Ponieważ znajomość stosunków w pięciu państwach nordyckich jest wśród Polaków żadna, konieczne jest jedno wyjaśnienie. Dominacja socjaldemokracji nad innymi partiami nigdy nie była w Norwegii aż tak totalna jak w Szwecji, ale jednak dość duża. Czasy się niestety zmieniają i w roku 2005 Arbeiderpartiet musiała po raz pierwszy sformować czerwono-zielony rząd koalicyjny z postkomunistyczną Sosialistisk Venstreparti i Senterpartiet. Ten jeden z najbardziej lewicowych rządów Europy zatrzymał prywatyzację, dokonał renacjonalizacji sieci wodociągowych i przeprowadził szereg reform (m.in. podniesienie rent i zasiłków chorobowych, rozbudowa publicznego sektora opieki nad dziećmi). Ponadto Norwegia, najbogatszy kraj Europy, w bardzo niewielkim stopniu odczuła światowy kryzys finansowy.
Nie zrealizowano jednak wszystkich obietnic wyborczych. Przewodnicząca Sosialistisk Venstreparti, Kristin Halvorsen – która w rządzie Stoltenberga została ministrem finansów – lansowała hasło "W Norwegii nie będzie biednych", co miało oznaczać wprowadzenie czegoś w rodzaju standardowej, gwarantowanej "pensji obywatelskiej". Dziś zasiłki socjalne ustalane są na szczeblu gminnym, co nie jest specjalnie sprawiedliwe, gdyż ich wysokość zależy od zamożności danej gminy. W gminach bogatych łączny sosialstønad jest znacznie wyższy, a i tak prawie nikt z niego nie korzysta, bo ubogich tam praktycznie nie ma; w gminach biednych – odwrotnie. Jednak koalicjanci Sosialistisk Venstreparti odrzucili pomysł "pensji obywatelskiej". Nie udało się też zmniejszyć różnic między poborami kobiet i mężczyzn w zawodach wymagających równie długiego wykształcenia wyższego.
Największym jednak problemem Norwegii jest to, że drugą co do wielkości partią tego kraju jest skrajnie rasistowska, prawicowo-populistyczna Fremskrittspartiet (FRP). Jej przewodnicząca, Siv Jensen (ur. 1969), postuluje ograniczenie imigracji do stu osób (sic!) rocznie, usunięcie z kraju gastarbeiterów, prywatyzację prawie wszystkiego (z częścią policji włącznie), obniżkę podatków dla wszystkich Norwegów, cofnięcie dofinansowywania prasy oraz wszelkich państwowych dotacji dla kultury (która jej zdaniem jest "towarem" jak każdy inny) i wykorzystanie części wielomiliardowego Funduszu Przyszłości, na którym dla przyszłych pokoleń ulokowane są zyski naftowo-gazowe. Właśnie z tego Funduszu miałaby być sfinansowana znaczna podwyżka emerytur, obniżenie podatku drogowego, akcyzy na benzynę i VAT na samochody oraz powołanie niezależnego centrum badającego "domniemane" zmiany klimatyczne (Siv Jensen nie wierzy oczywiście w efekt cieplarniany, a problematykę ekologiczną uważa za "wymysł lewaków").
W ostatnim dostępnym sondażu Sentio Research Norge AS socjaldemokraci (AP) uzyskali 34,5 proc., a FRP – 28,8 proc. Jest to wręcz tragiczne, gdyż pozostałe partie norweskiej prawicy osiągają razem tylko 20 proc., w tym konserwatyści Høyre – niegdyś największa partia norweskiej prawicy – jedynie 10,8 proc. Trzeba jeszcze dodać, że w ostatnim roku popularność FRP sporo spadła – wcześniej publikowano już sondaże, w których ta rasistowska partia osiągała poziom największej partii kraju. Nic dziwnego, że dozwolone w Norwegii dotacje ze źródeł prywatnych – których większość otrzymywała dawniej Høyre – wpływają dziś na konta FRP, określającej się jako "partia zwykłych ludzi".
Gdyby norweska prawica nie była tak rozbita, to przyszła premier Norwegii mogłaby nazywać się Siv Jensen. Wynik wyborów nie jest zresztą pewny. W świecie postpolitycznym opozycja ma zawsze większe szanse i od roku 1980 żaden norweski rząd nie utrzymał się przez dwie kadencje. Pewna nadzieja w tym, że FRP traci poparcie wśród młodzieży, dla której priorytetowe są problemy ochrony środowiska. Niestety Siv Jensen ma inteligentnych doradców i może z tego wyciągnąć wnioski. Trudno też przewidzieć, jakie tendencje przeważą wśród młodzieży. W czasie wizyty w Oslo zapytałam 20-letnią córkę moich znajomych i jej chłopaka o najważniejsze problemy polityczne dla ich generacji. Odpowiedzieli, że ekologia i poziom szkolnictwa, ale zaraz Camilla-studentka prawa dodała ciszej, jak gdyby wstydząc się braku politycznej poprawności: - I tych imigrantów mogłoby być mniej! Tych muzułmanów, Słowian czy innych Rumunów!
Wiadomo, że za zasłoną kabiny wyborczej poprawność polityczna niewielką odgrywa rolę. Gdyby blok lewicy przegrał wybory w Norwegii i FRP współtworzyła rząd, miałoby to duży wpływ na sytuację w innych państwach nordyckich, a już zwłaszcza w Szwecji.
Szwedzka odporność
Pisałam już w innym tekście, że Szwedom – obdarzonym dorównującą prawie Polakom zdolnością zapominania przykrych faktów ze swojej historii – udało się wyprzeć ze świadomości wstydliwy epizod z Nową Demokracją (Nyd). Ta ekstremalnie ksenofobiczna partia pojawiła się dosłownie znikąd i w wyborach roku 1991 otrzymała 6,7 proc. głosów. Na szczęście przetrwała tylko jedną kadencję i odeszła w polityczny niebyt. Dziś Szwedzi są bardzo dumni, że w ich riksdagu nie ma takich "oszołomów", jak Dansk Folkeparti czy norweska Fremskrittspartiet. Niestety wszystko wskazuje na to, że stan ten może się zmienić we wrześniu 2010.
W kilku opublikowanych w ostatnich dwóch miesiącach sondażach szwedzkie bloki prawicy i lewicy "idą łeb w łeb", z niewielką przewagą dla Mony Sahlin, której nowa taktyka zaczyna wreszcie generować polityczne zyski. Niestety we wszystkich tych sondażach faszyzująca partia Sverigedemokraterna (SD) przekracza 4-procentowy próg wejścia do riksdagu.
Przykładowo – sondaż Sifo (25 sierpnia): lewica – 48,1 proc., prawica – 45,2 proc., SD – 4,2 proc. Sondaż Novus (28 sierpnia): lewica – 48,6 proc., prawica – 44,2 proc., SD – 4,6 proc. Sondaż Demoskop (7 lipca): lewica – 48,1 proc., prawica – 44,1 proc., SD – 4,8 proc. W sondażu Skop (15 sierpnia) SD osiągnęli nawet 5,6 proc. Nie jest to jeszcze sytuacja Danii czy Norwegii, gdzie partie fanatycznych ksenofobów-nacjonalistów są poważnymi siłami politycznymi (przecież w Danii przewodnicząca Dansk Folkeparti, była salowa Pia Kjærsgaard decyduje o egzystencji rządu od roku 2001).
W tym miejscu dygresja osobista. Z polskiej prasy czytam głównie "Gazetę Wyborczą" – można mieć o niej różne zdanie, ale nawet jej wrogowie nie będą twierdzić, że sprzyja ona rasistom. Zawsze dziwiło mnie więc i dziwi nadal, że GW poświęca tak niewiele uwagi odradzającemu się rasizmowi, który w kilku krajach europejskich stał się akceptowany już nawet wśród elit. Mniemam, że powody obojętności GW najlepiej wyjaśniłby psychoanalityk, co nie zmienia faktu, że w przyszłości ludzie piszący o "Wyborczej" wystawią za tę obojętność rachunek obecnemu kierownictwu tego dziennika.
Scenariusz rysujący się dla Szwecji we wrześniu 2010 jest o tyle ponury, że w sytuacji równowagi między blokiem lewicy i prawicy Sverigedemokraterna mogą odegrać rolę języczka u wagi i za poparcie każą sobie słono zapłacić. Już to publicznie zapowiedzieli.
Zmywanie stempla
Wybitny szwedzki dziennikarz (i znacznie gorszy pisarz) Jan Guillou zaproponował przywódcy SD, Åkessonowi, że będzie mu towarzyszyć przez kilka dni w partyjnych podróżach, a potem opublikuje reportaż polityczny w socjaldemokratycznym "Aftobladet". Ku zdziwieniu Guillou, Jimmie Åkesson zgodził się, prawdopodobnie zależało mu na publicity, w myśl dewizy "niech piszą dobrze czy źle, byle tylko pisali", gdyż SD długo była partią przemilczaną przez media. Dzięki inicjatywie Guillou powstał świetny reportaż o SD[3], znacznie przewyższający podobny materiał Macieja Zaremby[4] - jednak Zaremba miał inny cel: pisał o problemach z integracją imigrantów w Szwecji i Åkesson występuje u niego tylko ubocznie.
Polskiego czytelnika trzeba jednak wpierw poinformować, jakiej ewolucji ulegli SD. Partia ta powstała w roku 1988 ze skrajnie rasistowskich ruchów BBS (Bevara Sverige Svenskt, Zachować Szwecję Szwedzką) i VAM (Vitt Ariskt Motstånd, Biały Aryjski Opór). Nb. obie grupy czerpały spore dochody z legalnej wówczas w Szwecji, ale zabronionej w Niemczech produkcji kaset i płyt z mowami Hitlera, nazistowskimi pieśniami etc. oraz ze współczesną muzyką prawicowych ekstremistów (rolę zespołu Ultima Thule trudno przecenić). Partia nie miała żadnego politycznego znaczenia. Grupy skinheadów organizowały legalne marsze czy demonstracje pod sztokholmskim pomnikiem Karola XII, skinów atakowali anarchiści z AFA (Antifascistisk Aktion), potem zjawiała się policja, pałowała anarchistów[5] i wywoziła autokarami obie grupy w dwa przeciwne krańce Sztokholmu. Nikt się tym nie przejmował, no może z wyjątkiem tych ciemnowłosych mężczyzn, do których "lasermannen"[6] John Ausonius strzelał w nocy ze swojego karabinku. Zmiany nastąpiły, gdy w roku 1995 przywódcą SD został Mikael Jansson. Wprowadził on zakaz używania na publicznych zgromadzeniach SD paramilitarnmych mundurów, swastyk i symboli nazistowskich, zakazał "heilowania", skreślił z partyjnego programu "zasadę 1970" (wcześniej SD domagali się deportacji ze Szwecji wszystkich imigrantów, którzy przybyli po roku 1970), usunął najbardziej agresywnych skinów oraz zabronił członkom partii jawnej współpracy ze stowarzyszeniami szwedzkich weteranów SS, których wówczas żyło jeszcze całkiem sporo.
Gdy w roku 1999 dziennikarze Bosse Schön i Tobias Hübinette zainteresowali się Szwedami służącymi w różnych aparatach III Rzeszy, ustalili 262 Szwedów z Waffen-SS, 4 z Allgemeine-SS, 15 z Wehrmachtu, 3 z Luftwaffe, 3 z Kriegsmarine, 1 z Gestapo i 4 z organizacji Todt. Łącznie dziennikarzom udało się nawiązać kontakt z 42 szwedzkimi SS-manami – byli wśród nich także emerytowani lekarze, redaktorzy, ekonomiści, wyżsi urzędnicy. Dziś nie ulega najmniejszej wątpliwości, że np. VAM został założony z inspiracji szwedzkiego oddziału Kameradenwerk Korps Steiner (jego przewodniczącym był szwedzki były SS-man i emerytowany dziennikarz Sten Eriksson). Warto wspomnieć, że pierwszym rewizorem finansowym Sverigedemokraterna był 81-letni wówczas weteran Waffen-SS, emerytowany inżynier i były szeregowiec SS, Gustaf Ekström. O związkach ruchów neonazistowskich z weteranami SS, o przekazywaniu "świętego ognia" pisali dużo Bosse Schön i Stieg Larsson (1954-2004). Ten ostatni znany jest w Polsce tylko ze swojej kryminalnej trylogii "Millennium" o supermance Lisbeth Salander, które to powieści tak oszałamiający sukces odniosły już po jego przedwczesnej śmierci. Jednak Stieg Larsson był przede wszystkim najwybitniejszym znawcą szwedzkiego neonazizmu i autorem książek "Extremhögern i Sverigedemokraterna: Den nationella rörelsen" (2001, wspólnie z Mikaelem Ekmanem). Trzeba zaznaczyć, że weterani SS bynajmniej nie popierali ekscesów skinów. W piśmie "Wärendsbladet" (listopad 1999) anonimowy SS-Obersturmführer pisał: "Apeluję do Was, młodzi towarzysze: powieście w szafach wasze operetkowe mundury, odstawcie kufle z piwem, przestańcie paplać o szlachtowaniu Murzynów, Słowian, Żydów". Weteran apelował o budowę nowoczesnej partii nacjonalistycznej, której program nie stałby na jednej nodze (ett icke enbent partiprogram), w której rasizm nie byłby jedynym tematem. Marzył o partii z wszechstronnym programem społecznym, gdyż tylko taka partia może walczyć o kartki wyborcze i bronić wspólnego "domu Ariów". Zauważmy tę symptomatyczną zmianę socjaldemokratycznego "domu ludu" (folkhemmet) na "dom Ariów".
Mikael Jansson robił, co w jego mocy, aby zmyć z partii stempel neonazizmu. Pomagał mu w tym przewodniczący młodzieżówki SD, Jimmie Åkesson, który w roku 2005 dokonał w partii swoistego zamachu stanu i sam został jej przewodniczącym. W wyborach 2006 SD nie weszli wprawdzie do parlamentu, ale uzyskali świetny wynik w wyborach samorządowych: 280 mandatów w zarządach 144 gmin. Åkesson rzeczywiście przekształcił SD w "nowoczesną" partię nacjonalistyczną, do której wstąpili nawet niektórzy dość znani politycy szwedzcy, np. były parlamentarzysta z partii moderatów, Sten Andersson i były przewodniczący zarządu osławionej gminy Sjöbo*[7], Sven-Olle Olsson z chłopskiej partii Center.
"Pupa niemowlaka"
W jednym ze swoich tekstów napisałam, że pochodzący ze Skåne Jimmie Åkesson reprezentuje fizyczny typ "marzenia teściowej" (o idealnym zięciu). W swoim reportażu Jan Guillou nie bawi się w takie subtelności – wspomina, że Åkesson goli się zawsze niezwykle starannie, a następnie wciera w swoje pulchne policzki jakiś krem, aż jego twarz zaczyna błyszczeć i przypominać pupę niemowlaka. Jedna z gazet nazwała Åkessona "fircykiem". Guillou odnotowuje też wystudiowaną pedanterię, z jaką ubiera się Åkesson, wiąże krawaty etc. Jako przewodniczący "partii zwykłych ludzi" ubiera się jednak w tanie ciuchy, "tak o oczko wyżej od Dressmana"[8]. Inaczej trudno byłoby mu gromić plutokrację. Nawiasem mówiąc, w bogatych dzielnicach SD nawet nie rozprowadzają swoich materiałów propagandowych ("Ich nie przekonamy" wzdycha Åkesson).
Życie Sverigedemokraterna nie jest łatwe, wszystkie partyjne lokale mieszczą się w klimatyzowanych pomieszczeniach bez okien (AFA czuwa i szyby byłyby natychmiast wybite przez jej aktywistów, a zwłaszcza aktywistki). Lokale partyjne urządzone są z klasztorną surowością: tanie meble z IKEA, komputery i literatura propagandowa, jednorazowe obrusy, domowe wypieki, dostarczane przez partyjne aktywistki, termosy z kawa. W partii długo dominowali mężczyźni, nad czym Åkesson bardzo ubolewał, gdyż bez kobiet nie da się dziś zaistnieć politycznie. Ostatnio w paru miastach udało się SD stworzyć siec "patriotycznych matek", młodych kobiet na urlopie macierzyńskim, które spotykają się, wymieniają doświadczeniami, dyskutują, jak wychować dzieci na "prawdziwych patriotów". Partii bardzo zależy na zwiększeniu przyrostu naturalnego – dlatego postuluje ograniczenie prawa do aborcji (jednak chwilowo nie planuje stosowania wypróbowanych metod projektu Lebensborn). Natomiast w sprawie parytetu i działającego w Szwecji kwotowania na wyborczych listach ma Åkesson takie poglądy jak Jarosław Gowin. Nie da się jednak ukryć, że w przeciwieństwie do wszystkich innych partii mają SD liczny wolontariat – np. ludzi, którzy potrafią wstać o piątej rano, aby przed pracą powrzucać do skrzynek materiały propagandowe w swojej dzielnicy.
Aby wejść do parlamentu SD potrzebują tylko o 50 tysięcy głosów więcej niż w wyborach 2006. Ich zdobycie jest całkiem realne pod warunkiem ciężkiej pracy. Na swoje przedwyborcze zaloty ma Åkesson jeszcze rok, ale już dziś spędza życie w podróży, odwiedzając nawet najbardziej zapadłe dziury. Problem w tym, że spotkania z nim nie mogą być wcześniej zapowiadane (AFA czuwa). Przyjeżdża więc z zaskoczenia, prosi o ochronę lokalną policję, jego ludzie rozstawiają na rynku aparaturę nagłaśniającą, rozwijają banderolę Tradycja&Bezpieczeństwo Socjalne, Jimmie zaczyna przemawiać i powoli zbierają się ludzie. Miałam okazję słuchać go kilka razy. Mówi dobrze, tak jak lubią Szwedzi, spokojnie, z dużą ilością liczb i danych, zawsze bez kartki czy jakichkolwiek notatek, chętnie odpowiada na pytania, trudno wyprowadzić go z równowagi. Choć w młodości był jawnym wyznawcą Odyna i Tora, dziś odwołuje się czasami do wartości chrześcijańskich. Ma to znaczenia, gdyż partią, której SD najłatwiej odbierają wyborców są KD (Kristdemokraterna) – tego się można spodziewać po elektoracie chadecji. W wyborach 2006 szwedzcy chadecy otrzymali tylko 6,6 proc. i jeżeli Jimmie będzie się dobrze starać, w przyszłym roku KD mogą nawet wypaść z Riksdagu.
Jak prawie wszystkie ugrupowania populistyczne SD jest dziwaczną hybrydą partii lewicowej i prawicowej. Cel główny to obrona folkhemmet. Podatki mają być obniżone, ale najuboższym. Zatrudnienie ma być pełne (a więc bezrobocie najwyżej rzędu 2 proc.). Rola związków zawodowych silnie ograniczona. W tym momencie uważniejsi z moich czytelników zaczynają się dziwić, gdyż wiedzą, że siła związków zawodowych – do których nadal należy w Szwecji 72 proc. zatrudnionych – jest warunkiem funkcjonowania modelu szwedzkiego. Jednak Åkesson – jako rasowy narodowiec i jawny zwolennik faszystowskiego korporacjonizmu – neguje istnieje walki klasowej. Naród jest organizmem, w organizmie nerki nie walczą z wątrobą, w zdrowym, solidarnym narodzie istnieje "współpraca klasowa" (klassamarbete). Gdy będziemy kierować się "etyką narodową", wystarczą indywidualne rokowania pracobiorcy z pracodawcą. Unia Europejska powinna być wyłącznie wspólnym rynkiem; w przeciwnym wypadku Szwecja powinna ją opuścić.
Åkesson jest osobnikiem sprytnym i ostrożnym – nigdy nie używa argumentów rasistowskich, imigrantom jest przeciwny z zasady ekonomicznej, gdyż solidaryzm może istnieć tylko w społeczeństwie homogenicznym etnicznie. Podkreśla nawet, że prawie 20 proc. członków jego partii to ludzie, którzy mieszczą się w definicji imigranta[9]. Jimmie tu na pewno przesadza, ale niestety sama znam Polaków sympatyzujących z SD, co nie jest niczym dziwnym, bo u wielu Polaków rasizm jest silniejszy od instynktu samozachowawczego. Zdaniem Åkessona w Szwecji mogą mieszkać imigranci, ale tylko totalnie zasymilowani, znający tylko jedną (oczywiście szwedzką) kulturę, mówiący po szwedzku bez śladu obcego akcentu. Pozostałych należy "nakłaniać do powrotu" – można stosować zachęty finansowe, a także inne bodźce. Możliwość naturalizacji powinna być zniesiona: szwedzkie obywatelstwo tylko dla etnicznych Szwedów. Małżeństwa mieszane powinny być przynajmniej utrudniane.
Od narodowców trudno naturalnie wymagać koherencji poglądów. Z jednej strony Åkesson twierdzi, że nie jest rasistą biologicznym, a z drugiej – jest kategorycznym przeciwnikiem adopcji dzieci z innych krajów, choć przecież adoptowane małe dziecko należeć będzie tylko szwedzkiej kultury. Åkesson twierdzi, że nie dzieli kultur na lepsze i gorsze, ale już sekretarz partii ds. kontaktów międzynarodowych, Kenth Ekeroth powiedział na spotkaniu w Malmö 6 września 2009, że twierdzenie o równowartości kultur jest absurdem. Åkesson gromko woła, że jest przeciwny przemocy, ale już brytyjski gość jego partii, Alan Lake radził nawiązać kontakty z "kibolami", gdyż przecież potrzebni są ludzie "gotowi wyjść na ulicę i bić obcą hołotę" – nikt nie zaprotestował na to dictum.
Komu podziękujemy?
The Killing Fields of Inequality – tak Göran Therborn, profesor SCAS (the Swedish Collegium for Advanced Study) zatytułował swoją publikację w ostatnim (nr 42) numerze "Soundings". Pokazuje w niej, że różnice dochodowe są w dzisiejszym Londynie większe niż w końcu XVII wieku, że np. w mężczyźni mieszkający w najbiedniejszej dzielnicy Glasgow żyją o 28 lat krócej (sic!) niż dzielnicy najbogatszej.
Brytyjskie społeczeństwo było zawsze najbardziej klasowe w Europie. W Szwecji nie jest jeszcze tak tragicznie, ale wraz z kryzysem różnice silnie wzrosły. Czy można się dziwić, że Sverigedemokraterna mają tylu zwolenników wśród młodzieży, skoro w końcu lipca 2009 bezrobocie wśród osób poniżej 24 roku życia wynosiło 20,7 proc. (a bezrobocie w całej populacji 7,9 proc.). Co czwarty (sic!) młody Szwed osiąga dochody poniżej granicy ubóstwa, która wynosi 109 740 SEK (43 900 PLN) rocznie. Badania przeprowadzone przez Hyresgästföreningen pokazują, że z 914 tys. osób poniżej 28 roku życia aż 280 tys. po zapłaceniu czynszu zostaje na życie zaledwie 4100 SEK miesięcznie, podczas gdy norma socjalna wynosi 5000 SEK (2000 PLN). Mówiąc szczerze, trzeba nas podziwiać, że SD nie mają jeszcze poparcia rzędu Dansk Folkeparti.
"How the left blown its big chance of sucess?" – pytał Andy Becket ("The Guardian" z 17 sierpnia 2009) i ciągle jeszcze nie otrzymaliśmy odpowiedzi na to pytanie. Szwedzcy socjaldemokraci ocknęli się dopiero w ostatnich tygodniach. Wiemy, że konstatacje nauki docierają do społeczeństwa (a właściwie do inteligencji) z dużym opóźnieniem, np. w wypadku fizyki kwantowej – wprawdzie dyscypliny szczególnie trudnej – wynosiło ono kilkadziesiąt lat. Dziś w Szwecji nie ma ani jednego ekonomisty, który ideologię neoliberalną uznawałby za jedną z dopuszczalnych teorii ekonomicznych. Ale wśród polityków jeszcze zdarzają się tacy, którzy wierzą w deregulację, totalną prywatyzację i pełną racjonalność rynku. Nie dotyczy to ministra finansów (Anders Borg jest zbyt dobrze wykształcony), ale koalicjantów z rządzącego dziś czteropartyjnego aliansu. Jeżeli SD rzeczywiście wejdą do prawdziwej polityki, jeżeli z czasem osiągną pozycję Dansk Folkeparti, będziemy wiedzieli, komu za to należy podziękować.
Przypisy:
[1] W Norwegii obowiązek szkolny dotyczy 10-letniej szkoły podstawowej. Aż 97 proc. absolwentów szkół podstawowych kształci się dalej w trzyletnich gimnazjach.
[2] "Förstagångsväljarna kan avgöra det norska valet", "Dagens Nyheter" z 5 września 2009.
[3] "Aftonbladet" z 19-20 lutego 2009.
[4] "Vem äger flaggan?", "Dagens Nyheter" z 10 marca 2009.
[5] W funkcjonującej demokracji legalne demonstracje muszą być ochraniane. Ponadto na całym świecie policja przyciąga do swoich szeregów takich zwolenników "ładu i porządku", którzy wolą pałować anarchistów i "lewaków" niż prawicowych ekstremistów.
[6] Ausonius używał sportowej broni z celownikiem laserowym. W okresie od sierpnia 1991 do stycznia 1992 oddał strzały do 11 osób – jedna z nich zmarła na miejscu, a siedem zostało trwałymi inwalidami. Ausonius został aresztowany przypadkowo, przy okazji napadu na bank.
[7] Leżąca w Skåne rolnicza gmina Sjöbo zasłynęła w roku 1988 tym, że jej mieszkańcy wypowiedzieli się w referendum przeciwko przyjęciu chociażby jednego imigranta. "Silny człowiek z Sjöbo", Sven-Olle Olsson nie życzył sobie na swoim terenie żadnych cudzoziemców, nawet Finów. Warto wiedzieć, że przed i w czasie II wojny światowej Skåne była bastionem szwedzkiego nazizmu, mówiono, że Skåne jest brunatna, a Norrland – czerwona. W wypadku inwazji wojsk Hitlera i zajęcia Szwecji, szwedzcy naziści właśnie w Sjöbo planowali założenie obozu koncentracyjnego dla szwedzkich Żydów.
[8] Dressman – sieć sklepów z tanią konfekcją męską.
[9] W Szwecji stosuje się rzeczywiście dość absurdalną definicję. Za invandrare uznawana jest nawet osoba urodzona w Szwecji, o ile jedno z jej rodziców jest imigrantem.
Anna Delick
Tekst ukazał się na stronie "Krytyki Politycznej" (www.krytykapolityczna.pl).