Andrzej Dryszel: Zarobić na emerycie

[2010-06-30 07:44:00]

Reforma emerytalna to kura znosząca złote jajka. Ale nie nam, lecz zarządom towarzystw


Gdyby próbować ustalić najważniejszy punkt ciężkości, kluczowe sprawy, których bronią zwolennicy polskiej reformy emerytalnej, byłyby nimi z pewnością dochody powszechnych towarzystw emerytalnych oraz zarobki ich kierownictw. O stałe pomnażanie tych wartości walczy Izba Gospodarcza Towarzystw Emerytalnych, gazety, które ją wspierają, i naukowcy związani z funduszami emerytalnymi. Dlatego z nadzwyczaj gorącymi protestami spotykają się wszelkie propozycje zmierzające do racjonalizacji opłat ściąganych przez powszechne towarzystwa emerytalne, do powiązania poborów ich szefów z wynikami funduszy czy do przyznania obywatelom ograniczonego choćby prawa dysponowania własnymi składkami emerytalnymi.

Już same próby ujawnienia dochodów menedżerów z towarzystw emerytalnych traktowane są przez broniące ich lobby jako zamach na swobodę działalności gospodarczej, podważanie sensu reformy emerytalnej, świadome wywoływanie strachu i wrogości Polaków wobec tych, którzy tę reformę realizują. Tak więc ten, kto godzi w dochody towarzystw emerytalnych, godzi w najlepiej pojęty interes kraju i jego obywateli. Enigmatyczna nazwa "towarzystwa emerytalne", nadana ponad 10 lat temu prywatnym spółkom zarządzającym otwartymi funduszami emerytalnymi w Polsce, zyskała wreszcie właściwy sens: należymy do towarzystwa, więc trzeba bronić naszych posad i zarobków.

Zrozumiałe zatem, że minister pracy Jolanta Fedak, proponująca wprowadzenie usprawnień w funkcjonowaniu OFE (np. wprowadzenie większej konkurencji między funduszami, danie obywatelom możliwości wyboru, czy chcą być w ZUS, czy OFE), oskarżana jest przez kierującą nimi ekipę z "towarzystwa" o niezachowanie "standardów elementarnej uczciwości", "kolejne oparte na pomówieniach próby podważenia zaufania do OFE", "oszczerstwa", "dyskredytowanie całego środowiska PTE" i "atakowanie go za pomocą fałszywych informacji", "nieuczciwe działania stosowane od dłuższego czasu", "manipulowanie lękami" Polaków, tworzenie "atmosfery nagonki na powszechne towarzystwa emerytalne". Te wszystkie sformułowania zawarte są w jednym tylko niedługim, oficjalnym dokumencie podpisanym przez Ewę Lewicką, prezes Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych. A rozmaici naukowcy, tzw. niezależni eksperci, wzywają głośno do "zamordowania" jeszcze nie pary ministrów Fedak i Rostowski (wspierający ją szef resortu finansów), ale zgłaszanych przez nich projektów. Dr Robert Gwiazdowski z Centrum Adama Smitha trafnie więc używa stwierdzenia: "OFE przeprowadziły ostrzał artyleryjski".

Również "manipulowanie lękami Polaków" znacznie lepiej wychodzi ludziom z powszechnych towarzystw emerytalnych oraz ich sojusznikom niż stronie rządowej. - "Jeśli ministrowie finansów i pracy przeforsują obniżkę składek do OFE, nasze emerytury za kilka lat będą głodowe", wynika z raportu firmy doradczej Deloitte, do którego "dotarła" "Gazeta Wyborcza". Ciekawe, czy ten raport jest tajny, że trzeba było do niego "docierać"? Raport został przygotowany na zlecenie Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych, do której należą OFE. "Jak wiadomo, OFE są instytucjami non profit, prowadzącymi działalność charytatywną z troski o nasze bezpieczeństwo ekonomiczne na emeryturze, a firma Deloitte przygotowała swój raport także charytatywnie' – dodaje ironicznie Robert Gwiazdowski.

O co walczymy?


Jak wielkiej kasy bronią ludzie z "towarzystwa" i służący im lobbyści? Powszechne towarzystwa emerytalne nigdy nie chciały podawać konkretnych informacji na temat zarobków kadry kierowniczej. Tłumaczono, że to tajemnica służbowa, dane osobiste, których poufność należy do podstawowych reguł prowadzenia działalności gospodarczej itd.

Takie wyjaśnienia są tyleż fałszywe, co niemoralne. Poufność zarobków mogą zachowywać prywatne firmy, które wypłacają pracownikom pobory z tego, co same wypracują – ale nie instytucje, do których obywatele muszą należeć, żyjące z pieniędzy przymusowo pobieranych od przyszłych emerytów, ściągające opłaty obowiązkowe, ustalane urzędowo.

Żeby więc wyrazić się wystarczająco jasno – może nie jednoznacznym, prawnym, ale na pewno psim obowiązkiem zarządów powszechnych towarzystw emerytalnych jest konkretne podawanie pełnych sum zarabianych miesięcznie przez osoby na stanowiskach kierowniczych w PTE. Tego wymaga minimum wiarygodności, gdy gospodaruje się pieniędzmi publicznymi, których nie zarobiło się samemu, lecz dostało je z mocy ustawy. Zdaniem menedżerów zarządzających OFE taka jawność nie należy jednak do "standardów elementarnej uczciwości", których wymagają oni od innych.

Mur dyskrecji, wzniesiony przez ludzi z "towarzystwa" wokół swych dochodów, na szczęście zaczął się kruszyć. W 2008 r. średnie zarobki miesięczne członków zarządów powszechnych towarzystw emerytalnych wynosiły, jak zdołała wyliczyć gazeta giełdowa "Parkiet", 42 tys. zł miesięcznie. Najwięcej – ponad 60 tys. zł miesięcznie – zarabiali ludzie z zarządu towarzystwa Aviva. To jest średnia, główni prezesi oczywiście dostawali i dostają więcej. Dla porównania, prezes ZUS, największej i najważniejszej instytucji emerytalnej w Polsce, zarabia 19,5 tys. zł miesięcznie.

W 2009 r. i w pierwszej połowie tego roku w towarzystwach emerytalnych nastąpiły podwyżki płac (ich indywidualną skalę ludzie z PTE ukrywają), bo szefowie powszechnych towarzystw odtrąbili już koniec kryzysu i z dumą zawiadomili, że w ubiegłym roku PTE wyrównały niemal wszystkie giełdowe straty, jakie zafundowały przyszłym emerytom w 2008 r. Emerytalne oszczędności stopniały wtedy o ponad 22 mld zł. A stopniały aż tak bardzo dlatego, że ludzie z powszechnych towarzystw emerytalnych inwestowali pieniądze ze składek także w akcje. Ponieważ jednak nie ma tam specjalistów, którzy potrafiliby grać na giełdzie i chcieli troszczyć się o pieniądze emerytów jak o swoje własne, bessa na parkiecie przyniosła przyszłym seniorom bolesne straty. Jak konkretnie inwestowali "eksperci" z PTE, nie wiadomo. – Jest to oczywiście tajemnica, jak OFE inwestują odebrane nam pod przymusem pieniądze – podkreśla Robert Gwiazdowski.

Naturalnie nikt w powszechnych towarzystwach emerytalnych nie przejął się uszczuplaniem środków na emerytury. – Co ciekawe, w najgorszym dla emerytów roku 2008 PTE pobrały najwyższe wynagrodzenie w ciągu tych 10 lat, w wysokości 1,8 mld zł! Zysk wyniósł 740 mln – wskazuje Gwiazdowski. Najważniejsze zaś, że poniesione przez emerytów straty nie miały żadnego negatywnego wpływu na płace w PTE. Szefostwo towarzystw realizuje bowiem zasadę "czy się stoi, czy się leży..." – i podnosi pobory niezależnie od osiąganych rezultatów. Dlatego właśnie, jak podaje Komisja Nadzoru Finansowego, w 2007 r. łączna kwota wynagrodzeń w towarzystwach emerytalnych wyniosła 93,4 mln zł; w kryzysowym roku 2008 – aż 101 mln zł; w ubiegłym zaś już 104,1 mln zł. A w tym roku będzie jeszcze więcej.

Akcjonariusze się cieszą


Osobna kwestia to wypływające z Polski i stale rosnące zyski akcjonariuszy – czyli właścicieli – powszechnych towarzystw emerytalnych. Akcjonariuszami tymi są przeważnie zagraniczne banki, zakłady ubezpieczeniowe i fundusze inwestycyjne. W latach 2003-2009 powszechne towarzystwa emerytalne wypłaciły im łącznie aż 2,5 mld zł dywidendy.

Tu także, jak w przypadku podnoszenia płac ludziom zatrudnionym w PTE, nie ma przebacz. Nawet w szczycie kryzysu, w latach 2008 i 2009, gdy w otwartych funduszach emerytalnych topniały pieniądze przyszłych emerytów, akcjonariuszom wypłacono znacznie wyższe dywidendy niż o rok wcześniej.

Inna sprawa, że było z czego wypłacać, bo polska reforma emerytalna to kura znosząca złote jajka właścicielom i menedżerom PTE. Cały ten system został tak skonstruowany, że powszechne towarzystwa emerytalne gwarantują właścicielom stałe zyski, niezależnie od tego, co robią z pieniędzmi emerytów gromadzonymi w OFE. Obowiązkowe, urzędowo ustalone opłaty – prowizja od składek oraz haracz za "wysiłek" włożony w zarządzanie (a nie za efekty tego zarządzania) – kumulują się z roku na rok, urastając do gigantycznych sum.

Z celi do celi


Oczywiście, PTE ponoszą coraz większe koszty – wspomniane już rosnące płace, siedziby, rozmaite usługi związane z ich utrzymaniem, samochody itd. Największą pozycję stanowi jednak koszt najbardziej bezsensowny: prawie 450 mln zł rocznie na akwizycję, czyli na namawianie ludzi, żeby przenosili się z jednego OFE do drugiego.

W Polsce działa 14 funduszy, więc nasza reforma emerytalna przypomina więzienie z 14 celami. Można przenosić się z jednej celi do drugiej, ale nie wolno wyjść na wolność. Transfery pomiędzy funduszami są przeprowadzane cztery razy do roku. Im więcej osób należy do funduszu, tym więcej pieniędzy ściąga towarzystwo emerytalne, które nim włada (dla przypomnienia: prowizja od składek i procentowa opłata za zarządzanie). Dla ludzi kierujących PTE ważne jest zatem, by mieć jak najwięcej "dusz" w funduszu, bo wtedy będą lepiej zarabiać. Chętnie przeznaczają na to nawet grube miliony (zwłaszcza że nie są to ich własne pieniądze, lecz przyszłych emerytów).

O dziwo, ludzie dość łatwo dają się nabierać i zwracają uwagę na rozmaite rankingi OFE oraz na rozmaite wywody, pokazujące, że jeden fundusz miał w tym kwartale ciut wyższą stopę zwrotu od drugiego, więc koniecznie należy się do niego przenieść (podobnie jak 12 lat temu wierzyli w bajki, że po wybraniu funduszu emerytalnego czekają ich nieustające wakacje pod palmami). Te różnice są minimalne, raz w jednym OFE jest odrobinę mniej, raz w drugim, w perspektywie kilkudziesięcioletniego oszczędzania wszystko to i tak wychodzi na zero, bo szefowie PTE są za cwani, by na serio ze sobą konkurować. Efekt jednak jest, ludzie rzeczywiście się przenoszą (nie bez znaczenia są też rozmaite bonusy, jakie dostają w "nowym" funduszu). W rezultacie podczas tegorocznej majowej sesji transferowej fundusze zmieniło aż 149 tys. osób (druga co do wielkości liczba od czasu utworzenia OFE). Dla przyszłych seniorów te przeprowadzki nie będą mieć znaczenia, ale dla zarobków menedżerów z PTE, owszem.

Akwizycja kosztuje coraz więcej, a zatem i koszty funkcjonowania towarzystw emerytalnych są coraz wyższe. Komisja Nadzoru Finansowego stwierdza: "Średnie koszty PTE w przeliczeniu na jednego członka OFE systematycznie rosły". Ponieważ jednak powszechne towarzystwa emerytalne ściągają od Polaków coraz więcej pieniędzy, ich zyski nie są zagrożone – i także zwiększają się z roku na rok: w 2007 r. wynosiły 696 mln zł, w kryzysowym dla przyszłych seniorów roku 2008 r. skoczyły aż do 740 mln, a w roku ubiegłym osiągnęły 766 mln zł.

– W pierwszym kwartale 2010 r. przychody PTE wyniosły ponad 400 mln. Koszty wyniosły ponad 280 mln. Zysk ponad 120 mln. Te "koszty" to wynagrodzenia, koszty samochodów służbowych, laptopów, telefonów. A zysk zostanie przeznaczony w przyszłości na wynagrodzenia, koszty samochodów służbowych itp. u akcjonariuszy PTE (a więc tych, którzy ten zysk pobiorą) – stwierdza dr Gwiazdowski.

Najlepszy interes na świecie


Dziś w funduszach emerytalnych jest 180 mld zł, pobranych od 14 mln Polaków. Od tej sumy powszechne towarzystwa emerytalne ściągnęły dla siebie, z tytułu dwóch wspomnianych opłat, ok. 15 mld zł. I są to pieniądze uzyskane przez ekipę z PTE bez żadnego wysiłku, bez główkowania, ryzyka, zastanawiania się, co tu zrobić, żeby zarobić. Emeryci nie zobaczą z tego nawet grosza, ale warto pomyśleć, że przecież, gdyby nie było całej naszej bezsensownej reformy emerytalnej, gdyby zlikwidowano OFE i PTE, te miliardy mogłyby znacząco zwiększyć emerytury ludzi w Polsce.

Być może wciąż nie jest za późno na zmiany. Eksperci nie od dziś wskazują, że lokaty bankowe zwiększyłyby środki na emerytury w większym stopniu niż działania podejmowane przez menedżerów z PTE.

Już w 2008 r. Ministerstwo Finansów obliczyło, że inwestycja w obligacje skarbowe dałaby w latach 1999-2008 większy zysk, niż zdołały w tym czasie wypracować otwarte fundusze emerytalne. Portal Money.pl przeprowadził analizę skumulowanych stóp zwrotu OFE od 2000 do 2009 r. – i także ustalił, że korzystniejsze byłoby lokowanie pieniędzy na lokatach bankowych niż w otwartych funduszach emerytalnych.

Również Jolanta Fedak zauważa, że więcej niż w funduszach emerytalnych można było zarobić na lokacie bankowej. Jak stwierdziła minister pracy: "Przez 10 lat funkcjonowania OFE nie zarobiły dla przyszłych emerytów pieniędzy, które mogą być zapowiedzią wysokich emerytur. Wręcz przeciwnie, wiadomo już, że za 20-30 lat emerytury w stosunku do ostatniego wynagrodzenia pracownika będą o około połowę niższe od obecnych z ZUS".

Jeszcze można zmniejszyć straty


Może zatem dałoby się możliwie szybko – tak aby do minimum ograniczyć straty, jakie w składkach emerytalnych powoduje działalność PTE – zlikwidować tę szkodliwą i kosztowną, biurokratyczną narośl. Wystarczy przyjąć krótką ustawę likwidującą otwarte fundusze emerytalne oraz powszechne towarzystwa emerytalne.

W żadnym przypadku nie naruszy to kapitałowego charakteru gromadzenia środków na emerytury. ZUS, który ma znacznie niższe koszty działania niż PTE (nie ma tam akcjonariuszy, 14 zarządów i rad nadzorczych, znacznie mniejsze są zarobki), może z powodzeniem wykonać prostą czynność lokowania pieniędzy przyszłych emerytów w obligacjach skarbu państwa. To samo przecież nie od dziś robią powszechne towarzystwa emerytalne, tyle że liczą sobie za to grube miliardy z tytułu "zarządzania" składkami przyszłych seniorów. Słusznie przecież minister Rostowski uznał za absurd, że najpierw państwo sprzedaje obligacje, by zdobyć środki na transfery do OFE, a potem OFE lokują większość tych pieniędzy w rządowych obligacjach. Zrezygnujmy zatem z tego absurdu tak szybko, jak to możliwe. Jeśli natomiast ktoś będzie chciał spróbować innych sposobów inwestowania, zawsze przecież może swoje środki ulokować w rozmaitych prywatnych towarzystwach emerytalnych, mniejszego czy większego ryzyka. Ale wtedy jego osobistą decyzją będzie, na jakie godzi się opłaty z tego tytułu. Nie ma natomiast żadnego powodu, by kilkanaście milionów Polaków musiało obowiązkowo zapewniać, tak jak dziś, bardzo wysokie i odporne na wszelkie kryzysy dochody dla spryciarzy z powszechnych towarzystw emerytalnych.

Andrzej Dryszel


Tekst ukazał się w tygodniku "Przegląd".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


22 listopada:

1819 - W Nuneaton urodziła się George Eliot, właśc. Mary Ann Evans, angielska pisarka należąca do czołowych twórczyń epoki wiktoriańskiej.

1869 - W Paryżu urodził się André Gide, pisarz francuski. Autor m.in. "Lochów Watykanu". Laureat Nagrody Nobla w 1947 r.

1908 - W Łodzi urodził się Szymon Charnam pseud. Szajek, czołowy działacz Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej. Zastrzelony podczas przemówienia do robotników fabryki Bidermana.

1942 - W Radomiu grupa wypadowa GL dokonała akcji odwetowej na niemieckie kino Apollo.

1944 - Grupa bojowa Armii Ludowej okręgu Bielsko wykoleiła pociąg towarowy na stacji w Gliwicach.

1967 - Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła rezolucję wzywającą Izrael do wycofania się z okupowanych ziem palestyńskich.

2006 - W Warszawie zmarł Lucjan Motyka, działacz OMTUR i PPS.


?
Lewica.pl na Facebooku