Nie chodzi przecież tylko o kontakty polityków z pierwszych stron gazet z szemranymi biznesmenami ani też o prymitywny język, jakim się posługują parlamentarni i rządowi wybrańcy narodu podczas prywatnych rozmów. Chodzi o jakość całego systemu życia publicznego, sposoby podejmowania kluczowych decyzji politycznych i ekonomicznych, brak realnego nadzoru społecznego nad działaniami elit władzy, oderwanie świata polityki od problemów zwykłych ludzi.
Afera hazardowa jest o wiele lepszym podsumowaniem obchodów 20. rocznicy polskiej demokracji niż uroczyste konferencje organizowane z okazji 20-lecia zmian systemowych. W tym sensie dobrze się stało, że pewne fakty ujrzały światło dzienne. Zamiast jednak wchodzić w kanał pojedynczych, sensacyjnych wątków, lepiej pokusić się o całościową refleksję nad stanem życia publicznego w Polsce. Warto też przy tej okazji zajrzeć za kurtynę oficjalnej polityki i zdemaskować toczący się spektakl. Utrzymywanie złudzeń i mistyfikacji umacnia bowiem jedynie grę pozorów w życiu publicznym, które coraz bardziej przypomina teatr marionetek. Za fasadą demokracji kryje się coraz częściej ład, który niewiele ma wspólnego z wolą społeczeństwa i opiniami ludzi.
Platforma Obywatelska popierająca PiS-owską ideę budowania policyjnego nadzoru nad obywatelami oraz stworzenia CBA sama pada ofiarą tych mechanizmów. I znowu dyskusja sprowadza się tylko do kwestii: odwołać Kamińskiego czy też nie? Dla partyjnych aparatów ważna jest tylko odpowiedź na pytanie, kto ma kierować CBA. Nikt natomiast nie pyta o sens istnienia tej antydemokratycznej instytucji. I znowu debata staje w martwym punkcie, zamiast iść dalej. A pytań jest wiele. Komu potrzebne jest CBA? Czy nie jest tak, że korupcja jest elementem wpisanym w logikę obecnego ładu ekonomiczno-politycznego? Czy to władza ma pilnować społeczeństwa, czy raczej silne organizacje obywatelskie mają nadzorować instytucje władzy?
Nie dziwi, że to właśnie członkowie PO są ostatnio najczęściej uwikłani w podejrzane interesy. Po pierwsze: partia władzy zawsze korzysta, ile może, z nadarzających się okazji. Po drugie: członkowie PO - partii popierającej fundamentalizm rynkowy i ideę prywatyzacji wszystkiego, co się da - naprawdę uważają, że można wszystko kupić i sprzedać. Tą zasadą kierują się również w życiu prywatnym. Nawiasem mówiąc, sami obalają mit neoliberałów, że wszelkie problemy rozwiązuje rynek - jak się okazuje, najlepsze interesy powstają jednak na styku prywatnego biznesu z państwem. Ci, którzy najgłośniej krzyczą na poziomie ideologii o prywatyzacji i deregulacji gospodarki, zazwyczaj w realnym życiu najchętniej chcą skorzystać z pomocy państwa. Warunek jest jeden: państwo nie ma pomagać słabym i prowadzić polityki redystrybucyjnej, państwo ma wspierać silnych i ułatwiać im bycie jeszcze bogatszymi. To jest właśnie mentalność liberałów ekonomicznych.
Platforma Obywatelska działaniem swoich liderów ostatecznie pogrzebała swój mit założycielski jako partii modernizującej Polskę i kierującej się innymi standardami w polityce. Nikt już w to nie wierzy. Balon został przebity, a powietrze z niego powoli zacznie uciekać. Zerwanie z oficjalnym wizerunkiem PO nie oznacza jednak automatycznej poprawy stanu polskiej demokracji.
Niedostatek poczucia wpływu na własne życie, brak żywej tkanki społecznej na poziomie obywatelskim, niski poziom zaufania, niechęć wobec polityki traktowanej raczej jako sfera prywatnych interesów "aktorów politycznych" niż jako narzędzie zmiany rzeczywistości - obecne nastroje społeczeństwa polskiego bardzo przypominają "próżnię socjologiczną" opisaną przez prof. Stefana Nowaka w latach kończących PRL. Bieżące wydarzenia jedynie zniechęcą kolejną część Polaków do polityki i sfery publicznej. Apatia będzie narastać, a wiara w możliwość zmiany sytuacji jeszcze bardziej się skurczy. PiS choć bardzo się stara, raczej wiele nie zyska na rozgrywającej się aferze. Brak pomysłu lewicy na inny ład społeczny w Polsce nie spowoduje rosnącego poparcia dla jej notowań. Choć aż się prosi, aby właśnie teraz lewica przedstawiła inny styl uprawiania polityki, inny język opisujący troski i życie Polaków oraz inne możliwe relacje między samymi obywatelami. Samo domaganie się powołania komisji śledczej to kiepski komentarz do obecnego kompromitującego spektaklu. Raczej należałoby się zdystansować od wzajemnego obrzucania błotem przez PiS i PO oraz pokazać Polakom, że jest możliwa inna polityka niż ta prezentowana przez oba główne ugrupowania prawicowe.
Na poziomie bieżącej taktyki politycznej postulat likwidacji CBA powinien być programem minimum polskiej lewicy w trakcie obecnego kryzysu układu władzy. Nie można mieć złudzeń co do CBA – jest to instytucja, która w najbliższym czasie będzie wymierzona głównie w ludzi lewicy.
Można się spodziewać, że również samo społeczeństwo niewiele nowego wyciągnie dla siebie z przetasowań na szczytach władzy. Raczej utwierdzi się w przekonaniu, że polityka jest brudna, a partiom politycznym chodzi nie o dobro publiczne, lecz o władzę dla samej władzy. Jednak ucieczka od życia społecznego i zamykanie się w prywatnej skorupie jeszcze nigdy nie rozwiązały żadnego problemu publicznego. Lepiej stałoby się, gdyby obecne przetasowania w ekipie Tuska obudziły aktywność społeczną i troskę o kondycję polskiej demokracji. Do tego potrzebna jest jednak wizja lepszego ładu społecznego, który da ludziom nadzieję na inne życie. Ten, kto będzie w stanie przerwać obecny spektakl i zastąpić go debatą, która odnosi się do realnych problemów ludzi w kraju, może wygrać bardzo wiele.
Piotr Żuk
Tekst ukazał się w tygodniku "Przegląd".