Nie popieram zmuszania kobiet do noszenia burki. Jest ono dla mnie kolejnym przejawem ucisku kobiet w patriarchalnym społeczeństwie.
Zgadzam się, że pewne kobiety z własnego wyboru noszą burkę, nikab, hidżab i inne nakrycia głowy, a inne kobiety tego nie robią. Tym, które burkę noszą, naciski społeczne, kulturowe i religijne, nie dają wyboru. (Powinnam dodać, że ten sam nacisk na noszenie absurdalnych strojów, lub na ubieranie tyle co nic, odnosi się do wszystkich kobiet w naszym społeczeństwie.)
Powiedziawszy to, chcę postawić jasno, że nie popieram zakazu noszenia burki. Zakazanie jej noszenia oznaczałoby tyle, że osoba, która ją nosi – dobrowolnie lub wręcz przeciwnie - jest traktowana jak przestępca. Wbrew argumentom niektórych zwolenniczek zakazu, nie pomogłoby to kobietom wyswobodzić się z systemu patriarchalnego sprawującego kontrolę nad ich życiem.
Wręcz odwrotnie - doprowadziłoby to do jeszcze większego ich napiętnowania i izolacji oraz wykluczyłoby nieznaczną ilość, może kilkaset, australijskich kobiet z udzielania się w społeczeństwie jako kobiety, pracowniczki i działaczki związkowe, jako feministki, jako matki.
Zwolennicy praw człowieka nie mogą oceniać żądań zakazu noszenia burki, jednoznacznego z daniem państwu mocy karania za jej noszenie, bez uwzględnienia kontekstu społeczno-politycznego, w jakich mają one miejsce.
Prawda jest taka, że żądania te dochodzą przede wszystkim z europejskiej (francuskiej, belgijskiej, szwajcarskiej i włoskiej) oraz australijskiej prawicy i skrajnej prawicy. W Australii do zakazu noszenia burki nawołuje ultrakonserwatywny senator Partii Liberalnej Cory Benardi (który jest "oddany wspieraniu wartości judeochrześcijańskich") i ultrakonserwatywny Fred Nile z Nowej Południowej Walii.
Żaden z tych polityków nie jest znany z postępowych poglądów na cokolwiek, a już na pewno nie na prawa kobiet.
Zakodowany język polityczny
Powinno nas to ostrzec przed prawdziwymi intencjami za wzywaniem do zakazu noszenia burki, bo język do tego używany jest językiem zakodowanym. Pokrótce, jest on takim sformułowaniem słów, które ma mieć dane znaczenie, lecz oznacza zupełnie co innego dla grupy, do której jest ono skierowane.
Tak więc, podczas gdy zwolennicy zakazu mają rzekomo na myśli "bezpieczeństwo" (kierowców czy pracowników banków) lub "bezpieczeństwo narodowe", w rzeczywistości Bernardi i Nile przemawiają do tych, którzy już się boją muzułmanów.
Niektórzy argumentują, że to nie jest kwestia rasizmu, ponieważ islam nie jest rasą. Jest to natomiast niezbyt sprytna próba wyrwania nawoływań do zakazu ze związanego z nimi kontekstu. Rasizm jest przekonaniem, że pewne "rasy" są wyższe niż inne. Białą wyższość wymyślono dla usprawiedliwienia, najpierw nowożytnego niewolnictwa, a później europejskich rządów kolonialnych.
Jednak w dzisiejszych czasach, idea białej wyższości rasowej jest tak niedorzeczna, tak dawno obalona przez naukę i realia, że rasiści muszą wypróbować inną taktykę. Budowanie na strachu, lub obawie przed islamem jest najlepszą opcją. Nowe teorie "kulturowej wyższości" Zachodu używane są dla podparcia uprzedzeń rasowych, które istnieją, choć są kwestionowane.
Kampania wojenna
Nile i Bernardi wykorzystują antymuzułmański rasizm, który wzmaga się od przynajmniej dziesięciu lat. Jest on esencją ideologii, której dwie główne partie używały do usprawiedliwienia udziału Australii w wojnach na Bliskim Wschodzie i potrzeby tak zwanych ustaw "antyterrorystycznych".
Ustawa ta wcale nie uchroniła nikogo od przestępczości. Zdemonizowała ona natomiast społeczność muzułmańską, odmówiła oskarżonym prawa do zachowania milczenia i reprezentacji prawnej, a nawet do pozostania w kontakcie z rodziną.
To prawda, że nie każdy, kto popiera zakaz noszenia burki jest rasistą. Jednak wierzę, że popieranie takich żądań sprzyja rasistom.
Prawa kobiet?
Czy nie chodzi tu o prawa kobiet?
Nie.
Freda Nile'a, Coriego Bernardi, prezydenta Francji Nicholasa Sarkozy'ego i włoską ultranacjonalistyczną Ligę Północną trudno nazwać obrońcami praw kobiet.
Jednak w interesie ich wszystkich jest odwrócenie uwagi coraz bardziej rozzłoszczonych ludzi, którzy widzą jak ich oszczędności i prace znikają, a ich świadczenia socjalne, emerytury i płace podlegają cięciom, wszystko w imię postępu. Politycy ci usiłują skierować gniew ludu przeciwko mniejszości muzułmańskiej.
Gdyby ci politycy byli rzeczywiście zainteresowani prawami kobiet, czy nie naciskaliby oni na równe płace, wolność reprodukcyjną, więcej świadczeń socjalnych i równe prawa małżeńskie?
I gdyby rzeczywiście byli zainteresowani uwolnieniem kobiet od obowiązku noszenia burki, czy nie zaprzestaliby, zamiast wspierać, 10-letniej wojny w Afganistanie, gdzie sytuacja kobiet zmierza ku jeszcze gorszej? Czy nie wzywaliby oni do wstrzymania poparcia dla skorumpowanego afgańskiego prezydenta za zawieranie układów z tymi samymi fundamentalistami, którzy zmuszają kobiety w Afganistanie do noszenia burki?
A co z tak zwanymi feministami, którzy popierają zakaz noszenia burki?
Dziennikarka Virginia Haussegger jest w błędzie. Świadomie lub niechcący pomaga ona skrajnej prawicy w prowadzeniu ich islamofobicznej kampanii. I rozmija się ona z prawdą, kiedy w swojej obronie cytuje afgańską feministkę Malalai Joya.
Malalai Joya nie jest zwolenniczką noszenia burki, ale postawiła sprawę jasno mówiąc, że nie popiera ona wprowadzenia przez zachód zakazu. Uważa ona, że koncentrowanie się zachodu na burce jest nie na miejscu i trywializuje wojnę przeciwko ludowi Afganistanu, gdzie kobiety ponoszą ciężar tej katastrofy.
Więc co dalej?
Feministki od dawna zaciekle walczą przeciwko państwu, które decyduje o tym, co możemy, a czego nie możemy ubierać. Nie róbmy wyjątku dla małej grupy kobiet, która już teraz musi żyć w społeczeństwie gdzie antymuzułmańskie uprzedzenia są tak powszechne.
Zasada wolnej woli jest tutaj kluczowa. Państwo może i powinno czynić dużo więcej by wspierać akceptację różnorodności: edukacja, nauczanie języków obcych oraz zapewnienie środków bytowych i możliwości zatrudnienia na tych samych zasadach wynagradzania co mężczyźni, są kluczowymi czynnikami w emancypacji kobiet.
Istnieje już prawo zabraniające fizycznego zmuszania kobiet do noszenia burki. Naciski społeczne, psychologiczne i religijne na noszenie pewnych strojów i konkretne sposoby zachowania rzeczywiście istnieją. Jednak naiwnym jest myślenie, że za sprawą nowego prawa ta presja zniknie.
Prawa kobiet w domach i społecznościach laickich jak i religijnych muszą zostać wywalczone. Tylko dzięki takim wysiłkom ludzie edukują siebie i swoje środowisko, i tylko wtedy postawy zaczynają się zmieniać.
Jeśli pójdziemy drogą zakazu noszenia burki, możemy się spodziewać, że wkrótce ignoranci tworzący prawo znajdą kolejną "obraźliwą" rzecz, której chcieliby zakazać. Może równe prawa małżeńskie? Lub budowa meczetu w pewnej dzielnicy?
Dyskryminacja i uprzedzenia wobec mniejszości - a tym właśnie byłoby zakazanie noszenia burki – ma dotkliwe konsekwencje.
Prawdziwi zwolennicy praw człowieka nie powinni wspierać zakazu noszenia burki.
Pip Hinman
tłumaczenie: Paweł Juszczyk
przekład przejrzała i zredagowała: Agnieszka Karch
Pip Hinman jest członkinią Socialist Alliance (http://www.socialist-alliance.org/).
Tekst pochodzi z witryny internetowej australijskiego pisma "Links. International Journal of Socialist Renewal" (http://www.links.org.au). Dziękujemy redakcji za zgodę na przedruk.