Jak zauważa P. Singer, australijski filozof i etyk oraz wykładowca prestiżowych uczelni na całym świecie (m.in. Princeston czy Oxford) "...Europejscy rasiści uważali na ogół, że ból zadawany Afrykaninowi mniej znaczy od cierpień Europejczyka. Podobnie postępują ci, którzy cenią swój gatunek wyżej od wszystkich innych, uznając absolutną wyższość własnych interesów". Potwierdzeniem tych słów są tezy i zasadnicze przesłanie obu wspomnianych wcześniej pozycji książkowych. Clou owych problemów E. Traverso, a poniekąd i S. Lindenberg (choć w innym kontekście), widzą słusznie zresztą, zarówno w organizacji masowej i taśmowo prowadzonej produkcji przemysłowej, wg XIX-wiecznego paradygmatu H. Forda (i po części koncepcji F.W. Taylora) jak i w ówczesnych kolonialno-imperialnych podbojach zachodnich mocarstw oraz w sposobie ich prowadzenia. Towarzyszące tym właśnie wydarzeniom i procesom trendy w nauce, mediach, publicystyce, propagandzie, kulturze czy sztuce przygotowywały żyzną glebę pod "ostateczne rozwiązanie" kwestii żydowskiej w III Rzeszy i masowe ludobójstwo na skalę przemysłową podczas II wojny światowej (ustawy norymberskie, obozy koncentracyjne, obozy śmierci, masowe ludobójstwo ras uznanych za gorsze: Żydów, Romów, Słowian, mordowanie jeńców radzieckich, a przede wszystkim totalna i bestialska likwidacja komisarzy ludowych wynikająca ze zwierzęcego antykomunizmu itd.).
Proces "odczłowieczenia człowieka" (E. Traverso, s. 59) rozpoczął się wraz z wielkokapitalistycznym procesem produkcji w XIX wieku. Osoba ludzka staje się elementem machiny nastawianej na zysk i podporządkowana w każdym wymiarze określonym, biurokratyczno-administracyjnym strukturom.
Warto też zwrócić uwagę w kontekście prowadzonych tu rozważań na klasowe źródła rasizmu w połączeniu z nacjonalizmem i ksenofobią jaka zapanowała w Europie i USA w trakcie XIX wieku. Przełożyło się to bezpośrednio na zainteresowanie i wątpliwe - z dzisiejszego punktu widzenia - osiągnięcia nauki, sztuki, kultury (eugenika, teoria wyższości rasy białej i higieny rasowej, kulturowy rasizm, ksenofobia, pochwała i kult przemocy, wojny itp.). Tendencjom tym ulegali wybitni skądinąd reprezentanci wykształconych elit Zachodu końca XIX i początków XX wieku: Le Bon, Sartre, Celine, Drumont, Gide, Proudhon (we Francji), Dickens, Kipling, Chesterton, nawet - Darwin (w krajach anglosaskich) czy Hasse, Sombart, Stoecker (w krajach niemieckojęzycznych). Dać to musiało w efekcie takie rozwiązania jak np. koncepcje naukowo podbudowanego rasizmu (Taine).
Pełzający i wszechobecny klimat nienawiści rasowej, kulturowego ekskluzywizmu, ksenofobii i prymatu cywilizacji zachodniej nad resztą świata (podparty wcześniejszymi wiekami chrześcijańskiej propagandy o wybraniu wyznawców Jezusa na wzór "narodu wybranego" Izraela i misji szerzenia jedynie prawdziwej wiary chrystusowej na Ziemi) zaowocować musiały masakrami i okrucieństwem jak np. w bitwie pod Omdurmanem (dzisiejszy Sudan), podczas podboju Algierii i Afryki Zach. przez Francuzów, w belgijskim Kongu ("Jądro ciemności" J. Conrada), w trakcie tłumienia powstań: Sipajów (Indie), Hererów (dzisiejsza Namibia) czy Bokserów (Chiny) - o wytępieniu autochtonów obu Ameryk czy Australii nie wspominając.
Do tego wszystkiego doszły takie tendencje jak krytyka demokracji (np. u Carla Schmitta w Niemczech), a nie były to wyjątki w Europie lat 20- i 30-tych XX wieku.
Warto również zwrócić uwagę na to jak w masowej propagandzie i poważnej skądinąd publicystyce (często w kręgach naukowych) prezentowano "dzikich", "barbarzyńców", "Kafrów", "Negrów", Hindusów i Chińczyków. Jak kreślono ich portrety psychologiczno-osobowe i rzeźbiono społeczny obraz w świadomości przeciętnego Europejczyka ludów nie-cywilizowanych, poza-europejskich. Potem łacno można było na tej bazie, korzystając jakby przy okazji z pradawnych mitów i uprzedzeń antysemickich (zabarwionych najczęściej religijnie - bez względu na denominację chrześcijańską), skonstruować wizerunek Żyda-bolszewika, Żyda-krwiopijcy, Żyda-bankiera i wyzyskiwacza, a przy okazji - cuchnącego cebulą, z pejsami, w chałacie, orlim nosem itd. (czyli osobowości godnej pogardy, a przynajmniej - podejrzanej etycznie i estetycznie). Jakże to podobne do klimatu epoki wiktoriańskiej, epoki kolonialnych podbojów i wizerunków krwiożerczych Arabów, niecywilizowanych Murzynów, prymitywnych Aborygenów i Tasmańczyków. Tak pod koniec XIX i z początkiem XX wieku ludy Afryki, Azji, Australii, Ameryki Pd. były postrzegane powszechnie na Starym Kontynencie i w USA (kto zgadnie skąd się wzięli w literaturze i sztuce "dzicy czerwonoskórzy" i co uosabiali?).
Dziś przy okazji kryzysu współczesnej formy kapitalizmu, gdy rynki oszalały, a amorficzne i anonimowe ośrodki finansjery lub inne, bliżej nieokreślone tego typu ponad narodowe gremia (na pewno autorytarnej i antydemokratycznej proweniencji), poczynają dyktować swe rozwiązania często wbrew demokratycznej i wolnej opinii publicznej (np. sprzeciw UE wobec zapowiadanego referendum w Grecji nt. ordynowanych temu krajowi oszczędności i wyrzeczeń nie wiadomo w imię czego), gdy bankructwo zagraża nie tylko Helladzie, ale i Portugalii, Irlandii, Węgrom, Azji, Italii czy Hiszpanii (czyli faktycznie całemu południowemu "podbrzuszu" Unii) w atmosferze publicystycznej, w publicznym dyskursie i potocznej mowie ludów Europy, odzywają się coraz popularniejsze i głośniejsze stwierdzenia, że Grecy ze swej natury są leniwi, nie chcą wydajnie i sumiennie pracować, wyłudzali cały czas pieniądze od reszty Europy, oszukiwali, mają za dużo przywilejów itd. Czyli są winni, gorsi, a w najlepszym przypadku - podejrzani. Syndrom "kozła ofiarnego" zawsze żywy.
Ale to dotyczy szerszego klimatu unoszącego się przy okazji aktualnego kryzysu i złamania gospodarki zachodniej, której ordynuje się od trzech dekad neoliberalna kurację - leniwymi przedstawia się także Włochów (zwłaszcza z południa Apeninu), "brudasami" pozostają Portugalczycy (i Grecy, i Włosi, i Hiszpanie). Unia, Stary Kontynent pęka wyraźnie. W świadomości. Bogaci, z północy, nie chcą już płacić (i mówią to jawnie), być solidarnymi, nie chcą dążyć do wyrównania różnic w poziomie życia, dzielić się materialnym dobrobytem ze słabszymi regionami i krajami Południa Europy.
Te klimaty, takie uzasadnienia i argumenty są bardzo często stymulowane przez nieodpowiedzialnych polityków i serwilistyczne media. Politycy - liczą na społeczne poparcie podczas wyborów, media - na zwiększone zainteresowanie "gawiedzi" (zyski) i próbę wstrzelenia się w nastroje społeczne. Ale jak zauważa włoski intelektualista U. Eco Najstraszniejsza jest "[...] nietolerancja ubogich, pierwszych wszak ofiar różnicy. Wśród bogatych nie ma rasizmu. Bogaci co najwyżej stworzyli doktryny rasistowskie; ubodzy tworzą ich praktykę, o wiele groźniejszą". Jakże smutno i groźnie brzmi to memento włoskiego profesora semiotyki i estetyki w świetle przedstawionych tu paraleli.
Bo nacjonaliści i naziści np. z Blood & Honor, NOP-u czy innych tego typu gremiów ostrzą sobie zęby do wejścia na salonu, a później - na dojście do władzy. Wybitnie niefortunna decyzja polskiego sądu legalizująca nacjonalistyczno-nazistowskie symbole w publicznym obiegu jest tego zaniepokojenia kolejnym elementem.
Przygotowywanie takiej atmosfery, takich skojarzeń i takiej świadomości społecznej jest niesłychanie groźne. Historia pokazała to wyraźnie i dobitnie.
Obie wspomniane książki są znaczącym wkładem w publiczny dyskurs nad genezą i zasięgiem nazistowskich (i nie tylko) zbrodni przeciwko ludzkości. Nad przyczynami popularności tych idei i ich nośności społecznej podczas wszelkiego rodzaju kryzysów. I ukazują w znaczącym świetle fakt, iż owe idee nie umarły wraz z końcem II światowej, klęską nazizmu i procesem norymberskim.
Radosław S. Czarnecki