Obok niejasnych oficjalnych przecieków informacji na temat baz, zaczęły pojawiać się propagandowe bajki (w "Gazecie Wyborczej", "Rzeczpospolitej", "Polsce Zbrojnej") na temat rzekomych korzyści jakie bazy przyniosą Polsce w ogóle, a lokalnym społecznością w szczególności.
Nikt poza wtajemniczonymi kręgami polityków wówczas nie podejrzewał, że w Polsce może powstać baza rakietowa, a tym bardziej mało kto podejrzewał, że w naszym kraju mogą stacjonować wojska posiadające broń atomową. A takie zagrożenie dziś stało się realnym
W 2002 roku Amerykanie prowadzili pierwsze nieoficjalne rozmowy z rządami państw Europy Środkowej w temacie "Tarczy antyrakietowej". Oficjalnie w 2004 roku rząd USA zwrócił się do Polski i Czech z propozycją utworzenia instalacji "Tarczy" na terenie tych krajów. Dopiero 12.11.2005 r z deklaracji nowego rządu można się było dowiedzieć, że Polska planuje wziąć udział w amerykańskim projekcie BMD, czyli tzw. "tarczy antyrakietowej".
BMD jest z kolei częścią programu SDI czyli przeniesienia wyścigu zbrojeń w przestrzeń kosmiczną w ramach tzw. "programu gwiezdnych wojen". Do tej pory antyrakiety programu BMD rozmieszczono w dwóch miejscach. 15 silosów z rakietami GBI w Fort Greely na Alasce i 2 silosy w Vandenberg w Kaliforni.
Na terenie naszego kraju miałoby zostać zlokalizowanych 10 silosów ze zmodernizowanymi antyrakietami GBI (wersja OBV-2).
Dziurawa tarcza i nieistniejące miecze
W polskich mediach twierdzi się, że antyrakiety mają strzec USA i częściowo kraje Europy Zachodniej, przed "terrorystycznymi atakami rakietowymi" takich państw, jak Syria, Iran czy Korea Północna.
Wyobraźmy sobie zatem sytuację niczym z filmów katastroficznych - akcja działaby się w naszym kraju - gdzie pełni napięcia, twardzi ludzie, ze słuchawkami na uszach, w centrach dowodzenia wydawaliby głośne komendy. Przy dźwiękach syren, w silosach pełnych pary i dymów, antyrakiety szykowałyby się do startu. Ludzie w miastach i wsiach z dziećmi na rękach i telewizorami pod pachą, gnaliby ile sił do piwnic i schronów, bo oto nadlatują prosto spod Damaszku rakiety z chemicznymi głowicami, siejące śmierć i terror. I... okazuje się, że nie dolatują nawet do Istambułu, z tak błahego powodu, że Syria nie posiada rakiet o większym zasięgu.
W takim razie wyobraźmy sobie tę samą scenerię rozgrywającą się w kraju nad Wisłą, tym razem jednak zagrożonym nadciągającymi irańskimi rakietami atomowymi. I znowu klapa, z kina akcji wychodzi parodia, ponieważ Iran nie posiada broni atomowej, a jego rakiety dotarłyby najwyżej do Kijowa.
To może ostatkiem sił wyobraźni zobaczymy atomowe rakiety sunące z kraju skośnookich komunistów Kim Dzong Ila? I cóż, niestety i tym razem rozczarują się zwolennicy filmów akcji, ponieważ północnokoreańskie rakiety doleciałyby nieco za Ural.
Jak się okazuje, wyobraźnia przeciętnego obywatela czytającego "Gazetę Wyborczą", słuchającego radia RMF i oglądającego Wiadomości w TV, w konfrontacji z faktami może zostać mocno nadwerężona. Co zatem ma sobie wyobrazić zwykły obywatel czytający o "tarczy antyrakietowej" strzegącej nas przed zagrożeniem ze strony krajów "osi zła"?
W myśl twierdzeń jakimi karmi się polskie społeczeństwo zamysł powstania anty tarczy jest chybiony w swoim zasadniczym założeniu - nie można chronić przed zagrożeniem, które nie istnieje.
BMD jest chybione z jeszcze jednego względu: amerykańskie pociski antyrakietowe nie są w stanie obronić żadnego terytorium, ze względu na swoją niską skuteczność.
Antyrakietą w płot
Jeżeli, wbrew propagandowym zapewnieniom, antyrakiety nie są wymierzone przeciw pociskom balistycznym z Iranu, Syrii i KRLD, to może mają one na celu rakiety chińskie i rosyjskie? Lecz zestrzelenie strategicznej rakiety jest daleko trudniejsze niż rakiety typu Scud. Rozwija ona bowiem większą prędkość i leci z większymi kątami natarcia. Ponadto rosyjskie rakiety posiadają głowice wielopociskowe (MIRV), co jeszcze bardziej utrudnia ich zestrzelenie, a SS-27 (Topol M) posiadają w dodatku możliwość zakłócania antyrakiet, a także są w stanie odpalać cele pozorne o identycznych charakterystykach. W tym kontekście zabawnie brzmią słowa szefa Agencji Obrony Antyrakietowej USA, gen. Henry'ego Obering'a: "Bez tarczy nasze szanse na ochronę przed rakietami wynoszą zero, po zainstalowaniu pocisków antyrakietowych są większe niż zero...".
I trudno wypowiedzi tej odmówić szczerości ponieważ jak się ocenia przy zastosowaniu aktywnych zakłóceń i celów pozornych, skuteczność antyrakiety (GBI) jest równa rzędu 1-5% (!).
Prace nad pociskami antyrakietowymi, w ramach BMD, koncern Boening rozpoczął w roku 2000. Do roku bieżącego przeprowadzono 12 prób odpalenia GBI. Siedem z nich (w tym ostatnia relacjonowana w TVP) zestrzeliło cele. Lecz tylko w pierwszych próbach zastosowano i to w umiarkowanym zakresie głowice emitujące cele pozorne oraz zakłócenia.
Mamy zatem do czynienia z pociskami, które mają bronić przed zagrożeniem, które nie istnieje, a gdyby zaistniało, to i tak rakiety te nie byłyby w stanie mu zapobiec? Co zatem kryje się za oficjalnymi komunikatami w których brak jest choćby pozoru logiki?
Dlaczego Rosja protestuje
We wszelkich mediach twierdzi się, że protesty Rosji wobec "antytarczy" wynikają z tego, iż antyrakiety będą w stanie eliminować rakietowy ofensywny potencjał Rosji. Tak nie jest. Kompromitujący brak skuteczności anty rakiet jest częścią tej prawdy. Drugą stroną medalu zupełnie pomijaną w mediach jest sprawa radaru mającego znaleźć się w Czechach. Stanowisko Rosji podkreśla, że to radar jest głównym zagrożeniem.
Przede wszystkim radar byłby użyty do monitorowania wszelkich emisji promieniowania elektromagnetycznego od Bugu po Ural. Czyli kontrolowano by ruchy i aktywność większości sprzętów militarnych (ale i gospodarczych) na terenie Ukrainy, Białorusi i w końcu Rosji. Rzecz jasna radar mógłby te same zadania realizować na kierunkach zachodnim i południowym, czyli w odniesieniu do swoich europejskich aliantów. Jest to z kolei powodem protestów w stosunku do "antytarczy" europejskich państw NATO-wsckich. Radar byłby w stanie określić parametry lotów rosyjskich rakiet uderzających na USA, to pozwoliłoby Amerykanom stworzyć skuteczniejszą obronę nad własnym terenem.
Radar tej mocy może być także użyty w sposób ofensywny jako emiter silnych uderzeń impulsów elektromagnetycznych. W tym kontekście baza antyrakiet ma charakter drugorzędny a służyć ma głównie do obrony radaru. Fakt ten podkreśla raport MDA (Agencja Obrony Rakietowej) stworzony dla senatu USA. Zastosowanie antyrakiet do obrony USA czy Europy Zachodniej znajduje się w nim dopiero na trzecim miejscu. Pierwszoplanowym zadaniem jest właśnie obrona radaru.
Miliardy dolarów profitów
Od początku 2000 r. program SDI pochłonął kwotę 50 miliardów dolarów. Rozmieszczenie wszystkich zestawów antyrakiet i zwieńczenie BDM będzie kosztowało kolejne 50 miliardów dolarów. Wydawanie kroci pieniędzy z budżetu USA na zupełnie nieprzydatne, nieskuteczne systemy uzbrojenia jest na porządku dziennym. Do takich należy zaliczyć program budowy myśliwca F-22, za którego koncern Lockheed zainkasował 80 miliardów dolarów, modernizacja śmigłowca AH-64D (kilka miliardów dolarów dla korporacji McDonell Douglas) czy kolejny bubel masowo niszczony w Iraku: supernowoczesne transportery Stryker, warte kilkanaście miliardów dolarów. Korporacjom zbrojeniowym opłaca się także projektować systemy, które nigdy nie weszły do uzbrojenia, a na które koncerny otrzymały finansowanie, np. Boeing/Sikorsky kilkanaście miliardów dolarów za śmigłowiec Comanche; podobny los spotkał haubicę Crusader, wartą kilka miliardów dolarów. Głównym beneficjentem programu BMD jest korporacja Boeing.
O ile nietrudno pojąć, kto czerpie korzyści z tych programów i czemu mają one służyć, to o wiele trudniej wyobrazić sobie skutki zastosowania takich broni w stosunku do państw, które propagandyści pokroju Davida Fruma określili mianem "osi zła".
Tak więc porzućmy mrzonki, a skupmy się na faktach - te jednoznacznie wskazują, iż jedną z głównych przyczyn tworzenia "tarczy antyrakietowej" są względy ekonomiczne.
Dlaczego Polacy powinni protestować i dlaczego na tym stracimy
Z punktu widzenia bezpieczeństwa zarówno narodowego jak i obywateli żyjących w Polsce podstawowym powodem dla którego baza anty rakietowa nie powinna zostać ulokowana w naszym kraju jest jej największy mankament czyli...krytycznie niska skuteczność. Co to oznacza? Jeżeli antyrakiety mają stanowić ochronę czegokolwiek - bez względu czy będą to Stany Zjednoczone, kraje europejskie, czy radar w Czechach to z pewnością będą zmuszeni podnieść znacząco skuteczność tego systemu. Niestety jest tylko jedna tego możliwość a mianowicie zamontowanie na antyrakietach głowic atomowych.
W prasie specjalistycznej można odnaleźć doniesienia, iż Amerykanie w ostatnim czasie wznowił prace nad takimi głowicami. Takie podejście tłumaczyłoby to czemu tak niedbale Amerykanie podchodzą do bojowych testów antyrakiet (brak zastosowania zakłóceń i celów pozornych). Oficjalnie przedstawiciele rządu USA twierdzą jednak że systemy nie będą wyposażane w głowice jądrowe. Chyba nie muszę nikomu tłumaczyć, że o prawdziwości twierdzeń Amerykanów będziemy mogli się przekonać dopiero... z chwilą ewentualnego wykorzystania antyrakiet lub ewentualnej awarii lub skażenia terenu w wyniku przechowywania pocisków jądrowych na terenie Polski. Innymi słowy jeśli się o tym dowiemy to z pewnością będzie to za późno.
Jakie zagrożenia niesie z sobą magazynowanie lub co gorsza zastosowanie tego typu antyrakiet nie muszę chyba opisywać.
Zainstalowanie "tarczy antyrakietowej" na terenie naszego kraju miałoby ponadto znaczenie polityczne: dalsze zbliżenie do USA i wyrażanie jego interesów; kolejny akt wrogości w stosunku do Rosji. Tarcza antyrakietowa nie stanowi zagrożenia militarnego, lecz zrywa w tym zakresie ustalenia układu o zbrojeniach strategicznych START.
Czy gdyby w naszym kraju zainstalowano systemy, zmieniłaby się kondycja naszego bezpieczeństwa narodowego? System przed niczym nas nie obroni. A czy naraża nas na dodatkowe zagrożenia? Po tym, jak nasi żołnierze wzięli udział w haniebnych podbojach i okupacjach niezależnych krajów - Iraku i Afganistanu, pytania takie wydają się błahe. Chyba że konstruktorzy masowej wyobraźni pewnego wieczoru opowiedzą nam, jak bardzo silosy z antyrakietami ściągną na nas "terrorystyczne ataki", które w odmiennych okolicznościach, w stosunku do innych krajów nazwaliby "atakami prewencyjnymi".
Tymczasem w mediach oficjalnych trwa promocja reklamowa projektu instalacji antytarczy w Polsce. Kolejnym tego akcentem był reportaż w Dzienniku Telewizyjnym z ostatniej (październikowej) udanej próby przechwycenia celu przez antyrakietę, przeprowadzoną na poligonie w USA. Reportaż w typowy dla propagandy sposób ukazywał walory rakiety, mówił o wzroście bezpieczeństwa dla Polski z chwilą gdy system zostanie umieszczony w naszym kraju. Wspomniano w ramach (niemal codziennej) propagandy anty rosyjskiej o bezpodstawności protestów Rosji wobec "antytarczy". Część komentarza wypowiedziała niejaka Petty Garguliński. Podpisana jako pracownik MDA. Ten z kolei zabieg zapewne miał na celu stworzenie swojskiej atmosfery polskości.
Rafał Jakubowski
Tekst ukazał się na stronie Indymediów (pl.indymedia.org) oraz Lewicowej Alternatywy (www.ck-la.tk).