Jerzy Drewnowski: Totalitaryzm. Pieniądz i realna pełnia władzy cześć I

[2010-04-27 08:35:37]

Przyuczenie przez naukową literaturę przedmiotu i wielkonakładowe media do rozpatrywania totalitaryzmów jedynie w ich wersjach państwowych może skutkować samoobroną umysłu przed punktem widzenia innym niż oficjalny. Określenie "totalitaryzm gospodarki wielkokorporacyjnej" może się wydawać tak samo dziwne i nieuzasadnione, jak mogą zaskakiwać wywody na temat totalitaryzmu teokratycznego lub religijno-kościelnego, o którym traktuje pierwsza, jeszcze nie opublikowana część niniejszego szkicu(1).

1. Siła niedomyśleń i myślowych zahamowań. Podobnie ma się sprawa z porównywaniem systemu gospodarki wielkokorporacyjnej do gospodarczego centralizmu w stylu radzieckim. Do nielicznych wyjątków należą autorzy, którzy - jak Noam Chomsky – mówią jednoznacznie i dobitnie o tym, że minione stulecie oprócz totalitaryzmów typu hitlerowskiego i stalinowskiego stworzyło potężny rozkwitający na naszych oczach totalitaryzm budowany przez państwa ponadterytorialne, czyli wielkie korporacje i koncerny(2). Chociaż odkrycia tego dokonuje wiele osób samodzielnie i choć słyszy się dość często, nie tylko w Zachodniej Europie, sformułowania takie jak "totalitaryzm neoliberalny" lub "globalny totalitaryzm korporacyjny", ciągle jeszcze częstą reakcją na takie stawianie sprawy bywa wrażenie, iż chodzi tu tylko o emocjonalnie dosadną przenośnię.

Trudności wynikają głównie stąd, że oficjalny dyskurs nie tylko zaniedbuje, ale i stara się zacierać nieporęczną politycznie świadomość, w jak wielkim stopniu owe państwa ponadterytorialne decydują o życiu jednostek i społeczeństw, włącznie z działaniami polityków i sposobem funkcjonowania kultury. Odnosi się to także do totalnej władzy, którą sprawują nad nami ponadnarodowe instytucje gospodarcze takie, jak Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy czy Światowa Organizacja Handlu. Ich rola pośrednicząca między aparatem państwa a wolą państw ponadterytorialnych również ulega zafałszowaniom.

Mimo faktycznego, choć nieformalnego, ocenzurowania całej oficjalnej wiedzy na temat podstawowych zagadnień gospodarczo-społecznych znaczna liczba mieszkańców Europy ma względnie jasną świadomość faktu, że ponadnarodowe gremia decydują za nas w najważniejszych kwestiach politycznych i że tym samym demokracja w wielu krajach staje się bliska fikcji. Ze znacznie większymi oporami uświadamiamy sobie rzeczywisty zakres, w jakim potrzeby i dyrektywy światowych grup nacisku są uwewnętrzniane przez ludność Globu. Trudna, w szczególności, jest refleksja nad tym, w jak wielkim stopniu nieustanna wszechstronna edukacja przez wielkie media i niezliczone fabryki myśli wypiera niezależną oświatę i samodzielną obserwację rzeczywistości. W jak ogromnej mierze to, co się jawi człowiekowi jako jego własna i naturalna postawa wobec świata, jako oddziaływanie rozwoju kultury lub wynik niezależnych badań naukowych, jest planowo wypracowywanym efektem ideologicznej ofensywy ostatniego dwudziestolecia.

Na kwalifikację panującego systemu wpływa także niedostatek namysłu nad jego wpływem na człowieka. Nad tym, że obecna trudna do przeoczenia rekonstrukcja najprymitywniejszych wzorców człowieczeństwa jest wynikiem wszechobecności nie czego innego, jak właśnie owej ideologicznej edukacji, wszędzie obecnej. Że człowiek bezmyślny, bezkrytyczny, społecznie bierny i bezwzględny w swej infantylnej zachłanności, a wynoszony do rangi jedynej możliwej realizacji ludzkiej natury jest produktem systemu doskonale odpowiadającym jego egzystencjalnym zapotrzebowaniom. I że, wreszcie ten odnawiany człowiek podobny do tego, którego niedorosłość i moralny prymitywizm starało się przezwyciężać osiemnastowieczne Oświecenie, nie odradzałby się tak szybko w systemie tolerującym kulturowy pluralizm.

2. Wszystko, co się może przydać. Niewiele jest dóbr na świecie - materialnych, kulturowych i społecznych - które nie byłyby przydatne do pomnażania władzy i kapitału. Niewiele jest też dóbr takich, których nie dałoby się zawłaszczyć, gdy dysponuje się odpowiednio wielkimi pieniędzmi. A że za nagromadzone na największych kontach bankowych pieniądze można już kupić cały niemal glob, nic dziwnego, że jego zawłaszczyciele traktują ludzkość jak swoich poddanych, niezbyt rozgarniętych i potrzebujących nadzoru. Po części jak pasożytów i przestępców, po części jak dzieci - przynajmniej potencjalnie - niesforne. Spraw, o których superbogacze oraz - nieosobowo - ich system gospodarczo-polityczny decydują za miliardy tak traktowanych jednostek, nie sposób wyliczać inaczej niż w najogólniejszym streszczeniu, a decyduje się za nas między innymi:

O stylu życia, by było ono raczej maksymalnie konsumpcyjne i pracowite niż nastawione na działalność publiczną. O działalności publicznej, by preferowała raczej powierzchowny feminizm niż sięgającą ekonomicznych korzeni polityczną, rodzinną i zawodową emancypację kobiet, a polityczno-gospodarczego uwłaszczania ludności nie dotyczyła w ogóle. O myśleniu poznawczym, by było raczej konkretne, cząstkowe, emocjonalne i subiektywne niż ogólne, abstrakcyjne i oparte na argumentach. O poglądach politycznych, by nie wykraczały poza świat dzisiejszy jako najlepszy z możliwych i jedynie możliwy. O pojmowaniu tolerancji, by uchodziła za główną zaletę ludzi, a była przy tym zawężona do sposobu reagowania na inność, w oderwaniu od zagadnień nędzy, ogłupienia i wyzysku. O pojmowaniu kultury, by o jej wartości i popieraniu decydowała jej polityczna poprawność, sztampowa łatwość i finansowa opłacalność. O nastawieniach estetycznych, by były otwarte, czyli zdolne zmieniać się codziennie wedle potrzeb reklamy i najtańszej produkcji towarów. O opiniach na rozrodczość, obyczajowość i pornografię, by generowały maksimum delektacji, oburzenia i skrajności - na potrzeby medialnego rynku. O przestępcach i przestępczości, byśmy mówili o nich chętniej niż o przemocy politycznego systemu. O biedakach i nędzarzach, by nie zasługiwali na sympatię i solidarność. O ideologiach dozwolonych i niedozwolonych oraz o tym, co do ideologii trzeba i można zaliczać.

O poziomie nauczania w szkołach i prywatyzacji szkół, by nie zaburzały hierarchii zysków w światowym handlu. O patentach i ich realizacji, by nie niosły szkody najbogatszym ich posiadaczom. O rozwoju programów komputerowych, by nie były przejmowane przez niezależnych twórców. O pracy społecznej, by nie konkurowała z zyskowną działalnością wielkich koncernów. O prawie autorskim do tekstów i wszelkich utworów artystycznych, by zwiększało korzyść ich największych dystrybutorów. O uprawie maku i konopi oraz handlu narkotykami, by nie stanowiły niekontrolowanej konkurencji. O kształcie ruchów ekologicznych, by nie utrudniały życia producentom energii i samochodów. O zapobieganiu epidemiom i pandemiom, by nie szerzyły się w sposób dla kapitału nieużyteczny. O służbie zdrowia, emeryturach, rentach i zasiłkach, by służyły zyskowi największych usługodawców. O bezrobociu i ubóstwie, by obniżały cenę pracy. O wiedzy o świecie, by nie wykraczała poza tę, której potrzebuje przeciętny pracobiorca w tej swojej roli. O niewprowadzaniu dochodu bezwarunkowego, by nie tworzył wielkich mas ludzkich zdolnych do niezależnego myślenia i działania. Mówiąc krótko, przy pomocy tysięcy centralnie wzmacnianych bodźców i antybodźców zawłaszczyciele Planety decydują tyleż o jej eksploatacji, co o naszym psychicznym i umysłowym wnętrzu(3).

Zawłaszczając wszystko, decydują również o wszystkim, co wzmacnia, poszerza i utrwala ich władzę. Głównie zatem o takiej roli państwa, by nie mogło zostać przejęte przez mieszkańców kraju. By nie tylko pilnowało preferowanych ideologii i polityczno-ekonomicznych światopoglądów, lecz także pomagało w tworzeniu prywatnych armii i sił policyjnych, mogących operować globalnie. Tajne i przenośne więzienia wpisują się całkowicie, wraz z prywatyzacją więzień, w tę globalną strategię - globalizacji zarządzania strachem i terrorem. Bez niego - mimo posiadania wielkich mediów - zarządzanie ideologiczną perswazją byłoby o wiele trudniejsze, zwłaszcza w krajach poza metropoliami, gospodarczo i strategicznie ważnych.

W sumie: regulacja wszystkiego, na czym wielki kapitał może zarobić albo stracić, oraz - oczywiście - tego, co może mieć wpływ na funkcjonowaniu systemu. Walka, zresztą, o stawkę wielką jak nigdy, bo o tytuł własności do całości świata. Tym samym - o władzę pośrednio i bezpośrednio już obecnie prawie totalną, podobną w swej zachłanności do regulacyjnych ambicji Kościoła w czasach jego najbujniejszego rozkwitu. O władzę sięgającą nieporównywalnie dalej i głębiej niż centralizm gospodarczy dawnego Związku Radzieckiego.

3. Wyzuwanie z możliwości a pasywizacja przez kulturę. Totalizacja władzy, osiągana naciskami ideologicznymi, nakazami, zakazami i komponentą terroru, bywa uważana niekiedy za swego rodzaju siłę wyższą, z którą z konieczności trzeba się godzić. Także jednak przy takim rezygnacyjnym podejściu warto chyba jeszcze myśleć o tym, w jak wielkim stopniu totalizacja ta oznacza kurczenie się możliwości rozwojowych zbiorowości i jednostek: kiedy całość życia zostaje podporządkowana pożytkowi najsilniejszych, trudno się spodziewać, by wszystkie inne pożytki nie marniały, choćby z racji nieuniknionego zaniedbania; mimo nagromadzenia na Ziemi ogromnych środków finansowych i technicznych, podstawowe zadania stojące przed ludzkością stają się wówczas beznadziejnie trudne. Trudno marzyć nie tylko o zapobieganiu wojnom, ale też o rzeczy tak finansowo taniej, jak likwidacja głodu i nędzy. Utopią zaczynają być sprawy traktowane do niedawna jako wprawdzie niełatwe, lecz realne, jak powszechna opieka zdrowotna i skuteczniejsze opóźnianie dewastacji ekosfery.

Tym bardziej irracjonalną utopią staje się konieczne dla demokracji upodmiotowienie gospodarcze szerszych kręgów ludności oraz wciąganie ich w ochotniczą pracę proekologiczną lub socjalną. Także samoobrona ludności przed manipulacją, ogłupianiem i przemocą szeroko rozumianych służb porządkowych niewielkie ma szanse na realizację, gdy we wszystko ingerująca zasada maksymalizacji zysku największych podmiotów gospodarczych zżera zaczątki lub resztki samostanowienia.

Nie ma demokracji bez wolnych wyborów do władz państwowych i wszelkich innych gremiów decydujących o losie ludności. Jednakże nie jest powiedziane, że najstaranniej nawet przeprowadzone wybory staną się przez spełnienie tego koniecznego warunku czymś więcej niż fikcyjnym rytuałem. I nie mogą być czymś innym niż fikcja wszędzie tam, gdzie o zwycięstwie kandydata decydują potężne kampanie wyborcze, jakich nie potrafią sfinansować nie tylko ubogie, lecz i średniozamożne warstwy społeczeństwa. Poza tym, jeśliby nawet problem ten został całkowicie w demokratycznym duchu rozwiązany, najbardziej demokratyczne wybory niewiele by dały tak długo, jak długo władzom państwowym, skrępowanym odgórnymi dyrektywami i ideologicznym terrorem, nie wolno organizować gospodarki wedle potrzeb społeczeństwa. Będzie jeszcze o tym wszystkim mowa, niestety z braku miejsca, jak i o pozostałych sprawach, szkicowo.

Fikcja społeczeństwa otwartego, czyli zdolnego do przemian i rozwoju, czyni fikcyjną również znaczną część praw człowieka. Nie tylko prawa obywatelskie, lecz także – i przede wszystkim – prawa kulturowe, ekonomiczne i socjalne(4). Trudno mówić o prawach socjalnych tam, gdzie - jak w Polsce - wszelkiego rodzaju zasiłki dla potrzebujących są głodowe i przyznawane na krótki okres, a do takiej właśnie sytuacji zmierza wyraźnie wiele krajów świata. Albo jeśli, jak choćby w bogatych Niemczech, biedniejsi nie mogą sobie pozwolić na konieczne lekarstwa, aparaty słuchowe i protezy dentystyczne, a tym bardziej na miejsce w domu starców. Trudno mówić o prawach ekonomicznych, gdy braku pracy nie równoważy ani dochód bezwarunkowy, ani realna możliwość samodzielnej działalności gospodarczej. Choć dozwolona i urzędowo popierana, działalność taka, to znaczy drobnego lub średniego przedsiębiorcy, przegrywa z konkurencją wielkich korporacji niejako zgodnie z planem: wedle bodźców dostosowanego do ich potrzeb, rzekomo wolnego, rynku. Jakże też mówić o prawach człowieka, gdy niezliczone rzesze pracowników prywatnych przedsiębiorstw są wyzyskiwane bardziej niż niewolnicy w starożytnym Rzymie! Łamanie ekonomicznych i socjalnych praw człowieka w tak zwanym realnym socjalizmie zasługiwałoby w tym aspekcie na zupełnie nowe spojrzenie.

I wreszcie, prawa kulturowe, godne uwagi w wielu aspektach. Nie tylko w aspekcie zbyt wąskiego często dostępu do kultury. Sprawą tak samo kardynalną jest naruszane i łamane owych praw przez złą jakość kultury, a ściślej, przez wmuszenie ludziom kultury niezgodnej z ich najżywotniejszymi interesami. Kultury, która zamiast człowieka rozwijać cofa ludzkość w jej rozwoju umysłowym i moralnym. Nie jest przy tym prawdą twierdzenie, że za ogłupiające oddziaływanie serwowanej przez wielkie media tak zwanej kultury masowej odpowiada całkowicie komercjalizacja owych mediów. Istotną część prawdy stanowi przemyślana globalna polityka kulturalna zarówno samych mediów, jak i niezliczonych fundacji(5) oraz tak zwanych fabryk myśli(6) wprzęgających odpowiednio preparowaną kulturę do zadań politycznych. Polityczna pasywizacja ludności w duchu tittytainmentu należy do funkcji podstawowych takiej kultury i dlatego właśnie tak mało w niej elementów kultury wysokiej, także w porównaniu do totalitaryzmów wcześniejszych: przywiązywanie przez owe systemy większej wagi do czynnego poparcia mas kazało im wiązać swoje ideologie z kulturą inteligencką opartą na dyskursie.

Nad akomodacją kultury, łącznie z nauką i filozofią, do zapotrzebowań światowej hegemonii pracują - za wielkie pieniądze - uczeni o największych nazwiskach. Sławne ich stowarzyszenia, w rodzaju Mont Pelerin Society, przysparzają im dodatkowego autorytetu(7). Globalna sieć ośrodków naukowo-badawczych i propagandowych wypracowujących wzorcze modele nauki i kultury odbiera prawom kulturowym istotną część ich sensu. Prawo do korzystania z owoców kultury i nauki - powiedzmy to otwarcie - zakrawa na kpinę, gdy efektem ich spożywania jest zniewolenie i degeneracja. Także w aspekcie dostępu do wiedzy o świecie sprawa praw kulturowych przedstawia się podobnie: kiedy fikcja uznana za świat rzeczywisty stanowi główną przestrzeń jego percepcji, prawo do informacji, choćby formalnie kultywowane, staje się fikcyjne i bezużyteczne; homo americanus i sovieticus podają sobie dłonie, podobnie nieprzeczuwający bogactwa i złożoności życia; jeden i drugi łatwo ulegający obowiązującej filozofii, wedle której infantylna nienasycona i bezwzględna chciwość tworzy jedną jedyną i niezmienną naturę ludzką.

3. Totalitaryzmu wielkokorporacyjnego prehistoria i przyczyny. Również na przykładzie genezy tego systemu widać jasno, że totalitaryzmy rodzą się z niczego, czyli z próżni. A ściślej, z wolnego miejsca, do którego zajęcia prą siły zdolne wypełnić je w całości dzięki brakowi silniejszego przeciwdziałania. Sprawa ma się tu podobnie jak z ekspansją plennych gatunków roślin lub zwierząt, które wkroczywszy na nowy teren bez silnej dla siebie konkurencji i naturalnych wrogów rozwijają się pandemicznie, tworząc w wyniku swej dominacji nowe porządki koegzystencji, ograniczające uprzedni - mniejszy lub większy - pluralizm. W życiu ludzi akumulacja i koncentracja kapitału przygotowuje grunt dla takich procesów od dawien dawna. W Europie, w każdym razie, z wielką przerwą wywołaną upadkiem imperium rzymskiego, od ponad dwóch tysięcy lat. Znacznie dłużej niż się zwykło przyjmować w pracach nad historią kapitalizmu(8).

Negatywne skutki nadmiernej koncentracji własności i hipertrofii kapitału finansowego były znane już dość dobrze w starożytnym Rzymie. Jak wiadomo z nauki szkolnej, jedną z ważnych przyczyn starań braci Grakchów o reformę rolną było ubożenie chłopów przegrywających w konkurencji z wielką własnością ziemską. W czasach rozkwitu cesarstwa skupienie ziemi w rękach niewielu wielkich posiadaczy ziemskich niepokoiło także z powodu negatywnych konsekwencji dla produkcji rolnej. Dekoncentracyjne regulacje prawne niektórych cesarzy wynikały z zaobserwowania tych zależności.

Podobnie, potężniejący wraz z rozwojem imperium handel pieniędzmi i rosnąca władza spekulantów powodowały pauperyzację chłopów i innych grup ludności już w czasach republiki. Zjawiska te przyczyniały się i do destrukcji republikanizmu, i do ograniczenia swobody poczynań poszczególnych polityków. Brzemienny w skutki był także konflikt potrzeb państwa i imperium z późniejszym zespoleniem najszerszego zawłaszczania z władzą cesarską. Zespolenie to, owoc zaniku tradycji demokratycznych i republikańskich, przybrało monstrualne rozmiary już za skądinąd pomyślnego panowania cesarzy z dynastii Antoninów. Łącząc absolutną władzę z niewyobrażalnie wielkimi bogactwami, osiągnęli pewien ideał: idealną unię personalną zawłaszczania i politycznego władania, jakiej rządzącym i kapitałowi nie udawało się stworzyć przez wiele następnych stuleci. Ironizując można powiedzieć, iż konflikt między polityką państwa i politycznymi potrzebami skoncentrowanego kapitału został w ten sposób przezwyciężony wzorcowo dla naszych czasów.

Nie inaczej niż dzisiaj, w epoce rozkwitu cesarstwa symbioza władzy państwowej z władzą skoncentrowanego kapitału owocowała deregulacją transakcji finansowych. Ogromne obszary pracy produkcyjnej i usług stawały się destrukcyjnie nierentownymi. Podobnie też jak w naszych czasach, zanikał związek między bogaceniem się a działaniem pożytecznym dla zbiorowości. Szacunek dla ludzi użytecznych ustępował prestiżowi opartemu na bogactwie. Nie wykluczone, że również te gospodarcze i społeczne konsekwencje koncentracji kapitału należały do głównych, choć nie od razu widocznych i trudniej uchwytnych, przyczyn upadku państwa i imperium rzymskiego.

Zjednoczenie tronu z kapitałem finansowym ma dla tronu między innymi tę zaletę, że uwalnia od konkurencji z żywiołem ze swej natury bardziej witalnym. Z żywiołem nie tylko żądnym panowania, ale też - między innymi przez wypracowaną specjalizację – znacznie obrotniejszym i szybszym. Walka Kościoła w Średniowieczu i później z lichwą i bankami Żydów była między innymi reakcją na tę przyrodzoną różnicę zwinności w konkurencji do zawłaszczania, dzieląca władzę instytucji od władzy pieniądza. Że w walce tej na pierwszy plan wysuwały się argumenty moralne Kościoła, a nie jego własne pokusy do handlu pieniędzmi, jest sprawą w pełni zrozumiałą.

Władza handlarzy pieniądza rosła w ciągu wieków i malała w zależności od politycznej aktywności społeczeństwa i władz państwowych. To jedna z głównych tez niniejszego szkicu. Zmalała, na przykład, gwałtownie w dwunastowiecznej Anglii za Henryka I Beauclerca. Nie bez znacznego nakładu właściwej sobie energii, wiedzy o świecie i pomysłowości, monarcha ten całą gospodarkę finansami poddał państwowym regulacjom i sądowej kontroli. Można w tym widzieć - nie inaczej niż w swoistości panowania owych bajecznie bogatych cesarzy rzymskich - również pewien ponadczasowy model. Wzorzec skutecznego ograniczania spekulacji finansowych przez politykę.

Na drugim niejako biegunie sytuuje się, w wiekach siedemnastym i osiemnastym, nieskrępowane i totalitarne niemal panowanie kapitału w Brytyjskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej. Był to kapitał w zasadzie handlowy, ale i finansowy, a działał, jak wiadomo, na terenie Indii, Azji Południowo-Wschodniej i na Dalekim Wschodzie. Dzięki poparciu brytyjskiego państwa, i niesprawności miejscowych struktur władzy, rozwój tej superkorporacji był tak bujny, jak wspomniana wyżej ekspansja szczególnie plennych roślin uwolnionych od konkurencji. Tu z kolei - oprócz sprzyjającej sytuacji - za modelowe można uznać zespolenie wielkiego kapitału z silnym państwem stanowiącym prężne imperium. Można się zastanawiać, czy jest to zarazem wariant modelu cesarza-miliardera. Przemawiałby za tym znaczny zakres panowania i zawłaszczania wspólnego.

Także najnowsze preludia totalitaryzmu wielkokorporacyjnego prowokują do refleksji nad podstawowymi warunkami jego bytu, a okresy rozwojowych zahamowań są tutaj szczególnie instruktywne. Jest rzeczą bardziej niż znamienną, że ekspansja coraz bardziej sfinansjeryzowanego wielkiego kapitału, po swych imponujących sukcesach w połowie i w końcu dziewiętnastego stulecia, została później na dobrych parę dziesięcioleci znacznie ograniczona. Z powodu politycznych skutków kryzysów gospodarczych, zwłaszcza Wielkiego Kryzysu lat 1929-1933, ucierpiała bodaj najbardziej. W Niemczech spowolnił ją dość mocno hitleryzm, w Ameryce – tak zwany Nowy Ład Gospodarczy oraz – w latach powojennych – państwowy interwencjonizm w duchu keynesizmu, jako podstawowy środek zaradczy na następne kryzysy. Bardziej pośrednio, choć w szerszym zakresie, przyhamowało ją poza tym istnienie Związku Radzieckiego i dwóch systemów polityczno-gospodarczych: lęk przed egalitarną ideologią opóźniał destrukcję zaczątków demokracji i prospołecznych funkcji państwa na Zachodzie; zarazem ideowa, polityczna i militarna samoobronność radzieckiego systemu uniemożliwiała ekspansję zachodniego kapitału w kierunku wschodnim.

Ograniczenie - przez te wszystkie czynniki - ekspansywności międzynarodowego imperium pieniądza wydawało się przez wielką część minionego stulecia zjawiskiem trwałym. Dodajmy, że podobnie trwałe i bezpieczne wydawały się postępy demokratyzacji świata oraz dalsza, choćby powolna, realizacja ekonomicznych, socjalnych i kulturowych praw człowieka w skali globu. Za tak samo naturalne i niezmienne uważało się zresztą i wiele innych zjawisk o zasadniczym znaczeniu: w Środkowej Europie, na przykład w Polsce, istnienie jej własnego przemysłu, na Zachodzie - pluralizm form własności, a tu i tam względnie dobrą kondycję materialną tak zwanej "kultury wysokiej". Osłabnięcie i rychły upadek Związku Radzieckiego zmieniły wszystko: lęk kapitału przed ideologią mogącą mobilizować masy do dalszej walki o większy udział w zawłaszczaniu i w sprawowaniu władzy stracił geopolityczną podstawę.

Globalny zamach stanu, prawie niezauważalny, choć nadciągał od dawna, nadszedł niebawem. Rozciągnięty na Europę Wschodnią Konsensus Waszyngtoński z roku 1990 był jednym z najwyraźniejszych znaków rozpadu dotychczasowego porządku. Deregulacja kapitału finansowego i innych dziedzin gospodarki odebrała aparatom państwowym ogromną część kompetencji(9). Walka z wyzyskiem, biedą i niszczeniem kultury straciła państwo jako adresata i przeciwnika, sprawiając, że demokratyzacja świata zawisła w powietrzu. Stabilność nowemu układowi sił zaczęła zapewniać transformacyjna odbudowa struktur społecznych znanych od najgorszej strony z dalszej przeszłości: budowa społeczeństw hierarchicznych, politycznie odświadomionych i biernych, a biernych wskutek ideologicznej indoktrynacji, bezrobocia, biedy i zastraszenia. Los greckiego powstania w roku 2009 unaocznił tragicznie, w jak wielkim stopniu obecny spokój społeczny i ład polityczno-gospodarczy oparły się na terrorze.

Modelowe cechy ma w tej epokowej globalnej transformacji przede wszystkim pustka. Owa, wspominana wyżej pustka lub próżnia, prosząca się jak zawsze o wypełnienie - oprócz politycznej i geopolitycznej zwłaszcza ideowa. Odziedziczona w sferze idei po starszych i nowszych kontynuacjach Średniowiecza - w jego tabuizacji wszelkiej myśli społecznej realnie naprawczej. Gdzie ku pożytkowi ludzi i ekosfery wielkim wysiłkiem oświeconych pokoleń zaczynała zanikać, podlega teraz rekonstrukcji. Odbudowywana przez wielkie media i specjalnie do jej rozdymania powoływane, mniej lub bardziej naukowe, instytucje. Przy niedostatku mediów prawdziwie prodemokratycznych rośnie nadal dzięki rozdmuchiwaniu wartości partykularnych i zwykłej bzdury, a także wątków prawdziwych i ważnych, lecz tak ujmowanych, by wyżerały ze świadomości całą problematykę dla panujących niewygodną. Pielęgnowana nakładem ogromnych środków ukazuje swój negatywny byt między innymi w atrofii światowych elit intelektualno-moralnych, wypieranych z wielkich mediów, szkolnictwa i humanistyki przez umysły lękliwe lub sprzedajne, czy raczej nabyte na własność.

Nie przeczy tej interpretacji intelektualnego regresu fakt, iż zaczął się on już znacznie wcześniej. Wśród ważniejszych przyczyn miał i tę, którą zwykliśmy wypierać ze świadomości w obawie przed tematami drażliwymi. Stanowią ją przemiany ideowe, którym podlegała po II Wojnie Światowej inteligencja żydowska: zyskawszy możliwość budowania własnego państwa i korzystania z jego pomyślności, stała się znacznie mniej obecna w walkach o humanizację życia w innych krajach i w skali globu. Nic, niestety, nie zapowiada, by cokolwiek mogło kiedyś zastąpić ten utracony w wielkiej mierze emancypacyjny potencjał ludzkości.

Tak czy inaczej, dzisiejsza żrąca pustka ideowa w sferze rozumnych idei naprawczych ma starą i szacowną tradycję. W swej zasadniczej odświadamiającej politycznie funkcji niewiele różni się od tej, przy pomocy której poczesne miejsce swym konstytutywnym ideom zapewniał średniowieczny totalitaryzm religijno-kościelny. Także dzisiaj rozdymanie nierzeczywistości w ludzkich umysłach opóźnia wybuchy i rozwiązywanie konfliktów. Niezastąpiony paradygmat racjonalnej gospodarki czasem!

4. Władze realne po przewrocie. Stosunki społeczno-polityczne po globalnej transformacji, bynajmniej jeszcze nie ukończonej, przypominają coraz bardziej świat kapitalistyczny z przełomu wieków dziewiętnastego i dwudziestego. Świat z czasu poprzedzającego znaczne koncesje na rzecz ludności w dziedzinie socjalnej i w zakresie demokratyzacji życia codziennego. Spoza szlachetnych mechanizmów i dekoracji ustroju parlamentarnego znowu widać wyraźniej maszynerię prawdziwego układu władz, sprzężonych z parlamentaryzmem i z niego korzystających, lecz nie przezeń napędzanych. Znowu też rzuca się w oczy i każe o sobie myśleć feudalna "piramida systemu kapitalistycznego", uderzająco podobna do tej, którą tak barwnie i wyraziście przedstawiono na znanej ulotce z Cleveland z roku 1911(10).

Jakże utopijnie na tle takich realistycznych ocen rysują się wszelkie wywody o władzach demokratycznego państwa abstrahujące od jego faktycznej, głęboko zniewalającej, służebności. Jakże niewiele znaczy w jej świetle ich skądinąd fundamentalny i nie dający się przecenić trójpodział na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą, nad którymi jako władza czwarta - wedle również zasadniczo cennej doktryny - czuwają media, pilnujące, by nie dochodziło do korupcji! Trudno nie reagować podejrzeniem manipulacji, gdy się słyszy lub czyta na dodatek, że do pełni demokracji konieczny jest lobbing wielkiego kapitału i że z jakąkolwiek korupcją nie ma on niejako z definicji nic wspólnego. Zbyt wielki rozziew między modelem a rzeczywistością źle świadczy czasem o rzeczywistości.

Niezależnie od wielkich podobieństw, realny układ władz po przewrocie jest czymś więcej niż powrotem do sytuacji z poprzedniego przełomu wieków. Realizowany konsekwentnie i bezwzględnie zakaz własności państwowej, przy jednoczesnej deprecjacji wszelkiej własności wspólnej, ma tu wartość symbolu - prawdziwej rewolucji w dziejach ludzkości. Wbrew pozorom zakaz ten nie oznacza dowartościowania własności prywatnej jako takiej. Oznacza raczej, wraz z niszczeniem własności spółdzielczej i komunalnej, ułatwienia w przejmowaniu całego majątku ludzkości, w tym także prywatnego, przez najbogatszych i politycznie najsilniejszych.

Epokową zmianą jest również to, że ta globalna rewolucja w stosunkach własności dokonuje się niejako w majestacie prawa. Że, mimo płaszczyka umów zawieranych między państwami, kapitał występuję tutaj w dość niedbale zamaskowanej roli najwyższego prawodawcy. Zrozumiałe, że z wyżyn takiego urzędu dyktuje prawa na swoją wyłączną korzyść, zakazując - pod hasłem wolnej konkurencji w globalnym handlu - preferowania przez państwo interesów własnego społeczeństwa. Nie pozostawia przy tym najmniejszych wątpliwości, iż od aparatów państwowych oczekuje rezygnacji z funkcji opiekuna i mecenasa kultury na rzecz funkcji porządkowych, nieporównanie ważniejszych, lecz, co tu również istotne, nie całkiem autonomicznych. Naciski na prywatyzację czy też dalsze prywatyzowanie więziennictwa, policji i armii nie pozostawiają wątpliwości co do aktualnej pozycji państw ponadterytorialnych. Oczywiście, jest to opis sytuacji nieco uproszczony: ponury obraz całości rozświetla między innymi względna niezależność Skandynawii, a także niektórych krajów Ameryki Łacińskiej. Są tyleż wyjątkiem, co pod adresem reszty świata wyzwaniem do wzmożenia i rozszerzenia oporu.

Zanim do niego dojdzie, korporacje bankowe i inne budują, gdzie się da, system podobny do feudalnego. W niektórych krajach czynią to w swojego rodzaju koalicji z silnymi teokratycznymi grupami nacisku, takimi jak Kościół Katolicki w Polsce i na Malcie czy wahhabici w Arabii Saudyjskiej. Rzecz to - mimo pewnej konkurencji - tym łatwiejsza, że wspólne nastawienie na zysk i na autorytarne panowanie stwarza naturalne płaszczyzny porozumienia. Nieco inaczej ma się sprawa z czwartą władzą, czyli z koncernami medialnymi, które z pozostałymi podmiotami wielkiego kapitału tworzą z reguły nie tyle koalicję, co raczej organiczną całość. Służą zazwyczaj tyleż sobie samym, co interesom kapitału, bezpośrednio lub pośrednio - przez wspieranie mainstreamowych partii i rządów(11). Jeśli wyspecjalizowały się w służbie interesom kościelnego koalicjanta, mogą czynić wrażenie opozycyjnych. Jednakże mimo wyraźnych niekiedy różnic w zakresie deklarowanych ideologii pozostają wobec wielkiego kapitału w podstawowych sprawach lojalne, a na pewno - ostrożnie. Podobnie, wielkie media świeckie przestrzegają zazwyczaj zasady, by w krytyce silnych organizacji teokratycznych zachowywać umiar.

Krótko mówiąc, cała klasa polityczna pilnie dba o to, by się nie wyłamywać z roli wasala. Wraz ze swymi mocodawcami na samej górze i z niezliczonymi pozostałymi ich klientami, jak też ze swoją własną klientelą różnych szczebli, współtworzy pod szyldem demokracji imponującą hierarchiczną konstrukcję. Jak w gnostyckich hierarchiach emanujących boskich bytów - z góry ku dołowi spływa władza i prawdziwe istnienie. Inaczej jednak niż w gnozie, z dołu ku górze płynie nie tylko hierarchicznie dozowana adoracja, lecz przede wszystkim pieniądze, wypracowywane mozolnie na dole.

Do posłuszeństwa pobudzają klasę polityczną już same uprzejme życzenia kapitału w rodzaju wspomnianej wyżej ugody waszyngtońskiej. Tym łatwiej czynią to międzynarodowe umowy podpisywane przez rządy. Rzecz symptomatyczna, takie dyscyplinujące działanie wykazuje także szczególny w swym radykalizmie Układ MAI (z lat 1995-1998, o inwestycjach), chociaż jego ratyfikacja nigdy nie została przeprowadzona. Zamierzony jako swoista konstytucja wolnego rynku, żąda między innymi wspierania przez państwo procesów prywatyzacyjnych i czyni państwo odpowiedzialnym za straty przedsiębiorców spowodowane strajkami. Żąda też od państwa rezygnacji z wszelkich regulacji mogących ograniczać dochód zagranicznych inwestorów. Proponuje poza tym, by inwestorzy poszkodowani przez niekorzystne dla nich państwowe regulacje mieli prawo do pozywania państw przed sądy arbitrażowe międzynarodowych izb handlowych. Tak zresztą jak przed kilku laty Polsce, gdy doszło do znanych konfliktów między transnarodową korporacją Eureko a PZU oraz koncernami farmaceutycznymi a rządem. Umowy, które nieco później udało się wielkim korporacjom doprowadzić do ratyfikacji, poszły w tym samym kierunku(12).

Umowa GATTS-u, czyli przeprowadzony w roku 1994 z inicjatywy Światowej Organizacji Handlu Ogólny Układ w sprawie Handlu Usługami, odbiera aparatom państwowym wszelkie niemal kompetencje gospodarcze, przekazując je w ręce ponadnarodowego kapitału. Znajduje uzupełnienie w porozumieniu TRIPS, o Handlowych Aspektach Praw Własności Intelektualnej z tegoż roku 1994. Wbrew mylącej nazwie nie chodzi tutaj o niczyją własność intelektualną. Celem i treścią TRIPS-u jest egzekwowanie zawłaszczanego przez silne firmy wyłącznego prawa sprzedaży wszelkich dochodowych wytworów ludzkiego umysłu. Niekiedy także - efektów biologicznej ewolucji. Tak jak w wypadku GATTS-u rola państwa jest tu rolą podwładnego, a w razie nierespektowania porozumienia możliwe jest nałożenie na kraj sankcji gospodarczych przez Światową Organizację Handlu(13).

Nakazana prywatyzacja polega, jak widać, w istotnej mierze na przekazywaniu publicznych funkcji państwa terytorialnego państwom ponadterytorialnym. Także w tym swoim ukierunkowaniu poczyniła już w pierwszych latach światowej transformacji wielkie postępy i wielkie szkody w wielu krajach. Chociaż przyczyniła się także do obecnego światowego kryzysu gospodarczego, nadal hasłem wielkokorporacyjnej propagandy jest tak zwana "redefinicja i przebudowa roli państwa". To, że już obecnie nie ma ono możliwości ani wspierania drobnej i średniej przedsiębiorczości, ani - w ogóle - obrony socjalnych i ekonomicznych interesów mieszkańca kraju, do pełni władzy międzynarodowego imperium pieniądza, jak widać, nie wystarcza. Nie dziwi w tej sytuacji fakt, że także gorączkowa biurokratyczna działalność władz państwowych pozostaje w zgodzie z tychże władz ubezwłasnowolnieniem i z zakresem ich wolności: regulując wszystko, co może mieć związek z gospodarowaniem, odgrywają w wielu wypadkach rolę podobną do tej, która swego czasu przypadała zarządcom kolonii. Z tą oczywistą różnicą, że obecnie głównym kolonizatorem są państwa ponadterytorialne, lecz - trzeba dodać - działające w sojuszu z najsilniejszymi państwami terytorialnymi. W sojuszu z Ameryką, ale też z Chinami i z częścią władz Unii Europejskiej.

To, że państwo, pilnując cudzych interesów, nie kieruje niezależnymi siłami zbrojnymi w służbie ludności, a zarazem może być przez suwerena karane sądownie, jest rzeczą dla wielu trudną do akceptacji. Przede wszystkim jednak trudno mieszkańcom kraju godzić się z beztroskim egoizmem jego klasy politycznej, jeśli w ich bytowych sprawach postępuje ona tak, jakby się składała z samych niechętnych krajowi cudzoziemców. Zrozumiała frustracja nie bardzo usposabia do uznania, że aspołeczne postępowanie polityków jest w istotnej mierze rzeczy racjonalne, i to nie tylko z punktu widzenia ich prywatnych interesów i karier, lecz także z racji odpowiedzialności za ludność. Wszelkie bowiem handlowe sankcje wobec państwa są w rzeczywistości sankcjami wobec tak zwanych zwykłych ludzi. Ludność krajów szczególnie pod względem ekonomicznym interesujących jest wystawiona, jak wiadomo, na kary znacznie poważniejsze. Są układy sił, w których przymus, kara i szantaż rodzą się same z siebie, prawie niezależnie od subiektywnej podatności potencjalnej ofiary na przemoc. Jej wolność niewiele wówczas wykracza poza możliwość wybierania między różnymi formami posłuszeństwa. Wasalizm klasy politycznej nie oznacza wykonywania zadań mniej dla imperium doniosłych. W kanalizowaniu energii mas, w sprawie dla każdego totalitaryzmu podstawowej, klasy polityczne także małych krajów wzięły na siebie ciężar ogromny. Wraz z koncernami medialnymi i innymi, wspomnianymi wyżej, fabrykami prawd i wartości moralnych dla systemu użytecznych, przysłużyły się sprawie transformacji także w tym aspekcie, kanalizowania energii, w stopniu niebłahym. Mniej czy bardziej świadomie, lecz z reguły efektywnie, postarały się w wielu krajach przede wszystkim o to, by walka ludności o jej ludzkie prawa, zwłaszcza pracownicze, zaczęła podupadać i zamierać. Oprócz propagandy i edukacji osiągnęły to - zapewne bez specjalnego ku temu zamiaru - przez swą aktywność legislacyjną, odbierającą ludziom konieczny do walki czas. Między innymi przez mnóstwo coraz to nowych biurokratycznych regulacji, zatruwających życie drobnego i średniego przedsiębiorcy w mieście i na wsi. Przykładem może być tu polski rolnik, który nigdy w dziejach swej klasy nie musiał tracić tyle energii, co dzisiaj, na formalności wymagane przez kontrolujące go urzędy.

Tę sama obojętność na straty ludzkiej energii wykazuje polityka gospodarcza aparatów państwowych w sprawach skali największej. Na przykład wtedy, gdy popierając przemysł samochodowy i zaniedbując transport publiczny, odbiera miliardom ludzi ogrom czasu i pieniędzy traconych na tej zmianie sposobu lokomocji. Rola polityków państw terytorialnych w globalnych przemianach gospodarowania czasem to notabene temat wyparty skutecznie z politologii lub i wielkich mediów. Tabuizacja tego zagadnienia przyczynia się do tego, iż coraz efektywniejszy staje się zauważalny na całym globie mechanizm przerzucający energetyczne i czasowe koszta gospodarki z jej podmiotów na pracobiorców i konsumentów(14). Na ile polityk jest tu świadom swego dzieła, trudno powiedzieć.

Całkiem natomiast świadomie i nie bez pewnego prymitywnego wdzięku pracuje klasa polityczna nad kanalizacją ludzkiej energii w sferze moralnej. Wraz z kwiatem mainstreamowego dziennikarstwa i z co elastyczniejszymi intelektualistami edukuje społeczeństwo ku wartościom wzniosłym i najwznioślejszym. Takim, jak Bóg, wolność i ojczyzna - w niektórych krajach, a prawie wszędzie ku podstawowej wartości, która tkwi w wiedzy, że każdy jest kowalem swego szczęścia. Wyczulając na niebezpieczeństwa terroryzmu, przestępczości i postawy roszczeniowej, funkcjonariusze państwa wnoszą swój niebagatelny wkład w wielką wewnętrzną przemianę człowieka. Jak w Średniowieczu nie potrafił on pomyśleć o nieistnieniu Boga, tak dzisiaj traci zdolność pamiętania, że socjalne, ekonomiczne i kulturowe prawa ludzkie nie istnieją bez nieustannego wywalczania ich ciągle na nowo. Jeśli z takiej skutecznej edukacji rodzi się ubocznie niechęć do demokracji i wstręt do polityki, nie ma nieszczęścia: również na tej drodze neutralizacja mas czyni znaczny krok na przód.

Jerzy Drewnowski


Tekst ukazał się w Forum Klubowym".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



25 LAT POLSKI W NATO(WSKICH WOJNACH)
Warszawa, ul. Długa 29, I piętro, sala 116 (blisko stacji metra Ratusz)
13 marca 2024 (środa), godz. 18.30
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca
Podpisz apel przeciwko wprowadzeniu klauzuli sumienia w aptekach
https://naszademokracja.pl/petitions/stop-bezprawnemu-ograniczaniu-dostepu-do-antykoncepcji-1
Szukam muzyków, realizatorów dźwięku do wspólnego projektu.
wszędzie
zawsze

Więcej ogłoszeń...


18 kwietnia:

1904 - Ukazało się pierwsze wydanie francuskiego lewicowego dziennika L'Humanité.

1905 - Pierwsze walki na barykadach prowadzone z policją i wojskiem przez łódzkich robotników.

1937 - Podczas strajku chłopskiego w Racławicach doszło do starć z policją, w wyniku których zginęło trzech chłopów.

1955 - W Princeton zmarł Albert Einstein, genialny fizyk, socjalista.

1970 - W Warszawie zmarł Michał Kalecki, wybitny ekonomista, profesor Zakładu Nauk Ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk i Szkoły Głównej Planowania i Statystyki, członek rzeczywisty PAN.

1973 - Ukazało się pierwsze wydanie francuskiego centrolewicowego dziennika Libération.


?
Lewica.pl na Facebooku