Zaledwie dwa tygodnie przed dziesiątą rocznicą ataków z 11 września 2001 roku, agencja Associated Press opublikowała materiał przypominający nam, jak bardzo przez ostatnią dekadę zmieniły się Stany Zjednoczone i jak bardzo rząd, a co ważniejsze także jedne z najważniejszych amerykańskich korporacji, rutynowo wtrącają się w życie jednostek i społeczności. Co więcej, robią to w sposób, który jedynie niewiele osób uznałoby za wyobrażalny przed dniem w którym samoloty uderzyły w World Trade Center.
Po przeprowadzeniu długiego śledztwa Associated Press opublikowała artykuł opisujący szczegółowo ściśle tajną, trwającą dekadę, współpracę między Departamentem Policji Nowego Jorku (NYPD) a CIA, która polegać miała na prowadzeniu przez oba te podmioty olbrzymiego potajemnego programu "monitorowania społeczności muzułmańskich" żyjących w rejonie metropolitalnym Nowego Jorku i jego okolicach.
Program ten jest kłopotliwy z wielu powodów. Obejmują one przypuszczalne naruszenie federalnego prawa, w tym wolności gwarantowanych przez Pierwszą Poprawkę. Co więcej nosi on w znacznym stopniu cechy programów uruchomionych przeciwko Ruchowi Praw Obywatelskich oraz w okresie wojny w Wietnamie, w których to czasach przeciwko obywatelom w Stanach Zjednoczonych używano personelu, technik i technologii z zasobów amerykańskiego wojska i tajnych służb. Kiedy taktyka militarna i strategie zaczerpnięte z linii frontu są używane w radykalnie innych niż pierwotnie kontekstach, skutki tego rzadko są korzystne dla zdrowia demokracji.
Według raportu: "[Nowojorski Departament Policji] wysłał - jak twierdzili zamieszani w całą sprawę jego pracownicy - ekipy tajnych funkcjonariuszy znanych jako "szperacze" do dzielnic zamieszkałych przez mniejszości, co było częścią programu "mapowania ludzkich zachowań". Monitorowali oni życie codzienne w księgarniach, barach, kawiarniach i nocnych klubach. Policja używała także informatorów znanych jako "pełzacze meczetowi", by monitorować przebieg kazań, nawet gdy nie wykazywały one cech przestępczych.
Pracownicy nowojorskiej policji obserwowali także imamów i zbierali informacje o taksówkarzach i ulicznych sprzedawcach żywności, które to zawody są często wykonywane przez muzułmanów. Wiele z tych działań podjęto przy pomocy CIA, która nie ma prawa śledzenia Amerykanów, ale która była pomocna w szkoleniu służb wywiadowczych nowojorskiej policji.
Kłopotliwe partnerstwo?
Pomimo zakazu szpiegowania amerykańskich obywateli CIA i Nowojorski Departament Policji ustanowiły "partnerstwo, które zamazało jasną linię między zagranicznymi i wewnętrznymi operacjami szpiegowskimi". Partnerstwo to oznaczało między innymi, że wyższy rangą, wciąż pozostający na służbie oficer CIA był wynajęty przez policję nowojorską, by stworzyć jej programy wywiadowcze, a inny oficer CIA działał jako "pracownik ds. operacji specjalnych" wewnątrz policyjnych struktur. Agencja wyszkoliła też co najmniej jednego oficera policji w swojej szkole dla szpiegów.
Jako człowiekowi, który na własne oczy widział upadek wież WTC i z nowo narodzonym synem oddychającym jeszcze tygodnie po tym zdarzeniu powietrzem przesyconym toksynami i sadzą, jest mi ciężko nie sympatyzować z nowojorską policją, która chciała ominąć biurokratyczne procedury, by chronić nowojorczyków przed podobnym atakiem w przyszłości. Ciężko też się nie zgodzić oceną policjantów, że nie mogą już nigdy więcej polegać na rządzie federalnym w jego staraniach by chronić Nowy Jork, a tym samym policja musi stać się aktywnym graczem w wywiadzie i zbieraniu informacji dotyczących tego co może zagrozić bezpieczeństwu ośmiomilionowej populacji miasta.
W rzeczy samej - "sukces" policji nowojorskiej zwraca uwagę na niedostatki w pracy amerykańskich tajnych służb. Większość pracowników CIA to biali mężczyźni, którzy nie mogliby się łatwo wtopić w muzułmańskie społeczności, podczas gdy 34 tysiące funkcjonariuszy nowojorskiej policji odzwierciedla etniczną i religijną mozaikę miasta. Policja dysponuje więc w swym składzie wieloma muzułmanami i funkcjonariuszami pochodzącymi z Azji Południowej, którzy gruntownie znają języki i kultury mniejszości etnicznych, co sprawia że mogą szpiegować własne społeczności znacznie łatwiej i skuteczniej.
Jasne jest, że to jest właśnie to, co robi nowojorska policja, która stała się wedle słów AP "jedną z najbardziej agresywnych krajowych agencji zajmujących się wywiadem wewnętrznym". Agencje wywiadowcze - czytaj: szpiegowskie - szpiegują; nie są stworzone przede wszystkim to, by szukać dowodów przestępstw, ale by zbierać informacje - wiedzę, która jest przydatna przy formułowaniu polityki albo kształtowaniu zachowań grup społeczności poddawanych nadzorowi.
Na ogół zakłada się, że policja jest po to, by monitorować zachowanie obywateli tylko w stopniu, w jakim istnieją dowody lub wystarczające podejrzenia zaistnienia działalności kryminalnej, bądź jej planowania. Ale jak raportuje AP, wielu członków nowojorskiej jednostki policyjnej robiło wszystko, co w ich mocy, aby zebrane przez nich informacje, a nawet ich istnienie, ukryć przed wymiarem sprawiedliwości.
Mówiąc wprost, jeśli dane wywiadowcze zebrane przez jednostkę wywiadowczą NYPD nie są użyteczne w kontekście postępowań sądowych, wtedy nie są właściwym przedmiotem pracy policji, ale szpiegostwem. Jeśli Amerykanie myślą, że bycie szpiegowanym przez własny rząd nie jest niczym wielkim, niech powiedzą to albo milionom Arabów, którzy zbuntowali się w znacznym stopniu przeciwko dziesiątkom lat takich praktyk, albo obywatelom byłych krajów komunistycznych w Europie wschodniej. Ich rządy także uzasadniały szpiegostwo "potrzebą" ochrony państwa i obywateli przed potencjalnie niebezpiecznymi ludźmi. Ale takie historie zawsze kończą się podobnie.
Tak, Stany Zjednoczone to nie Egipt ery Mubaraka, ani nie Niemcy Wschodnie pod rządami Ericha Honeckera. Ale, poczynając od 11 września, Amerykanie utracili - albo raczej oddali - znaczącą część swoich wolności, w związku z Patriot Act i coraz bardziej agresywnym postępowaniem zarówno Narodowej Agencji Bezpieczeństwa (National Security Agency), jak i innych jednostek wywiadowczych, na czele z FBI. Przeciętny obywatel mógł nie zauważyć tych ograniczeń praw i wolności, albo nie dbać o ich istnienie, ba znaczna cześć amerykańskiej opinii publicznej popiera nawet dalej idący monitoring współobywateli, a także kryminalizację przejawów sprzeciwu wobec tego, co postrzegają jako słuszną linię rządu.
Począwszy od wydarzeń 11 września, agenci federalni znowu zaczęli infiltrować ruchy pacyfistyczne oraz antyglobalistyczne i skierowane przeciwko wielkim korporacjom. Praktyka ta w czasach Wojny w Wietnamie i Ruchu na Rzecz Praw Obywatelskich wywoływała znacznie większe potępienie, niż dzieje się obecnie. Co więcej, został stworzony klimat strachu rozpowszechniany przez mainstreamowe media i środowiska akademickie, co było skutkiem delegitymizacji każdego punktu widzenia, który uważa się za naruszający domniemany narodowy konsensus wokół kwestii związanych z wojną z terrorem. To pozwoliło wojnie i praktykom wydawania na nią bilionów dolarów, trwać bez przeszkód i bez widoków na koniec.
Naruszanie prawa
Nie dość na tym. Jednostka wywiadowcza nowojorskiej policji we współpracy ze swoimi doradcami z CIA, zaangażowała się w inne podobne działania, w szczególności infiltrując i pomagając w zatrzymaniach demonstrantów protestujących w czasie Narodowej Konwencji Wyborczej Partii Republikańskiej w 2004 roku. Żądano wówczas od zatrzymanych odpowiedzi na pytania dotyczące ich afiliacji politycznych, działalności politycznej oraz stosunku do Georga W. Busha.
Nawet gdy odłożymy na bok te jasne przykłady nacechowanych politycznie działań policyjnych, pozostają poważne wątpliwości na temat legalności operacji przeprowadzanych przez nowojorską jednostkę policyjną. W 1985 roku NYPD otrzymała od sądu federalnego polecenie zabraniające jej zbierania danych wywiadowczych nie powiązanych bezpośrednio z działalnością przestępczą, po tym, jak odkryto, że departament policji infiltrował grupy antywojenne, które nie były zamieszane w żadne podejrzane działania. Ale wypożyczony z CIA szef policyjnej jednostki wywiadowczej David Cohen, przekonał sędziego sądu federalnego by poluzował ten zakaz, po czym jednostka złamała swoją obietnicę stosowania się do zaleceń FBI dotyczących śledztw, używając "szperaczy" i "pełzaczy meczetowych" w społeczności muzułmańskiej, co w zasadzie było nękaniem tej społeczności w celu szukania poszlak już nawet nie przestępczej działalności, ale po prostu antyrządowych nastrojów.
Społeczność muzułmańska bardzo długo miała problemy z nękaniem ze strony FBI, które było tak agresywne, że - jak poinformował mnie jeden z muzułmańskich aktywistów - chociażby niedawno pewien Libijczyk nakłaniany do zostania informatorem Biura był tak przerażony spotkaniem z funkcjonariuszami federalnymi, że był nawet gotów do powrotu do Libii w czasie największego nasilenia prześladowania przez Kaddafiego swego ludu. Szkoda, jaka z takich działań wynikła dla stosunków między Biurem a społecznością muzułmańską jest trudna do przecenienia, twierdzi Rada ds. Relacji Amerykańsko-Muzułmańskich. "Działania Biura uczyniły trudniejszym utrzymywanie z nim stosunków".
Faktycznie, nawet FBI odmówiło przyjęcia raportu od jednostki wywiadowczej - z powodu obaw, że może być ona dowodzona na bakier z prawem; raport Associated Press cytuje jednego z funkcjonariuszy FBI, który pośrednio skrytykował politykę "pełzania w meczetach".
Problem zdaniem Gadeira Abbasa, rzecznika Rady ds. Stosunków Amerykańsko-Muzułmańskich (CAIR) polega na tym że "Privacy Act [który nie dopuszcza do prowadzenia śledztw politycznych] jest prawem federalnym, które znajduje zastosowanie jedynie do agencji federalnych. Stanowi on, że przetrzymywanie przez te agencje danych o aktywności jednostki podpadającej pod pierwszą poprawkę jest nielegalne, jeśli ta aktywność nie odnosi się do sfery działania organów uprawnionych do egzekwowania prawa. Ale ponieważ Privacy Act nie odnosi się do służb stanowych lub miejskich, Nowojorski Departament Policji nie może naruszyć tego prawa".
Ale to nie oznacza że funkcjonariusze NYPD są poza wszelką kontrolą. Abbas wyjaśnia, iż "Pierwsza Poprawka chroni nasze prawo do wolnego zrzeszania się. Śledztwo w społeczności (a nie w sprawie przestępstwa popełnionego przez konkretną osobę) bezprawnie narusza prawa członków społeczności. Ponadto Estabilishment Clause [część Pierwszej Poprawki, która mówi że "Kongres nie może ustanawiać prawa, które wprowadzałoby oficjalną religię, bądź zabraniało swobodnego religii praktykowania" - przyp. tłum.] wymaga od policji zachowania neutralności religijnej. Wygląda na to , że jednostka wywiadowcza policji nowojorskiej nie podołała zadaniu utrzymania neutralności religijnej, gdyż zinstytucjonalizowała podejrzewanie wszystkiego, co związane z islamem".
Czy Nowy Jork to Terytoria Okupowane?
Prawdopodobnie jednym z najbardziej niepokojących aspektów działalności jednostki wywiadowczej jest to na kim i na czym się wzorowała: na działalności izraelskich sił okupacyjnych na Zachodnim Brzegu Jordanu. Siły te używały programu przesłuchań, wyławiając "młodych mieszkańców Bliskiego Wschodu", którzy zostali aresztowani za jakiekolwiek złamanie prawa, nawet jeśli nie było ono związane z terroryzmem, by następnie próbować skłonić ich do zostania informatorami. Policja nowojorska wysyłała funkcjonariuszy, którzy w muzułmańskich dzielnicach szukali jakichkolwiek powodów do zatrzymywania kierowców za nawet najmniejsze popełnione przez nich wykroczenie drogowe - jak np. posiadanie nie działających reflektorów.
Te praktyki są dosyć podobne do długotrwałej i często stosowanej przez Izraelczyków praktyki aresztowania młodych Palestyńczyków za nic nie znaczące wykroczenia, a następnie poddawania ich naciskowi, by zgodzili się zostać kolaborantami - oferując im pieniądze, pomoc medyczną dla chorych członków rodziny, albo inne zachęty, lub też grożąc im - w zależności od tego czy przesłuchiwani stosują się do wydawanych im poleceń, czy też nie. Dokładnie to, co dzisiaj robi nowojorska policja.
Zasadniczo celem Departamentu Policji, który ma być osiągnięty dzięki takiemu postępowaniu, jest "mapowanie miejskiej przestrzeni ludzkiej", zgodnie ze sposobem, "w jaki izraelskie władze działają na Zachodnim Brzegu Jordanu" - jak mówi jeden z byłych funkcjonariuszy policji. Czego nie zauważa policja, a nawet autorzy raportu z Associated Press, to fakt, iż Zachodni Brzeg Jordanu to terytoria okupowane, a izraelskie agencje szpiegowskie działają tam angażując się w nielegalne akcje w rodzaju bezprawnych zatrzymań, porwań, czy nawet morderstw - łamiąc prawo międzynarodowe.
Jeśli sposób, w jaki Izraelczycy zarządzają okupowaną populacją, jest dla nowojorskiej policji modelem prowadzenia działalności wywiadowczej, musimy spytać, czy traktuje ona społeczność muzułmańską miasta jako okupowaną populację, a jeśli tak, to za ile czasu młodzi wściekli muzułmanie z Nowego Jorku zaczną się zachowywać jak ich palestyńscy rówieśnicy, i czy jeśli tak się stanie, to NYPD weźmie jakąkolwiek odpowiedzialność za taki rozwój wypadków? Prawdopodobnie nie: prawdopodobnie tak jak w Izraelu doprowadziłoby to do jeszcze bardziej intensywnego i natrętnego szpiegowania społeczności muzułmańskiej, ciągnąc dalej to błędne koło, które nie byłoby korzystne dla nikogo z wyjątkiem korporacji które koszą niespotykane zyski dostarczając technologie, a nawet personel dla tych programów.
Bush i Obama - od złego ku gorszemu?
Działalność NYPD nie może być zrozumiana poza kontekstem długiej, niedawno znowu przypomnianej historii militaryzacji amerykańskich służb egzekucji prawa. Karta CIA z 1947 zabraniała agencji szpiegowania Amerykanów w znacznym stopniu dlatego, iż prezydent Truman obawiał się politycznych nadużyć ze strony agencji. Ale pomimo istnienia takiego zakazu CIA szpiegowało Amerykanów w czasach Ruchu Walki o Prawa Obywatelskie, czy też podczas wojny w Wietnamie, w oczywisty sposób przekraczając swoje uprawnienia. Pośród najbardziej znanych ówczesnych naruszeń prawa znajduje się program MHCHAOS, inaczej zwany też "Operacją Chaos", kiedy to, w latach 60. i 70. szpiegowanych było około 7 tysięcy aktywistów ruchu pokojowego. FBI prowadziło owiany podobnie złą sławą program znany jako COINTELPRO (skrót od Program Kontrwywiadowczy), kiedy to prowadzono nadzór i infiltrację grup podejrzewanych o to, że są potencjalnie lub faktycznie politycznie wywrotowe, starając się przy tym dyskredytować je w oczach opinii publicznej i doprowadzić do ich dezorganizacji.
Dziś, CIA, FBI i, jak się wydaje, także NYPD zaplątały się w niejasne i niepokojące relacje, reaktywując w XXI wieku to, co znamy jako najgorszego z minionych programów szpiegowskich, używając w tych celach Patriot Act, korzystając z usług ideologicznie przychylnych sądów, usłużnych prawników i wykorzystując obojętność szerokich kręgów społeczeństwa.
Z perspektywy lokalnej, mająca miejsce od wydarzeń 11 września transformacja części NYPD w urząd wywiadowczy ma swój odpowiednik we wzrastającej militaryzacji sił policyjnych w całym kraju, które stają się ciągle rozrastającym się, niebywale rozrośniętym organizmem.
W ciągu ostatniego roku "Washington Post" opublikował czteroczęściową serię artykułów zatytułowaną "Top Secret America", w której argumentowano, że "dziewięć lat po terrorystycznych atakach 11 września Stany Zjednoczone zgromadziły olbrzymi aparat wywiadu wewnętrznego, by zbierać informacje o Amerykanach, a w skład tego aparatu włączono FBI, lokalne służby policyjne, stanowe urzędy bezpieczeństwa wewnętrznego oraz funkcjonariuszy żandarmerii wojskowej. System ten zbiera, przechowuje i analizuje informacje o tysiącach obywateli i mieszkańców USA, z których wielu nie zostało oskarżonych o żadne naruszenie prawa". Ten system jest stał się tak duży, tajny i przerośnięty, że stworzył w Stanach Zjednoczonych "alternatywną geografię": obejmuje 1271 rządowych organizacji i 1931 prywatnych firm, które pracują nad programami związanymi ze zwalczaniem terroryzmu, bezpieczeństwem wewnętrznym i wywiadem. Programy te zlokalizowane są w ponad 10 tysiącach miejsc w całych Stanach i dają zajęcie - jak się ocenia - 854 tysiącom pracowników instytucji rządowych i prywatnych. Poza Izraelem NYPD wykorzystuje też obecnie jako źródło ekspertyz amerykańskich wojskowych zaangażowanych w działania w Afganistanie i Iraku.
Nie są to obiecujące wzorce, jeśli kogoś obchodzi zachowanie praw i wolności obywatelskich, rządów prawa, czy demokracji. System, którego działanie zainicjował prezydent Bush, rozrósł się znacząco za czasów Obamy, co w rozmowie ze mną skłoniło jednego z liderów ruchu praw obywatelskich do wyznania, iż: "Dla wielu z nas problemem nie jest to, czy Obama jest tak samo złym prezydentem, jak Bush, ale to, że pod wieloma względami jego administracja jest znacznie gorsza od poprzedniej, wykorzystując tajemnice państwowe i przywileje z nimi związane do blokowania dostępu zainteresowanym stronom postępowań sądowych do informacji dotyczącej przypadków łamania prawa, lub naruszenia praw obywatelskich, częściej wykorzystuje się też FBI by infiltrować poszczególne amerykańskie społeczności".
Do czego prowadzą rządy ekspertów
Co najważniejsze, zarówno CIA jak i FBI wynajęły do trenowania swojego personelu tak zwanych "ekspertów" od spraw islamu i świata muzułmańskiego, którzy są jawnymi islamofobami i z ust których padały twierdzenia ekstremistyczne i fałszywie opisujące społeczność muzułmańską w USA i generalnie islam. Jednym z nich jest Ramon Montijo, który prowadził zajęcia o islamie i terroryzmie dla oficerów służb egzekucji prawa w całym kraju i który wierzy że: "Większość muzułmanów zamieszkałych w Stanach Zjednoczonych chce wprowadzenia szariatu. Chcą uczynić cały świat muzułmańskim. Muzułmańska flaga będzie powiewać nad Białym Domem. Moją rolą jest budzenie opinii publicznej, a przede wszystkim uczestników kursów".
Inni eksperci, a wśród nich konwertyci z islamu na konserwatywny odłam ewangelikańskiego chrześcijaństwa, albo byli funkcjonariusze wywiadu z długotrwałymi związkami z twardą amerykańską prawicą, "nauczają" amerykański personel egzekucji prawa na podstawie podobnego "materiału". Dowodzą, że muzułmanie są zaangażowani w "niewidzialny dżihad" przeciwko USA i że policja musi nadzorować "wszystkich muzułmanów w społecznościach poprzez monitorowanie muzułmańskich grup studenckich, meczetów oraz podsłuchy telefoniczne". Były dyrektor CIA R. James Woolsey i były zastępca podsekretarza stanu Departamentu Obrony ds. wywiadowczych generał porucznik William G. Boykin (który był szeroko krytykowany za podżegające antymuzułmańskie uwagi wypowiadane podczas służby) oferują rutynowo takim ekspertom swoją pomoc.
Można by przypuszczać, że NYPD jest wolna od infiltracji, ale rzeczywistość niestety mówi co innego. Personelowi NYPD pokazywano filmy takie jak "Trzeci Dżihad" - wulgarny antyislamski kawałek propagandowy, który miał silny wpływ na masowego mordercę z Norwegii, Andersa Breivika. Bardziej niepokojąca jest jednak polityka usprawiedliwiana takimi poglądami. Jak wyjaśnił w 2007 jeden z głównych funkcjonariuszy CIA, obecnie pracujący z NYPD Larry Sanchez, w swych zeznaniach dla Senackiej Komisji ds. Bezpieczeństwa Wewnętrznego, kluczowe dla wyśledzenia oznak radykalizacji w społeczności muzułmańskiej Nowego Jorku było "postrzeganie nieszkodliwej działalności, włączając w to zachowania, które mogłyby podlegać pod ochronę Pierwszej Poprawki, jako potencjalnego zwiastuna działań terrorystycznych".
Jeśli NYPD, która mimo wszystkich swoich błędów, pozostaje jedną z lepszych policji w Stanach, może być doglądana przez kogoś, kto uważa, że korzystanie z prawa do wolnej wypowiedzi może być zwiastunem terroryzmu, możemy tylko wyobrażać sobie, co sądzą oficjele w mniej kosmopolitycznych regionach naszego kraju. W rzeczy samej, kiedy Sanchez składał swoje zeznania, żaden z członków komisji nie podjął tematu jego dziwnej uwagi. Niby dlaczego powinni to uczynić, skoro rząd USA jest tak zajęty monitorowaniem wypowiedzi swych obywateli i ich oznak niezadowolenia, że słowa Sancheza są nie tylko trudne to zauważenia, ale gdy się je zauważy, nie poświęca im się więcej myśli? To, że takie wypowiedzi są w ogóle niezauważane, może być najbardziej trwałym zwycięstwem Osamy bin Ladena.
Mark LeVine
tłumaczenie: Tomasz Sosnowski
Mark LeVine jest profesorem historii na University of California w Irvine i autorem między innymi wydanych ostatnio książek "Heavy Metal Islam. Rock, Resistance and the Struggle for the Soul of Islam" (Random House, 2008) i "Impossible Peace: Israel- Palestine Since 1989".
Artykuł ukazał się na stronie internetowej stacji Al-Dżazira (english.aljazeera.net). Dziękujemy wydawcy za zgodę na przedruk polskojęzycznej wersji tekstu.