Scena z hollywoodzkiego romansu. Do drzwi ubogiej rodziny z Detroit puka prawnik w garniturze Versace. W przyjemnych słowach informuje domowników o spadku pozostawionym przez bogatego stryja z Nowego Jorku. W zamian za usługę prawnik dostaje swoją działkę - jakieś 100 000 dolarów a uszczęśliwiona śmiercią krewnego rodzina wydając kilka milionów wchodzi w posiadanie sympatycznej rezydencji na Florydzie. Fabuła filmu opiera się na miłosnych perypetiach rozkapryszonej latorośli i małżeńskich problemach przeżywających kryzys wieku średniego rodziców.
Scena z polskiej rzeczywistości. Do drzwi 22-letniego Damiana puka spocony listonosz. W oschły sposób każe pokwitować odbiór bankowych wezwań do zapłaty. Dodajmy, zapłaty za długi rzekomo zaciągnięte przez nieżyjącą od trzech lat babcię - alkoholiczkę. Banku nie interesuje, że Damian kredytów nie zaciągał, baaa nawet nie miał pojęcia o ich istnieniu. Po zapiciu się na śmierć trzech członków rodziny, wyszedł na prostą, podjął pracę, pospłacał zaległości czynszowe i rozpoczął remont mieszkania komunalnego. Dla dżentelmenów w białych kołnierzykach i garniturach Vistuli liczy się jednak fakt, że chłopak w swojej nieświadomości nie zrzekł się w ciągu pół roku od śmierci ostatniego spadkobiercy - matki alkoholiczki - pozostawionej przez przodków "fortuny". Bo i z czego miał rezygnować? Z zepsutej lodówki? Od lat niedziałającej pralki? Ilu z nas wie, że spadku tak czy owak musimy się zrzec? Że w ciągu sześciu miesięcy powinniśmy w tej sprawie odwiedzić notariusza i złożyć stosowne oświadczenie? No i kto o tym myśli w chwili śmierci bliskiej osoby? Myślą o tym bankowi windykatorzy. Za każdego upolowanego "jelenia" dostaną działkę w wysokości kilku tysięcy złotych. Od Damiana GE Money Bank zażądał kwoty 24 000 zł naliczonej na podstawie trzech zaciągniętych przez babcię kredytów.
Nikt w banku nie zadał sobie pytania jak to możliwe, że pijącej, starszej kobiecie ze skromnymi dochodami udzielono aż trzech pożyczek. I to biorąc pod uwagę fakt, iż żadna z nich nie była spłacana. Nikt nie pomyślał, że w okolicy nie ma ani jednej placówki GE Money a wyjazd trunkowej babci do Wrocławia w celu zaciągnięcia kredytu gotówkowego jest dosyć mało prawdopodobny. A co dopiero trzy wyjazdy pod rząd? Wniosek nasuwa się sam: babcia była tzw. "słupem", a kredyty zostały wyłudzone na podstawie jej podpisu, złożonego najprawdopodobniej w zamian za przysłowiowy "kieliszek chleba". W zdewastowanym mieszkaniu kobieta nie pozostawiła po sobie nic co w jakikolwiek sposób mogłoby świadczyć, jakoby kiedykolwiek dysponowała gotówką większą niż skromna, regularnie przepijana emerytura. W powyższy proceder prawdopodobnie był zamieszany przedstawiciel banku, w przeciwnym razie nikt nigdy nie wyliczyłby babcinej zdolności kredytowej na 20 000 zł. Białych kołnierzyków to jednak nie obchodzi - liczy się kasa. Przecież niezależnie od wszystkiego za "skórkę" ustrzelonego jelenia dostaną niemałą prowizję.
Szukając wsparcia Damian trafił do Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej, która sprawę nagłośniła. Sytuacją duszniczanina zainteresowały się ogólnopolskie media, ludzkim głosem przemówiły uznane autorytety prawnicze. Wbrew "bankowym tytułom wykonawczym", zastraszającemu tonowi listów i telefonicznym groźbom elokwentnych windykatorów okazało się, że kwestia długu wcale nie jest oczywista, a Damian płacić nie musi - wszystko jest przedawnione. O przedawnieniu z pewnością bank wiedział, ale cóż... klient się wystraszy i naiwnie spłaci cudze kredyty.
W obliczu medialnej kompromitacji GE Money Bank postanowił wysłać list, w którym oferuje umorzenie odsetek i części kapitału. Aby rozmyć sprawę, pismo zostało zaadresowane do... nieżyjącej od trzech lat babci. Korporacyjni piarowcy uznali, iż lepiej zrobić z siebie idiotę niż złodzieja. I choć dzięki odwadze cywilnej oraz wsparciu KSS Damian sprawę wygrał, pozostaje niesmak i pytanie - ilu ludzi w skali kraju co roku daje się nabijać w butelkę? Nasuwa się na myśl także pewna refleksja. Dlaczego ustawodawca chroni banki a nie obywateli? Przecież wystarczyłoby zobligować instytucje finansowe do informowania rodzin dłużników o ciążących na nich zobowiązaniach w terminie 6 miesięcy od daty śmierci kredytobiorcy. Byłoby o wiele uczciwiej. Niestety tam gdzie wchodzą w grę wielkie pieniądze słowo "uczciwość" brzmi dosyć egzotycznie.
PS.
Program telewizyjny "Ostatnia instancja", w którym przedstawiona została sprawa Damiana Kudzbalskiego można obejrzeć na stronach internetowych Nowej Gazety Gmin (www.wolnyportal.com) w dziale "Filmy on-line" oraz w wyższej jakości na stronach portalu Alterkino (alterkino.org/ostatnia-instancja-bankowy-rozboj).
Paweł Bolek
Tekst ukazał się na stronie Nowej Lewicy (www.nowalewica.pl).