Zacznijmy od tego, którym wdowom przysługuje renta rodzinna (oprócz tego przysługuje ona na różnych zasadach dzieciom, ale to nie jest akurat przedmiotem tego sporu). Otóż, zgodnie z literą prawa uprawnienie do renty rodzinnej przysługuje:
- wdowom, które przekroczyły 50 rok życia w chwili śmierci męża lub którym w momencie śmierci współmałżonka zostało im nie więcej niż 5 lat do przekroczenia pięćdziesiątki (czyli mającym co najmniej 45 lat);
- wdowom, które mają orzeczoną całkowitą lub częściową niezdolność do wykonywania pracy;
- wdowom, które wychowują dziecko, ale tylko do czasu ukończenia przezeń 18 roku życia lub takim, którym zostało nie więcej niż 5 lat do ukończenia przez dziecko 18 roku życia;
- żonom rozwiedzionym lub wdowom nie mieszkającym z mężem, które oprócz któregoś z powyższych kryteriów miały orzeczone uprawnienia alimentacyjne ze strony tego męża.
Dodajmy do tego jeszcze dwie informacje:
- takie same uprawnienia, co wdowa, otrzymuje wdowiec;
- mężowi temu musiało w chwili śmierci przysługiwać świadczenie emerytalne, przedemerytalne lub renta z tytułu niezdolności do pracy. Wynika stąd, że już w obecnym systemie nie każda wdowa która ukończyła 50 rok życia ma możliwość otrzymywania renty rodzinnej, a warunkiem tego był status osoby zmarłej.
Można przy tym zastanowić się czy status ten nie jest zbyt wąsko zdefiniowany w prawie. Bo co z wdowami po mężach, którzy nie otrzymywali renty, nie przeszli na emeryturę ani nie otrzymywali świadczeń przedemerytalnych? Czy tym kobietom wsparcie się nie należy? A co z wdowami, które były w chwili śmierci małżonka jeszcze młodsze Wdowy, które nie spełniają żadnego z powyższych kryteriów uprawniających do pobierania renty rodzinnej i nie mają innego źródła utrzymania, otrzymują prawo do renty okresowej na czas jednego roku (przedłużonej do dwóch lat, jeśli zdecydują się na szkolenie zawodowe).
Nie chodzi tu o pominięcie pracy kobiet w domach
Jak wynika z oświadczenia PKPP dostępnego na jego stronie, "Lewiatan" nie uznaje tylko pierwszej z podstaw uprawniających do renty rodzinnej, a więc dla wdów, które przekroczyły 45 rok życia w momencie śmierci męża i z tego tytułu otrzymują prawo do pobierania renty rodzinnej.
"Lewiatan" we wspomnianym oświadczeniu argumentuje rzecz mniej więcej w ten sposób, że nie stać nas (czyli płacące podatki społeczeństwo) na tak hojne świadczenia socjalne (zwłaszcza jeśli nie są uzasadnione względami sprawiedliwości, a mamy na karku łatanie dziury budżetowej).
Dlaczego zaś owe renty mają nie być sprawiedliwe Czytamy w oświadczeniu:
[...] niesprawiedliwe i społecznie nieuzasadnione jest przyznawanie renty po śmierci współmałżonka osobom,w zdecydowanej większości, w wieku produkcyjnym. Powinny one pracować, jak wszyscy inni, do osiągnięcia wieku emerytalnego i wtedy zacząć pobierać rentę po mężu. Nie ma bowiem żadnego racjonalnego powodu, by pięćdziesięcioletnie, zdolne do pracy kobiety otrzymywały przez 10 lat (do osiągnięcia wieku emerytalnego) rentę, podczas gdy ich rówieśniczki musiały w tym czasie pracować.
Podstawowy argument sprawiedliwościowy opiera się więc na przekonaniu, że jest to socjalno-prawne faworyzowanie kobiet, które nie pracują względem tych, które pracują. Czy jest to linia argumentacji poprawna?
Krytycy i krytyczki twierdzą, że to skandal i że pomija się przy tym fakt, iż owe wdowy na rencie zazwyczaj pracowały i nadal pracują, tyle tylko, że nieodpłatnie w domach i w zasadzie należałaby im się za to nie tylko symboliczna (w postaci uznania), ale także materialna rekompensata. Takie jest przesłanie dostępnego na stronie "Krytyki Politycznej" tekstu "Wdowi grosz dla krasnoludków" napisanego przez aktywistki ruchów na rzecz kobiet.
Choć sercem nie sposób nie być po stronie autorek odezwy, wydaje mi się, że ich krytyka nie trafia w sedno tylko uderza obok i to z prostej przyczyny. Mianowicie takiej, że pomijają one fakt, że większość kobiet, które równolegle pracują zawodowo, również wykonuje te wszystkie domowe i opiekuńcze, niewdzięczne i nieodpłatne zajęcia zgodnie z utrwalonym w kulturze i w ekonomii wzorcem. W raporcie UNDP pt. "Polityka równości płci Polska 2007" czytamy: "aktywność zawodowa kobiet nie zmienia podziału prac domowych. Zdaniem kobiet to one zajmują się przygotowywaniem obiadów (86,9% aktywnych i 93,6% nieaktywnych zawodowo), zmywaniem (odpowiednio 70,0% i 81,9%), praniem (odpowiednio 94,9% i 94,8%). Nawet gdy mąż jest bezrobotny, jego pracująca w pełnym wymiarze czasu żona wykonuje większość prac domowych".
Żeby była jasność, jeszcze raz to podkreślę: krytyczki pomysłu odebrania rent wdowich mają pełną rację, że zajmowanie się kobiet domem oraz rodziną to też społecznie pożyteczna a ekonomicznie produktywna praca, której faktu i znaczenia nie można pomijać. Nie można jednak zapominać, że problem ten nie dotyczy tylko kobiet, które zrezygnowały z pracy, gdy ich mąż zarabiał pieniądze, ale także tych, które musiały i muszą z różnych względów chodzić do pracy (często gorzej płatnej i słabo zabezpieczonej), a po niej wracać i wykonywać te różne uciążliwe i ciężkie domowe funkcje.
Tak więc krytyka ta niestety pozostawia nadal w mocy "sprawiedliwościowy" argument "Lewiatana". Tym bardziej, że możliwość pobierania renty rodzinnej nie dotyczy tylko tych kobiet, które od początku oddały się wychowaniu dzieci i prowadzeniu domu, ale także tych, które pracowały wcześniej, ale na przykład na krótko przed śmiercią męża pracę straciły. Trudno więc argumentować, że propozycja zmian w prawie nie uwzględnia dotychczasowej nieodpłatnej pracy kobiet w domach, skoro tak na prawdę uprawnienia do rent wdowich, czy to w stanie obecnym czy w propozycjach "Lewiatana", nie są warunkowane przeszłością zawodową kobiety. Liczy się tu nie przeszła droga życiowa, ale sytuacja zawodowo-życiowa w momencie, w którym kobieta staje się wdową i nabiera uprawnień do otrzymywania renty.
Pies pogrzebany na rynku pracy
I i tu dochodzimy do istoty problemu, który można rozbić na kilka kluczowych pytań:
- Czy sprawiedliwe jest by część kobiet aktywnych zawodowo otrzymywało świadczenia pieniężne, podczas gdy ich rówieśnice w tym samym czasie pracują.
- Czy sprawiedliwe jest w ogóle by pewna niepracująca grupa osób aktywnych zawodowo była utrzymywana przez kurczącą się liczbę osób pracujących?
- Jakie są przesłanki nadania tej grupie szczególnych praw socjalnych?
- Czy ten stan rzeczy nie zniechęca kobiet do szukania pracy, a zamiast tego oferuje im życie na garnuszku państwa?
Na te pytania należy sobie odpowiedzieć i to bez pomocniczego argumentu o patriarchalnym podziale pracy, gdyż – jak wykazałem – do tej sprawy on niespecjalnie się on odnosi.
Argument sprawiedliwościowy "Lewiatana" jest połowicznie słuszny, ale jego postulat zmian wraz z towarzyszącą mu argumentacją chybiony.
Po pierwsze, owdowienie jest jednym z ryzyk socjalnych, które podchodzą pod kategorię "trudnych sytuacji życiowych", a w tego typu sprawach należy się w myśl polskiego prawa pomoc socjalna. Owdowienie jest niemal zawsze wstrząsem zarówno psychicznym jak i materialnym, który w dużej mierze destabilizuje dotychczasowe życie rodzinne i zawodowe. Dlatego też jako wspólnota jesteśmy winni wdowom (i sierotom) wsparcie nie tyle ze względu na sprawiedliwość, co powinność pomocy członkom społeczeństwa, którzy znaleźli się (zwłaszcza z nie własnej winy) w trudnej sytuacji życiowej. Można tu przypomnieć, że pomoc wdowom ze strony wspólnot religijnych, rzemieślniczych, kupieckich czy terytorialnych była działaniem uskutecznianym już na długo zanim powstała polityka społeczna realizowana przez państwo.
Po drugie, powszechnie wiadomo, że pracownicy w wieku 50+ (w tym kobiety) są szczególnie w niekorzystnej sytuacji na rynku pracy, a póki ten stan się nie zmienia, nie ma co się spieszyć z wypychaniem ich na nieprzychylny im rynek. Renta taka może być formą zabezpieczenia w sytuacji braku środków do życia na skutek niemocy znalezienia zatrudnienia przez wdowy w tym wieku.
Po trzecie, skoro obecny system stawia w gorszej sytuacji kobiety, które pracują i nie dostają za to wsparcia, może warto zastanowić się, jak pomóc tym, którzy mają gorzej, zamiast zabierać tym, które mają lepiej (ale przecież nie dobrze). To nie niepracujące wdowy otrzymują za dużo od wspólnoty, ale pracujące (lub poszukujące pracy) kobiety otrzymują za mało.
"Lewiatan" (i pewnie spora część z nas) zdaje się patrzyć na renty rodzinne nie jako na right (prawo podmiotowe) ale jako entitlement (rodzaj przywileju). Jest to zresztą charakterystyczne dla systemów o wysoce selektywnym i nieuniwersalnym systemie świadczeń społecznych (jak USA, trochę Wielka Brytania i niestety także Polska), a obce duchowi państw socjaldemokratycznych, gdzie pomoc w sytuacjach takich jak macierzyństwo czy owdowienie jest uznawana za naturalną – i nie budzącą co do istoty kontrowersji – powinnością społeczeństwa względem jednostki (a nie, jak nietrafnie przedstawiają to nieraz libertarianie, zniewoleniem jednostki w imię społeczeństwa).
Wracając do naszej kwestii rent wdowich, entuzjaści ograniczenia ich zakresu podmiotowego mogą rzec, że póki co nie jesteśmy bogatą Szwecją czy Norwegią i po prostu nas na to nie stać. Dlatego trzeba ciąć świadczenia. Ale to nieprawda. Po pierwsze są inne sposoby motywowania kobiet do zostania na rynku pracy zamiast życia z renty, niż odbieranie im dochodów z rent i tym samym zmuszanie do szukania jakiejkolwiek pracy za wszelką cenę. Jeśli kobiety wolą skorzystać z renty (która – jak wiadomo – nie jest nigdy zbyt wysoka, a zazwyczaj jest niska), to oznacza to, że coś jest nie tak z rynkiem pracy. Czy nie przypadkiem to, że jest nieprzychylny kobietom, zwłaszcza po pięćdziesiątce? Czy nie to, że płaca jest niska niewspółmiernie do warunków, szans awansu oraz nikłej gwarancji jej utrzymania czy znalezienia nowej? Czy nie to, że rynek pracy, a także publiczne instytucje, nie dość skutecznie wspomagają kobiety w innych poza-zawodowych funkcjach? Czy nie jest na rzeczy to, że ciężko o skuteczne przekwalifikowanie małym kosztem? No właśnie, tu leży problem.
Rynek pracy jest niestety na tyle nieprzychylny, że część obywateli w obawie o podstawy bytowe próbuje wejść w kategorię beneficjentów socjalu. Jest to zarzut pod adresem zarówno pracodawców zrzeszonych w "Lewiatanie" jak i Państwa (w dużej mierze odpowiedzialnego za politykę rynku pracy i instytucjonalizację usług opiekuńczych i edukacyjnych), ale także nas, o ile dajemy temu przyzwolenie.
Prywatyzacja trudnych sytuacji życiowych
Dodatkowo kompromitujący cały wywód "Lewiatana" jest ostatni fragment cytowanego już oświadczenia w sprawie wdowich rent, który mówi na temat owdowiałych kobiet, co następuje:
Zajmując się wychowaniem własnych dzieci, zdobyły cenne doświadczenie i powinny je wykorzystać opiekując się odpłatnie cudzymi dziećmi, tak by matki tych dzieci mogły pracować. Jest to szczególnie uzasadnione w kraju o słabo rozwiniętej sieci żłobków i przedszkoli, gdzie jedną z głównych przyczyn odwlekania decyzji o macierzyństwie jest obawa o możliwość pogodzenia życia zawodowego z rodzinnym. Stan ten niekorzystnie wpływa na sytuację demograficzną kraju i rozwój gospodarczy.
Po pierwsze, opieka nad cudzymi dziećmi jest rzeczą trudną, delikatną i wymagającą nie tylko specjalnych kwalifikacji, ale i szczególnych osobowościowych predyspozycji. Nie każda kobieta, nawet ta, która już wychowała swoje dzieci, ma ku temu predyspozycje i możliwość, zwłaszcza bez wykwalifikowania w tym kierunku. Po drugie, nie każdy jest gotów oddać swoje dziecko do opieki innej osobie, a bardzo dużą część osób po prostu na to nie stać.
Po trzecie, uzasadnienie stanu rzeczy brakiem przedszkoli i żłobków jest już zupełnym kuriozum. Skoro nie ma dostatecznej sieci żłobków i przedszkoli to chyba najwyższy czas by ją zbudować (zgodnie zresztą ze standardami cywilizacyjnymi innych krajów UE, z których przytłaczająca większość bije Polskę na głowę jeśli chodzi o upowszechnienie edukacji przedszkolnej).
"Lewiatan" jednak woli wszystkie obciążenia sprywatyzować – tak, żeby koszt załatwienia sobie i sfinansowania opieki nad dziećmi, która będzie w dodatku często mało profesjonalna, przerzucony został na indywidualne jednostki, z których przecież duża część jest uboga. Pracodawcy zaś otrzymaliby tańszą (bo pozbawioną alternatywnych źródeł utrzymania i zdeterminowaną do brania wszelkich ofert) siłę roboczą.
Ten argument jednocześnie pokazuje partykularne pobudki pomysłodawców, którzy chcą wykpić się z finansowania tego, co jest wymogiem zdrowego społeczeństwa, jak publiczny system usług społecznych i opiekuńczych czy publiczno-prywatno-społeczna pomoc jego słabszym członkom, w tym wdowom.
Oszczędzanie na rentach wdowich jest złym sposobem, dlatego, że mają one małe szanse uzyskania dochodu na rynku pracy, a jednocześnie brak im finansowego wsparcia przez otrzymującego dochód męża. Po drugie dlatego, że owdowienie jest trudną sytuacją życiową uprawniającą do wsparcia. Po trzecie renta rodzinna dla wdów jest formą promowania i wspierania instytucji małżeństwa.
To, co należy natomiast zrobić przede wszystkim, to kształtować instytucje rynku pracy w taki sposób, by kobiety (i ogólnie obywatele), były skłonne szukać zatrudnienia, które byłoby godziwe, w zadowalającym je wymiarze i warunkach oraz uwzględniającego konieczność wykonywania innych funkcji poza pracą (obowiązki domowo-rodzinne, w tym zwłaszcza wychowawczo-opiekuńcze, czas wolny i załatwianie formalności urzędowych), a także dostępność szkoleń i powszechnie dostępnych instytucji społecznych (jak przedszkola i żłobki). Dzięki takim zmianom część kobiet, która obecnie wybiera skorzystanie z renty rodzinnej po zmarłym mężu, wówczas może zdecydowałoby się szukać pracy. 45-letnich, zdolnych do pracy wdów pobierających rentę rodzinną byłoby mniej, a finanse publiczne miałyby się lepiej.
P.S.: Już po napisaniu tekstu dowiedziałem się, że minister Jolanta Fedak odpowiedziała negatywnie na propozycje "Lewiatana".