Paweł Michał Bartolik: Chávez na Piątkę!

[2010-02-11 08:32:52]

Prezydent Boliwii Evo Morales przestrzega przed powstaniem "drugiego Wietnamu", a prezydent Wenezueli Hugo Chávez wzywa do budowy Piątej Międzynarodówki. Dokąd zmierza Ameryka Łacińska? Czy obecny model globalizacji jest jedynym możliwym?

Prezydent Boliwii Evo Morales obiecał 15 grudnia Stanom Zjednoczonym "drugi Wietnam" w wypadku agresji tego mocarstwa na Amerykę Łacińską, potępiając jego zaawansowane plany rozmieszczenia oddziałów w bazach na terenie Kolumbii. Wcześniej przed groźbą wojny w regionie przestrzegał niejednokrotnie prezydent Wenezueli Hugo Chávez – wypowiedzi Moralesa są dosłownie kalką wypowiedzi Cháveza z ostatnich lat. Ten ostatni przypomniał też ostatnio, że jedna z baz wojskowych USA znajduje się raptem 20 minut drogi od stolicy jego kraju, Caracas.

Imperializmowi nie może podobać się Morales, za rządów którego w nowej konstytucji Boliwii pojawił się zapis o wywłaszczeniu za lokaut. Nie może też podobać mu się Chávez, który nie tylko w swym wystąpieniu na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ w 2005 r. przypomniał o formalnie zagwarantowanym międzynarodowo prawie państw do prowadzenia polityki nacjonalizacji, m.in. bogactw naturalnych. Mało tego, potrafił on również konsekwentnie stawać po stronie strajkujących w jego kraju, wzywał do tworzenia milicji robotniczych oraz by każdy wenezuelski robotnik nauczył się posługiwać bronią palną.

Dla owych liderów nowego typu nie do przyjęcia jest bowiem z kolei kapitalizm i imperializm. W listopadzie Chávez wystosował apel o utworzenie Piątej Międzynarodówki Socjalistycznej. Jest to godne uwagi nie tylko dlatego, że oznacza historyczne uznanie utworzonej w 1938 r. przez Lwa Trockiego Czwartej Międzynarodówki jako jednej z głównych historycznych emanacji ruchu robotniczego – obok Pierwszej Międzynarodówki, utworzonej w 1864 r. z inicjatywy Karola Marksa, utworzonej w 1889 r. Drugiej Międzynarodówki i wreszcie utworzonej w 1919 r. z inicjatywy Włodzimierza Lenina Trzeciej Międzynarodówki. Także choćby dlatego, że wystosował on swój apel podczas odbywającej się niedawno w Caracas wielkiej konferencji z udziałem partii lewicowych z całego świata. Na apel błyskawicznie odpowiedziały m.in. boliwijski Ruch Na Rzecz Socjalizmu, kierowany przez Evo Moralesa, oraz salwadorski Front Wyzwolenia im. Farabundo Martí, nikaraguański Sandinistowski Narodowy Front Wyzwolenia i ekwadorski Alianza Pais. Wezwanie Cháveza wywołało też entuzjazm delegatów, reprezentujących wiele innych ugrupowań z różnych kontynentów.

Obecni na konferencji podpisali Porozumienie z Caracas, w którym stwierdzono, że kapitalizm zagraża samemu istnieniu gatunku ludzkiego i w ogóle życiu na Ziemi, doprowadzając do kombinacji "kryzysu gospodarczego z kryzysem ekologicznym, kryzysem żywnościowym i kryzysem energetycznym". W związku z tym oczywista jest konieczność zarysowania socjalistycznej alternatywy dla kapitalizmu. Jak podkreślają Bill Leumer i Ann Robertson (Venezuelanalysis.com, 15 grudnia 2009 r.), wśród sygnatariuszy znajdują się potężne masowe partie lewicowe z Boliwii i Wenezueli, co oznacza istnienie znaczącego międzynarodowego zaplecza dla przedstawionego przez Cháveza projektu. W porozumieniu czytamy o konieczności "debaty ideologicznej na temat fundamentalnych aspektów procesu budowy socjalizmu" oraz o degeneracji Trzeciej Międzynarodówki, jaka nastąpiła w okresie stalinowskim (Wspomnijmy przy okazji¸ że to, jak też uznanie historycznej roli Czwartej Międzynarodówki, oznacza jednocześnie jasne rozróżnienie między leninizmem a stalinizmem, oraz akceptację spuścizny Rewolucji Październikowej jako emancypacyjnego zrywu).

Co jednak – jak piszą Leumer i Robertson – najważniejsze, apel Cháveza znalazł odzew wśród autorów dokumentu, którzy zadecydowali o utworzeniu grupy roboczej, mającej określić  "cele, treść i mechanizmy działania tego globalnego rewolucyjnego ciała". Postanowiono też, że w kwietniu 2010 r. odbędzie się w Caracas spotkanie założycielskie.

Leumer i Robertson nie tylko stwierdzają, że ustanowienie nowej Międzynarodówki może okazać się potężnym bodźcem, który w skali globalnej "zwielokrotni siłę ruchu na rzecz socjalizmu". Podkreślają również, że "w krajach, w których partie socjalistyczne nie istnieją albo są małe i nie posiadają znaczącej siły, Piąta Międzynarodówka ma potencjał stać się przyciągającym biegunem, i w ten sposób przełamywać izolację oraz towarzyszące jej poczucie beznadziejności i demoralizację tych, którzy walczą o lepszy świat".

W epoce imperialistycznej podstawowa sprzeczność globalnego kapitalizmu – ta między proletariatem a burżuazją – znajduje swą pochodną w sprzeczności głównej między metropoliami a peryferiami kapitalizmu, często nazywanymi dziś odpowiednio Globalną Północą i Globalnym Południem. Nawet ci z uczonych sług burżuazji, którzy są rzeczywiście uczeni, dobrze rozumieją, że Chávez pozostaje od ładnych kilku lat niezwykle ważnym¸ może najważniejszym wyrazicielem dążeń i aspiracji szerokich segmentów ludności tego ostatniego. Ma bowiem świadomość nierozwiązywalności obecnych antagonizmów w warunkach kapitalizmu, jak też znaczenia światowego poziomu walki klasowej. Nie dlatego, że wzywał do studiowania teorii imperializmu Lenina i teorii rewolucji permanentnej Trockiego – raczej jego zainteresowanie tymi teoriami wynika z tej świadomości.

Chávez niejednokrotnie krytykowany był za swe stosunki z przywódcami takimi jak np. Putin i Miedwiediew – nieraz przypominano w tym kontekście brudną wojnę, jaką od lat prowadzi Rosja w Czeczenii – jak też Mugabe, Kadafi czy Ahmadinedżad. Gwiazdy i gwiazdki mediów burżuazyjnych nie omieszkały też wykorzystać jego faux pas w postaci wypowiedzi – na tej samej konferencji, na której wzniósł apel o utworzenie Piątej Międzynarodówki – na temat byłego dyktatora Ugandy Idi Amina: "Myśleliśmy, że był kanibalem. Dziś już nie wiem, może był wielkim nacjonalistą, patriotą".

Nie zamierzam rzecz jasna bronić samej tej wypowiedzi – jej wymowa wynikła jednak z tego, że Chávez podjął temat bez należytej znajomości rzeczy (stąd: "może był"...). Ponadto, co nieporównanie ważniejsze, należy wziąć pod uwagę jej kontekst – Chávez wskazywał (przecież słusznie!), że propaganda imperialistyczna przedstawiała i przedstawia jako najgorszych potworów całą plejadę czołowych bojowników o emancypację człowieka. Wystarczy wspomnieć o Ernesto "Che" Guevarze, który wypuszczał na wolność dosłownie całe oddziały jeńców wroga, a który przedstawiany jest jako masowy morderca dzieci. Skoro tyle razy kłamali, skoro sprokurowali i ciągle prokurują nowe tony paszkwili na naszych bohaterów, to pewnie nie można im wierzyć także w to, co mówią o Idi Aminie – taki jest sens wypowiedzi Cháveza. Jeśli zatem burżuazyjni luminarze pragną go z niej rozliczać, niech najpierw sami rozliczą się z wpadek (a często i manipulacji) własnych i własnego reakcyjnego obozu!

Dzikie wojny podjazdowe, prowadzone zarówno przez osoby jawnie znajdujące się w obozie burżuazji i imperializmu, jak i przez pseudolewicę przeciwko czołowym postaciom lewicy, nieraz z wykorzystaniem tych czy innych wpadek, jakie popełniły one w danym momencie czy nawet w danym okresie – to rzecz jasna zjawisko znane nie tylko w wypadku bezustannego ujadania na Cháveza. Czy jednak różne gromko formułowane w związku z tym, z ignorancji czy złej woli – albo też jednego i drugiego naraz – oceny mają jakąkolwiek wartość? Czy nie służą raczej zaciemnieniu niż wyklarowaniu obrazu sytuacji? Cóż warci są owi wszyscy malkontenci, nagle występujący w roli zatroskanych o humanizm i humanitaryzm, o prawa człowieka, o prawo narodów do samostanowienia czy na przykład o prawa pracownicze? Tacy jak choćby ci, którzy darli szaty nad zbrodniami popełnianymi w sudańskim Darfurze tylko po to, by stworzyć propagandową zasłonę dymną dla zbrodni Izraela przeciwko Palestyńczykom – i przezornie milczeli wobec kolejnych wieści o izraelskich służbach granicznych strzelających do uchodźców z Sudanu! Bo też nigdy nie chodzi tu ani o humanizm i humanitaryzm, ani o prawa człowieka, ani o prawo narodów do samostanowienia, ani o prawa pracownicze!

To prawda, że bezkrytyczni chwalcy Cháveza mogą mu jeszcze nieraz oddać bardziej niedźwiedzią przysługę niż byłby w stanie to uczynić najgorszy paszkwilant – głos tego ostatniego, choćby najzręczniejszego, tak w tym jak i w innych wypadkach w końcu zdradzi objawy kociokwiku. Prezydent Wenezueli nieraz istotnie zbyt łatwo paktował prawie z każdym, kto z różnych przyczyn przeciwstawiał się takim czy innym przejawom globalnej supremacji USA. Nie zawsze też prawidłowo odróżniał ludzi, z którymi pozostawał zmuszony wchodzić w taktyczne układy, a zdolnych przy najbliższej okazji wbić mu nóż w plecy, od rzeczywistych sojuszników. Pamiętajmy jednak, że główną przyczyną jest tu wciąż istniejąca głęboka międzynarodowa izolacja jego kraju, którą istnienie sojuszników takich jak Boliwia czy Kuba może co najwyżej złagodzić. Takie zdarzenia i zjawiska jak pucz w kwietniu 2002 r., na którego czele stanął szef wenezuelskiego związku pracodawców Pedro Carmona – Chávez został wówczas porwany przez spiskowców, by przed upływem 48 godzin stać się najszybciej w historii przywróconą na urząd głową państwa – wspierane przez najbardziej czarnosecinne siły secesjonistyczne awantury klas wyższych zarówno w Wenezueli¸ jak i w Boliwii, sabotaże ekonomiczne, skutkujące zakłóceniami dostaw podstawowych dóbr, zabójstwa działaczy związkowych, za którymi stoją ultraprawicowe bojówki z nazywanej "Izraelem Ameryki Łacińskiej" Kolumbii, wreszcie stały i bezpośredni udział w tych kolejnych intrygach służb specjalnych, jak też wysokich dyplomatów czy "wolnościowych" fundacji z USA, wszystko to – i przecież bynajmniej nie tylko to – świadczy o tym, jak potężnych wrogów zyska każdy, kto skutecznie postawi pod znakiem zapytania molocha globalnego kapitalizmu.

W tym kontekście Chávez – by w ogóle przetrwać – zmuszony jest odwoływać się do różnych i pewnie w innych, bardziej "cieplarnianych" warunkach niedopuszczalnych środków. Przypomnijmy, co już po zwycięstwie bolszewików w Rosji pisał Lenin: "Kapitan francuski Sadoul, w słowach sympatyzujący z bolszewikami, w istocie zaś służący całą duszą imperializmowi francuskiemu, przyprowadził do mnie francuskiego oficera de Lubersaka. »Jestem monarchistą, jedynym moim celem jest klęska Niemiec« – oświadczył mi de Lubersac. To rozumie się samo przez się – odpowiedziałem. Nie przeszkodziło mi to wcale »pójść na ugodę« z de Lubersakiem co do usług, jakie pragnęli nam okazać specjaliści-minerzy, oficerowie francuscy, w wysadzaniu torów kolejowych, ażeby przeszkodzić inwazji Niemców. Był to wzór takiej »ugody«, jaką zaaprobuje każdy świadomy robotnik, ugody w interesie socjalizmu. Ściskaliśmy sobie dłonie z monarchistą francuskim, wiedząc, że każdy z nas powiesiłby chętnie swego »partnera«. Ale nasze interesy były chwilowo zbieżne. Przeciwko nacierającym drapieżcom niemieckim myśmy wykorzystali, w interesie rosyjskiej i międzynarodowej rewolucji socjalistycznej, równie drapieżcze kontrinteresy innych imperialistów".

Czy po kolejnym spotkaniu Cháveza z Miedwiediewem różni – owszem, często nawet mający niekłamany potencjał dobrej woli – wielcy wolnościowcy wspominać będą w kółko o Czeczenii? Czy też pojmą kiedykolwiek, że lepiej – także dla Czeczenów – wspominać o Czeczenii bez takich okazji?

Imperializm północnoamerykański uwikłał się w ostatnich latach w dwie brudne wojny, których nie jest w stanie wygrać – oczywiście, chodzi o te w Iraku i Afganistanie. Jego polityka w tamtym regionie – wraz z polityką izraelską rzecz jasna – zagraża dziś powstaniu wielkiego "kotła" od Iraku poprzez Iran aż po Afganistan i Pakistan. Tego jednak imperializmowi najwyraźniej mało: jest zranioną bestią, przez to podwójnie niebezpieczną, i zachowującą się jakby pragnęła powstania na świecie kolejnych ognisk zapalnych, które łatwo mogą się zlać w najstraszliwszy dotychczasowy pożar trzeciej wojny światowej. Pożar, po którym – całkiem możliwe – nikomu już nie przyjdzie ani robić, ani zapobiegać żadnej rewolucji.

Już w 2008 r. oficjalne kręgi w USA obwieściły, że zamierzają reaktywować w regionie swoją rozwiązaną w 1950 r. Czwartą Flotę, mającą służyć kontroli wód Oceanu Atlantyckiego wokół Ameryki Łacińskiej. Oficjalnie mówiono wówczas o "walce z narkoterroryzmem" czy "współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa" z krajami latynoamerykańskimi. Jednak nawet z niektórych wypowiedzi admirałów USA wyzierało co najmniej pragnienie permanentnej demonstracji siły, jeśli nie wprost brutalnej kontroli militarnej nad całym kontynentem.

Jeśli ktoś uważa, że to za mało, by uzasadnione stały się przestrogi Cháveza i Moralesa przed nowym Wietnamem, niech zważy kolejne fakty. Po tym, jak lewicowy prezydent Ekwadoru Rafael Correa wymówił w 2007 r. Stanom Zjednoczonym dzierżawę bazy Manta – jedynej stałej bazy lądowej, jaką posiadała USArmy w Ameryce Południowej – musiały one w tym roku ją opuścić. Stąd też nie dziwi, że główny lokaj imperializmu na tym kontynencie – Kolumbia – podpisała 30 października porozumienie z USA o udostępnieniu im siedmiu baz wojskowych, oraz o rozmieszczeniu w nich na dzień dobry 800 wojskowych i 600 członków personelu cywilnego. Jest to wyraz konsekwentnego – zainicjowanego dobrze przed końcem administracji Busha – powrotu militarnego Stanów Zjednoczonych do Ameryki Łacińskiej po tym, jak kosztujące mnóstwo sił wojny w Afganistanie i Iraku wymusiły na nich ograniczenie obecności w wielu innych regionach świata. Stany Zjednoczone nie przestały przecież mieć za cel globalnej hegemonii. Starczy przypomnieć doprowadzenie do uznania "niepodległości" Kosowa przez plejadę krajów obozu imperialistycznego czy nie tak dawne plany budowy w Polsce i Czechach tzw. tarczy antyrakietowej, co zaowocowało ostatnio "kompromisowym" porozumieniem z polskim rządem o umożliwieniu obecności wojsk USA w naszym kraju.

"Internacjonalizm nie jest abstrakcyjną zasadą¸ ale teoretycznym i politycznym odbiciem charakteru światowej gospodarki, światowego rozwoju sił wytwórczych i toczącej się w skali światowej walki klas" – pisał Trocki. Owe postępy imperializmu z jednej strony, zaś postępująca krystalizacja projektu socjalistycznego w Ameryce Łacińskiej z drugiej – jej wyrazem jest właśnie apel Cháveza o utworzenie Piątej Międzynarodówki – są wyrazem wchodzenia tej walki na nowy jakościowo poziom, w którym coraz wyraźniej rysujące się sprzeczności nie będą mogły znaleźć rozwiązania w skali jednego kraju ani nawet jednego kontynentu.

Samo skuteczne zapobieżenie dalszemu zaostrzaniu sprzeczności w łonie Ameryki Łacińskiej przez imperializm – dalekie jeszcze od ostatecznego celu – pozostaje na dobrą sprawę już niemożliwe bez nowej zwycięskiej rewolucji w choćby jednym kraju spoza regionu, nawet w kraju zacofanym. Niemożliwe od dawna – jeśli możliwe było kiedykolwiek. Nie przekreśla to jednak projektu Piątej Międzynarodówki – pozostającego wyrazem globalizacji oporu antyimperialistycznego w odpowiedzi na globalizację imperialistyczną. Przeciwnie: również Chávezowi czy Moralesowi – który właśnie został 6 grudnia wybrany w pierwszej turze na drugą kadencję prezydencką większością 61 proc. głosów, zaś jego partia zdobyła w odbywających się tego samego dnia wyborach parlamentarnych 65 proc. głosów – może ona pomóc w wyjściu z izolacji i uzależnienia od wątpliwych sojuszników.

Paweł Michał Bartolik


Jest to fragment materiału "Jak zarobić  pierwszy milion", pierwotnie opublikowanego na portalu Internacjonalista.pl (www.internacjonalista.pl).

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku