Irackie kobiety wspominają niekiedy, że żyły w wieloetnicznej i różnorodnej kulturowo społeczności, w czasach gospodarczej prosperity i gwałtownej modernizacji; innym razem mówią o represjach, dyskryminacji, pogarszaniu się warunków życiowych i rosnących konfliktach religijnych. Moim celem było udokumentowanie tej różnorodności doświadczeń w okresie obejmującym monarchię, lata po rewolucji 1958 r., boom gospodarczy (i ekspansję klasy średniej), który przypadł na lata siedemdziesiąte, wojnę z Iranem (1980–1988), pierwszą wojnę w Zatoce (1991) oraz sankcje gospodarcze (1990–2003).
Od czasu amerykańskiej inwazji wiele grup społecznych nie ma szansy potwierdzić odmienności swoich doświadczeń. Niepokoi mnie, gdy słyszę: "Irakijki sądzą..." albo "irackie kobiety chcą...". Jak można w ten sposób ujmować historycznie ugruntowaną wielość i rozmaitość perspektyw, której nie da się po prostu zredukować do kwestii etnicznych czy religijnych?
Okres po zamachu stanu przeprowadzonym przez partię Baas w 1963 r. kojarzy się ze wzrostem politycznej przemocy, partyjniactwem i odwrotem od postępowych praw oraz reform. A mimo to w pamięci wielu kobiet czas rządów braci Arif (1963–1968) i początkowe lata sprawowania władzy przez partię Baas (1968–1978) zapisały się jako okres relatywnej wolności i kulturowego fermentu.
Wiele niereligijnych, apolitycznych szyickich, sunnickich, kurdyjskich i chrześcijańskich kobiet z klasy średniej docenia osiągnięcia pierwszych lat rządów partii Baas w zakresie modernizacji infrastruktury, w dziedzinie oświaty i opieki społecznej. I chociaż te, które aktywnie sprzeciwiały się władzy, wspominają polityczne represje, masowe aresztowania, tortury i egzekucje, to nawet kobiety, które na własnej skórze doświadczyły przemocy reżimu, patrząc wstecz, są w stanie docenić jego działania na rzecz rozwoju.
Kosmopolityczny Bagdad
Ze wspomnień kobiet widać, że poczucie przynależności do miejskiej klasy średniej, a zwłaszcza tożsamość mieszkanki kosmopolitycznego Bagdadu była czymś przekraczającym etniczne i religijne różnice nawet w okresie sankcji. Należąca do klasy średniej szyicka rodzina z Bagdadu miała więcej wspólnego z sunnickimi lub kurdyjskimi sąsiadami z mieszanej kulturowo okolicy niż z ubogimi szyitami z Madina al-Thawra (dzielnicy Bagdadu nazywanej niegdyś miastem Saddama, dziś miastem Sadra) albo z południa kraju. W stolicy często zdarzały się rodziny zróżnicowane zarówno pod względem religijnym, jak i etnicznym – w bagdadzkiej klasie średniej mieszane małżeństwa były na porządku dziennym.
Jak mówi Zejnab, zwolenniczka islamistycznej szyickiej partii Daawa, dziś mieszkająca w Dearborn w Stanach Zjednoczonych, "Wszyscy byliśmy przyjaciółmi. Razem świętowaliśmy. Kiedy my, szyici, obchodziliśmy święto Imama Husejna, nawet żydzi i chrześcijanie przyłączali się do nas. Nigdy nie zaprzątaliśmy sobie głowy rasą albo religią. Szkoły były dla wszystkich. W klasie mieliśmy żydowskich, chrześcijańskich, sunnickich i kurdyjskich kolegów. Nikt wobec nikogo nie żywił wrogich uczuć".
Od końca lat siedemdziesiątych coraz wyraźniej zarysowywały się różnice między świeckimi a islamistycznymi politykami; miało to wpływ na stosunek obywateli do reżimu. Członkowie i zwolennicy partii Daawa stali się celem ataków nie tyle z powodu przekonań religijnych, ile ze względu na fakt, że znaleźli się w opozycji do władz i chcieli ustanowić państwo islamskie.
Nikt nie zamierza umniejszać cierpień przedstawicieli szyickiej opozycji, jednakże nie tylko oni byli obiektem prześladowań; represje objęły również Kurdów i innych, także sunnitów, którzy wystąpili przeciwko reżimowi.
Islamiści szyiccy uważają, że zostali wybrani z powodów religijnych, a nie ze względu na przekonania polityczne. To twierdzenie jest wynikiem panującej obecnie atmosfery: prawa, przywileje i władza wiążą się dziś z przynależnością do odpowiedniej grupy i zależą od tego, kto cierpiał najbardziej. Rzecz jasna, o bestialstwach poprzedniego reżimu nie wolno zapomnieć – zbrodni nie można zamieść pod dywan w imię narodowej jedności. Proces Saddama Husajna to stracona szansa, aby zapoczątkować wiarygodne dociekanie prawdy i doprowadzić do pojednania.
Ze społecznego i ekonomicznego punktu widzenia wiele irackich kobiet zyskało w latach siedemdziesiątych, i to mimo politycznych represji. Poprawiły się warunki życiowe większej części społeczeństwa, ponieważ państwo odwoływało się nie tylko do siły i mechanizmów kontroli lecz wprowadziło także hojne programy opieki społecznej. Wspierało ponadto inwestycje i stwarzało warunki dla akumulacji kapitału, co z kolei sprzyjało rozwojowi klasy średniej.
Jednakże w latach osiemdziesiątych skutki represji politycznych, wojny z Iranem, pierwszej wojny w Zatoce oraz militaryzacji społeczeństwa zaczęły odbijać się na sytuacji kobiet – w wyniku tych wydarzeń traciły one rodziny, i pogarszała się ich sytuacja. Radykalną zmianę oznaczało wprowadzenie sankcji gospodarczych; odtąd kobietom trudniej było o pracę, dostęp do edukacji, opieki medycznej i socjalnej. Zaś wraz ze wzrostem bezrobocia i załamaniem się infrastruktury Irakijki z powrotem zostały wepchnięte do domów.
"Wszystko się skończyło"
Sawsan, Asyryjka z północy, która do 1995 r. pracowała jako nauczycielka w szkole średniej, mówi: "W pierwszych latach po wprowadzeniu sankcji nie odczuwałyśmy ich zbyt mocno, ale od roku 1994 r. naprawdę w nas uderzyły. Pogorszyły się warunki socjalne. Waluta uległa dewaluacji, mimo że pensje pozostały bez zmian. Kobiety zaczęły rezygnować z pracy. Niektóre moje przyjaciółki nie mogły sobie pozwolić na dojazd do szkoły. Zanim wprowadzono sankcje, szkoła dbała, żeby zabrał nas autobus. To wszystko jednak się skończyło. Dla mnie najważniejsze były moje dzieci. Nie chciałam, żeby po powrocie do domu siedziały w nim same. Zaczęło się robić zbyt niebezpiecznie. Poza tym widziałam, jak pogarszają się warunki edukacji; nauczyciele musieli rezygnować z pracy, no i na nic nie było pieniędzy. Dlatego postanowiłam uczyć swoje dzieci w domu".
Po inwazji w 2003 r. w sytuacji, gdy brakowi bezpieczeństwa towarzyszą ciężkie warunki bytowe, kwestią podstawową stało się przetrwanie. Infrastruktura uległa dalszemu zniszczeniu; niedobory prądu, czystej wody, środków higieny oraz odpowiedniej opieki medycznej są stałym elementem codzienności. Inistar, lekarka w bagdadzkiej klinice, mówi: "Elektryczność jest tylko przez 3–5 godzin dziennie. Nie mamy dość czystej wody do picia. Ogromny problem stanowi brak środków higienicznych. Konsekwencją takiego stanu rzeczy są niedożywienie, biegunka i wreszcie zgony małych dzieci".
Według ostatnich raportów UNICEF-u i brytyjskiej organizacji pomocowej Medact okupacja Iraku doprowadziła do pogorszenia stanu zdrowia, niedożywienia, zwiększenia się liczby zachorowań na choroby, przed którymi chronią szczepionki, i wzrostu współczynnika umieralności dzieci poniżej piątego roku życia (z 5% w roku 1990 do 12,5% w roku 2004 wg UNICEF-u). Kobiety cierpią dziś tak samo jak w czasie sankcji. Często są ostatnie w kolejce do jedzenia, bo przecież najpierw trzeba nakarmić rodzinę. Dla swoich chorych, źle odżywionych dzieci nie mogą uzyskać niezbędnej pomocy.
A mimo to robią wszystko, by poprawić warunki życiowe. Rozkwit inicjatyw lokalnych i grup kobiecych stanowi odpowiedź na potrzeby wynikające z ubóstwa oraz braku opieki medycznej i socjalnej. Dzięki mobilizacji zasobów Irakijki zapewniają sobie nawzajem zarówno możliwość kształcenia i rozwijania umiejętności zawodowych (np. tworzą warsztaty komputerowe), jak i zarobkowania. W normalnych okolicznościach, w czasach dobrobytu i zdrowia, podobną lukę wypełniłyby organizacje polityczne i religijne, jednakże niezależne, bezpartyjne profesjonalistki również potrafią się zmobilizować.
Leila, działaczka na rzecz praw kobiet wciąż mieszkająca w Iraku, mówi: "Na początku wiele z nas miało wielkie nadzieje. Nie podobali nam się obcy żołnierze na ulicach, ale cieszyłyśmy się, że nie ma już Saddama. Gdy tylko cały ten chaos i grabieże nieco się uspokoiły, kobiety jako pierwsze zaczęły się organizować. Lekarki i prawniczki za darmo oferowały pomoc innym kobietom. Rozpoczęłyśmy dyskusję polityczną i próbowałyśmy naciskać na Amerykanów i Brytyjczyków. Ale Amerykanie przysłali do Iraku ludzi, którzy nie chcieli rozmawiać z kobietami. Jednym z nich był wysłannik prezydenta Paul Bremer. Mimo amerykańskiego oporu Irakijkom udało się doprowadzić od stworzenia kontyngentu kobiecego. Chciały organizować spotkania i konferencje z licznymi uczestnikami oraz tworzyć nowoczesne centra kobiet – tak wyobrażały sobie swoją misję. Myślisz, że ktokolwiek przyszedł odwiedzić te centra?".
Co grozi kobietom
Wprawdzie to bombardowania dzielnic mieszkaniowych przyniosły ogromną liczbę zabitych, ale Irakijczycy ginęli także od kul amerykańskich i brytyjskich żołnierzy. Zdarzało się, że w pobliżu punktów kontrolnych zabijano całe rodziny; wiele osób poniosło śmierć, ponieważ nie wiedziały, że wkraczają na obszar zakazany. Istnieją liczne dokumenty potwierdzające fizyczne napaści na kobiety w punktach kontrolnych lub podczas rewizji w domach. Kilka Irakijek, z którymi rozmawiałam, opowiadało o werbalnych i fizycznych groźbach, o tym, że w czasie kontroli spotykały się z przemocą ze strony żołnierzy. Aby zmusić podejrzanych o udział w rebelii do złożenia broni, siły amerykańskie uciekały się do aresztowań ich żon, sióstr i córek[1], traktując je w efekcie jako zakładniczki i używając jako karty przetargowej. Z podobnymi zatrzymaniami zaczęło wiązać się poczucie wstydu. Wypłynęło coraz więcej dowodów gwałtów i tortur, kobiety zaś stały się potencjalnymi ofiarami zbrodni w obronie honoru.
Organizacje kobiece gromadzą również materiały dokumentujące islamską przemoc wobec Irakijek, obejmującą przypadki oblewania twarzy kwasem oraz rozmyślnych zabójstw. Według doniesień z 2003 r. wiele kobiet w Basrze zmuszono do noszenia chusty; ograniczeniu uległa także ich swoboda ruchu, ponieważ mężczyźni zaczęli je prześladować, a nawet do nich strzelać.
Bez względu na wiek Irakijki muszą dziś podporządkować się kodeksowi regulującemu kwestie stroju, a gdy wychodzą z domu, muszą zachować szczególną ostrożność. Suad, matka czworga dzieci, niegdyś księgowa, mieszka w Bagdadzie w dzielnicy, która do czasu sekciarskich zabójstw w 2005 i 2006 roku pozostawała kulturowo różnorodna: "Przez długi czas się opierałam, ale w zeszłym roku zaczęłam nosić hidżab, kiedy kilku islamskich milicjantów nastraszyło mnie tuż przed domem. Sterroryzowali całą okolicę, zachowując się, jakby to oni stanowili władzę. I faktycznie kontrolują cały ten teren. Nie ma nikogo, kto odważyłby się im przeciwstawić. Kilka miesięcy temu rozrzucili w dzielnicy ulotki, grożąc nieposłusznym, a kobietom nakazując pozostanie w domu".
Żądania islamistów nie ograniczają się już do przestrzegania kodeksu dotyczącego ubioru, lecz obejmują także segregację płciową na uniwersytecie. Mimo liberalnej i wolnościowej retoryki Amerykanów i Brytyjczyków – a właściwie częściowo właśnie z jej powodu – kobiety zostały zepchnięte w cień i zamknięte w domach. Te, które zajmują się działalnością publiczną (lekarki, nauczycielki akademickie, prawniczki, aktywistki NGO i polityczki), są nękane groźbami i stanowią cel dla zabójców. Atmosferę pogarszają dodatkowo gangi porywające kobiety dla okupu, w celach seksualnych lub po to, aby sprzedać je jako prostytutki zagranicę.
Nic w tym dziwnego, że wiele kobiet, z którymi rozmawiałam, tęsknie spogląda w przeszłość.
Przypis:
[1] Podejrzanych o udział w ruchu oporu oraz o działalność terrorystyczną regularnie zatrzymuje się, nie informując rodzin ani o tym, gdzie są przetrzymywani, ani o tym, w jakim stanie się znajdują. Zaginięcia, przypadkowe aresztowania, tortury i przemoc w więzieniach to zjawiska powszechne w Iraku epoki post-Saddamowskiej.
Nadje Sadig al-Ali
tłumaczenie: Katarzyna Makaruk
Tekst ukazał się w "Le Monde Diplomatique - edycja polska".