Indoktrynacja to proces, a zatem prowadzi się ją na każdym szczeblu nauki szkolnej, ba, sięga ona nawet na poziom studiów. I znów autorzy przywołują konkretne podręczniki (z nazwiskami ich autorów), w których można znaleźć dowcip o głupiej babie u lekarza (książka do przyrody w klasie IV szkoły podstawowej) bądź historyjkę niekumatej dziewczynki, niemogącej pojąć, czym różni się dziennik od tygodnika i dokąd to niby gazety wychodzą - te trudne sprawy cierpliwie tłumaczy jej oczywiście kolega. Zwracają też uwagę na śladowe ilości informacji o wybitnych kobietach w historii.
Nierówne traktowanie kobiet - przypomina Burnetko i Mateja - to nie jest tylko krzywda czyniona im samym, lecz osłabianie państwa. Jeżeli bowiem przez lata wbija się do głów obu płci, że dziewczęta są słabsze z przedmiotów ścisłych, to część z nich stłumi swój talent i wybierze inny kierunek nauki niż ten, który interesowałby je najbardziej. W efekcie poniesione zostaną koszty niechcianego wykształcenia, będzie stracony czas, później nieefektywna praca i w najlepszym razie - przekwalifikowanie.
Polski główny problem to jednak nadmierne obciążenie kobiet obowiązkami domowymi. Statystycznie 80 procent prac domowych wykonują kobiety, przeznaczając na to dwukrotnie więcej czasu niż mężczyźni. Winne są ciągle patriarchalne wzorce (kobieta = kapłanka rodzinnego ogniska, czyli pracownica do wszystkiego), ale także zbyt mała liczba żłobków i przedszkoli. A za tym stoi już polityka, bo w latach 90. oba rodzaje placówek wyjęto z zarządu administracji centralnej i przekazano samorządom, nie zwiększając jednocześnie lokalnych budżetów. Co więc można zrobić z dzieckiem, które w powszechnej świadomości ciągle ma kobieta, a nie kobieta i mężczyzna? Jak podają autorzy książki: do żłobków trafia w Polsce 2 procent dzieci do lat trzech (co stanowi najniższy odsetek w Unii Europejskiej), a do przedszkoli 60 procent (dyrektywy unijne to odpowiednio 33 i 90 procent).
Zamknięcie w domach kobiet to w skali kraju utrata ich potencjału intelektualnego, zdolności organizacyjnych i obniżenie PKB. „Warto przypomnieć wyliczenia Kevina Daly’ego, ekonomisty z Goldman Sachs, który udowodnił, że gdyby wyrównać szanse kobiet na rynku pracy, PKB krajów strefy euro wzrósłby o 7 proc.”
Dane statystyczne są bezlitosne dla wszystkich lekceważących kobiecy potencjał. W latach 1990-1997 tempo przyrostu firm zakładanych przez Polki było wyższe niż w przypadku mężczyzn. Niestety, jak wiadomo, pracowitość oraz przedsiębiorczość Ew nie przekłada się na poprawę ich sytuacji materialnej, większość z nich pracuje bowiem w zawodach sfeminizowanych, czyli najniżej opłacanych, poza tym czas spędzany w domu, przy dzieciach, niekiedy niepełny wymiar zatrudnienia i niższy wiek emerytalny nie dają poczucia materialnego bezpieczeństwa również w starszym wieku.
Co właściwie powoduje, że tak duży odsetek obywateli żyje de facto w gorszych warunkach? Autorzy książki przypominają poglądy Beccarii i Monteskiusza: prawo dba o interesy tych, którzy je tworzą. W polskim parlamencie nadal przytłaczającą większość mają mężczyźni. Dlatego zapewne znieczulenie przy porodzie to ekstrawagancja, na jaką nie stać budżetu, ale operacji brzucha czy amputacji kończyn nikt na żywca nie przeprowadza, choć we wszystkich tych przypadkach ból ma jednakowo zgodny z naturą charakter. „Nie ma pieniędzy na badanie prenatalne, bo może zaowocować usunięciem ciąży, ale już viagra podejrzana nie jest” (opinia cytowanej w książce prawniczki, prof. Moniki Płatek). I jeszcze jeden cytat: „Gdyby faceci rodzili, urlop w czasie ciąży byłby obowiązkowy i płatny 200 proc., za każdy skurcz porodowy należałaby się niemała renta i przywileje nie mniejsze niż kombatanckie. (...) Feminizm musi temu ciału zrobić miejsce w społeczeństwie - na równych zasadach”. To fragment książki Jolanty Brach-Czainy, Szczeliny istnienia. Autorzy Wszystkiego o Ewie nie tylko uwypuklają niesprawiedliwość kobiecego losu, ale także prezentują poprzez cytaty, omówienia czy podawaną na końcu każdego rozdziału bibliografię inne publikacje poświęcone tej samej problematyce.
A wracając do tezy, iż każda decyzja finansowa jest polityczna, to pojawia się w książce postulat monitorowania wydawania publicznych pieniędzy pod kątem płci, która korzysta z danej inwestycji. Jaka część budżetu jest przeznaczana na potrzeby i realizację aspiracji mężczyzn, a jaka kobiet?
Niewielkich rozmiarów książka tylko sygnalizuje ciągle istotne i ciągle bardzo słabo rozwiązywane problemy dyskryminacji kobiet. Warto podkreślić, jak liczne i zasłużone grono ludzi wzięło udział w pracach nad koncepcją tej publikacji, że wymienię tylko kilka osób: Henryka Domańskiego, Małgorzatę Fuszarę, Agnieszkę Graff, Aleksandra Smolara, Magdalenę Środę. Ewa Woydyłło wyraziła życzenie, aby kolejne wydanie było o połowę cieńsze. Niewątpliwie przyniosłoby to korzyść dla całego społeczeństwa, a na razie Ewy w różnym wieku muszą uzmysławiać sobie własne słabości i odnajdywać siłę do dochodzenia pełni praw. Książka Burnetki i Matei może w tym pomóc - jest ogólnie dostępna w wersji elektronicznej tutaj.
Krzysztof Burnetko, Anna Mateja: „Wszystko o Ewie”, Fundacja im. Stefana Batorego, Warszawa 2011, ss. 83.
Małgorzata Kąkiel