Jeszcze czterdzieści, pięćdziesiąt lat temu ruchy studenckie w USA należały do najbardziej aktywnych i innowacyjnych na świecie, nie tylko protestując przeciwko militaryzmowi, rasizmowi i innym społecznym hierarchizacjom, ale żądając również demokratycznej reformy systemu edukacyjnego. Dlaczego dziś wydaje się, że ruch studencki w USA znajduje się daleko w tyle z odpowiedzią na ten globalny kryzys edukacyjny?
W ostatnich latach w Stanach Zjednoczonych miały miejsce znaczące protesty, nie skupiły one jednak należytej uwagi. Najistotniejsze z nich dotyczyły podniesieniu czesnego w systemie publicznych uczelni stanu Kalifornia. Opłaty za studia rosły stopniowo, ale w ostatniej dekadzie czesne zwiększyło się dwukrotnie. Dopiero jednak w listopadzie 2009 roku gwałtowna podwyżka, o 32 proc., wywołała stanowczy opór. W trakcie największych od lat 70. działań na amerykańskich kampusach studenci okupowali uniwersyteckie budynki i urządzali demonstracje.
Głównym przedmiotem ataku kalifornijskich studentów stały się nierówności społeczne będące skutkiem wysokich stawek czesnego oraz zmniejszenia finansowania uniwersytetów. Te zmiany w pierwszej kolejności i najmocniej uderzają w ubogich. Jak nieustannie podkreślali studenci, pogłębiający się podział klasowy ściśle pokrywa się z podziałem rasowym, ponieważ czarni i latynoscy studenci stanowią większość tych, których wyższe opłaty za studia dotknęły najboleśniej.
Skromny sukces prowadzonego w poprzedniej erze projektu otwierania edukacji wyższej jest stopniowo niweczony. Jak wyjaśnia profesor Christopher Newfield z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara: "Przez ostatnie 30 lat publiczne uniwersytety, do których uczęszcza większość amerykańskich studentów, były systematycznie niedofinansowywane, co sprawiło, że wszystkie korzyści edukacyjne czerpała zaledwie jedna czwarta najbogatszych studentów, co niszczyło wcześniejszą globalną przewagę kraju w osiągnięciach edukacyjnych".
Ruch studencki w Kalifornii był istotny, jednak nie aż tak silny, szeroko zakrojony i trwały jak jego europejskie odpowiedniki. Jednym z oczywistych powodów tej różnicy jest zasięg i charakter zmiany. W Stanach Zjednoczonych była ona stopniowa i mniejsza. Przez długi czas czesne w USA było wyższe niż w większości krajów Europy, a ostatnie podwyżki były względnie niewielkie. Podwyżkę w wysokości 32% w Kalifornii w 2009 roku przyćmiło proponowane w Wielkiej Brytanii podniesienie czesnego o blisko 300%. Kolejnym czynnikiem, który mógł się przyczynić do zmniejszenia skali protestów, jest fakt, że warunki na amerykańskich uniwersytetach nie są ujednolicone na poziomie państwowym. Finansowanie uniwersytetów oraz stawki czesnego różnią się znacznie w poszczególnych stanach, a rozległy system prywatnego szkolnictwa wyższego przyczynia się do jeszcze istotniejszego zróżnicowania.
Jednakże najważniejszy powód mniejszego niż w Europie aktywizmu może wyrastać z głębszych uwarunkowań. Społeczna wartość przyznawana prawu do edukacji dla wszystkich, szczególnie edukacji wyższej, dramatycznie się obniżyła. Jest to z pewnością problem też w innych krajach, jednakże spadek w Stanach gwałtowniejszy. Studencka polityka może wybrzmieć w sposób zdecydowany jedynie wówczas, gdy edukacja wyższa jest społecznym priorytetem.
Rozważmy w tym kontekście reakcję amerykańskiego rządu na kryzys wywołany wysłaniem Sputnika w kosmos przez Związek Radziecki. W ramach zimnowojennej logiki było to postrzegane jako wyzwanie dla bezpieczeństwa USA oraz ich pozycji w globalnym systemie. W odpowiedzi Stany Zjednoczone pokaźnie zwiększyły finansowanie uniwersytetów, szczególnie zaś nauk ścisłych i technologii. Celem jednak nie było jedynie podniesienie poziomu kształcenia z zakresu nauk ścisłych czy postęp militarny, ale rozwój wszystkich szczebli systemu edukacji, z głębokimi i zróżnicowanymi tego konsekwencjami. Nawet Donna Haraway, pionierka teorii feministycznej, często określa siebie mianem "dziecka Sputnika".
Wzrost poziomu wiedzy oraz inteligencji w społeczeństwie był wtedy narodowym priorytetem. Rozwój masowego szkolnictwa przełożył się bezpośrednio na wzrost gospodarczy Stanów Zjednoczonych. Co więcej, właśnie w kontekście tego projektu edukacyjnego protesty studenckie lat 60. i 70. odbiły się szerokim echem w narodowych debatach.
Można śmiało twierdzić, że Sputnik sprawił, iż Stany zmądrzały; ataki z 11 września natomiast, uważane obecnie za podstawowe wyzwanie dla pozycji państwa, tylko ten kraj ogłupiły. "Wojna z terrorem" nadała znaczenie jedynie najbardziej specjalistycznej wiedzy z zakresu wojskowości i technologii oraz idiotyzmowi bezpieczeństwa, który zaczął dominować w dyskursie publicznym. W takiej atmosferze argumenty za rozwojem masowej publicznej edukacji, jak również studenckie żądania równego i otwartego dostępu do uniwersytetów mają słabą nośność.
Masowa edukacja nie jest bynajmniej mniej ważna dla wzrostu gospodarczego, niż była pięćdziesiąt lat temu, zmieniło się jednak jej ekonomiczne znaczenie. Toni Negri i ja, wraz z liczną grupą ekonomistów twierdzimy, że w ciągu ostatnich dziesięcioleci nastąpiło przejście od produkcji przemysłowej do produkcji biopolitycznej, la production de l’homme par l’homme [wytwarzania człowieka przez człowieka], związanej z tworzeniem idei, obrazów, kodów, afektów i innych dóbr niematerialnych. Jeśli to prawda, masowe edukowanie inżynierów i naukowców nie jest już dłużej kluczem do gospodarczej konkurencyjności. W gospodarce biopolitycznej to inteligencja masowa - nawet, a może szczególnie zdolności językowe, konceptualne i społeczne - napędza ekonomiczne innowacje.
Strategie rozwoju szkolnictwa wyższego na całym świecie nie nadążają za tymi zmianami. Prywatne pieniądze, których domagają się uniwersytety, by wyrównać spadek w publicznym finansowaniu, w większości przeznaczane są na dziedziny techniczne i związane z naukami ścisłymi. Nauki humanistyczne, coraz istotniejsze dla gospodarki biopolitycznej, pozbawione są środków i usychają. Dzisiejsze protesty studenckie potwierdzają ogólna zasadę polityki: walki społeczne dążą do rozwoju społecznego i go poprzedzają.
Jestem zasadniczo sceptyczny wobec lamentów nad upadkiem amerykańskiej cywilizacji. W istocie przewiduję utratę dominującej pozycji militarnej zapowiadającą dużo bardziej dynamiczny i twórczy okres rozwoju społecznego w USA. Niepowodzenie w uznaniu masowej edukacji na wszystkich poziomach za społeczny priorytet jest z pewnością jednym z czynników świadczących o schyłku. Względną ciszę panującą na amerykańskich kampusach w obliczu ekonomicznego kryzysu i cięć budżetowych odbieram jako symptom tego problemu.
Michael Hardt
tłumaczenie: Krystian Szadkowski
Artykuł ukazał się w "Libération" z 1 grudnia 2010 roku. Polskie tłumaczenie pochodzi ze strony "Krytyki Politycznej" ("www.krytykapolityczna.pl).
Michael Hardt - amerykański filozof polityczny. Autor "Gilles Deleuze: an Apprenticeship in Philosophy" (1993). Wraz z Antonio Negrim jest autorem trylogii: "Imperium" (2000, polskie wydanie: WAB 2005), "Multitude" (2004), "Commonwealth" (2009, polskie wydanie: Korporacja Ha!art 2011).