Paul Newbery: "Solidarność" 1980-81 r. - Porażka u progu zwycięstwa

[2010-09-07 18:57:23]

W sierpniu 1980 roku, potężna fala strajków wstrząsnęła rządzącym Polską stalinowskim reżimem. Hasła i formy współpracy, które wyłoniły się w toku walk 1980 r., były dowodem tego, że duża część robotników szukała sposobu na obalenie stalinowskiej biurokracji i ustanowienie prawdziwej demokracji robotniczej. Wyrażały to napisy pojawiające się gdańskich murach: "Socjalizm – tak, wypaczenia – nie!". Produktem ubocznym tych zmagań był Niezależny Samorządowy Związek Zawodowy "Solidarność". Mimo to, zaledwie dziewięć lat później, "Solidarność" stworzyła rząd i rozpoczęła serię gwałtownych "reform" rynkowych, prowadzących do przywrócenia w Polsce kapitalizmu. Jak mogło dojść do tego, że ruch tego typu stał się wehikułem odbudowy kapitalizmu? Czy korzenie degeneracji "Solidarności" mogą sięgać samego jej początku?

By w pełni zrozumieć proces rewolucji i kontrrewolucji w Polsce i pozostałych krajach Bloku Wschodniego w latach 80. minionego wieku, trzeba wziąć pod uwagę okoliczności powstania tych ustrojów. W 1917 r. Rosja przeszła masowy zwrot rewolucyjny, który dopiero później uległ biurokratycznej degeneracji z powodu panującego w kraju zacofania gospodarczego i kulturowego oraz izolacji wskutek niepowodzenia światowej rewolucji. Stalinowskie państwa w Europie Środkowo-Wschodniej nie powstały jednak w ten sposób. Kraje te zostały pod koniec Drugiej Wojny Światowej wyzwolone przez Armię Czerwoną, która utrzymała w nich swą obecność. Miejscowe partie komunistyczne utworzyły koalicje rządowe wraz z pozostałościami burżuazji. Państwowe organy represji pozostawały jednak w rękach stalinistów. Wkrótce, przy masowym poparciu społecznym, rozpoczęli oni likwidację resztek kapitalizmu i obszarnictwa. W niektórych krajach, zwłaszcza w Czechosłowacji, kroki te były wspierane przez demonstracje setek tysięcy robotników.

Od samego początku te nowopowstałe ustroje stanowiły zdeformowane państwa robotnicze, wzorowane na Związku Radzieckim pod władzą Stalina – były one przykładami groteskowej deformacji socjalizmu, gdzie demokrację robotniczą zastąpiono biurokratyczną dyktaturą. Mimo początkowego entuzjazmu, represyjny charakter tych ustrojów szybko rozczarował robotników, a w wielu spośród tych państw wybuchły niebawem powstania robotnicze. Najbardziej znanym ich przykładem był rok 1956 na Węgrzech, kiedy to tamtejsza klasa robotnicza podjęła próbę przeprowadzenia rewolucji politycznej.

Nie inaczej było wówczas w Polsce. W 1956 r. w Poznaniu miał miejsce strajk i masowa demonstracja robotnicza, która po ostrzelaniu przez funkcjonariuszy UB zaczęła przeradzać się w powstanie. Zostało ono krwawo stłumione za pomocą czołgów. W następstwie wydarzeń poznańskich rząd zdecydował się na zmianę strategii, by odzyskać poparcie społeczeństwa. Stanowisko pierwszego sekretarza objął Władysław Gomułka. Zgodzono się na ustępstwa wobec mieszkańców wsi, rezygnując z kolektywizacji ziemi na masową skalę. By związać z systemem biurokratów niższego szczebla, nadano im dodatkowe przywileje. W zamian za udzielenie poparcia nowemu rządowi, przywileje zapewniono również kościołowi. Pozwolono także na tworzenie w przedsiębiorstwach rad robotniczych, które przez następne dwa lata – nim opanowała je biurokracja – realizowały do pewnego stopnia ideę kontroli robotniczej na poziomie zakładowym.

Punkt zwrotny


Polska, tak samo zresztą jak reszta Europy Środkowo-Wschodniej, doświadczyła szybkiego wzrostu dzięki zaletom gospodarki planowej. PKB Polski rósł średnio o 7% rocznie. Niemniej jednak pasożytnicza rola stalinowskiej czapy biurokratycznej, będącej źródłem marnotrawstwa i błędów w zarządzaniu, działała jako blokada gospodarczego postępu. Ze względnego hamulca wzrostu, jakim była na początku, biurokracja stała się hamulcem absolutnym. Planowanie przerodziło się tym samym w swoje przeciwieństwo – chaos.

Już pod koniec lat 60. gospodarka doświadczyła poważnych problemów, gdy reżim podejmował kolejne wysiłki na rzecz utrzymania subwencji dla jedzenia. Wówczas, w 1970 r., zapowiedź podwyżki cen mięsa stała się powodem protestów robotniczych na Wybrzeżu, które przerodziły się w otwarty bunt. Chociaż demonstracje koncentrowały się w Gdyni i Gdańsku, do protestów doszło również w Szczecinie, Elblągu, Warszawie, Wrocławiu i wielu innych miastach. Na protestujących posłano czołgi i powstanie zostało utopione we krwi, liczba zabitych przekroczyła prawdopodobnie sto osób. Zszokowani biurokraci raz jeszcze podjęli próbę połączenia ustępstw z represjami. Gomułkę zastąpił Edward Gierek, który w krajach kapitalistycznego Zachodu zaciągnął olbrzymi dług. Znaczna część tej pożyczki została błędnie zainwestowana, wiele wydano również na zwiększenie konsumpcji po stronie ludności, aby w ten sposób zapewnić sobie spokój społeczny.

Nastąpił okres szybkiego wzrostu gospodarczego i poziomu życia, lecz czas oddechu nie trwał długo – rząd doświadczył wkrótce trudności w spłacie długów. W 1976 r. robotnicy zorganizowali strajk w Radomiu – sercu polskiego przemysłu zbrojeniowego. Zanim doszło do ustępstw, przywódcy strajku byli represjonowani. Grupa opozycjonistów i intelektualistów zawiązała Komitet Obrony Robotników (KOR), żeby zebrać dzięki niemu fundusze na rzecz prześladowanych, umożliwić wsparcie prawne i upublicznić ich sprawę. W kolejnych latach KOR pomagał w organizacji nielegalnych "wolnych związków zawodowych", działających w wielu miastach, m.in. w stoczniach Gdańska.

Przełomowy moment nastąpił latem 1980 r., gdy kolejne oświadczenie o podwyżce cen mięsa wywołało falę strajków w całym kraju. Reżim dążył do podzielenia robotników, idąc na ugodę ze strajkującymi w najbardziej strategicznych branżach. Polityka ta doprowadziła jednak do nasilenia się strajków w innych branżach. W Lublinie, gdzie robotnicy wystąpili także przeciwko przywilejom biurokracji i wzywali do wolności słowa, protest przerodził się w strajk generalny, łącznie z blokadą linii kolejowych do ZSRR, co oznaczało wstrzymanie polskiego eksportu. "Sztandar Ludu" przypuścił atak na strajkujących i zagroził rosyjską interwencją, lecz następnego dnia pracownicy drukarni wstrzymali druk gazet. Wicepremier udał się do Lublina na natychmiastowe negocjacje i w ramach wywalczonych wówczas ustępstw, gazeta zmuszona została opublikować przeprosiny.

Żądania polityczne


Zmiana jakościowa nadeszła w połowie sierpnia, wraz ze zorganizowaniem w Stoczni Gdańskiej strajku w obronie Anny Walentynowicz, czołowej działaczki robotniczej i członkini grupy skupionej wokół pisma "Robotnik Wybrzeża". Od wielu lat istniał tam już nielegalny związek zawodowy, więc robotnicy byli dobrze przygotowani i zorganizowani.

Żądania strajkujących były posunięte dalej, niż gdziekolwiek indziej w kraju, wkraczając również na płaszczyznę polityczną. Dotyczyły zwolnienia więźniów politycznych, ponownego zatrudnienia wyrzuconych z pracy, podwyżki płac zgodnie tymi, które otrzymała milicja, i wzniesienia pomnika upamiętniającego robotników zabitych w 1970 r.

Okupacje rozlały się szybko na całe Trójmiasto. Komitety strajkowe w Gdańsku nawiązały ze sobą współpracę. Następnego dnia władze odcięły linie telefoniczne do Gdańska, próbując w ten sposób opanować strajk – daremnie, ponieważ i tak rozszerzył się on na inne miasta. Wydawało się już, że negocjacje z robotnikami Stoczni zmierzają ku zawarciu porozumienia, kiedy pracownicy komunikacji miejskiej w Gdańsku oznajmili, że będą musieli walczyć sami, jeżeli stoczniowcy zakończą protest. Przywódcy robotniczy ze stoczni dokonali błyskawicznego zwrotu o 180 stopni i strajk trwał dalej, tym razem pod hasłem solidarności z resztą robotników.

W następny weekend, przedstawiciele poszczególnych komitetów strajkowych spotkali się wówczas i ustanowili nowy organ – Międzyzakładowy Komitet Strajkowy (MKS). Był on zorganizowany podobnie do sowietów w Rosji lub rad robotniczych spontanicznie wyłaniających się w Europie po zakończeniu Pierwszej Wojny Światowej: składały się one z demokratycznie wybieranych delegatów, którzy z kolei wybierali prezydium. Była to przede wszystkim niezwykle demokratyczna struktura: prezydium było odpowiedzialne przed MKS, którego członkowie odpowiadali z kolei przed robotnikami z zakładów pracy, które sami reprezentowali. Rozmowy prezydium z władzami były transmitowane na żywo do gdańskiego MKS i mogli je oglądać wszyscy robotnicy stoczni. Jednak nawet na tym etapie, pewne dyskusje między ekspertami rządowymi a "ekspertami" MKS toczyły się za zamkniętymi drzwiami.

W tych samych dniach powstała lista dwudziestu jeden postulatów. Miały one charakter wyraźnie polityczny i były dowodem na to, że robotnicy zmierzali w kierunku rewolucji politycznej. Lista rozpoczynała się żądaniem legalizacji wolnych związków zawodowych i prawa do strajku, wolności słowa oraz dostępu do mediów dla ruchu strajkowego wraz z MKS i bez względu na wyznanie religijne. Wszystko to były żądania, które prawdziwi marksiści powinni śmiało poprzeć. Za postulatami demokratyzacji szły kolejne: skierowane przeciwko przywilejom biurokracji i służby bezpieczeństwa, przeciwko specjalnym sklepom i sklepom komercyjnym, sprzedającym towary po wyższych cenach. Lista zawierała też szereg żądań gospodarczych, domagających się poprawy warunków życia ludzi pracy i większej równości społecznej. Nie było nawet śladu nawoływań do reform rynkowych czy odbudowy kapitalizmu.

Marksiści mogliby dodać postulat wyboru wszystkich przedstawicieli rządowych wraz z możliwością ich natychmiastowego odwołania oraz zasadę, żeby urzędnicy i przedstawiciele państwowi otrzymywali uposażenia nie większe, niż wynosi średnie wynagrodzenie robotnika wykwalifikowanego. Poza tym stanowiska powinny podlegać regularnej rotacji. Tego rodzaju środki mogłyby zapobiec odrodzeniu się w przyszłości warstwy biurokratycznej. Przede wszystkim jednak konieczne było wówczas przekonanie robotników, że MKS powinien był przejąć władzę jako organ rządu robotniczego.

Siła klasy robotniczej


Pomimo prób izolacji Gdańska, ruch niczym pożar objął całą Polskę. W całym kraju wybuchały strajki okupacyjne i powstawały organy podobne do MKS. Pracownicy stoczni w Szczecinie dostali dziesięcioprocentową podwyżkę zanim nawet podjęli jakiekolwiek działania, co tylko zachęciło ich do zorganizowania strajku i zawiązania własnego MKS. W ciągu zaledwie tygodnia do MKS w Gdańsku przyłączyło się 370 zakładów skupiających ponad 400 tysięcy robotników.

Zaistniała dwuwładza. Podczas strajku generalnego gdański MKS przejął kontrolę nad dystrybucją żywności, transportem publicznym i służbą zdrowia. Na czas strajku zakazano sprzedaży alkoholu, a strajkującym zabroniono jego spożycia. W miarę jak strajk rozszerzał się na coraz to nowe miasta, cały kraj stopniowo zamierał.

Strajk potwierdził przywódczą rolę klasę robotniczej w sytuacji rewolucyjnej. Całe społeczeństwo przeniknął duch demokracji. Swobodne, demokratyczne dyskusje toczyły się wśród studentów, artystów, dziennikarzy, mieszkańców wsi, urzędników, nauczycieli i intelektualistów. Wszystkie grupy społeczne zaczęły zawiązywać własne organizacje demokratyczne lub przekształcać oficjalnie istniejące kluby i stowarzyszenia.

Rząd, przeciwnie, pozostawał w całkowitej izolacji, trzymając się władzy resztką sił. Władza była niezdolna do złamania strajków przemocą oraz niepewna lojalności sił zbrojnych. Rewolucyjny bakcyl zaraził nawet PZPR, a jej baza robotnicza zaczęła odsuwać się od biurokracji. Jedna trzecia członków gdańskiego MKS należała do PZPR, podobnie, jak obaj wiceprzewodniczący MKS w Szczecinie. W wielu innych miastach należący do klasy robotniczej członkowie partii znajdowali się w kierownictwie lub brali udział w powstawaniu miejscowych MKS. Później ponad milion członków PZPR zasiliło szeregi "Solidarności"!

Rząd był zmuszony grać na czas i negocjować z MKS w Gdańsku. 31 sierpnia przedstawiciele władz podpisali 21 postulatów – były to tzw. Porozumienia Gdańskie. Strajk dobiegł końca, powstał zaś Niezależny Samorządny Związek Zawodowy "Solidarność". Porozumienia gdańskie nie były jednak pełnym zwycięstwem. Historyczna sposobność do obalenia reżimu i ustanowienia prawdziwie socjalistycznego, demokratycznego społeczeństwa opartego na samorządności robotniczej, została zaprzepaszczona. Tym, czego wtedy zabrakło, byli rewolucyjni przywódcy, zdolni przedstawić robotnikom rzetelną ocenę stojących przed nimi wyzwań, by doprowadzić w ten sposób żądania robotnicze do ich ostatecznych konsekwencji.

Gdański MKS i liderzy "Solidarności" – Lech Wałęsa, intelektualiści z KOR i "doradcy" "Solidarności" – posiadali znacznie węższy punkt widzenia. Wierzyli oni, że wszystko, co mogą osiągnąć, to niewielkie reformy. Jacek Kuroń, jeden z przywódców KOR, przyznał później, iż przed Porozumieniem Gdańskim był przekonany, że żądanie legalizacji niezależnych związków zawodowych było tylko wyjściowym stanowiskiem negocjacyjnym, i że nie zostanie ono spełnione. Kierownictwo przez cały czas pełniło bardzo zachowawczą rolę, powstrzymywało cały ruch i blokowało bardziej radykalne żądania robotników. Przykładowo, postulaty skończenia z "przewodnią rolą" PZPR i wprowadzenia wolnych wyborów zostały odrzucone przez przywódców i nie znalazły się wśród 21 postulatów. Po podpisaniu porozumienia, liderzy jeździli po całym kraju i nakłaniali robotników do odwoływania strajków. Podobnie konserwatywną rolę pełnił Kościół katolicki. Domagał się mediacji i wzywał robotników do zaprzestania strajków, żeby nie prowokować państw ościennych.

Mimo konserwatyzmu przywódców, "Solidarność" rozrosła się do niewiarygodnych rozmiarów. Dwa tygodnie po podpisaniu Porozumienia Gdańskiego, "Solidarność" liczyła 3,5 miliona członków. Jesienią było to już 8,5 miliona. W krótkim czasie liczebność związku osiągnęła 10 milionów. W ciągu zaledwie kilku miesięcy stał się on najpotężniejszą organizacją w Polsce. Strajki na terenie całego kraju doprowadziły do odejścia setek biurokratów: sekretarzy partyjnych i kierowników zakładów przemysłowych.

Ostatnia szansa


W marcu 1981 r. działacze "Solidarności" w Bydgoszczy zostali pobici przez milicję, gdy wychodzili z zebrania. Wywołało to oburzenie w całym kraju, a "Solidarność" zorganizowała czterogodzinny strajk ostrzegawczy, który miał stanowić preludium do strajku generalnego zaplanowanego na 31 marca. Wałęsa oraz kościół, łącznie z prymasem Wyszyńskim i papieżem Janem Pawłem II, zniechęcali "Solidarność" do zorganizowania strajku. W ostatniej chwili władze zgodziły się na żądania "Solidarności" dotyczące ukarania odpowiedzialnych za pobicie i legalizacji NSZZ Rolników Indywidualnych "Solidarność". Dało to Wałęsie pretekst do odwołania strajku generalnego.

Okazja do wzniesienia się ruchu na jeszcze wyższy poziom i zagrożenia samemu reżimowi została zmarnowana. Zamiast tego, "Solidarność" weszła w okres kryzysu, w czasie którego nasiliły się obecne w jej łonie sprzeczności. Biurokraci dostali chwilę wytchnienia na pozbieranie się, co zdołali skrzętnie wykorzystać. Zaczęli oni sabotować gospodarkę, chcąc w ten sposób zdemoralizować klasę robotniczą, a winę zrzucić na "Solidarność". Wiele produktów było racjonowanych, a po wiele artykułów pierwszej potrzeby ustawiały się gigantyczne kolejki: po mięso, cukier, mydło, a nawet papier toaletowy.

Taktyka rządu zaczęła przynosić efekty. Pojawiła się demoralizacja i frustracja z powodu nieskuteczności przywódców "Solidarności". Zdaniem Kuronia, w pierwszej połowie 1981 r. poparcie dla "Solidarności" spadło z 60 proc. do 40 proc.

W sierpniu 1981 r. odbył się pierwszy i zarazem ostatni kongres "Solidarności". Przywództwo spotkało się ze sprzeciwem i powszechnym poparciem dla idei samorządności robotniczej. Było to świadectwem instynktownego parcia robotników ku rewolucji politycznej, by z wyzwaniami przejęcia kontroli nad życiem społecznym i gospodarczym zmierzyć się samodzielnie. Idee te niestety nie znalazły wyrazu w jasnym programie politycznym. Opozycja wewnątrz związku nie była ani zorganizowana, ani zjednoczona. Brakowało jej przede wszystkim odpowiedniej perspektywy, z której mogliby dostrzec zadania, przed jakimi stał cały ruch. Chociaż kongres przyjął uchwałę popierającą samorządność robotniczą, to dokonano jednocześnie reelekcji Wałęsy i reszty kierownictwa. Kontynuowano tym samym politykę kompromisu i "samoograniczenia" ("nie prowokować interwencji").

Sierpniowy kongres był ostatnią szansą na zmianę kursu i odbudowę siły ruchu. Wraz z jej utraceniem układ sił zmienił się na korzyść reżimu. Okoliczności coraz bardziej sprzyjały rozwiązaniu siłowemu. 13 grudnia 1981 r. wojskowe skrzydło biurokracji przeszło do działania. Generał Wojciech Jaruzelski dokonał przewrotu wojskowego i wprowadził stan wojenny. Przywódców Solidarności aresztowano wraz z tysiącami działaczy. Internowano nawet Gierka. Zakazano zgromadzeń i zarządzono godzinę policyjną.

Stan wojenny oznaczał koniec rozwoju "Solidarności" i szans na rewolucję polityczną. Demokratyczne organizacje związkowe zostały zniszczone. Przywódcy, którzy zdołali uniknąć internowania, zmuszeni byli zejść do podziemia. W zaistniałej sytuacji nie było miejsca na żadne demokratyczne dyskusje ani działania przedstawicieli robotniczych. Działalność w warunkach konspiracyjnych uwolniła liderów "Solidarności" od presji ze strony klasy robotniczej.

Powrót kapitalizmu


W tym samym czasie pogłębiał się kryzys gospodarczy. Dla społeczeństwa oznaczało to coraz cięższe życie: niedobór podstawowych dóbr, wydłużające się kolejki i szalejącą inflację. Pomimo masowego bezrobocia w wielu krajach zachodnich i regularnie nękających je kryzysów, robotnikom w Polsce kraje kapitalistyczne wydawały się nieść promyk nadziei. Narastały złudzenia co do kapitalizmu i gospodarki rynkowej. Udzieliły się one nawet biurokracji. Utraciwszy wiarę w gospodarkę planową, warstwa biurokratyczna usiłowała wydobyć gospodarkę z impasu, wprowadzając "reformy rynkowe".

Do 1988 r. przywódcy "Solidarności" i biurokracja już przyjęli mniej więcej ten sam, prokapitalistyczny punkt widzenia, sama Solidarność została całkowicie zdominowana przez intelektualistów i Kościół katolicki, zaś Wałęsa zajął bardziej prawicowe, prorynkowe stanowisko. Wszyscy oni wierzyli, że rozwiązanie leży w daleko posuniętych "reformach" rynkowych, które doprowadziłyby w końcu do przywrócenia kapitalizmu. Posunięcia te miały jednak oznaczać wzrost bezrobocia i biedy, a rządowi brakowało legitymizacji do ich przeprowadzenia. Jednocześnie nastąpiło ożywienie w "Solidarności" i rosła liczba strajków. Biurokracja musiała zatem w swe plany zaangażować samą "Solidarność". Zrozumieli, że jeżeli udałoby się im nakłonić "Solidarność" do wzięcia przynajmniej częściowej odpowiedzialności za "reformy", opór przeciwko tego rodzaju polityce byłby minimalny.

Rozwiązaniem był Okrągły Stół, czyli negocjacje warunków takiego porozumienia. Jednak w przeciwieństwie do sierpnia 1980 r. tym razem rozmowy toczyły się za zamkniętymi drzwiami, a robotnicy nie mieli na nic wpływu. Nadawane w telewizji fragmenty debaty miały charakter czysto pokazowy. Wałęsa i reszta przywództwa zajęli się wygaszaniem strajków, które zaczęły pojawiać się na terenie całego kraju niczym grzyby po deszczu. Rozmowy z rządem zakończyły się porozumieniem w sprawie zorganizowania częściowo wolnych wyborów parlamentarnych. Zaledwie 35 proc. miejsc w Sejmie miało pochodzić z wyboru, reszta zaś była zarezerwowana dla kandydatów PZPR i ich sprzymierzeńców.

Wybory, które odbyły się 4 czerwca 1989 r., były całkowitym zwycięstwem "Solidarności". Kandydaci opozycji zdobyli wszystkie miejsca, które były do zdobycia, dowodząc izolacji reżimu i tego, na ile utracił on poparcie społeczne. Kilka miesięcy później "Solidarność" utworzyła rząd koalicyjny i uruchomiła proces odbudowy kapitalizmu, czego skutkiem był drastyczny spadek PKB w ciągu następnych dwóch lat i bezrobocie przekraczające 20 proc.

Porażka klasy robotniczej nie była jednak nieunikniona. Z jednej strony ziarno kontrrewolucji kiełkowało w "Solidarności" od samego jej początku, a kryło się ono w kolejnych błędach i zdradach konserwatywnego, reformistycznego przywództwa. Z drugiej strony "Solidarność" mieściła w sobie również zarzewie rewolucji politycznej w postaci MKS i politycznych żądań swych szeregowych członków. Dopiero po wprowadzeniu stanu wojennego, zniszczeniu demokratycznej opozycji robotniczej i w warunkach całkowitej zapaści gospodarczej ziarno kontrrewolucji, rzucone na żyzną glebę, mogło wydać plon. Gdyby w 1980 r. w "Solidarności" istniała silna opozycja marksistowska, zdolna do przezwyciężenia błędnej strategii przywództwa i przedstawić rzeczywistą alternatywę, ruch robotniczy mógłby obalić stalinowską biurokrację, ustanowić prawdziwie demokratyczne społeczeństwo socjalistyczne i w ten sposób zmienić bieg historii.

Paul Newbery
tłumaczenie: Paweł Jaworski


Artykuł ukazał się w listopadowym numerze "Socialism Today", miesięcznika Partii Socjalistycznej - sekcji Komitetu na rzecz Międzynarodówki Robotniczej w Anglii i Walii. Przedruk za stroną Grupy Na Rzecz Partii Robotniczej (www.wladzarobotnicza.pl).

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


24 listopada:

1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.

1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).

2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.

2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.


?
Lewica.pl na Facebooku