Maciej Gdula: Niebezpieczne narzędzie zwane pilotem

[2011-04-14 23:57:59]

Choć to niezmiernie irytujące, ludzie ciężko znoszą nierówności przede wszystkim wtedy, gdy są one małe. Potrzebują wtedy subtelnych sposobów ich podtrzymywania i uprawomocniania. Kiedy natomiast dystans między bogatymi i biednymi się powiększa, z nierówności i decyzji o dostępie do świata bogactwa można zrobić show. Programy w rodzaju "Mam talent", "Top Model" czy "Fabulous Life of...", choć obiecują maluczkim karierę w stylu "od zera do bohatera", w niczym nie naruszają logiki systemu, ale służą mu, stapiając rozrywkę z ideologią.

Równość ze skazą


Gdy działało jeszcze welfare state, a ludzie urządzali świat społeczny, mając w głowie wspomnienie wielkiego kryzysu i II wojny światowej, nierówności trzymano na wodzy. Wzrost gospodarczy jakoś dawał się pogodzić z mniejszymi wpływami najbogatszych, którzy do końca lat 70. musieli się dzielić zyskami z klasą średnią i niższą. W Wielkiej Brytanii na przykład między rokiem 1948 i 1970 udział w dochodzie narodowym 0,1% najbogatszych spadł z 4% do 1%. Podobnie działo się w innych rozwiniętych krajach kapitalistycznych, gdzie związki zawodowe pilnowały równości, a rządy bały się odpuścić kapitalistom, żeby przypadkiem ludzie nie pomyśleli, że lepszy może być dla nich socjalizm.

W tym świecie, który teraz wydaje się rajem równości, trzeba było się dobrze nagimnastykować, żeby utrzymać malejący dystans majątkowy i społeczny - pogodzić oficjalną doktrynę równości, otwartości i dostępu z zachowaniem klasowej hierarchii. Można to było zrobić przede wszystkim za pomocą niejawnych kryteriów selekcji, począwszy od edukacji, przez wybory estetyczne i style życia, na kontaktach społecznych skończywszy. "Dystynkcję" Pierre’a Bourdieu, która pozostaje socjologiczną fenomenologią ducha, nieredukowalną do żadnego kontekstu, odczytywać można właśnie jako demaskację systemu reprodukcji społecznej hierarchii w warunkach silnej presji na równość.

Opisywany przez Bourdieu system opiera się na obietnicy uczestnictwa dla wszystkich. Publiczne instytucje, takie jak szkoły, biblioteki czy muzea, zapewniają chętnym dostęp do wspólnych dóbr kultury. Każdy jest zaproszony, by korzystać z powszechnego dorobku, i to nie tylko na starcie, ale przez całe życie. Podejrzliwość Bourdieu kieruje się przede wszystkim w stronę systemu edukacyjnego, który spełnia główną rolę w przypisywaniu jednostek do odpowiednich miejsc systemu klasowego. Niby każdy ma szansę dostać się na prestiżowe studia wyższe, jednak najczęściej dzieje się tak, że dostają się tam synowie i córki profesorów, lekarzy i wyższych urzędników państwowych - a nie dzieci robotników, rolników i klasy średniej. Bourdieu, analizując egzaminy na wyższe uczelnie i ukryte wymagania stawiane kandydatom, wykazał, że o przyjęciu na studia nie decyduje wcale to, jak ktoś opanował obowiązkowy program (chociaż wśród przyjmowanych na uczelnie jego opanowanie było oczywistością), ale subtelne znaki przynależności do klasy wyższej - sposób mówienia, dystans do sytuacji i swoboda w poruszaniu się w kontekście kulturowym wykraczającym poza program. Studiowanie na prestiżowej uczelni wiązało się także z braniem na siebie zobowiązań nieobjętych oficjalnymi wymaganiami. Studenci rywalizowali ze sobą na przykład w czytaniu autorów w obcych językach albo chodzeniu na "trudne" filmy i awangardowe spektakle teatralne.

W systemie tym to, co wyższe, musi zapewnić sobie alibi. Dół musi mieć poczucie, że nie pętają go żadne bariery, oczywiście oprócz tych, które są jego własnym wyborem. Selekcja dokonuje się za pomocą podwójnego mechanizmu: z jednej strony system uruchamia trudno uchwytne kryteria dostępu do bardziej prestiżowych dóbr, a z drugiej następuje autoselekcja osób czujących, że długa nauka, czytanie książek i chodzenie do nudnych muzeów to zabawa nie dla nich. Jeśli nieproszeni ludzie nie pojawiają się na wystawach, spotkaniach towarzyskich, w klubach itd., to dzieje się tak również dlatego, że i tak nie czuliby się tam dobrze.

Z pewnością trudno uznać taki mechanizm selekcji za szczególnie szlachetny, bo opiera się on na oszukiwaniu części aktorów, że uczestniczą w grze na takich samych zasadach jak inni. Ta nieczysta gra toczyła się jednak w rzeczywistości, w której zmniejszały się różnice majątkowe, zatrudnienie było pewne, a wysiłek na rzecz zaspokajania potrzeb miał charakter systemowy. Sprawiało to, że autoselekcja nie stawała się od razu grą o życie.

Od końca lat 70. zaczyna się stopniowy rozkład tego systemu. Złożyło się na to wiele czynników, począwszy od szoku naftowego, przez kryzys akumulacji, włączenie do światowego rynku pracy krajów rozwijających się, neoliberalne reformy Thatcher i Reagana, aż po rozpad bloku wschodniego. Kapitaliści w dużej mierze odzyskali grunt, który tracili przez trzydzieści lat - w Wielkiej Brytanii w 1998 roku 0,1% najbogatszych znów kontrolowało niemal 4% dochodu narodowego. Pracownicy musieli zmierzyć się z bezrobociem, stagnacją realnych zarobków i "uelastycznionymi" kodeksami pracy. Wcześniejsze uprawomocnienie systemu przez równość, bezpieczeństwo i zaspokajanie potrzeb zamieniono w uprawomocnienie przez samorealizację, indywidualizację i wzrost PKB.

Niespotykanym od dziesiątków lat nierównościom wcale nie towarzyszą już subtelne sposoby ich ukrywania i mechanizmy wykorzystujące nieformalne kryteria do podtrzymywania społecznego dystansu. W miejsce niespełnionej obietnicy egalitaryzmu pojawiły się całkiem widoczne kraty, ochroniarze, selekcja na bramkach i prywatne szkoły. Różne "kraty" nie spełniałyby jednak swojej funkcji, gdyby nie postrzegano ich jako prawomocnych. Tę prawomocność gwarantują mechanizmy uzasadniania nierówności i barier.

Od Idola do Fabulos Life of...


Nie można lekceważyć odklepywanych codziennie w mediach formułek o skapywaniu bogactwa, naturalnych różnicach będących efektem wymiany rynkowej czy konieczności obniżania podatków jako haraczu niesprawiedliwie nałożonego przez państwo. Na nic zdałyby się jednak zaklęcia ekspertów, gdyby kultura popularna nie dostarczała przekonujących obrazów naturalizujących nierówności między ludźmi. Współczesny przemysł kulturowy bezbłędnie odpowiada na to zapotrzebowanie. Nowe formaty rozrywkowe układają się w logiczny ciąg - od programów, których osią jest selekcja, po apoteozę stylu życia klasy panującej.

Dawniej proces kreacji idoli i osobowości przebiegał za kulisami i szerokiej publiczności prezentowano dopiero ostateczny efekt selekcji, dziś w centrum stawia się samo powstawanie gwiazdy. Programy typu "Idol", "Mam talent", "You Can Dance" czy "Top Model" cieszą się olbrzymią popularnością i niezależnie od tego, czy chodzi o stworzenie nowego piosenkarza/piosenkarki, tancerza czy modelki, realizują bardziej ogólny schemat. Jeszcze zanim program na dobre się zacznie, oglądamy proces odsiewania tysięcy kandydatów, którzy zjeżdżają do lokalnych metropolii, aby po odstaniu wielu godzin w wielkiej kolejce dostać swoją szansę. Napięta atmosfera potwierdza, że oto dzieje się tu coś naprawdę ważnego. Możemy też przyjrzeć się tym, którzy odpadają. Przykładowi odsiani dzielą się zazwyczaj na dwie kategorie: dziwaków, którzy mają nas śmieszyć, oraz osoby, które otarły się o awans do wymarzonego programu, muszą jednak jeszcze nad sobą popracować. Potem oglądamy wybrańców podczas zmagań, ale też poznajemy ich zwykłe życie, porównując to, kim byli wcześniej, do tego, kim stają się przed kamerami. Proces przekształcania się amatora w gwiazdę komentują jurorzy, autoryzując cechy osoby nadającej się do show biznesu. Możemy się od nich dowiedzieć, czy kandydatka/kandydat "pracuje nad sobą", "potrafi zaskoczyć", "ma predyspozycje do tego, żeby błyszczeć" i czy ma "bogatą osobowość".

Uczestnictwo w procesie selekcji widzów wysyłających esemesy naturalizuje ten proces, tworząc krótkie spięcia między osobowością i talentem danego uczestnika a przejściem do kolejnego etapu. Emocje, które towarzyszą odpadaniu z programu lub przejściu dalej, to wielki atut tego rodzaju formatów. Po pierwsze, widzowie oglądają autentyczne przeżycia i wydarzenia, które rzeczywiście mogą zmienić los bohaterów. Po drugie, emocje związane z selekcji wikłają publiczność w ten proces, czyniąc z niej arbitra. O wygranej lub porażce nie decydują już "oni", ich decyzje i niejasne kryteria, ale nasze odczucia, których przecież nikt nie może oszukać. Widać wyraźnie, kto się nadaje, a kto nie. A że ktoś musi odpaść? Takie są przecież reguły gry.

W innych formatach opierających się na selekcji bohaterowie pokazywani są w powiązaniu ze światem konsumpcji. Przoduje tu MTV - w jej programach oferuje się pomoc różnym loserom bądź konsumpcja jest bezpośrednią przesłanką selekcji. W "Pimp My Ride" zdezelowany i niestylowy samochód, jakim jeździ wybrany do programu bohater, zabiera się do warsztatu i przerabia na luksusową, budzącą podziw maszynę. Przemiana samochodu staje się jednocześnie przemianą człowieka, który od tego momentu ma zdobyć popularność, wykorzystywać pojawiające się przed nim szanse i przejąć kontrolę nad własnym życiem. Bohaterowie programu, dziękując MTV za pomoc, zapewniają, że teraz ich życie będzie lepsze, bo niepowtarzalny samochód - wyraz ich prawdziwej osobowości - pozwoli im odnieść sukces.

Najbardziej radykalnym programem łączącym problemy selekcji z konsumpcją jest chyba "Room Riders". Program oparty jest na schemacie "Randki w ciemno", istnieją jednak poważne różnice. W "Randce..." wybierająca nie mogła zobaczyć kandydatów i oceniała ich tylko na podstawie odpowiedzi na pytania, co potencjalnie faworyzowało tych mniej atrakcyjnych fizycznie, ale nadrabiających inteligencją i błyskotliwością. W "Room Riders" selekcja odbywa się bez jakiegokolwiek bezpośredniego kontaktu z kandydatami. Osoba występująca w roli selekcjonera odwiedza tylko pokoje kandydatów i ocenia ich poprzez rzeczy, które stają się porte parole kandydata. Praktyczny efekt tego jest taki, że decyzja najczęściej opiera się na ocenie zamożności okolicy, w której mieszka kandydat, wystroju domu, obecności modnych gadżetów i odpowiednich ubrań. Wiadomo przecież, że ciekawa i atrakcyjna osoba nie będzie mieszkać w biednej dzielnicy i chodzić w obciachowych spodniach.

Na końcu tego łańcucha znajduje się program, dzięki któremu możemy się dowiedzieć, jak żyją prawdziwi ludzie sukcesu. "Fabulous Life of..." pokazuje wymarzony świat elit show biznesu i wielkich kapitalistów. Tu nie ma żadnych niedomówień - bogacze mają górę pieniędzy i nie wahają się z nich korzystać, by uczynić swoje życie bajką. Wydają je oczywiście na gigantyczne posiadłości, najszybsze samochody, największe brylanty i najgłupsze gadżety. Prywatne odrzutowce zabiorą ich w każde miejsce, gdzie mogą spędzić czas w luksusie. Nawet ich psom, kotom i koniom powodzi się lepiej niż tobie. I najważniejsze - oglądamy to wszystko przede wszystkim dlatego, że jest to niepowtarzalny styl życia niepowtarzalnych ludzi. Program "Fabulous Life of..." jest namacalnym dowodem na to, że dziś bogactwo nie musi się ukrywać. Jako uzasadnienie wystarcza mu wyjątkowość bogaczy i ich stylu życia.

Bezpieczny dystans


Przywołane programy działają jak kolejne stopnie w systemie uzasadniania nierówności. Pierwszy z nich to uprawomocnienie sukcesu za pomocą cech osobowości i tym samym naturalizacja podziału ludzi na tych, którym się udaje, i całą resztę. Te zasady nie ograniczają się bynajmniej do castingów na gwiazdy - działają w całej sieci praktyk zbudowanych na CV, kursach autoprezentacji i asertywności oraz rozmowach o pracę. Formaty typu "Mam talent" podobają nam się właśnie dlatego, że tak bardzo przypominają realia naszego własnego życia. Oglądając wyścigi do bycia gwiazdą, może nam się wydawać, że my też uczestniczymy w zmaganiach o większe stawki. Czy taka postawa nie jest przypadkiem mechanizmem obronnym, przydatnym w czasach, gdy mówi się, że równość i tak jest niemożliwa? W końcu jeśli nam się nie powiedzie, nie czeka na nas wcale w miarę bezpieczna nuda uporządkowanego fordyzmu, ale burzliwe wody społeczeństwa ryzyka, w których łatwo utonąć.

Kolejnym etapem jest uznanie, że osobowość nie istnieje bez oprawy zapewnianej przez przemysł stylów życia. Odnalezienie siebie to przede wszystkim posiadanie przedmiotów i udział w odpowiednich praktykach. Ludzie z bogatszą osobowością mają bardziej wyszukane i, co tu dużo ukrywać, droższe rzeczy i przyjemności. Konsumpcja przestaje być po prostu nagrodą, a staje się językiem do wyrażania złożonej osobowości. O nagrody można było się spierać i dzielić je inaczej, ale trudno się spierać o przejrzysty język. Ostatnim stopniem jest manifestowanie bogactwa. W systemie uznającym nierozerwalny splot osobowości i konsumpcji można to robić bez przeszkód. Wyjątkowe osoby wymagają wyjątkowej oprawy. W końcu przeszły przez wszystkie tryby selekcji i nie muszą się spowiadać ze swojego sposobu życia. Pamiętając, że konsumpcja jest językiem, należy po prostu uznać, że są bardziej gadatliwe (czyli - mają więcej do powiedzenia).

Oczywistość nierówności i akceptacja dominujących wzorców selekcji wydają się dziś pozbawione jakichkolwiek poważnych przeciwników. Nawet największy kryzys kapitalizmu od osiemdziesięciu lat nie naruszył reguł dystrybucji bogactwa. Bankowcy nadal wypłacają sobie bez zażenowania wielkie pensje, a celebryci dalej fruwają prywatnymi odrzutowcami. Robią to między innymi dlatego, że każdego dnia sami legitymizujemy ich działania za pomocą pilota od telewizora. A kto jest bez winy, niech...

Maciej Gdula


Tekst ukazał się w "Krytyce Politycznej" (nr 24-25 pt. "Selekcja") i na witrynie internetowej pisma.

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku