Pomijając już badania opinii publicznej, niechęć do Ahmadinedżada jest w Iranie po prostu powszechna, nie tylko ze względu na jego brzydką facjatę, ale głównie z powodu jego polityki tak zagranicznej jak i wewnętrzej, która cofała kraj do rewolucyjnych lat sprzed trzech dekad. Problemy dotykają wyższych uczelni, przemysłu, życia społecznego, sportu i wielu innych sfer. Jego polityka wewnętrzna dotknęła w ten czy inny sposób wszystkich Irańczyków.
Wszyscy spodziewali się więc, że ustępujący prezydent otrzyma 5-10 milionów głosów; wszyscy, których znamy: rodzina, znajomi, znajomi znajomych, sąsiedzi, etc. wszyscy cieszyli się bowiem, że będą mogli oddać głos na Musawiego. I oddali.
W całym kraju było 46 tysięcy punktów wyborczych. Każdy z kandydatów miał swojego reprezentanta w każdym z tych punktów. Po wyborach głosy zostały podliczone, a Musawi, z wynikiem 24 milionów głosów, został prezydentem elektem. Tak wskazywały dane płynące od jego reprezentantów w komisjach. Musawi ogłosił więc zwycięstwo na konferencji prasowej. Zaraz potem przedstawiciele ministerstwa spraw wewnętrznych złożyli mu oficjalne gratulacje.
W ostatnich 4 latach Ahmadinedżada popierał tylko JEDEN ważny człowiek - przywódca duchowy Ali Chamenei. Przegrana Ahmadinedżada była więc porażką najwyższego przywódcy. Ten najwyraźniej był na nią przygotowany. Oficjalne media zaczęły nagle podawać nieprawdopodobne liczby, mające płynąć z komisji wyborczych. Co ciekawe, dane, które podawano, w przeciwieństwie do tego, co działo się podczas poprzednich wyborów, były bardzo niedokładne. Podawano jedynie procentowe poparcie, nie ujawniając, ile głosów oddano w poszczególnych miastach.
Każdy z kandydatów wie dokładne, ile dostał głosów i ile głosów dostali pozostali, dzięki swoim reprezentantom w komisjach wyborczych. Wyniki wyborów ogłoszone oficjalnie były więc szokiem dla nich wszystkich, zwłaszcza, że odbyła się już konferencja prasowa Musawiego i oficjalne gratulacje z ministerstwa.
Pozostali kandydaci na prezydenta otrzymali skrajnie niskie wyniki: zwłaszcza Mehdi Karrubi, który zawsze zdobywa parę milionów głosów, tym razem dostał ich 300 tysięcy. Żenująca farsa.
Najwyższy przywódca popełnił jednak parę błędów. Po pierwsze, zarządził aresztowania liderów opozycji i niektórych wpływowych dziennikarzy i to jeszcze tej samej nocy. Specjalne siły zostały nocą rozstawione wokół budynków ministerstw i w innych newralgicznych miejscach. Rankiem, po raz pierwszy w historii wyborów, Chamenei pogratulował Ahmadinedżadowi, nie czekając nawet na oficjalne potwierdzenie centralnej komisji wyborczej. Plan był najwyraźniej taki: dać jasny sygnał, jaką pozycję przyjmuje najwyższy przywódca; pobić tych, którzy będą protestować, a w razie potrzeby zabić niektórych z nich, by reszta rozeszła się do domów. W ten sposób, Republika Islamska szczyciłaby się prezydentem cieszącym się ogromnym poparciem - klaunem, który udaje, że potrafi postraszyć Zachód bombą atomową. W ten sposób przedstawienie trwałoby, a reżim mógłby realizować dalej swe cele.
Najwyższy przywódca na razie źle rozgrywa tę batalię. Jego milicja (basidże) zabili wczoraj (15 czerwca) parę osób w Teheranie. Gdyby to się nie stało, można by jeszcze sądzić, że sprawy przybiorą łagodny obrót. Ale brutalność basidżów rozwścieczyła ludzi. W Internecie krąży wiele zdjęć zabitych i rannych uczestników demonstracji i wiele osób deklaruje gotowość do oddania życia za swoje głosy. Wielu, jednak, deklaruje, że protesty muszą odbywać się bez przemocy, aby nie dawać basidżom pretekstu do agresywnych zachowań. Jeśli jednak policja i basidże użyją przemocy, zrobią to i demonstranci, tak jak to się już stało w Buszer i Ahwaz. Wiele osób ma dostęp do broni. W Shiraz i Masshadzie siły milicyjne dostały niezły wycisk i poprosiły o pomoc wojsko.
Republika Islamska poprosiła zachodnich dziennikarzy o opuszczenie kraju. To może wskazywać, że przygotowują się do masakry. Zresztą ostatniej nocy w teherańskich akadmikach odbyła się już jej namiastka. Siły policyjne zaatakowały śpiących studentów. Najpierw użyto gazu łzawiącego, a potem pobito studentów, zabijając pięciu a wielu aresztując.
Uniwersytety w Teheranie, Shiraz, Esfahanie i innych miastach zostały zamknięte. Wielu nauczycieli akademickich zdeklarowało rezygnację z pracy w geście soldarności ze studentami.
Jeśli zagraniczni dziennikarze wyjadą z kraju, wszystko może się zdarzyć. Islamska Republika ma poważny problem ze swoją legitymizacją i nie zawaha się przed wszelkimi środkami, żeby utrzymać swoje istnienie.
Vale Momtahan
tłumaczenie: pbn
Powyższy tekst zostały napisany specjalnie dla polskich mediów przez naszych przyjaciół - anarchizujących intelektualistów z Iranu.