Polemika z wypowiedziami udzielonym przez profesora Janusza Reykowskiego w wywiadzie pt. "Kapitalizm do naprawy" ("Przegląd", 3 kwietnia 2011).
Poglądy zaprezentowane przez profesora Janusza Reykowskiego opierają się na schematycznych założeniach i myślowych stereotypach. Obszar poznawczy został tu zawężony do doświadczeń Polski i innych byłych europejskich krajów socjalistycznych z domieszką eurocentryzmu. Efektem takiego ograniczenia jest wniosek, iż socjalizm okazał się ustrojem niesprawnym i nie może stanowić alternatywy wobec kapitalizm. Jest to konkluzja delikatnie mówiąc prostolinijna i o tyle nietrafna, że nie uwzględnia różnorodnych wariantów i uwarunkowań.
Teza "kapitalizm do naprawy" jest niewątpliwie godna uwagi skoro taki właśnie ustrój został nam narzucony. Wypływa stąd jednak ciekawy wniosek logiczny. Skoro można naprawić lub przynajmniej usiłować naprawić kapitalizm, to dlaczego nie jest możliwe doskonalenie socjalizmu? Dlaczego nie można przedstawić wizji odchodzenia od kapitalizmu do innego ustroju społecznego? Oczywiście, wizja taka miałaby w obecnych warunkach walor raczej teoretyczny. Lecz równie teoretyczny charakter mają rozważania na temat ulepszania kapitalizmu, który z samej swojej natury jest odporny na najbardziej nawet racjonalne podpowiedzi teoretyków.
Przejdźmy jednak do konkretów. Prof. Reykowski używa pojęcia demokratyczny kapitalizm, który pomimo swego demokratycznego charakteru, wymaga dalszej naprawy. Ów model zawiera w sobie dwa kluczowe elementy: wolny rynek jako podstawa życia gospodarczego oraz demokrację na której opiera się życie polityczne. Trudno jednak nie zauważyć, że obydwa te pojęcia to w większym stopniu mity i propagandowe stereotypy niż odzwierciedlenie rzeczywistości.
Wolny rynek jest fikcją wymyśloną przez ekonomistów-idealistów, co jest szczególnie widoczne w dzisiejszej epoce globalizmu. Przyjmując jednak, że prof. Reykowski posłużył się tym uproszczonym, nieprecyzyjnym terminem mając na myśli rynek bezprzymiotnikowy, zadajmy sobie pytanie: czy rzeczywiście rynek jest tą podstawą na jakiej opiera się życie gospodarcze? Jest on niewątpliwie istotnym elementem regulacji procesów gospodarczych jednak jego rola jest coraz bardziej malejąca. Widoczne jest to zwłaszcza w Unii Europejskiej, co bezpośrednio rzutuje na polską rzeczywistość. Unijna biurokracja wciąż tworzy nowe dyrektywy mające na celu ujednolicenie procedur gospodarczych, co samo w sobie sprzeczne jest z zasadami rynkowymi. Wspólna polityka w zakresie rolnictwa i rybołówstwa opiera się na tzw. planowaniu negatywnym. Polega ono na tym, ze nie premiuje się wzrostu produkcji czy wydajności pracy, lecz stosuje się kary wobec tych, którzy przekraczają odgórnie ustalone limity. Rybakom płaci się dodatkowo nie za obfite połowy, lecz za złomowanie kutrów. Przykładów takich można by jeszcze długo mnożyć. Wynika stąd, że jeżeli ktoś chce naprawiać kapitalizm w Polsce powinien zacząć od naprawy Unii, co wymagałoby jednak zgody pozostałych państw członkowskich a także euroidealistów, których pełno jest również w SLD. Zresztą o naprawie Unii prof. Reykowski nie wspomina zawężając swe horyzonty analityczno-poznawcze do izolowanej od reszty UE Polski.
Demokrację w życiu politycznym prof. Reykowski traktuje rozdzielenie od rynku. Tymczasem między obu tymi elementami panuje daleko posunięta symbioza. Demokracja w kapitalizmie została bowiem w znacznym stopniu urynkowiona, przy czym rynek zarówno sensie ekonomicznym, jak i politycznym został zdominowany przez finansowych potentatów. Podobnie jak wielki kapitał dyktuje warunki gry rynkowej zarówno w skali globalnej, jak i lokalnej, również gra demokratyczna podporządkowana jest regułom rynku zdominowanego przez bogatych. Przykładowo, przystępując do wyborów nie wystarczy mieć ekstra program uwzględniający interesy większości społeczeństwa. Trzeba jeszcze mieć pieniądze na kampanię wyborczą i lansowanie programu oraz własnego ugrupowania w środkach masowego przekazu. Aby zaistnieć politycznie i medialnie należy też pokonać próg wyborczy, który sam w sobie jest zaprzeczeniem idei demokracji przedstawicielskiej. Czy w tych warunkach możliwa jest naprawa kapitalizmu bez naruszania interesów nieformalnej władzy kapitału i jego najemników? Co ciekawsze, dostrzega to również prof. Reykowski, mówiąc o głębokich różnicach w dostępie do władzy i do środków społecznego komunikowania się. Mimo to twierdzi, iż w Polsce mamy demokratyczny kapitalizm.
Książka autorstwa prof. Reykowskiego nosi tytuł "Projekt dla Polski. Perspektywa lewicowa". Proponowany tu program ulepszania czy też cywilizowania kapitalizmu ma wycinkowy walor praktyczny a nie systemowy i jako taki ma pewien sens o ile skutkiem jego realizacji może być kolejny krok w kierunku państwa bardziej socjalnego i dbającego o swoich obywateli. Jeżeli jest to jakaś perspektywa, to ma ona walor bardziej kosmetyczny niż systemowy.
Nie jest to jednak wizja, lecz praktyczny program o krótkotrwałej perspektywie. Sądząc z wypowiedzi prof. Reykowskiego, perspektywa dla Polski sprowadza się do "niwelowania przepaści między najbogatszymi najbiedniejszymi" oraz "dawania każdemu szans awansu ekonomicznego". Cele niezwykle szlachetne, które jednak mają sens wówczas, gdy zaproponuje się metody i środki ich realizacji. Prof. Reykowski powołuje się na model skandynawski czyli na mechanizm przepływu dochodów od najbogatszych do biedniejszych poprzez wprowadzenie podatków progresywnych. Teoretycznie rzecz ujmując, model taki mógłby znaleźć zastosowanie w Polsce, gdyby socjaldemokracja nie tylko wygrała wybory, lecz także posłuchała rad prof. Reykowskiego. Natomiast patrząc na sprawę z praktycznego punktu widzenia łatwo jest zauważyć, że Polska to nie Szwecja ani nie Norwegia. Tam system państwa socjalnego nie tylko kształtował się latami, lecz także jest konsekwencją wysokiego poziomu PKB a co za tym idzie jest w stanie zapewnić odpowiedni standard redystrybucji socjalnej. W krajach biedniejszych środki dostępne dla realizacji szeroko zakrojonych programów społecznych będą znacznie skromniejsze. Jak to obrazowo ujął Raúl Castro przemawiając na ostatnim zjeździe Komunistycznej Partii Kuby, "żaden kraj ani żaden człowiek nie może wydać więcej niż ma, dwa plus dwa to cztery a nie pięć, sześć czy siedem". Ponadto wysokie stawki podatkowe powodują ucieczkę kapitału prywatnego zagranicę, co w przypadku polskiej gospodarki a zwłaszcza bankowości opanowanej przez kapitał zagraniczny może doprowadzić do kolejnego kryzysu finansów publicznych. Zatem twierdzenie, iż - cytując profesora - "zwalczanie nierówności ekonomicznych nie może się dokonywać w sposób, który podważałby efektywność gospodarczą" należy traktować jako swego rodzaju akademicki idealizm.
Profesor Janusz Reykowski zauważa istotne "defekty" i ułomności kapitalizmu, który - cytując - "wytwarza bardzo groźne społecznie problemy" oraz "notorycznie doprowadza do kryzysów". Jednakże mimo to, mimo narastającego kryzysu kapitalizmu jako formacji ustrojowej nie proponuje alternatywnej wizji innego ustroju. Taka logika zgodna jest z socjaldemokratycznym dogmatyzmem uznającym kapitalizm za jedyny możliwy ustrój, który należy jedynie poprawiać, cywilizować, modyfikować i reformować. Takie widzenie świata wynika ze schematycznej oceny socjalizmu ograniczonej do realiów Europy Wschodniej. Na podstawie niepowodzenia socjalizmu państwowego w tym regionie świata wysuwane są wnioski ogólne mające zastąpić wnikliwą analizę przyczyn i uwarunkowań upadku socjalistycznej formacji ustrojowej w Europie. Socjalizm europejski upadł nie tyle z powodu rzekomej nieefektywności, lecz przede wszystkim dlatego, że znajdował się w bogatszym i bardziej atrakcyjnym wizualnie otoczeniu państw Europy Zachodniej. Obywatele państw Wschodu porównywali poziom życia, wysokość zarobków czy też wygląd witryn sklepowych z europejskim Zachodem. Z odmienną skalą porównawczą - wobec innych krajów własnego regionu - miały do czynienia państwa socjalistyczne w Azji a także Kuba, wyróżniająca się pozytywnie na tle Ameryki Środkowej poziomem opieki socjalnej, lecznictwa czy wykształcenia.
Mimo swojej wiedzy i doświadczeń prof. Reykowski powtarza utarte slogany - cytując - "Z doświadczenia wiemy, że państwowa gospodarka centralnie planowana i sterowana, przynajmniej w obecnym okresie historycznym, nie prowadzi do sukcesu ekonomicznego. Gospodarka państwowa nie jest dobrym rozwiązaniem". Stwierdzenie to, rozpowszechniane nie tylko przez prawicę ale i socjaldemokrację, oparte jest na doświadczeniach Polski, gdzie istotnie doszło do załamania gospodarczego. Nie bez twórczego udziału "Solidarności", która w okresie swojego rozkwitu drogą permanentnych strajków i wymuszania nie mających realnego pokrycia roszczeń płacowych wydatnie przyczyniła się do ekonomicznej degrengolady. Diametralnie inna sytuacja miała miejsce np. w Czechosłowacji. Pracując i mieszkając tam przez pół roku w końcu lat 80-ych miałem możliwość porównania dychawicznej, choć reformującej się, polskiej gospodarki z czechosłowacką charakteryzującą się wyższym niż w Polsce poziomem stopy życiowej (np. samochód był dobrem powszechnego użytku, a nie towarem luksusowym), niską inflacją, rozwojem praktycznie wszystkich branży przemysłowych, wydajnym uspółdzielczonym rolnictwem, zrównoważonym i dobrze zaopatrzonym rynkiem. Regres gospodarczy zaczął się tam wraz z nastaniem kapitalizmu. Świadczą o tym liczne dane statystyczne. Przykładowo, od początku ustrojowej transformacji ubyło około 400 tys. miejsc pracy, a poziom zadłużenia na jednego obywatela jest ponad 1000 razy większy niż w roku 1999.
Warto też wziąć pod uwagę, że główne bolączki współczesnego kapitalizmu, jak bezrobocie, bezdomność, rozwarstwienie społeczne, niskie dochody większości pracujących, zapaść służby zdrowia i opieki, deficyt budżetowy czy inflacja (z wyłączeniem Polski) były w socjalizmie zjawiskiem równie egzotycznym jak burze śnieżne w Zimbabwe. Mniejsza też była skala korupcji będącej immanentną cechą systemu w którym nadrzędną wartością jest pieniądz. Nie ma również przesłanek do akceptacji dogmatycznej tezy o wyższości gospodarki prywatnej nad państwową czy uspołecznioną, skoro na całym świecie bankrutują firmy prywatne a nie państwowe1. Przeciwko takim twierdzeniom przemawia też przykład Chin, gdzie, działające w warunkach konkurencji z firmami prywatnymi i zagranicznymi przedsiębiorstwa centralnie sterowane przez państwo, wykazały w ubiegłym roku zysk na poziomie 172 miliardów dolarów. Zatem z punktu widzenia makroekonomii, jak również szeroko pojętej efektywności społecznej, ustrój socjalistyczny nie jest rozwiązaniem gorszym niż stopniowo degenerujący się kapitalizm. Warto też zauważyć, że gospodarki państw o znaczącym udziale sektora publicznego okazały się bardziej odporne na kryzys niż kraje typowego kapitalizmu, np. w Chinach w kryzysowym roku 2008 PKB wzrósł w skali rocznej o 8,7% bijąc na głowę osiągnięcia polskiej "zielonej wyspy".
W ocenie socjalizmu obok historycznego dominuje europocentryczny punkt widzenia. Podążając tym tokiem myślenia dochodzi się do wniosku, iż demokracja możliwa jest tylko w kapitalizmie natomiast socjalizm jest ustrojem autorytarnym. Jest to typowo klapkowy sposób postrzegania rzeczywistości, nie biorący pod uwagę doświadczeń z innych niż Europa kontynentów. Wystarczy jednak spojrzeć na Amerykę Łacińską. W Wenezueli, Boliwii czy Ekwadorze przeprowadza się upaństwowienie strategicznych gałęzi gospodarki. Rządzą tam siły polityczne, które doszły do władzy w wyniku demokratycznych wyborów a nie drogą rewolucji czy zamachów stanu. Podobnie jak w Europie siły te podlegają weryfikacji wyborczej. I to nie tylko raz na cztery czy pięć lat. W Wenezueli prezydenta oraz parlamentarzystów można odwołać również w trakcie trwania kadencji. Taki model jest bardziej zbliżony do autentycznej demokracji - czyli władzy ludu - niż europejska czy amerykańska demokracja pięciominutowa. Jak widać połączenie gospodarki o cechach socjalistycznych z demokracją możliwe jest nie tylko w teorii, ale i w praktyce. Wydaje się, że propagowanie wartości demokratycznego socjalizmu, nazywanego w Wenezueli socjalizmem XXI wieku - zwłaszcza w zaściankowej i zadufanej w sobie Europie - powinno być jednym z głównych celów autentycznej lewicy. Miałoby to na pewno większy sens niż naprawianie niereformowalnego kapitalizmu.
Przypis:
1. W przypadku przedsiębiorstw nierentownych działa efekt makroskali. Państwo może je utrzymywać mając do dyspozycji środki pozwalające na dotowanie ekonomicznie nieopłacalnej, lecz ważnej ze społecznego punktu widzenia (np. zachowanie miejsc pracy) produkcji. Podobnie postępują np. wielkie sieci handlowe sprzedające towary po cenach dumpingowych na rykach o słabszej sile nabywczej konsumentów, rekompensując sobie utratę zysków na bogatszych rynkach.