Nacjonaliści oddali sześć strzałów, lojaliści - pięć. Strzelano między innymi do pojazdów policyjnych.
Dzień później w zamieszkach, w których według policyjnych szacunków wzięło udział około 700 osób, fotograf prasowy został postrzelony w nogę, a dwóch mężczyzn doznało poparzeń w wyniku ataków koktajlami Mołotowa. Policja użyła granatów ogłuszających, a demonstranci próbowali uprowadzić autobus. Rzecznik prasowy policji powiedział, że trwają rozmowy z przedstawicielami zwaśnionych społeczności lokalnych, aby przywrócić spokój.
Przemoc, jak utrzymuje policja, została zaplanowana przez protestanckie Ochotnicze Oddziały Ulsteru (Ulster Volunteer Force, UVF). Dowódca policji Alistair Finlay powiedział, że wydarzenia zostały zaplanowane, gdyż ich uczestnicy byli zamaskowani, a niektórzy mieli na rękach chirurgiczne rękawice.
Burmistrz Belfastu Niall Ó Donnghaile powiedział, że kilku mieszkańców wyznania katolickiego zostało rannych, w tym mężczyzna, który w wyniku uderzenia cegłą stracił przytomność. Nie ma wątpliwości, że to nie było sprowokowane i że był to starannie zorganizowany i zaplanowany atak na te okolicę. Domy zostały zaatakowane koktajlami Mołotowa i bombami z farbą, cegłami, piłkami golfowymi. A ja widziałam, co się dzieje - powiedział burmistrz, który mieszka w okolicy dotkniętej atakiem.
Jak podaje guardian.co.uk, członek zgromadzenia ustawodawczego Północnej Irlandii z ramienia Sinn Féin Alex Maskey stanowczo potępił atak. Jeden z wysokich rangą oficerów policji Alan McCrum stwierdził, że udział jakiegoś odłamu IRA w zajściach jest wykluczony, ale że policja była niewystarczająco liczna, by opanować sytuację, a użycie przemocy przez demonstrantów nie zostało przewidziane.
Jarosław Klebaniuk
Piotr Ciszewski
Foto: www.guardian.co.uk.