Ali odpowiedział, że zadaniem filmu było odwrócenie stanu nierównowagi stworzonego przez maszynę propagandy USA, reprezentowanej przez Fox News i jej nieustającą oszczerczą kampanię - w szczególności przeciwko prezydentowi Wenezueli Hugo Chávezowi. Film rzeczywiście zaczyna się od montażu szeregu oskarżeń telewizji Fox przeciwko Chávezowi, w tym określanie go mianem dyktatora i nowego Hitlera, poza innymi, równie dosadnymi, co nieuzasadnionymi określeniami.
Moje pytanie do Alego dotyczyło - pomimo absurdalności oskarżeń drugiej strony - tego, czy film, który nie kwestionował żadnych poczynań Correi, Moralesa, Cháveza i Lugo, nie trąci smaczkiem kontr-propagandy? Potwierdzając mój punkt widzenia i nie tracąc panowania nad sobą, Ali podkreślił, że film który pokazuje "drugą stronę", i był konieczny, by przedstawić alternatywną narrację.
Na festiwalu obecna była również, siedząca przede mną na pokazach, grupa Wenezuelczyków promująca film, ubrana na czerwono, z szyjami owiniętymi, a ramionami okrytymi palestyńskimi keffijami; rozdawali ulotki promujące ich rząd i garnęli się do uświadamiania widzom festiwalu, jakim wyzwaniem stojącym przed prezydentem jest jankeski imperializm, zadanie krytyki Izraela, jego przywództwo światowej Lewicy oraz jego niezrównane poparcie dla Arabów i muzułmanów na całym świecie.
"Demagogia"
Miałem wątpliwości, czy pozbawieni państwa, będący pod okupacją Palestyńczycy czują się rzeczywiste wspierani, czy raczej wykorzystywani. Nigdy wcześniej do końca nie rozumiałem słowa "demagogia", ale wszystko to co zaobserwowałem wydało mi się dość bliskie temu pojęciu.
Teraz, gdy niepokorny i pełen urojeń Muammar Kaddafi kontynuuje próby przełamania historycznej lawiny "mocy ludu" w swoim kraju, wsparcie mistrzów boliwariańskiej lewicy z Ameryki Łacińskiej dla ludności Libii było rażąco niezauważalne.
Jak zwrócił niedawno uwagę mój kolega Gabriel Elizondo, niewielka Nikaragua spieszyła, by okazać solidarność z człowiekiem, który dał jej ponad 300 milionów dolarów, i który nadal twierdzi: kochają mnie; wszyscy moi ludzie są ze mną, mimo utraty niemal wszystkich miast w swoim kraju - za wyjątkiem stolicy - na rzecz protestujących. Protestujących, którzy - jak twierdzi - są pod wpływem narkotyków za sprawą Osamy bin Ladena, który dodawał te rzeczy do ich Nescafé. Prezydent Nikaragui Daniel Ortega powiedział, że Kaddafi toczy wielką bitwę dla swojego kraju.
Przed 28 lutego można było jeszcze mieć wątpliwości co do rozmiarów wsparcia Hugo Cháveza dla Kaddafiego. Odmawiał otwartej, wiążącej wypowiedzi w tej kwestii, a jedynym dowodem na jego poparcie był zakrzyk wiwat Libia i jej niepodległość! Kaddafi stoi w obliczu wojny domowej!.
To stwierdzenie pozostawiało jeszcze pewne pole do interpretacji. Jednak jego najnowsza postawa w stosunku do kryzysu była jednoznaczna: Rozpętano kampanię kłamstw na temat Libii, [...] nie będę go potępiał. Musiałbym być tchórzem, aby potępić kogoś, kto był moim przyjacielem.
Teorie spiskowe
Rząd Stanów Zjednoczonych stoi za kampanią.
Jak donosi Associated Press, Chávez odnosząc się do faktu, że wiele krajów potępiło Kaddafiego za dławienie Libijczyków, którzy powstali przeciwko niemu, powiedział - Może mają informacje, których my nie mamy.
Chávez argumentuje dalej, że wprowadzenie strefy wolnej od lotów nad całym krajem, czego domagali się protestujący, stanowi sygnał, że amerykańscy urzędnicy przygotowywali inwazję na Libię.
Przypuszczalnie, nie zna zeznań dwóch libijskich pilotów sił powietrznych, którzy uciekli, i wylądowali na Malcie, po odmowie bombardowania protestujących w Bengazi.
Niewątpliwie także, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja, Włochy i wiele innych państw, w ostatniej chwili ratowały twarze w kontekście uskutecznianej przez nie przez ostatnie dziesięć lat wobec Libii skandalicznej gry podwójnych standardów.
W ramach zdecydowanie zbyt często obserwowanej realpolitik, gdzie umowy naftowe przeważały nad etyką a kooperacja przesłaniała zagadnienie handlu bronią masowego rażenia, sprawa terroryzmu i polityki migracyjnej służyły temu, by wybielić nikczemną przeszłość.
"Rehabilitacja" Muammara Kaddafiego (być może po "dodatkach" do Nescafé?) w oczach tzw. społeczności międzynarodowej była całkowita (zobacz moją opinię na tą sprawę tutaj).
Niewątpliwie, pomimo wzrostu opozycji wobec jego rządów, odmienny system finansowy Hugo Cháveza w jego kraju, przyniósł ogromne korzyści mieszkańcom - w postaci programów nauki czytania i pisania, oraz innych programów społecznych, mających na celu poprawę sytuacji grup ubogich, i co ważne, finansowane z bogactwa płynącego z ropy naftowej.
Chávez zablokował wpływy amerykańskie i trzymał z daleka neoliberalne oddziaływanie gospodarcze. Mocne dowody wskazują także na ślady amerykańskich palców w próbie zamachu na niego w 2002 r., mimo iż był demokratycznie wybranym prezydentem Wenezueli.
Zmieniający się świat
Jednak człowiek, który wzoruje się na wyzwolicielu Ameryki Łacińskiej, Simónie Bolívarze, oraz uważa siebie za spadkobiercę jego spuścizny (i czasem także Fidela Castro) - znalazł się w zmieniającym się świecie.
Może postrzegać siebie jako lidera światowej Lewicy - ale jakiej lewicy przewodnictwo sobie przypisuje?
Lewicy typu "wróg mojego wroga...", lewicy pustych, ubłoconych sloganów, opowiadających się za czymkolwiek, lub kimkolwiek, bez względu na to jak monstrualną politykę prezentuje, o ile tylko deklarują sprzeciw wobec imperializmu we wszystkich jego formach w zdominowanym przez Jankesów świecie, nieważne, jak monstrualną prowadzi politykę?
Czy lewicy opartej na pryncypiach, na poszanowaniu wartości zakorzenionych w powszechnej deklaracji praw człowieka, demokracji, i co najważniejsze, lewicy, która wspiera po prostu ciemiężonych, a nie ciemiężycieli?
Otwarte poparcie Cháveza dla Kaddafiego (któremu w 2009 r. sprezentował replikę jednego z mieczy Bolívara), w sytuacji skandalicznego lekceważenia własnych obywateli przez tego ostatniego, czy niepokojącego zamiaru "otwarcia magazynów broni" i dopuszczenia, by jego kraj "płonął", zamiast wysłuchania żądań Libijczyków, w tak krytycznym momencie historii regionu - brzmi bezmyślnie i niedojrzale.
W gruncie rzeczy, brzmi jak efekt tej halucynogennej Nescafé, o której mówił Kaddafi.
Imran Garda
tłumaczenie: Remigiusz Książkiewicz
Artykuł ukazał się na stronie internetowej stacji Al-Dżazira (english.aljazeera.net). Dziękujemy wydawcy za zgodę na przedruk polskojęzycznej wersji tekstu.