Piotr Szumlewicz: Malejący autorytet upolitycznionej religii

[2011-12-02 16:37:23]

Spór o krzyż w Sejmie ma kilka wymiarów. Politycznie chodzi oczywiście o przyciągnięcie wyborców niechętnych Kościołowi (choć niekoniecznie religii,) o wykorzystanie intuicji antyklerykalnych, które mają czytelnicy "Faktów i Mitów" i "NIE", a nawet część elektoratu wiejskiego. To stąd - z niechęci wobec proboszcza, lokalnej władzy Kościoła - wzięło się spore poparcie dla Ruchu Palikota. Palikot ma jeszcze jeden cel - spolaryzować opinię publiczną i zepchnąć PiS na pozycje prawicowej ekstremy. To spychanie partii Kaczyńskiego na pozycje ekstremalne udaje się całkiem nieźle, czego dowodem choćby PiSowski pomysł powołania instytutu do walki z bluźnierstwem. Awantura o krzyż w Sejmie jest też dalszym ciągiem sporów, które zaczęły się po katastrofie smoleńskiej. To wtedy Palikot zauważył, że coraz więcej ludzi postrzega Kościół jako instytucję polityczną czy nawet partyjną. Dzisiaj widać, że jego diagnoza była trafna.

Polityka jest przede wszystkim grą o elektorat i nie łudzę się, że Palikot zajął się rozdziałem państwa od Kościoła z pobudek ideowych. Jeśli jednak krzyż w Sejmie stał się przedmiotem kalkulacji politycznej, to znaczy, że politycy zauważyli, iż opłaca się podjąć tę kwestię. A skoro okazała się źródłem kapitału politycznego, to mamy do czynienia z rzeczywistym trendem kulturowym, ujawnionym po katastrofie smoleńskiej - część elektoratu zaczęła czuć wyraźną niechęć do Kościoła i religii. To zjawisko szersze niż fenomen partii Palikota, która powodowana konformizmem politycznym deklaruje walkę nie tyle z religią katolicką, co z Kościołem, a ściślej rzecz biorąc - z nadużyciami Kościoła. Coraz więcej ludzi z rozmaitych środowisk - agnostyków, przedstawicieli mniejszości religijnych, ruchu LGBT, osób ambiwalentnych religijnie, wierzących w Boga, ale nie w Kościół - odkrywa, że krzyż nie jest symbolem neutralnym.

Kościół wraz z wieloma politykami prawicy naucza, że krzyż jest symbolem miłości. Ten argument ma zamykać usta krytykom krzyża w parlamencie i w innych miejscach publicznych. Są dwa argumenty, które można wysunąć przeciwko temu twierdzeniu. Po pierwsze, krzyż pozostaje symbolem określonej religii. Jeśli jest obecny w przestrzeni publicznej, to uprzywilejowuje katolików względem ateistów i przedstawicieli innych wyznań. Po drugie, w Polsce krzyż jest symbolem władzy, a nie miłości. Miłość narzucana siłą jest gwałtem. Wydaje mi się, że coraz więcej ludzi dostrzega, że krzyż stanowi formę gwałtu, przejaw arbitralnej władzy nie tylko Kościoła, ale, w wypadku jego obecności w Sejmie, również konserwatywnej prawicy; że jest symbolem dyskryminacji osób homoseksualnych, ateistów, ludzi o poglądach lewicowych czy po prostu tych, którzy chcą laicyzować Polskę. Coraz więcej osób dostrzega, że kiedy najwyżsi przedstawiciele polskiego Kościoła mówią, że ograniczanie kościelnych przywilejów to powrót do stalinizmu i najciemniejszych kart w historii PRL-u, to bronią przede wszystkim własnych interesów materialnych i swojej pozycji. Za walką o usunięcie krzyża z parlamentu kryje się więc coś o wiele poważniejszego - zaczątki laicyzacji społeczeństwa polskiego. Nie chodzi tu wyłącznie o zniechęcenie części elit politycznych do Kościoła, ale o odwrót od zorganizowanej religii - o fakt, że kiedy ludzie mówią o wierze w Boga, to ma to coraz mniej wspólnego z katolicyzmem.

Sądzę, że proces laicyzacji będzie w Polsce inny niż we Francji, gdzie istnieje autonomiczna sfera publiczna oraz Kościół, który działa poza państwem, w szeroko rozumianym społeczeństwie obywatelskim. Myślę, że w ciągu najbliższych lat będziemy mieli do czynienia z ostrą walką o rolę i miejsce Kościoła oraz religii na różnych obszarach - w państwie, społeczeństwie obywatelskim, a nawet w życiu prywatnym wielu ludzi. Będą spory o krzyż w parlamencie i urzędach miejscach, o religię w szkołach i o finansowanie Kościoła z budżetu państwa. Pewnie jeszcze długo nie będzie w Polsce modelu republikańskiego, a raczej rozgorzeją walki o świeckie państwo na wielu frontach. Dzisiejsze debaty pokazują jednak, że Polacy już są podzieleni w sprawie religii, a moim zdaniem będą podzieleni jeszcze bardziej. Być może w dalszej perspektywie dojdzie do rozdziału państwa i Kościoła, ale wcześniej czeka nas konflikt. Ktoś być może ściągnie krzyż w Sejmie lub dowiesi symbole innych religii, następnej nocy ktoś inny je zdejmie. Religia będzie się coraz bardziej upolityczniać, a im bardziej będzie się upolityczniać, tym bardziej będzie zmniejszał się jej autorytet.

Obawiam się jednak "scenariusza budapesztańskiego", który nakreślił Jarosław Kaczyński. Chodzi o model, który wytworzy się, jeśli pogłębi się kryzys, a władza będzie bardzo liberalna gospodarczo. Dojdzie wówczas do polaryzacji. Po jednej stronie znajdą się oświeceni obrońcy laickiego państwa, praw gejów, lesbijek, mniejszości seksualnych - obóz liberalny obyczajowo, ale też liberalny gospodarczo i obojętny na los ubogich. Po drugiej stronie ulokują się ludzie wykluczeni ekonomicznie, pozostawieni sami sobie przez władzę i zagospodarowani przez radykalizującą się prawicę. Obóz liberalny będzie się alienował, a obóz wykluczonych stanie się coraz bardziej radykalny i niechętny postępowym rozwiązaniom obyczajowym. Będą w nim narastały nastroje homofobiczne czy rasistowskie, coraz silniejszy będzie upolityczniony katolicyzm - na to właśnie gra Jarosław Kaczyński.

Odpowiedzią na to zagrożenie mogłaby być partia lewicowa, której dziś w Polsce brakuje, łącząca postulaty laicyzacji z propozycjami egalitarnymi w sferze ekonomicznej. Palikot nie ma nic wspólnego z tak pojmowaną lewicowością, gdyż mimo emancypacyjnych poglądów w sprawach światopoglądowych ma bardzo liberalne poglądy gospodarcze, lokujące go nawet na prawo od PO. W sytuacji kryzysu bardzo potrzebny jest ruch lewicowy, który połączyłby postulaty światopoglądowe i ekonomiczne; krytycznie odniósł się do nadobecności Kościoła w przestrzeni publicznej, a zarazem zaproponował egalitarne rozwiązania gospodarcze. Mógłby też ujawnić, że zbyt duża obecność Kościoła w państwie ma również swoje skutki gospodarcze. I nie chodzi przy tym tylko o przywileje kościelne, piętnowane przez Palikota czy SLD. Znacznie poważniejszą kwestią jest rola Kościoła jako pacyfikatora procesów społecznych; instytucji, która zagospodarowuje frustracje ubogich i zniechęca ludzi do walki o bardziej godne i dostatnie życie. Główne wyzwanie najbliższych lat to stworzenie ruchu lewicowego, który będzie bronił świeckiego państwa, a zarazem przedstawi egalitarne rozwiązania gospodarcze, takie jak bardziej progresywne podatki, wyższa płaca minimalna, wyższe i bardziej uniwersalne świadczenia społeczne, więcej publicznych, powszechnie dostępnych usług.

Piotr Szumlewicz


Tekst ukazał się w internetowym tygodniku "Kultura Liberalna" (www.kulturaliberalna.pl) jako część dyskusji "Zdejmiemy krzyż i co dalej?".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


24 listopada:

1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.

1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).

2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.

2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.


?
Lewica.pl na Facebooku