Mit 1: W Grecji doszło do kryzysu finansów publicznych
Przed wstąpieniem do Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej Grecja miała nadwyżki w handlu z krajami członkowskimi, które po akcesji szybko przekształciły się w deficyt powiększający się szczególnie gwałtownie po przystąpieniu do strefy euro. W latach 1995–1999 deficyt obrotów bieżących wynosił rocznie średnio niespełna 3,1% PKB, co nieznacznie tylko odbiegało od średniej unijnej, by w 2007 r. wynieść 14,3%, a w 2008 r. rekordowe 14,7%, plasując tym samym Grecję na drugim (po Bułgarii) miejscu, jeśli chodzi o wielkość deficytu w UE. Co więcej, w tym samym okresie znacząco pogorszyła się międzynarodowa pozycja inwestycyjna Grecji - bilans aktywów i pasywów zagranicznych. Przed przystąpieniem do strefy euro wynosił on -25,2% PKB w 1998 r. i -32,6% w 1999 r., by w 2007 r. sięgnąć -94,5%, a w 2009 pozostać na wciąż bardzo wysokim poziomie -84,9%. Wreszcie zobowiązania greckich gospodarstw domowych w 2008 r. były siedmiokrotnie wyższe niż w roku 2000, i to przy ujemnej stopie oszczędności (-0,3%).
Nie ulega zatem wątpliwości, że Grecja boryka się w dużej mierze nie tyle z kryzysem finansów publicznych, ile z kryzysem zadłużenia sektora prywatnego, przede wszystkim kryzysem płatniczym, którego zasadnicza przyczyna leży w pochopnym przyjęciu tego kraju do wspólnego obszaru walutowego. Już zgoda Wspólnoty na przystąpienie Grecji do EWG w 1981 r. była motywowana w dużej mierze politycznie: chodziło o to, by uniemożliwić powrót dyktatury wojskowej. W chwili przyjmowania Aten do strefy euro w 2001 r. tajemnicą poliszynela było, że dane makroekonomiczne są "podrasowane", a Goldman Sachs pomagał ówczesnemu rządowi ukryć zadłużenie za pomocą swapów walutowych. Problemy Grecji są zresztą lustrzanym bez mała odbiciem kryzysu argentyńskiego sprzed dekady, który nastąpił po ponad dziesięciu latach sztywnego nominalnego kursu peso, związanego z dolarem amerykańskim.
Mit 2: Największym problemem greckiej gospodarki jest dług publiczny
Dług publiczny (brutto) Grecji wzrósł w latach 2007–2010 ze 105,4 do 142,8% PKB przede wszystkim wskutek histerii rynków finansowych, powodującej drastyczny wzrost kosztów obsługi zadłużenia. Jednak w tym samym okresie wskaźnik ten wzrósł również dla całej Unii - o 21 pkt. proc. (do 80,0%), i w strefie euro - o 19,1 pkt. proc. (do 85,3%). W Irlandii był to prawdziwy skok - z 25,0 do 96,2%, w Portugalii z 68,3 do 93,0%, a we Włoszech ze 103,6 do 119,0%. W konsekwencji kryzysu gospodarczego i spirali zadłużenia będącej rezultatem rosnącego oprocentowania rządowych papierów dłużnych aż 13 spośród 27 krajów UE w 2010 r. nie spełniało kryterium długu (60% PKB), a 22 kryterium deficytu budżetowego (3% PKB) zawartych w Pakcie stabilności i wzrostu.
Dług nie jest jednak z zasady "dobry" ani "zły". Z punktu widzenia polityki gospodarczej istotne jest natomiast, na co administracja publiczna pożycza środki, a więc jaka jest struktura wydatków rządowych (bilans pierwotny), w jak dużym stopniu do zadłużenia publicznego przyczynia się zadłużenie sektora prywatnego (zadłużenie gospodarstw domowych i firm, nierównowaga płatnicza) oraz jakie są warunki spłaty zaciągniętych już pożyczek i jak na ich dynamikę wpływają takie czynniki, jak choćby "oceny" agencji ratingowych. Te ostatnie między innymi dobrze podsumowuje Robert Schiller, stwierdzając, że "wiele z tego, co się dzieje na rynkach, jest napędzane przez zwykłą głupotę"1.
Ten sam ekonomista przytomnie zauważa, że w relacji długu do PKB porównujemy miarę wyrażoną w walucie do wyrażonej w walucie w odniesieniu do czasu, po skróceniu jednostek zostaje więc sam czas. Rok, jako przyjęta jednostka, jest w tym wypadku niezwykle umowny i - zwłaszcza w kontekście długu - niekoniecznie właściwy. Gdyby za jednostkę czasu przyjąć np. dekadę, relacja greckiego długu do PKB wyniosłaby obecnie ok. 15%. Byłoby to o wiele bardziej stosowne, ponieważ Grecja (ani żaden inny kraj) nie musi spłacić swojego zadłużenia w ciągu roku.
Co więcej, w dyskusji o długu publicznym zwykle wykorzystuje się kategorię długu brutto. Obejmuje ona wszystkie wierzytelności, również te znajdujące się w rękach samego rządu (np. skupowane przez bank centralny), których spłata, zwłaszcza płatności odsetkowe, może być łatwo odłożona w czasie lub umorzona, zmniejszając bieżący ciężar zadłużenia. Gdy od długu brutto odjąć także płynne aktywa finansowe znajdujące się w posiadaniu administracji centralnej (gotówkę i depozyty, rezerwy walutowe, udzielone pożyczki oraz udziały w przedsiębiorstwach), otrzymamy dużo bardziej adekwatną wielkość długu netto. Dla przykładu: chociaż wartość długu publicznego brutto Japonii w 2010 r. wyniosła 220,3% PKB, dług netto wyniósł tylko 117,5% PKB. W konsekwencji nie widać śladów paniki na rynkach, a koszty obsługi zadłużenia wynoszą mniej niż 2% PKB. W tym samym czasie różnica między długiem brutto a netto w Niemczech wynosiła 26,2 pkt. proc. a w Holandii 36,2 pkt. Od 2003 r. dług netto Grecji pokrywa się z zadłużeniem brutto, ale jeszcze w latach 1993–2002 różnica między tymi wielkościami wynosiła rocznie średnio 27,8 pkt. proc.
Mit 3: Problemy fiskalne są spowodowane wydatkami socjalnymi i przerostem administracji
Większe od Grecji zatrudnienie w sektorze publicznym (jako odsetek populacji kraju) mają między innymi Francja, Niemcy i Holandia, a nieznacznie tylko mniejsze - Wielka Brytania i Hiszpania. Udział wydatków na wynagrodzenia w sektorze publicznym wyniósł w latach 2004–2008 średnio 11% greckiego PKB, czyli np. o 2 pkt. proc. mniej niż w tym samym okresie we Francji. Co więcej, w latach 1998–2005 Grecja na całkowite świadczenia socjalne (włączając w to opiekę zdrowotną i emerytury) wydawała średnio rocznie 19,7% PKB. Dla porównania, średnia dla OECD wyniosła 20,1%, a dla strefy euro 23,0%. W Niemczech odsetek ten wyniósł 26,6% a we Francji 28,7% PKB. W latach 1998–2007 średnie roczne wydatki na zabezpieczenie socjalne per capita wynosiły w Grecji ok. 3350 euro, podczas gdy we Francji ok. 7350 euro a w Niemczech ok. 7430 euro. Dla strefy euro (12 krajów) wielkość ta wyniosła ok. 6250 euro.
Z drugiej strony skala unikania opodatkowania w Grecji jest olbrzymia, a szarą strefę należy uznać za kluczowy problem strukturalny gospodarki. W 2007 r. stanowiła ona 25,1% PKB kraju, podczas gdy we Francji było to 11,8%, a w Stanach Zjednoczonych - 7,2%. Opodatkowanie szarej strefy przyniosłoby, według szacunków, ok. 15 mld euro rocznie i pozwoliło uniknąć wdrażanego obecnie pakietu oszczędnościowego. Skądinąd nie byłby on zapewne potrzebny, gdyby nie organizacja przez Grecję niezwykle kosztownych igrzysk olimpijskich w Atenach w 2004 r. Przypomnijmy, że w latach 1998–1999 Grecja miała nadwyżkę salda pierwotnego przekraczającą 4% PKB, jeszcze w 2001 r. wynosiła ona 2%, natomiast w dwa lata później - w dużej mierze właśnie z powodu wydatków związanych z przygotowaniami do olimpiady - pierwszy raz od 1993 r. wystąpił deficyt pierwotny, który w 2004 r. wyniósł już 2,6% produktu krajowego brutto.
W czasie kryzysu do głównych przyczyn gwałtownego wzrostu deficytu budżetowego, obok unikania płacenia podatków i nietrafionych wydatków rządowych, należy dołożyć - całkowicie naturalne we współczesnym kapitalizmie i działające zasadniczo we wszystkich krajach - automatyczne stabilizatory koniunktury. Spadek wpływów podatkowych w wyniku ograniczania działalności przedsiębiorstw i malejących dochodów do dyspozycji gospodarstw domowych oraz wzrost transferów socjalnych (np. zasiłków dla bezrobotnych) to czynniki, które przestaną działać, gdy tylko gospodarka Grecji ulegnie ożywieniu.
Mit 4: Unia Europejska i Międzynarodowy Fundusz Walutowy pomagają Grecji
Liczone w setkach miliardów euro transfery instytucji międzynarodowych do Grecji generują co najmniej dwa zasadnicze problemy. Po pierwsze, nie są to środki przeznaczone na rozwój czy reformę gospodarki ani na cele prospołeczne. W całości trafią do wierzycieli Grecji, czyli przede wszystkim do międzynarodowych instytucji finansowych. Do zasadniczo tego samego sprowadza się skupowanie greckich, irlandzkich czy portugalskich obligacji przez Europejski Bank Centralny (obecnie jest on w posiadaniu papierów dłużnych tych krajów o wartości ok. 75 mld euro). Po drugie, przekazanie funduszy wiąże się z wymuszeniem na Atenach radykalnych, w dużej mierze antyspołecznych i podkopujących wzrost gospodarczy reform, zmuszających kraj do drastycznych oszczędności w celu przyspieszenia spłaty zadłużenia. Bardzo przypomina to politykę dostosowania strukturalnego wymuszaną w ciągu ostatnich kilku dekad przez MFW na krajach rozwijających się, które wpadły w pułapkę zadłużenia. Tymczasem, jak słusznie zauważył Mark Weisbrot2, rząd grecki miał dużo większą siłę przetargową, niż zademonstrował, i mógł wynegocjować zdecydowanie lepsze warunki pomocy lub wręcz pomoc bezwarunkową. Podtrzymanie gospodarki greckiej leży bowiem w interesie całej strefy euro, a MFW wyciągnął wnioski z załamania Argentyny, która 10 lat temu zbankrutowała prawie natychmiast po tym, gdy Fundusz odmówił jej pomocy finansowej.
Być może nie bez związku z miękkim stanowiskiem władz w Atenach było to, że nikt nie brał pod uwagę rozwiązania alternatywnego, tj. zmuszenia rynków finansowych, by umorzyły zadłużenia Grecji bez wyciągania konsekwencji wobec tego kraju. Konsekwencji takich, jak choćby natychmiastowe obniżenie ratingu Grecji do poziomu "ograniczonej niewypłacalności" przez agencję Fitch w odpowiedzi na komunikat, że prywatni wierzyciele Grecji będą musieli odpisać około 20 proc. wartości nominalnej posiadanych obligacji.
Mit 5: Przyjęty przez Grecję pakiet oszczędnościowy obejmuje konieczne reformy
Wśród przyjętych 29 i 30 czerwca przez grecki parlament rozwiązań pomysłom bardzo złym towarzyszą akceptowalne lub dobre. Do tych ostatnich zaliczyć należy wzrost podatku na rzecz walki z bezrobociem, ustanowienie specjalnej opłaty dla właścicieli pojazdów o dużej pojemności, wzrost podatku od dóbr luksusowych czy też wprowadzenie progresywnego (1–5%) czasowego podatku "solidarnościowego".
Niestety, przeważają rozwiązania złe i szkodliwe, zwłaszcza z puntu widzenia sprawiedliwości i spójności społecznej. Z jednej strony to kwestie stricte podatkowe, tj. zmniejszenie kwoty wolnej od opodatkowania z 12 do 8 tys. euro, podniesienie podatku VAT na usługi gastronomiczne i zmniejszenie odpisów na naukę czy kredyty mieszkaniowe. Z drugiej znalazły się wśród nich również działania bezpośrednio związane z rynkiem pracy, takie jak masowe zwolnienia w administracji publicznej i wydłużenie z 37,5 do 40 godzin tygodnia pracy oraz wprowadzenie długoterminowego urlopu bezpłatnego, mimo że już w maju 2010 r. płace w sektorze publicznym zostały zmniejszone o 15–20%.
Zmiany uderzą również w osoby starsze i chore. Wprowadzenie podatku dla emerytów poniżej 60. roku życia i/lub pobierających świadczenie wyższe niż 1700 euro pogorszy warunki bytowe pierwszej grupy, natomiast zmniejszenie odpisów podatkowych na leczenie, redukcja rent chorobowych, ograniczenie usług medycznych dla nieubezpieczonych czy też rozszerzenie listy leków nierefundowanych istotnie uderzy w drugą. Oczywiście rządowy plan zakłada także masową prywatyzację, która ma przynieść ok. 50 mld euro wpływów budżetowych do 2015 r. Narusza to zasady elementarnej prakseologii, powstrzymującej przed masową prywatyzacją kraj "stojący pod ścianą". Bieżąca sytuacja radykalnie pogarsza bowiem w takiej sytuacji pozycję przetargową, przeważnie zmuszając do wyprzedaży majątku publicznego po zaniżonych cenach.
Natomiast rozwiązaniem, którego nie zaproponowano, a które mogłoby mieć pozytywny wpływ na saldo budżetu, nie generując przy tym kosztów społecznych, jest istotne obniżenie wydatków zbrojeniowych. W 2000 r. wynosiły one 3,6% PKB, po czym obniżyły się dość znacznie do nadal bardzo wysokiego poziomu 2,6% w 2003 r., by następnie znów wrosnąć do 3,2% PKB w roku 2009. O olbrzymiej skali problemu najlepiej świadczy fakt, że w dekadzie 1993–2002 wydatki Grecji na cele militarne wynosiły rocznie średnio 3,5%, czyli tyle samo co wydatki Stanów Zjednoczonych w tym okresie. Dla porównania w Polsce w 2009 r. było to 1,8% PKB. Chociaż w greckim planie oszczędnościowym znalazł się zapis o redukcji wydatków zbrojeniowych, jej zakres jest bardzo niewielki.
Grecki pakiet oszczędnościowy w obecnej postaci jest radykalnym działaniem procyklicznym, które przyczyni się do jeszcze głębszego spadku produkcji i zwiększy bezrobocie do - według prognoz - ponad 15% już w 2012 r. Cięcia w sferze budżetowej i świadczeniach socjalnych, rosnące bezrobocie i spadające płace znacząco zmniejszą popyt, obniżając tym samym wpływy podatkowe, zwłaszcza z podatków pośrednich. Dodatkowo każde spowolnienie dynamiki produktu krajowego przy niezmienionej dynamice długu powoduje wzrost relacji długu do PKB, w praktyce wywołując poważne reperkusje w postaci eskalacji histerii na rynkach finansowych, w mediach i wśród polityków. Co jednak najistotniejsze, mimo wprowadzenia radykalnego programu oszczędnościowego dług publiczny Grecji i tak będzie rósł za sprawą nieustannie zwiększających się kosztów obsługi zadłużenia publicznego - z 5,6% PKB w 2010 r. do 7,8% w roku 2015.
Mit 6: Wprowadzane obecnie w życie zmiany są konieczne, ponieważ nie ma dla nich alternatywy
Przy założeniu, że jednym z kluczowych problemów greckiej gospodarki jest kwestia bilansu płatniczego, należałoby się zastanowić nad wyjściem kraju ze strefy euro i powrotem do drachmy, a następnie dewaluacją tej waluty. Pozwoliłoby to poprawić ujemne saldo obrotów bieżących, zwłaszcza że, jak pokazują analizy Komisji Europejskiej3, w najbliższych latach głównym czynnikiem wzrostu gospodarczego Grecji będzie najpewniej eksport. Według danych MFW euro jest dla gospodarki Grecji przewartościowane o ok. 20–34%, a drastyczne zmniejszenie importu, wynikające ze spodziewanego dużego spadku popytu, nie rozwiąże tego problemu. To właśnie dewaluacja peso pomogła w odzyskiwaniu kondycji gospodarce Argentyny po kryzysie sprzed dekady. W podobny sposób radzi sobie obecnie Wielka Brytania: między styczniem 2007 a sierpniem 2011 r. funt szterling stracił wobec euro ok. jednej trzeciej nominalnej wartości. Dzięki temu Wielkiej Brytanii udało się uniknąć pójścia w ślady Grecji mimo dwucyfrowego deficytu budżetowego (-11,4% PKB w 2009 i -10,4% w 2010 r.) oraz gwałtownego wzrostu długu publicznego brutto (z 44,5% PKB w 2007 r. do 80,0% w 2010 r.).
Inna alternatywna propozycja zakłada wprowadzenie przez Ateny drachmy jako waluty równoległej do euro i ustanowienie systemu dwuwalutowego. Pozwoliłoby to na ograniczenie przyrostu długu denominowanego w euro (nowy mógłby być emitowany w drugiej walucie) i przyniosło korzyści, jakie wiążą się z dewaluacją. System taki byłby jednak skomplikowany i wymagał pewnych dodatkowych regulacji, np. obowiązku płacenia części podatków w euro, gdyż obywatele przypuszczalnie woleliby oszczędzać euro, a wydawać drachmy. Problemem, z którym dewaluacja (obojętnie czy w systemie jedno-, czy dwuwalutowym) sobie nie poradzi, jest brak możliwości wymuszenia przewalutowania dotychczas nagromadzonego długu publicznego w euro. Grecja może wrócić do drachmy, ale nie może zmusić wierzycieli, żeby zrobili to samo z jej zadłużeniem. Ponadto dewaluacja powoduje wzrost kosztów obsługi zadłużenia zagranicznego, co w wypadku Grecji ma znaczenie niebagatelne i może doprowadzić do wzrostu cen przekładającego się na dalsze zubożenie społeczeństwa.
Jak trafnie zauważają Papadimitriou, Wray i Nersisyan4, kluczowym problemem strefy euro jest to, że kraje z nadwyżkami handlowymi mogą bez ograniczeń akumulować euro, ponieważ utrzymują wysoki popyt na swoją produkcję, co pozwala im uniknąć wysokich deficytów budżetowych. Z kolei kraje z dużym deficytem handlowym, takie jak Grecja, zmuszone pożyczać euro i utrzymywać wysokie deficyty budżetowe, aby wygenerować popyt krajowy, muszą zacieśniać politykę fiskalną, co tylko podkopuje popyt globalny. Tym więc, czego potrzeba strefie euro, jest przekierowanie popytu do krajów wykazujących deficyt handlowy, np. za pomocą zobowiązania krajów nadwyżkowych do podejmowania bezpośrednich inwestycji zagranicznych w krajach deficytowych (w grę wchodzą także m.in. przepływy kapitałowe, bezpośrednia pomoc lub import). Problem nierównowagi zewnętrznej krajów Wspólnoty okazał się zresztą na tyle poważny, że unijni decydenci nie mogli go dłużej ignorować i 16 września, w ramach tzw. "sześciopaku" reform finansowych, podjęli decyzję o ustanowieniu "procedury nadmiernej nierównowagi" z potencjalnymi sankcjami zarówno wobec krajów z deficytem, jak i nadwyżką na rachunku obrotów bieżących.
Komplementarne działanie mogłaby stanowić dodatkowa emisja (Papadimitriou i in. postulują bilion euro) dokonana przez Europejski Bank Centralny. Powinno to być przy tym rozwiązanie trwałe, które docelowo utworzy fundusz dysponujący rocznie równowartością 10–15% PKB Wspólnoty. Środki zostałyby rozdystrybuowane pomiędzy państwa członkowskie w kwotach uzależnionych od liczby mieszkańców, a każdy kraj mógłby ich użyć w dowolnym celu i czasie. Stanowiłoby to rozsądny substytut wspólnej polityki fiskalnej i jednocześnie zwalniałoby kraje członkowskie od presji restrykcji i konieczności pożyczania na rynkach finansowych. Niestety, w obecnej sytuacji Grecji, podobnie jak całej Unii, zdecydowanie bliżej do rozwiązań określanych mianem "dewaluacji wewnętrznej", czyli cięcia wynagrodzeń i emerytur w sferze budżetowej oraz utrzymywania płac na niskim poziomie za pomocą wysokiego bezrobocia w celu poprawy "międzynarodowej konkurencyjności".
Lekcja dla Polski
Rozwój sytuacji w Grecji i pozostałych krajach nazywanych pogardliwie grupą PIIGS powinien stać się ważną lekcją dla Polski i wszystkich innych państw rozważających przystąpienie do wspólnego europejskiego obszaru walutowego. Spośród wielu czynników, które mogą przemawiać na niekorzyść przyjęcia jednolitej waluty, do najważniejszych należy pozbycie się bardzo ważnych instrumentów polityki gospodarczej, jakimi są polityka pieniężna i kursowa, ale przede wszystkim możliwą presję na wzrost cen (wynikającą choćby z elementarnego prawa jednej ceny), za którymi najpewniej nie będą nadążać dochody, a przynajmniej emerytury, świadczenia socjalne i płace w sferze budżetowej. Taka sytuacja stała się już udziałem Grecji: od przyjęcia euro w 2001 r. ceny dóbr konsumpcyjnych wzrosły tam łącznie o ponad 30%, co stanowi najwyższy wskaźnik w obszarze walutowym - o ponad 12 pkt. proc. wyższy od średniej w tym samym okresie. Może to przyczynić się do jeszcze większego zubożenia dużej części społeczeństwa oraz wzrostu i tak już bardzo wysokich nierówności dochodowych. Przypomnijmy, że - jak wynika z najnowszych danych5 - Polska ma najwyższy wśród krajów OECD współczynnik Giniego dla dochodów przed opodatkowaniem i transferami (0,54) i czwarty najwyższy pod względem dochodów do dyspozycji (0,38).
Przypisy:
1. R.J. Schiller, "Debt and Delusion", "Project Syndicate", 21 lipca 2011.
2. M. Weisbrot, "Greece: bond slave to Europe", "Guardian", 17 czerwca 2011.
3. European Commission, "European Economic Forecast. Spring 2011", "European Economy", 1/2011.
4. D.B. Papadimitriou, L.R. Wray, Y. Nersisyan, "Endgame for the Euro? Without Major Restructuring, the Eurozone Is Doomed", "Public Policy Brief", nr 113, Levy Economics Institute of Bard College, 2010.
5. "Growing Income Inequality in OECD Countries: What Drives it and How Can Policy Tackle it?", OECD Forum On Tackling Inequality, Paris, 2 maja 2011.
Grzegorz Konat
Tekst ukazał się w kwartalniku "Bez Dogmatu".
Na zdjeciu: "Prometheus Bound", Scott Eaton.