Protest odbywał się przeciwko marnotrawieniu publicznych pieniędzy w związku z wizytą w Polsce Baracka Obamy oraz przeciwko pogarszającej się sytuacji socjalnej w kraju.
W demonstracji uczestniczyło około 150 osób. Odbywała się ona pod Ministerstwem Gospodarki w Warszawie.
Mówcy zwracali uwagę na to, że w sytuacji w której brakuje pieniędzy na mieszkania czy transport stoją one pod postacią policjantów w związku z szopką zafundowaną mieszkańcom miasta przy okazji wizyty Obamy.
Demonstrujący zostali otoczeni przez ponad 200 policjantów. Pomimo tego, że protest był legalny i zalegalizowana została trasa przemarszu w kierunku Pałacu Prezydenckiego, policja nie zezwoliła na przemarsz. W momencie, gdy demonstrujący chcieli wyruszyć spod ministerstwa doszło do przepychanek.
Na miejscu pojawiły się dodatkowe siły policji z miotaczami gazu oraz po raz pierwszy w Polsce LRAD czyli Urządzeniem Dźwiękowym Dalekiego zasięgu (na zdjęciu) - wykorzystywanym do obezwładniania skoncentrowanymi falami dźwiękowymi.

Nad zebranymi krążył filmujący wydarzenie policyjny śmigłowiec. W okolicznych budynkach obecni byli również snajperzy.
Policja nie zgodziła się na alternatywną, proponowaną wcześniej trasę przemarszu. Jak stwierdził oficer nie spodobały mu się wygłaszane przez mówców wezwanie do stworzenia w Polsce drugiego Egiptu lub Tunezji i obalenia władzy.
Demonstranci zostali otoczeni i byli przetrzymywani przez policję przez ponad trzy godziny. Według policji uzasadnieniem było "wtargnięcie na teren Ministerstwa Gospodarki", polegające na tym, że część osób przez pewien czas znajdowała się pod należącymi do gmachu arkadami.
Policja z miejsca zgromadzenia wypuszczała tylko osoby, które wcześniej się wylegitymowały. Na miejscu pozostało około 30 osób twierdzących, ze pokażą dokumenty jeśli funkcjonariusze będą się tego domagać zgodnie z procedurą.
Po godzinie 17.00 policja w brutalny sposób zatrzymała siedem osób, głównie kobiet, które odmawiały wylegitymowania się. Zatrzymanie odbyło się w brutalny sposób, pomimo, że zatrzymywani nie stawiali czynnego oporu.
Kilkanaście osób udało się na posterunek przy ul. Wilczej, gdzie byli przetrzymywani zatrzymani i pozostało tam póki wszyscy nie zostali zwolnieni.
Na razie nie wiadomo jakie zarzuty zostaną postawione uczestnikom demonstracji. Funkcjonariusze twierdzili, ze będzie analizowany monitoring w celu zidentyfikowania osób, które "wtargnęły na teren ministerstwa".