Ikonowicz: Lewica w oczekiwaniu na przebudzenie

[2008-02-29 08:49:38]

Jest w Polsce niewielka, licząca może kilka tysięcy osób grupa ludzi, którzy są zaczynem formacji lewicowej. Jest w nich dość ognia, by nad ranem wstawać i iść pod fabrykę z ulotkami, przejechać za ostatnie grosze pół Polski, by zaprotestować w sprawie kilku zwolnionych związkowców albo wziąć udział w procesie zwolnionego z pracy kolegi.

Blokują eksmisje, chrypną od skandowania na pokojowych demonstracjach, udzielają bezpłatnych porad prawnych. Wszyscy oni stają po jednej, właściwej stronie w społecznych konfliktach, ale z bardzo wielu, trudnych do pogodzenia pobudek ideowych i programowych. Za tą awangardą nie podążyły jednak masy. Proletariusze bowiem nie czytają Marksa, Chomsky`ego ani Žižka. Zjednoczyć ich może wyrazista ideologia lub mitologia, a tych awangarda nie potrafiła z siebie wykrzesać.

Lewica w Polsce nie istnieje jako formacja nie dlatego, że SLD jest wredny i zdradził ideały. Co miałby zdradzić, skoro nigdy żadnych nie miał? Zawiedliśmy my. Nie potrafiliśmy stworzyć spójnej alternatywy dla liberalno-rynkowego koszmaru. Nie tylko zresztą w Polsce. Kryzys lewicowej ideologii rozpoczął się wraz z odrzuceniem przez socjaldemokrację i tzw. eurokomunistów budowy alternatywy ustrojowej dla kapitalizmu, aby dojść do swej kulminacji w momencie rozpadu tzw. bloku państw socjalistycznych. Wtedy to stara inteligencja, marksistowska elita intelektualna, postępowa profesura w Polsce i nie tylko, uwierzyła w wieszczony przez Francisa Fukuyamę koniec historii, czyli ostateczny triumf kapitalizmu nad socjalizmem.

Liberałowie twierdzili, że kapitalizm to wolny rynek plus demokracja. Socjaliści, lewacy, trockiści, anarchiści, czyli po prostu my, lewica, twierdzimy, że konsekwencją autentycznej demokracji, w której świadomy udział przyjmuje pokrzywdzona większość kapitalistycznego społeczeństwa, jest socjalizm. Wtedy to do władzy dochodzą tacy ludzie jak Salvador Allende czy Hugo Chávez. Kiedy jednak wolny rynek przegrywa wybory, sięga po pucz i wojskową dyktaturę. Aby ludzie wzięli świadomy udział w wyborach i obalili dyktaturę tych, co mają, nad tymi, którzy nie mają, konflikt społeczny musi być na tyle ostry i wyraźny, by powstał ruch. Masowe demonstracje dają ludziom poczucie siły, które stara im się odebrać prawicowa, prywatna telewizja. Tak było w Chile, Boliwii, Wenezueli.

A w Polsce? W Polsce w 1980 roku robotnicy zastrajkowali pod hasłem wywalczenia pluralizmu związkowego. W rezultacie w przeważającym już dzisiaj sektorze prywatnym próba założenia organizacji związkowej kończy się zwolnieniem z pracy. Dla ludzi pracy doświadczenie wspólnego, heroicznego zrywu, jest doświadczeniem gorzkim. Zwycięstwo "Solidarności" doprowadziło do powstania społeczeństwa i państwa skrajnie niesolidarnych. Dowodem jest dzisiejsza fala roszczeń płacowych. Każda grupa zawodowa walczy osobno bez najmniejszej próby skoordynowania akcji i zwiększenia tym samym siły nacisku na rząd. Gdyby "Solidarność" nie zdechła jako związek i jako etos, rząd Tuska zostałby zmuszony do prowadzenia socjaldemokratycznej polityki płacowej, budżetowej i społecznej albo musiałby odejść.

Utopić kapitalizm w socjalu

To, co do niedawna było egzotycznym poglądem skrajnych radykałów i alterglobalistów, przenika stopniowo do zbiorowej świadomości. Coraz więcej ludzi rozumie, że wolny rynek to tylko figura retoryczna, za którą kryje się monopolistyczna lub oligopolistyczna władza globalnych korporacji. Już nawet Komisja Europejska wyciąga z tej wiedzy praktyczne wnioski. Stąd rekordowe kary dla Microsoftu i prawne ograniczenie stawek roamingowych. Wielu lewicowych socjaldemokratów w takiej właśnie ewolucji Unii Europejskiej upatruje szansę na "kapitalizm z ludzką twarzą". Zdają się oni nawet wierzyć, że przyszłość lewicy to model skandynawski, że można kapitalizm "utopić w socjalu".

W warunkach polskich stałe odwoływanie się do bardziej cywilizowanych stosunków pracy, polityki społecznej, systemów podatkowych "starej Unii" wydaje się być fundamentem, na którym można odbudować ruch lewicowy. Przed przystąpieniem do Unii wiele się mówiło w kręgach radykalnej lewicy o efekcie dumpingu socjalnego, jaki nasza akcesja wywrze na krajach zachodnich. Nie dostrzegaliśmy jednak równoległego o wiele mocniejszego wpływu zachodnich standardów na sytuację społeczeństwa polskiego. Dyrektywy o czasie pracy, prawach konsumentów, migracji zarobkowej ku lepszym płacom, ale i stosunkom pracy, werdyktów Trybunału w Strasburgu. Wszystko to sprawia, że polskie wolnorynkowe barbarzyństwo rozpuszczać się zaczyna pomału w europejskiej poprawności, do której kanonów należą prawa kobiet, konsumentów, mniejszości i pracowników.

Kiedy Oskara Lafontaine`a wyrzucano z rządu federalnego i z SPD za projekt ujednolicenia europejskich podatków, mało kto przypuszczał, że ów pomysł zainteresuje Komisję Europejską, a Lafontaine stanie na czele formacji Die Linke złożonej z dawnego postkomunistycznego PDS i lewego skrzydła SPD. Partii dość silnej, aby zmusić SPD do gwałtownego zwrotu w lewo. Odrzucając retorykę walki klas, lewica europejska sięgnęła po prawa człowieka, poszerzając ich katalog o prawa pracownicze i społeczne, socjalne, gospodarcze i kulturalne.

Odniesienie do wspólnej walki o Europę socjalną jest formułą atrakcyjną nie tylko dla socjaldemokratów i reformistów, ale i dla radykałów. W Polsce żądanie zachodnich standardów socjalnych i podatkowych postrzegane jest jako ultraradykalizm czy wręcz lewactwo. Swoją drogą warte zbadania jest to, w jakim stopniu rekordowy euroentuzjazm Polaków wiąże się z postrzeganiem różnicy między unijnym a stosowanym w Polsce anglo-amerykańskim modelem społecznym. Na razie dla środowisk lewicy antykapitalistycznej socjaldemokratyczny reformizm jest nazbyt zgniłym kompromisem, dla lewicy koncesjonowanej zaś, spod znaku średniego aparatu partyjnego to "awanturnictwo i brak odpowiedzialności za państwo". Skracanie tygodniowego czasu pracy w celu zmniejszenia bezrobocia w związku z rosnącą wydajnością pracy, wprowadzenie europejskiej płacy minimalnej będącej stałym procentem płacy średniej danego kraju, odejście od konkurowania o inwestycje za pomocą obniżania podatków na rzecz jednolitego systemu podatkowego w Unii to myśli i
plany zaprzeczające neoliberalnej ortodoksji i całkowicie obce całej polskiej klasie politycznej. Są one owocem przemyśleń alterglobalistów, ale wcielać je będą w życie technokraci, socjaldemokraci i chadecy w Komisji Europejskiej.

Biedni i głupi

Znajomy dziennikarz, który został posłem i jest dziś wielką figurą w PiS, tłumaczył mi kiedyś po programie telewizyjnym, że "on musi takie pierdoły opowiadać, bo ma wyborców w Łomżyńskiem". Tam na prowincji mieszka biedna i głupia Polska solidarna braci Kaczyńskich. Kiedy człowiek ledwo wiąże koniec z końcem, niechętnie słyszy, że jest kowalem swego losu, bo coraz natrętniej nachodzi go podejrzenie, że ktoś jeszcze do tej jego niedoli ręki przyłożył. Jest więc skłonny uwierzyć w wiele najdziwniejszych wyjaśnień, jak choćby to, że wszystkiemu winne są tajne służby PRL. W takim klimacie intelektualnym lewica miała niewielkie szanse, by wykiełkować. I nie wykiełkowała. Z kolei w tej części kraju, która w odróżnieniu od ściany wschodniej ma zdolność kredytową, spirala konsumpcji dopiero się nakręca, a ludzie, wydając niezarobione jeszcze pieniądze, jeśli nie wierzą w cud, to przynajmniej uwierzyli, że nań zasługują. Ci, którzy jeszcze się nie dorwali, czekają, a ślinka im cieknie, a ci, którzy wiedzą, że już przegrali, bardzo się tego wstydzą.

Ta dość powszechna świadomość nieuchronnego sukcesu, która leje się z telewizorów, nie zapobiega ofiarom. Starsza pani, której komornik zabiera ćwierć mizernej emerytury, przeznaczając całą kwotę wyłącznie na odsetki, podczas gdy dług rośnie, a nie maleje, łatwo zrozumiałaby mechanizm zadłużenia Trzeciego Świata, gdyby się nim kiedyś zainteresowała. Alterglobalista udzielający jej bezpłatnej pomocy prawnej wie, że ta jedna porada systemu nie zmieni. Niektórzy segregują śmieci, inni chodzą po zakupy z ekologicznymi torbami, ktoś zakłada związek zawodowy po to tylko, by wylecieć zaraz z roboty. Stopniowo gromadzą się przed domem, w którym właściciel odłączył lokatorom dopływ wody. Przyszli tu po raz kolejny powiedzieć, że system nie działa, że trzeba krzyczeć i bić na alarm. Bo dzieje się krzywda, bo to granda! Ktoś zawsze kiedyś jest pierwszy, a mądrzy redaktorzy i wieczni recenzenci wyśmiewają jego jałowe działactwo. Jednak bez tego całego wysiłku, upartego walenia głową w mur nie narodzi się etos, a wzrok ludzi pozostanie martwy.

Lewica jest wtedy, kiedy człowiek krzywdzony i poniżany może wspólnie z innymi walczyć o swoje prawa. Lewica jest, kiedy ta walka przywraca mu godność, poczucie własnej wartości w świecie, który redukuje człowieka do tego, co on posiada. Lewica to wreszcie wyzwolenie duchowe pozwalające dostrzegać nowe horyzonty, marzyć i projektować świat, w którym bezmyślny wyścig szczurów zastąpi rozumna współpraca. To idea, która zapala w oczach ów metafizyczny blask pozwalający raz jeszcze rzucić się z motyką na słońce.

Nikt nie wie dokładnie, jak to się dzieje. Dlaczego i kiedy społeczeństwo się budzi. Ludzie stają ramię w ramię wyprostowani, by znowu być razem. Wystarczy kolejne kłamstwo polityka obozu rządowego, podwyżka cen biletów czy kryzys na rynku kredytowym. W tych rzadkich chwilach przebudzenia ludzie uczestniczą w demokracji i ją kształtują. Tylko wtedy i tylko tak może powstać lewica. Przyszedł czas na teorię naszej demokratycznej rewolucji. Program minimum to Europa socjalna, a dalej? Dalej cały świat!

Piotr Ikonowicz


Autor jest sekretarzem ds. organizacyjnych Nowej Lewicy. Tekst ukazał się w "Dzienniku".


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


24 listopada:

1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.

1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).

2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.

2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.


?
Lewica.pl na Facebooku