii, a istotne idee i ruchy rozwijały się tylko poza nią. Rozbudowane świadczenia socjalne czy daleko posunięty egalitaryzm nie stanowią przedmiotu zainteresowań ani rozwiązań godnych obrony dla twórców "Przewodnika". Już na początku książki dowiadujemy się, że jeden z głównych architektów neoliberalnych reform, Jacek Kuroń należał do "wybitnych ludzi lewicy", a w okresie PRL działalność lewicowa kwitła wyłącznie w środowiskach opozycyjnych. Również w rozdziale "Polityka historyczna lewicy" nie pojawiła się rzetelna ocena PRL. Znalazło się w nim wiele celnych uwag na temat potrzeby uwzględniania w historii Polski perspektywy ofiar, ale analiza konkretnych procesów historycznych rozczarowuje. Okazuje się bowiem, że autorzy poświęcili więcej miejsca II RP niż PRL-owi i, co dziwniejsze, za główny wyznacznik Polski Ludowej uznali nacjonalizm. Oczywiście trudno uznać PRL za wcielenie lewicowych ideałów, niemniej jednak całkowite wykreślenie go z historii lewicy, stanowi niewątpliwe nadużycie. Rozdział kończy się perspektywą bliską modelowi historii obecnej koalicji rządzącej. "Polsce potrzebne jest spojrzenie w przeszłość i sięgnięcie do historii, która na przestrzeni wieków była próbą budowy porządku obejmującego różnorodne podmioty. Takim projektem była I Rzeczpospolita, taką wizję stworzyli romantycy, z takimi nadziejami odradzała się Polska w 1918, podobne oczekiwania pojawiły się wreszcie w 1989 roku". Odbudowywanie kraju po zniszczeniach II wojny światowej autorzy uznali za niegodne wzmianki. To selektywne podejście do historii Polski widać też w podrozdziale na temat polskich myślicieli lewicy, gdzie po raz kolejny wymienia się Jacka Kuronia, a nie ma w nim np. Adama Schaffa czy Zygmunta Baumana.
Brak odwagi intelektualnej u autorów i zdolności do kwestionowania panujących oczywistości są też widoczne w rozdziale "Państwo, lewica, kościół". Widać, że autorzy chcą usytuować się po lewej stronie sceny politycznej, ale zarazem łatwo też spostrzec, że włożyli oni sporo wysiłku, aby ich stanowisko zostało uznane za "cywilizowane" przez środowiska "Gazety Wyborczej" czy "Tygodnika Powszechnego". Bronią więc oni neutralności światopoglądowej państwa, ale zarazem w ich perspektywę jest wplecionych wiele kalek z dyskursu dominującego. Mamy więc znowu krytykę PRL-u, który prowadził "niesprawiedliwą, antykatolicką i antyklerykalną politykę". Nie ma natomiast w książce nic o istotnej roli kościoła jako instytucji pacyfikującej protesty społeczne. Czytelnik nie znajdzie też krytycznej analizy religii. Ten brak szczególnie jest widoczny w zamykających rozdział pytaniach i odpowiedziach. Oto na przykład w odpowiedzi na pytanie "czy lewica jest z zasady ateistyczna i nienawidzi Pana Boga?" możemy się dowiedzieć, że lewica "coraz bardziej docenia potrzebę sacrum w życiu jednostek i społeczeństw". Na kolejne pytanie: "czy lewica jest antyklerykalna?" pada odpowiedź negatywna, choć niewątpliwie kościół jako instytucja jest w Polsce jednym z silniejszych bastionów prawicy. Autorzy "Przewodnika" zresztą wprost piszą, że "z nauczania Kościoła nie wynikają wprost poglądy ani lewicowe, ani prawicowe". Marksistowska analiza religii jako ideologii konserwującej zastany ład społeczny w ogóle nie jest wzięta w książce pod uwagę. Marks zresztą w ogóle nie pojawia się w przewodniku "Krytyki Politycznej" poza uwagami na temat jego zasług dla liberalnej demokracji.
Najlepsze i najbardziej rzetelne rozdziały książki dotyczą ekologii, mniejszości narodowych, praw kobiet, lewicowej wizji kultury i ruchu LGBT. Oczywiście są to sprawy bardzo ważne dla lewicy, niemniej jednak fakt, że rozważania odnośnie tych kwestii są głębsze i bardziej przemyślane od kwestii ekonomiczno-ustrojowych może u wielu czytelników wzmocnić rozpowszechnione (częściowo słuszne) przekonanie, że polska lewica skupia się głównie na sprawach zwanych światopoglądowymi, a pomija lub lekceważy kwestie gospodarcze.
Głównym zarzutem wobec "Przewodnika" jest więc brak politycznej wyobraźni i zdolności do przekroczenia oczywistości, na których wspiera się obecnie polska debata publiczna. Autorzy próbują wypełnić jej lewe skrzydło, ale boją się jej przekroczenia, aby nie być posądzonymi o nadmierny radykalizm. Dzięki temu są oni dopuszczani do establishmentu, ale zarazem potwierdzają hegemonię prawicy w Polsce. "Krytyce Politycznej" udało się wkroczyć do centrum debaty publicznej, ale jak się tam dostała, to zamiast ją zmieniać, stała się jej uzupełnieniem.
"Krytyki Politycznej przewodnik lewicy. Idee, daty i fakty, pytania i odpowiedzi", opracowanie: Zespół "Krytyki Politycznej", Warszawa 2007, s. 328.
Piotr Szumlewicz
Recenzja ukazała się w ostatnim numerze kwartalnika "Bez Dogmatu".