L. Dubel: Refleksje o obecnym i przewidywanym stanie szkolnictwa wyż. cz.II

[2012-10-04 13:25:06]

Prezentujemy dziś drugą część tekstu o problemach szkolnictwa wyższego.

Dalsza degradacja zawodu czyli stan po obecnej reformie



Mam nieodparte wrażenie, że osobami ustalającymi drogi kariery naukowej kieruje jakiś kompleks, iż znajdują się nie na swoim miejscu. Opuściwszy swą wioskę lub miasteczko i przenosząc się często na wątpliwej jakości salony uniwersyteckie, uczelni często nowych, bez tradycji, nie czują się u siebie. A skoro oni nie, to i pozostali także tak się czuć nie powinni. Mają czuć się niepewni, w istocie są niepewni i ta niepewność powinna ich stale dręczyć. Pamiętaj! Jeszcze nie możesz czuć się w pełni akademikiem. „Spokój sumienia” osiągamy, gdy jakiś obcokrajowiec, najlepiej Amerykanin powie o nas- „ten oto jest dobrym uczonym”. Alleluja! To przecież prowincjonalny, polski kompleks, i to prowincjonalny do sześcianu! Kompleks „wydwiżeńców” z ludu. Zatem muszą się aplikanci nauki uwiarygodniać setkami dokumentów i potem po ustabilizowaniu się wymagać tego od innych. Wiele sit, coraz więcej wymogów. Tworzy się np. nowe wymogi dla recenzentów w przewodach habilitacyjnych, profesorskich. I tak wszystko nadal pozostaje podejrzane, ktoś będzie chciał Naukę Polską oszukać!. Przecież to nie liczba recenzentów decyduje o randze danej pracy naukowej. Nie procedury weryfikowania ich w Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułu, czy wreszcie nowo wprowadzone sformułowanie a zarazem kryterium- wymóg: „uznana międzynarodowa ranga naukowa”. A rzekomo to wszystko oraz zaszczyt kierowania zespołami badawczymi zwłaszcza międzynarodowymi, uzyskiwanie grantów itp, dają gwarancję odpowiedniego poziomu naukowego. Jednak naprawdę czyni to realna obecność w nauce, publikowanie rezultatów badań, wreszcie efekt, uznanie środowiska dla tych badań. I to w Polsce, na miejscu, a nie w Idaho czy Nowosybirsku.

Obecnie przy zreformowanych kryteriach co do tzw. minimów kadrowych za jednego profesora zatrudnić można kilku doktorów lub kilku magistrów(art. 9a 2.3.4. prawa o szkolnictwie wyższym), A może na wagę albo wg wzrostu? Wymóg minimum kadrowego jest wówczas spełniony. Zaiste wysoka jest pozycja szkoły wyższej bez profesorów. Jest tu widoczne i uznanie międzynarodowe, możliwość rozwoju naukowego i możliwość kierowania tematami finansowanymi ze środków międzynarodowych itd.

Państwowa Komisja Akredytacyjna ma wątpliwości czy profesor tytularny prawa, specjalista w prawie cywilnym, może w szkole wyższej na stopniu podstawowym wykładać np. zasady procesu administracyjnego. Tu wystarczy przelicznik.

Zarobki?



Ponoć zawód profesora uniwersytetu należy do najbardziej uznanych i darzonych zaufaniem społecznym. Wydaje się, że w opinii administracji nauki i polityków powinna taka konstatacja członkom korporacji uczonych wystarczyć. Do tego ma ten uczony przecież różne zabawki dane mu przez władzę, których nie mają inni (poza prawnikami). To: m.in. samorządność szkoły wyższej (coraz mniejsza), togi, birety, gronostaje, białe lub czerwone rękawiczki, łańcuchy, berła, zakaz wstępu na teren campusu policji, senat, rada wydziału, obecność prezydenta lub ministra na wybranej inauguracji roku akademickiego, dukanie formuł w łacinie (których prawie nikt nie rozumie, toteż rektor tłumaczy je na polski), Gaudeamus… Tym imponderabiliom nie towarzyszy jedna rzecz i to podstawowa. Podstawowa - godne wynagrodzenie. To aksjomat chyba jedynie nieznany decydentom w nauce, w tym także posiadających stopnie i tytuł naukowy. Uczeni o pieniądzach nie rozmawiają, zapewne „nie wypada”. Nauka to powołanie!!! Akademickiej „drodze przez mękę” do tytułu, programowo, od początku PRL po czasy współczesne, towarzyszy niskie uposażenie pracowników nauki. (inaczej było w „ubogiej II RP”, w międzywojniu).

Skoro posłowie stawiają nam wymogi w postaci kryterium uznanej rangi międzynarodowej, to w USA oprócz tego wymogu, zarobki kształtują się następująco.

Zarobki profesora rocznie w:
Stanford i Princeton - 181,900 USD
Uniwersytet Chicago - 179,500 USD
Columbia University - 175.200 USD
Yale University -174.400 USD

Na tle struktury zarobków w innych zawodach, obecnie zarobki w nauce są nie tylko niskie nominalnie, także są niskie nabywczo, ale też nadzwyczajnie z tego powodu upokarzające. To wstyd otrzymywać takie sumy, otoczenie po prostu w to nie wierzy!!! Wychodzi się na kłamcę.

Jeśli chce się mieć przyzwoitą naukę i dydaktykę należy odpowiednio wysoko wynagradzać jej pracowników. Nie do przyjęcia jest sytuacja, w której z prawa podaży i popytu wyłącza się naukę na zasadzie: przecież robią to co lubią!!! Zresztą wniosek politycznych decydentów „będą zawsze tak robić, bo kochają naukę” jest fałszywy. Otóż nie będą, lub będą to czynić tak, jak się to zdarza, czyli byle jak. Kolejne ustawy, opinie napuszonych ekspertów, klakierstwo zatrudnionych, „wyrafinowana gra” i zgoda sił politycznych ekspertyzy wielkich firm doradczych , nie zastąpią prostej reguły. Chcesz mieć wyniki, to odpowiednio płać.

Nie można też szkolnictwa wyższego sprowadzać do roli wyłącznego twórcy nauki, gdyż skuteczniej czynią to państwowe i prywatne, często wielonarodowe, ośrodki badawcze odpowiednio wysoko wynagradzające ich twórczy wysiłek. Od pracowników szkól wyższych wymaga się by za te marne zarobki byli i nauczycielami w szkole wyższej i równolegle badaczami, naukowcami z wielkim dorobkiem rangi międzynarodowej. Oczywiście w szkołach wyższych prowadzone są badania podstawowe. Nie może być jednak tak, że prowadzący badania stosowane (poza strukturami nauki) są wielokrotnie lepiej wynagradzani od tych, którzy angażują się w badania podstawowe (w uniwersytetach itp.).

Propozycje resortu Nauki i Szkolnictwa… w zakresie zarobków wydają się przemyślane gdyby nie fakt, iż są rozmyślnie niedookreślone. W istocie rektorzy publicznych szkół wyższych zaniżają zarobki. Są utrzymywane w pobliżu prawnego minimum. To nagminna praktyka. Nie znam profesorów mających górną stawkę w danej kategorii. Działają tu proste mechanizmy. Nie będzie więcej zarabiał od rektora, dziekana. Nie będzie zarabiał więcej od innych profesorów w swej uczelni. Nie będzie zarabiał więcej od profesorów z innej uczelni.

Dopuszczalny jest tylko taki kierunek awansu płacowego. Ma zarabiać w najlepszym razie tyle samo, co inni, a najlepiej jak najmniej. Także rektorzy chcą mieć zasługę wobec Ekscelencji Ministra zwracając otrzymywane środki na koniec roku do budżetu. Są wówczas, jak widać, dobrymi gospodarzami. Budżet zawsze będzie za mały i zawsze pochłonie to, co mu się zwróci, ale są to pozorne oszczędności. Twierdzę że przy naszej obyczajowości i sposobach myślenia menadżerski sposób kształtowania zarobków jest nie do zrealizowania w obecnym systemie. Nie da się bezinwestycyjnie rozwijać nauki, a inwestycje w nauce to inwestycje w konkretnych ludzi, a nie tylko anonimowych magistrów, doktorów, profesorów poprzez grupy zaszeregowania. Należy przy tym uwzględniać atrakcyjność seminariów, innych form zajęć, kategorię kierunku czy wydziału, rangę uczelni.

Także formalny awans w nauce nie jest wspierany odpowiednio wysokimi wzrostami zarobków. Jeśli mnożąc trudności, weryfikując kandydata do awansu naukowego zawsze i wszędzie i wielokrotnie, w sposób niespotykany w innym zawodzie, uważa się, że w ten sposób wstępuje on na Olimp, to należy zapewnić zdobywcy choć trochę ambrozji, bo to co otrzymuje profesor to nie jest nawet wyrób ambrozjo-podobny.

Odwoływanie się do porównań wysokości zarobków w działach zawodów prawniczych i nauczycieli prawa w ogólne jest zdumiewające, bowiem różnice są tu oczywiste i horrendalne. Rozpoczynający pracę w sądzie, czy też początkujący prokurator mają zarobki równe doktorowi habilitowanemu, profesorowi w uczelni, która ich wykształciła. Mniej więcej takie relacje dotyczą pracowników administracji i pracowników pomocniczych w sektorze wymiaru sprawiedliwości.

Może więc porównać zarobki nauczycieli szkół i w szkolnictwie wyższym?

Dla nauczyciela stażysty limit średniego wynagrodzenia nie może być niższy niż 100 % kwoty bazowej.

Zarobki kształtować się mają następująco, jest to średnie wynagrodzenie wyliczone na koniec roku 2011:
Nauczyciel stażysta - 2618 zł brutto
Nauczyciel kontraktowy - 2906 brutto
Nauczyciel mianowany - 3770 brutto
Nauczyciel dyplomowany - 4817 zł brutto

Przed wojną były IV grypy wynagrodzeń nauczycieli. W najwyższej (566 etatów) nauczyciel zarabiał 1000,00 zł, w najniższej - 130,00 zł.

Reforma zarobków w szkolnictwie wyższym odnosić się ma do roku 2012 - start tej reformy 1 stycznia. Proponowane wysokości miesięcznych minimalnych stawek wynagrodzenia nauczycieli akademickich przedstawiają się następująco:
Profesor zwyczajny tytularny:
4145,00 zł (2012), kolejne lata: 4220,00(2013), 4605,00 (2014), 5390,00 (od 2015)
Profesor nadzwyczajny z tytułem profesora:
3865,00 (2012), 4220 (2013), 4605 (2014), 5390 (od 2015)
Profesor ze stopniem dr habilitowanego:
3540,00 (2012), 3865,00 (2013), 4220,00 (2014), 4605, 00 (od 2015)
Docent, adiunkt ze stopniem dr habilitowanego:
3310,00 (2012), 3615,00 (2013), 3945,00 (2014), 4305,00 (do 2015)
Adiunkt z doktoratem, starszy wykładowca:
2935,00 (2012), 3205,00 (2013), 3500,00 (2014), 3820,00 (od 2015)
Asystent:
1885,00 (2012), 2055,00 (2013), 2245,00 (2014), 2450,00 (od 2015).

Mają to być zarobki minimalne. Jednocześnie nie mają być one ograniczone co do skali wzrostu. To hojne państwo, daje w ten sposób ponoć nieograniczone możliwości zarobkowe i premiowanie wybitnych, zerwanie z prostym egalitaryzmem. W większości szkół wyższych, państwowych, na najbardziej prestiżowych uczelniach w Polsce, zarobki realnie kształtują się w jednak tych najniższych progach. Awans naukowy także odnosi się do wysokości zarobków najbardziej minimalnych w następnej grupie awansowej.

Realnie pozycje przychodów profesora tytularnego w jednej uczelni państwowych (ponad 40 lat pracy):
Wynagrodzenie zasadnicze: 4213,00
Dodatek stażowy: 880,00
Kierownik Katedry: 290,00
Łącznie brutto 5.612,00

Jest to wynagrodzenie brutto. Do tego dochodzą potrącenia na składki: emerytalna, rentowa, chorobowa, wypadkowa, fundusz pracy. Pracownik płaci (769,40 ubezpieczenia społeczne + składka zdrowotna 435,83). Razem ubezpieczenie i składka: 1205,23 oraz zaliczka na podatek: 103,00.

Niemiecki robotnik zarabia 30 Euro za godzinę, a polski 11 Euro za godzinę. Polski profesor tytularny ok. 50 zł brutto za godzinę nadliczbową. Jak określa się wysokość wynagrodzenia. Odpowiedź: cytuję: „Godzinową stawkę wynagrodzenia zasadniczego oraz dodatków określonych stawką miesięczną, wynikających z osobistego zaszeregowania pracownika, ustala się dzieląc miesięczną stawkę przez liczbą godzin przypadających do przeprowadzenia w danym miesiącu, a w odniesieniu do nauczycieli akademickich - przez liczbę 156" (§ 25 Rozdział 5 Rozporządzenia Ministra N. i Szk. Wyższego). Jak określa się całe wynagrodzenie, jego wysokość. Tajemnica…… i wolna wola rektora.

Jak kiepski żart brzmią deklaracje ministra o podwyższeniu zarobków w szkolnictwie wyższym. Nie wspominam o czynniku inflacji, który je realnie obniża oraz o tym, że osiągnięcie najwyższej stawki w danej grupie w zasadzie nie było spotykane. Dziś brak oznaczenia górnej granicy zarobków w danej grupie brzmi miło, ale jest do „dzielenie Inflantów” (a jak wspomniane rozporządzenie ma się do tego?).

Rektorzy nie praktykują odpowiednich podwyżek przy awansie naukowym. Są one najczęściej symboliczne Pozostają przy przyznaniu najniższych stawek lub niewiele wyższych. Możliwość podwyżek ogranicza też coraz mniejsza dotacja budżetowa. Gdyby uznać że awans naukowy jest realnym awansem, to niechby to była najniższa granica w danej grupie, lecz wyznaczona górną granicą poprzedniej grupy. Obecnie jeśli się zdobywa tytuł profesora to podwyżka wynosić może i wynosi ok. 500 zł, w pozostałych grupach jeszcze mniej. Zaiste wielka to zachęta do awansu naukowego, o którym ględzi się bez końca, najczęściej wspominając profesurę jako czynnik złośliwie wstrzymujący te imponujące finansowo awanse młodym ludziom.

Dla przykładu w dynamicznie rozwijającej się II RP, w okresie międzywojennym zarobki profesorów były zróżnicowane. Środków finansowych nie pozyskiwano łatwo. Jednak już w latach 1924-1925 nastąpiła znacząca poprawa sytuacji. Podstawowym źródłem były dotacje budżetowe, które w przypadku Uniwersytetu Poznańskiego w 72% przeznaczone były na wynagrodzenia, na naukę przeznaczano 11% dotacji. Po momencie załamania Wielkim Kryzysem, sytuacja uległa jednak polepszeniu już w latach 1931/1932. Środki finansowe uniwersytetu były rozmaite, a to: dotacje budżetowe, dochody własne (gł. czynsze z wynajmu). Z budżetu centralnego finansowano głównie fundusz osobowy, ze środków Ministerstwa, tzw. dotacje naukowe, pewien procent z czesnego przeznaczony był na wydatki celowe. Istniały także opłaty seminaryjne, świadczone przez studentów i przeznaczone na utrzymywanie bibliotek zakładowych. Były to zresztą czasem znaczące sumy. Wydział Prawny i Ekonomiczny pracowały „bardzo oszczędnie i tanio przy minimum wyposażenia w środki rzeczowe i finansowe”. (K. Krasowski: Wydział Prawno-Ekonomiczny Uniwersytetu Poznańskiego w latach 1919-1935,s.161.) W tych trudnych warunkach budowy państwowości polskiej, zaledwie kilka lat po odzyskaniu wolności i końcu wojny polsko-bolszewickiej profesor uniwersytetu w roku 1926 zarabiał ok. 400,00-450,00 zł. Przed wybuchem II wojny ok. 1000,00 - 700,00 zł. Zresztą wysokości zarobków w różnych uczeniach były też różne. Siła nabywcza złotówki była olbrzymia. Zarobki regulowały: Rozporządzenie RM z 19.12.1933, DU 102, poz.781 i Rozporządzenie Prezydenta RP z 25 października 1933, DU 86,poz.663. Przed wojną, u początków państwowości pensja profesora (od 9.10.1923 ) była równa wysokością wynagrodzeniu komendantowi głównemu policji. Wynosiła 6000,00 zł. Funkcyjni: I Prezes Sądu Najwyższego otrzymywał 1000 ,00 plus 2000,00 zł (dodatek), Sądu Apelacyjnego ok. 800 zł + 800,00 zł (dodatek) i Sąd Okręgowy samego dodatku 400 zł, Sądu Grodzkiego 100,00 zł. dodatku. W roku 1933 ustalono, iż profesor zwyczajny osiągał zarobki z IV grupy = 1000,00 zł , profesorowie nadzwyczajni w grupie V zarabiali 700 zł. W 1939 r sędziowie zarabiali pomiędzy 1100,00 zł a 426,00 zł. Wartość dolara 5,3 zł (nie należy zapominać o sile nabywczej dolara w tamtym czasie). Zarobki profesorów odpowiadały mniej więcej tym sumom. Wymogi wobec profesorów były zdecydowanie inne. System habilitacji pojawia się w latach 30-tych. Po reformie zarobki profesury nadal są wysokie i nie są opodatkowane podatkiem dochodowym! Nie odprowadzali też opłaty emerytalnej.

Podkreślić zatem należy, że profesura po zakończeniu aktywności zawodowej przechodziła w stan spoczynku (o możliwości takiej mówiła społeczności obecna Minister i na mówieniu się skończyło) i przypomnieć, że wynagrodzenie nie było opodatkowane, dziś odbierze się 50 % koszty uzysku w podatku od sprzedaży praw autorskich.

Zdecydowanie się na karierę naukową dziś, w tych warunkach, to desperacja, akt poświęcenia (tylko komu i czemu?), bogaci rodzice lub założenie, że po zdobyciu pewnej pozycji naukowej „zwieje” się tam, gdzie dobrze płacą. Na pewno nie Polska bez pieniędzy na badania i z ofertą zarobków na poziomie kelnera w biedniejszych państwach „starej Europy” tj. 1000-1500 Euro, jest atrakcyjnym miejscem dla „Krzemowej Doliny”.

Śmiesznie brzmi wprowadzenie wymogu zgody rektora na zatrudnienie w innym miejscu pracy (z ograniczeniem do jednego). Rektorzy nie będą wydawać takiej zgody. Powód: w wielu dziedzinach zmuszać się będzie pracownika do nadgodzin wg stawek ministerialnych pod rygorem braku zgody na dodatkowe zatrudnienie poza uczelnią. Uprawnienie ograniczenia dydaktyki do ¼ ponad pensum stanie się iluzoryczne. Do tej pory połączenie kiepskiego wynagrodzenia z etatu w państwowej szkole wyższej z etatem w niepublicznej szkole, często też w terenie kiepsko płatnej, dawało przeciętnie dość sensowne wynagrodzenie. Nie mówię o tolerowanych przez państwo kilkudziesięcioletnich nadużyciach w tej sprawie. Teraz dopiero w istocie wprowadzono zakaz dodatkowego zatrudnienia, a dodać należy, że ilość szkół wyższych będzie lawinowo maleć (niż demograficzny i brak kadr) i ograniczenia same staną się zbędne.

Przedstawione powyżej oficjalne wielkości pokazują, iż jest to i będzie nadal dzielenie biedy i pozostanie tak nadal włącznie z rokiem 2015.

Zarobki w nauce są niskie, nie zachęcające do wysiłku, zmuszające do poszukiwania dodatkowych źródeł zatrudnienia. Ustawa w istocie znosi prawo do swobodnego zatrudnienia poza uczelnią. Można formalnie pracować jeszcze w jednym miejscu, jednak za zgodą rektora. Nie wątpię, iż istnieje spora grupa rektorów, którzy z rozkoszą odmówią takiej zgody.

Ta sytuacja nie dotyczy wszystkich grup zawodowych. Tego problemu nie ma przykładowo służba zdrowia. Brak więc równości w traktowaniu.

Jeśli ktoś uważa, że pensja pracownika szkolnictwa wyższego jest w takiej sytuacji wystarczająca do spokojnej egzystencji, to jest albo cynikiem, albo niczego nie rozumie.

Należy zwrócić uwagę na to, że w tej sytuacji zarobki nauczycieli ze szkół poza poziomem wyższym są równe jeśli nie wyższe od zarobków w szkołach wyższych. A wymogi, kwalifikacje?

Można oczywiście odwołać się do innych przykładów. Zmieniają one optykę widzenia problemu dochodów. Ktoś, kto otrzymał grant może oczywiście więcej zarobić. Może, ale też jego zarobki są ograniczone przez tzw. narzuty na rzecz uczelni. To zupełne szaleństwo i zabawa w manewrowanie zapisami księgowymi. W badaniach statutowych jest to 30% kosztów, czyli środków wydanych. Oznacza to, że otrzymując 20.000 zł wydać można na badania jedynie 14.000. Statystycznie badacz otrzymał 20.000, realnie 14.000. Uczelnia organizując konferencję naukową przyjmuje wpisowe. Załóżmy, że jest to 1000,00 od osoby. Udział w konferencjach liczony jest do dorobku naukowego i jest obowiązkiem uczonego, by ten zaistniał w dyskusji naukowej. Od tej sumy pobierany jest jednak podatek: VAT 23%. Czyli realnie rozwój badań sponsorowany przez państwo należy w tym przypadku umniejszyć o podatek VAT, czyli ok. 23%. Wpisowe wynosi więc realnie 730,00 zł i taką sumą można realnie dysponować! Na naukę wydano jednak statystycznie 1000,00 zł. Natomiast od konferencji dydaktycznej VAT nie jest odprowadzany. To jednak nie jest działalność naukowa. O co tu chodzi? Państwo daje i państwo zabiera. Wszędzie jest sukces. Dużo daliśmy i mamy wpływy z VAT. Modne są granty. Ale mało kto granty otrzymuje. Są one różnej wysokości. Grant nie jest bezpośrednio związany z dydaktyką a więc jego pozyskiwanie i realizacja pozostają bez związku z dydaktyczną funkcją szkoły wyższej. Czas poświęcony na zdobywanie grantu może niekorzystnie odbić na jakości dydaktyki. Każdy wybiera, to, co dla niego jest ważniejsze. Chyba nie dydaktykę ? Uważam, że scentralizowanie podziału środków na badania dodatkowo sprawę skomplikuje. Wydłuży procedury pozyskiwania tych środków, zbiurokratyzuje je. Moim zdaniem także realnie ograniczy możliwości ich uzyskiwania preferowaniem przez biurokrację pewnych tematów i kierunków badań kosztem innych. Także dotyczyć to będzie konkretnych osób. Ten oto jest znany, zatem gwarantuje, że nie zmarnuje i tak małych środków. Dostanie! Co z wchodzącymi do nauki?

Awanse naukowe



Doktorat: Zasadniczo jest to trzeci etap w procesie wykształcenia wyższego ( w ujęciu bolońskim).

Wymogi:
1. Tytuł zawodowy magistra lub równoważny.
2. Zdane egzaminy doktorskie (praktycznie trzy, w tym egzamin z języka obcego).
3. Napisana, przedstawiona radzie wydziału, zrecenzowana przez dwóch recenzentów, opublikowana w różnych formach rozprawa doktorska. Wcześniej musi być zaopiniowana ona przez promotora.
4. Publiczna obrona.

Nowe uregulowanie: „W szczególnych przypadkach(…) stopień doktora można nadać osobie, która posiada co najmniej tytuł zawodowy licencjata (…) i uzyskała „Diamentowy Grant”…". Będziemy mieć dwa rodzaje doktoratów. Po co?

Doktor habilitowany:
Przepustka do względnej stabilności w zawodzie pracownika szkolnictwa wyższego i nauki.

Wymogi:
1. Stopień doktora oraz stosowne osiągnięcie naukowe itp., uzyskane po stopniu doktora (dzieło opublikowane w całości lub znacznej części, cykl artykułów monotematycznych, część pracy zbiorowej, gdy da się wyodrębnić indywidualny wkład osoby).
2. Są one znacznym wkładem autora w rozwój określonej dyscypliny naukowej.
3. Wykazuje się on istotną aktywnością naukową lub artystyczną.

Szczegółowe wymogi:
a. W obszarze nauk społecznych autorstwo lub współautorstwo publikacji naukowych zawartych w czasopismach znajdujących się w JCR ( Journal Citation Reprt) lub na liście ERICH ( European Reference Index for the Humanities). Prawnicy na dziś nie mają ani jednego.
b. Autorstwo lub współautorstwo monografii, publikacji naukowych w czasopismach innych niż punkcie „a”.
c. Udział w opracowaniach zbiorowych, autorstwo lub współautorstwo, udział w ekspertyzach, katalogach zbiorów.
d. Ma przedstawić sumaryczny impact factor publikacji według listy JCR zgodnie z rokiem opublikowania.
e. Przedstawić listę cytowań wg Web of Science.
f. Indeks Hirscha opublikowanych publikacji wg WoS,
g. Kierowanie międzynarodowymi lub krajowymi projektami badawczymi lub udział w takich projektach.
h. Międzynarodowe lub krajowe nagrody za działalność naukową.
i. Wygłaszanie referatów na krajowych lub międzynarodowych konferencjach tematycznych.

4. Postępowanie wszczęte zostaje na wniosek osoby zainteresowanej skierowany do Centralnej Komisji wraz z autoreferatem, wskazującym właściwą jednostkę do przeprowadzenia postępowania.
5. Ocena formalna wniosku przez CK obejmuje kwestie wskazane wyżej oraz inne.

Wymogi w zakresie dydaktyki:
a. uczestnictwo w programach europejskich i innych programach międzynarodowych lub krajowych,
b. udział w międzynarodowych i krajowych konferencjach lub udział w komitetach organizacyjnych tych konferencji
c. otrzymane nagrody i wyróżnienia,
d. udział w konsorcjach i sieciach badawczych,
e. kierowanie projektami realizowanymi we współpracy z naukowcami z innych ośrodków polskich i zagranicznych a w przypadku badań stosowanych z przedsiębiorcami,
f. udział w komitetach redakcyjnych i radach naukowych czasopism,
g. członkostwo w krajowych i zagranicznych towarzystwach naukowych,
h. osiągnięcia dydaktyczne-popularyzatorskie,
i. opieka naukowa nad studentami,
j. opieka naukowa nad doktorantami jako opiekun lub promotor pomocniczy z podaniem tytułów rozpraw,
k. staże zagraniczne lub krajowe,
l. wykonywanie ekspertyz,
ł. udział w zespołach eksperckich i konkursowych,
m. realizowanie projektów międzynarodowych lub krajowych oraz publikacji w czasopismach międzynarodowych i krajowych.

6.Centralna Komisja powołuje komisję habilitacyjną w celu przeprowadzenia postępowania w składzie: czterech członków o uznanej renomie naukowej, w tym o międzynarodowej renomie, w tym przewodniczącego i dwóch recenzentów.
7. CK wyznacza te osoby spoza jednostki.
8. CK ponadto wyznacza trzech członków komisji o uznanej renomie naukowej, w tym międzynarodowej, w tym sekretarza i recenzenta proponowanych przez jednostkę przeprowadzającą postępowanie.
9. Członkowie komisji w postępowaniu jawnym ( lub na wniosek tajnym) oceniają czy osiągnięcia wnioskodawcy spełniają wymogi ustawowe.
10. Komisja habilitacyjna przedstawia radzie jednostki organizacyjnej uchwałę zawierającą opinię w sprawie nadania lub odmowy nadania stopnia dr habilitowanego wraz z odpowiednimi dokumentami.
11. Jednostka organizacyjna podejmuje uchwałę w sprawie nadania stopnia dr hab. lub odmowy.
12. Rada jednostki umieszcza na stronie internetowej jednostki dokumenty wymienione w ustawie oraz stosowne uchwały (art. 18 a).

Bez tych wymogów mogą takie uprawnienia uzyskać osoby mające stopień doktora uzyskany w kraju bądź za granicą, kierujące samodzielnie co najmniej pięć lat zespołami badawczymi, zarazem, które posiadają znaczący dorobek oraz osiągnięcia naukowe, zatrudnione w szkole wyższej na stanowisku profesora nadzwyczajnego lub profesora wizytującego. Decyzję podejmuje rektor i zawiadamia CK. Mamy więc w przypadku pracowników samodzielnych: osoby ze stopniem doktora habilitowanego po przewodzie habilitacyjnym nadanym decyzją rady jednostki organizacyjnej, osoby o uprawieniach równoważnych wynikających z posiadania stopnia doktora habilitowanego- tu organem decyzyjnym jest rektor.

Tytuł naukowy nie oznacza automatycznie otrzymania stanowiska profesora zwyczajnego. Tu kryteria precyzuje statut uczelni.

Tytuł:
1. Nadaje go Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej na wniosek Centralnej Komisji.
Warunek rozpoczęcia procedury - stopień doktora habilitowanego lub uprawnienia równoważne nabyte w trybie szczególnym. Centralna Komisja na wniosek danej jednostki organizacyjnej może dopuścić do wszczęcia postępowania dla osoby, która uzyskała stopień doktora i posiada wybitne osiągnięcia naukowe.
2. Dr habilitowany posiada osiągnięcia naukowe znacznie przekraczające wymogi stawiane w przewodzie habilitacyjnym.
3. Posiada także doświadczenie w kierowaniu zespołami badawczymi, realizujące projekty finansowane w drodze konkursów krajowych i zagranicznych.
4. Posiada osiągnięcia w opiece naukowej, uczestniczył trzykrotnie jako promotor lub jako promotor pomocniczy w przewodzie doktorskim, co najmniej raz w charakterze promotora oraz co najmniej dwa razy w charakterze recenzenta w przewodzie doktorskim lub postępowaniu habilitacyjnym.
5. Odbyła ta osoba staże naukowe (czyli więcej niż jeden) i prowadziła prace naukowe w instytucjach naukowych, w tym zagranicznych.

Procedura:
1. Przeprowadza jednostka organizacyjna posiadająca stosowne uprawnienia.
2. Rada jednostki przekazuje Centralnej Komisji listę co najmniej dziesięciu kandydatów na recenzentów spośród osób zatrudnionych w innej jednostce organizacyjnej. Czasem nie ma ich dziesięciu w Polsce.
3. Centralna Komisja spośród osób zaproponowanych przez jednostkę powołuje pięciu recenzentów spośród osób o renomie międzynarodowej lub spośród innych osób. Nie jest jasne czy spośród tych dziesięciu, choć nie mają uznanej renomy międzynarodowej czy spośród innych – nie wnioskowanych przez jednostkę i mających tę renomę? Co to znaczy „renoma międzynarodowa”?
4. Recenzentem w postępowaniu może być osoba: posiadająca tytuł profesora w tej, lub pokrewnej dziedzinie
lub osoba
- posiadająca stopień doktora zatrudniona przez co najmniej pięć lat w zagranicznej szkole wyższej lub instytucji naukowej na stanowisku profesora,
- która przez okres co najmniej pięciu lat kierowała samodzielnie zespołem badawczym,
- była promotorem co najmniej dwóch doktoratów oraz posiada znaczny dorobek naukowy.

Oczywiście istnieje wiele innych pozornie racjonalnych rozwiązań w nowym prawie o szkolnictwie wyższym:
1. Zatrudnienie na zasadzie umowy, generalnie wszystkich, z wyjątkiem osób posiadających tytuł.
2. Zakaz zatrudniania w jednostce powodujący stosunek podległości służbowej osób spokrewnionych bądź powinowatych. To już mniej jasne. Z góry zakładamy nepotyzm. To zresztą kolejny dowód na permanentną postawę nieufności.

Przyjęte nowe rozwiązania generalnie osłabiają pozycję pracowników wobec rektora.

Jestem przeciwnikiem poglądu, iż w nauce jest niezbędna tak ścisła, jaką mamy, formalizacja poszczególnych awansów. Jest ona w pewnym stopniu pożądana w szkolnictwie wyższym. W „czystej” nauce nie tyle stopnie naukowe, ile wytężona praca, nakłady finansowe i „iskra boża” przynoszą najlepsze i epokowe wyniki. Zatem o randze naukowej świadczy nie to, jakie stopnie i tytuł posiadasz, ale czy jesteś oryginalny i czy twoje pomysły przynoszą oczywiste korzyści w różnych sferach życia. Nie można zresztą sprowadzać tych efektów tylko do nauk ścisłych i wynalazków z zakresy cywilizacji technicznej. Dotyczy to też kultury, czy prawa i to w równym stopniu.

Istnieje u nas powszechny, o długiej tradycji mit, iż naukę rozwija się relewantnie do osiągania stopni i tytułu. Otóż nie uważam, iż sensownym jest to milcząco przyjmowane założenie, że podejmując pracę w uczelni wyższej musisz osiągnąć w pierwszym rzędzie status samodzielnego pracownika nauki, zatem habilitację i najlepiej tytuł profesora. Jednak de facto musisz, bo cię po ośmiu latach wyrzucą choćbyś był geniuszem. Uważam, że w procesie realnej dydaktyki są wspaniali wykładowcy występujący jako starsi wykładowcy, docenci, zwolnieni niejako z obowiązku wytężonego udziału w badaniach naukowych. Przecież są również profesorowie tytularni świetni badacze, którzy nie potrafią zrozumiale wyłożyć problemów ze swej dyscypliny. Dla wszystkich znajduje się stosowne miejsce w szkole wyższej jeśli uważa tak środowisko danej dyscypliny i towarzyszy temu zainteresowanie studentów.

Najmniej do akceptowania takich postaci, lub ich odrzucania, dopuszczania do awansów naukowych angażowałbym biurokrację i wypracowane przez nią kryteria.

Problem można rozwiązać stosunkowo prosto. Jednak to, co proste jest u nas a priori odrzucane.

Proponowany przeze mnie model hierarchii w szkolnictwie wyższym:
1. Asystent (głównie) lub doktorant na studiach doktoranckich.
2. Doktor otrzymujący decyzją Rady Wydziału (senatu?, rektora?) stanowisko profesora nadzwyczajnego zatrudnionego na zasadzie umowy na czas oznaczony, za zgodą kierownika katedry.
3. Doktor habilitowany, wraz z otrzymaniem stopnia doktora habilitowanego zatrudniany od razu na stanowisku profesora drogą mianowania na czas nieoznaczony lub najpierw na czas oznaczony (np. 5 lat), i następnie na czas nieoznaczony.
4. Wprowadzenie tylko jednego stanowiska profesora: „nadzwyczajny”, po doktoracie, „zwyczajny” po habilitacji.

Tworzenie takiej hierarchii w szkolnictwie wyższy spowodowałoby, iż droga awansu stałaby się elastyczniejsza. Pewność zatrudnienia wzrosłaby, co przekłada się na jakość prowadzonej dydaktyki i badań naukowych.

Obecnie zatrudnieni w szkolnictwie wyższym, ale też aspirujący do stopni i tytułów naukowych spoza szkolnictwa wyższego oceniani są przede wszystkim za osiągnięcia naukowe w/g ustalonych kryteriów biurokratycznych; ilość publikacji, ich punktacja, publikowanie w czasopismach tylko uznanych przez biurokrację nauki, monografie, współudział w monografiach. Jest to zarazem podstawa zarówno rocznej jak i okresowych ocen pracowników, a stosowana jest także przy zdobywaniu tytułu i stopni. Wszyscy i wszędzie i zawsze oceniają się. Tak było, tak ma być. Jeśli te permanentne weryfikacje mają czemuś służyć, to czemu? To skąd ta mizeria polskiej nauki? Przy awansach bierze się pod uwagę sprawdzanie biurokratycznie ustanowionych wymogów. Gdyby być konsekwentnym to zapewne i Einstein by ich nie spełnił. Takie srogie wymogi dotyczące sfery nauki wcale nie muszą przenosić się na dydaktykę szkoły wyższej, ale się przenoszą.

Przewiduję:
1. Niejasne nadal zasady wynagradzania pracowników nauki.
2. Symboliczne podwyżki płac ogłaszane jako sukces polityki i dowód jej działania na rzecz nauki. Generalnie nadal niskie płace.
3. Wymarcie (dosłownie) profesury w niektórych działach i kierunkach nauki bez pozostawienia następców, a następnie obumarcie tych kierunków.
4. Zniknięcie pojęcia i praktyki „określonej szkoły” znanego profesora.
5. Sparaliżowanie instytucji recenzenta (wymóg uznanej rangi międzynarodowej), a tym samym ograniczenie procedur awansowych, zamiast ich przyśpieszenia.
6. Znaczne osłabienie samorządności szkoły wyższej poprzez wzmocnienie ustawowe pozycji rektora i ministra. Możliwy powrót do rozwiązań z początków PRL.
7. Szybką i pośpieszną i znów do końca nie przemyślaną nowelizację ustawy o stopniach i tytule.
8. Liczne upadki niepublicznych szkół wyższych i konieczność interwencji państwa.
9. Dalsze obniżenie poziomu kształcenia. Niedokształceni absolwenci szkół średnich zostaną nadal dalej niedokształceni w szkołach wyższych, lecz ukończą je z poczuciem przynależności do elity. Wiecznie sfrustrowani nie zbudują, ani nauki, ani dydaktyki.
10. Brak spektakularnych efektów dofinansowania studentów kierunków deficytowych dla polskiego rynku. Liczna emigracja inżynierów, lekarzy itp. Powtórzmy, zatrudnienie absolwentów jest funkcją rozwoju gospodarczego a nie twórczości biurokratów.
11. Zanik studiów stacjonarnych. Kto ma pracę będzie ją szanował. Zresztą instalator wod. kan. po szkole zarabia 4000 zł i więcej. Może się uczyć zaocznie i pracować. Tymczasem to studia stacjonarne są obowiązkiem szkoły i ją nobilitują. Nic nie pomoże zarządzenie, rozporządzenie czy ustawa o proporcjach studentów.
12. Ostatecznie konieczność wprowadzenia odpłatnych studiów wyższych łagodzona pośpieszną polityką kredytową i stypendialną. Przy tym awantury, strajki, zamieszki i straty w majątku etosie szkoły wyższej.
13. Odpływ pracowników naukowych do gospodarki wraz ze wzrostem stopnia jej rozwoju i lepszymi wynagrodzeniami. Tu również liczna emigracja do znanych i mniej znanych zagranicznych ośrodków naukowych. Liczne kombinacje w związku z warunkami awansu, znane już w środowisku. M.in. obchodzenie kryterium tzw. rangi międzynarodowej, skomplikowanych procedur doktorskich i habilitacyjnych. Habilitacje i doktoraty będą uzyskiwane w egzotycznych uczelniach zagranicznych.
14. Wzrost korupcji na wielką skalę w związku z punktem powyżej.
15. Dalsze pauperyzowanie środowiska.
16. Dalszy rozwój biurokracji w nauce. Liczne centra dzielące środki, skomplikowane aplikacje o nie, odmowy, odwołania, procedury. Tu także dalszy rozwój różnych algorytmów, statystyk i innych mechanizmów formalnych, problem Ram Kwalifikacyjnych, sprawozdań , ocen, weryfikacji itp., a studia nierzadko kończy dureń. Nazbierał punktów ECTS, stąd należy mu się dyplom. Taki jest finisz wielkich ambicji edukacyjnych, które mają dokonać się bez pieniędzy. M.i.n. mam na serio wpisywać w dokumenty ministerialne, ile student czasu ma poświęcić nauce przedmiotu? Durniowi nie wystarczą miesiące, zdolnemu tydzień, dwa. I tyle. Biurokraty nic nie zadowoli. Szkolnictwo wyższe to raczej zabawy biurokratów niż faktycznie misja edukacyjna prowadzona na serio, dla ludzi, którzy tego rzeczywiście potrzebują.
17. Zwycięstwo ideału „Polskiego Hydraulika”, lecz nie absolwenta szkoły wyższej. To ma zresztą większy sens, bo ludzie z prostym zawodem przynajmniej będą cieszyć się średnim standardem życia, a nie ubóstwem. Stają się płatnikami podatku dochodowego a nie konsumentami środków budżetowych, rośnie ich staż pracy, nabywają uprawnienia emerytalne. Kwestia ambicji osobistych, przecież rezygnuje się z niej często mając ukończone studia wyższe i wykonując zawody nie wymagające takich kwalifikacji i to nie tylko za granicą, ale coraz częściej w Polsce.

Należy więc kolejny raz przywołać klasyka (Zamoyski): „Takie będą Rzeczypospolite jakie młodzieży chowanie”. Nic dodać, nic ująć. Zresztą to trafne stwierdzenie było już wielokrotnie nadużywane. „Chowanie młodzieży”, obecnie prezentowane na wszystkich stopniach edukacji uważam za mało wartościowe, wręcz kiepskie. I tak, ta choroba nadmiernej ambicji i pędu do zmieniania wszystkiego co się da, z jednej strony, powierzchowności i tymczasowości, z drugiej, ciągnąca się od gimnazjum i liceum, permanentny eksperyment, trafiają w końcu do uczelni wyższych. Tu trafiają na środowisko wyraźnie zgnębione antyinteligencką postawę rządzących, ludzi od których coraz więcej się wymaga, i którym coraz mniej się oferuje. Stopniowo w administracji nauki coraz bardziej wysoko ocenia się umiejętność wypełniania przez uczonych odpowiednich rubryk na setkach dokumentów niż umiejętności dydaktyczne. W tej sytuacji Premierowi nadal łatwiej rozmawiać z „kibolami”, niż z profesorami, trwanie w swoim przekonaniu o wielkim postępie w rozwoju nauki i szkolnictwa wyższego w Polsce. Tu nic rozsądnego administracja nie jest w stanie powiedzieć i zrobić. Nic takiego nie zrobiła. I tak pozostanie jeśli ktoś nie obudzi decydentów z ich stanu samozadowolenia.

Reforma nauki i szkolnictwa wyższego nadal jest potrzebna, oczekiwana i powinna jak najszybciej nastąpić. Także reforma tego, co już zostało zreformowane a może przede wszystkim.

Lech Dubel



Autor jest profesorem w Katedrze Doktryn Politycznych i Prawnych Uniwersytetu Marii Skłodowskiej-Curie w Lublinie.

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


26 listopada:

1942 - W Bihaciu w Bośni z inicjatywy komunistów powstała Antyfaszystowska Rada Wyzwolenia Narodowego Jugosławii (AVNOJ).

1968 - Na wniosek Polski, Konwencja ONZ wykluczyła przedawnienie zbrodni wojennych.

1968 - W Berlinie zmarł Arnold Zweig, niemiecki pisarz pochodzenia żydowskiego, socjalista, pacyfista.

1989 - Założono Bułgarską Partię Socjaldemokratyczną.

2006 - Rafael Correa zwyciężył w II turze wyborów prezydenckich w Ekwadorze.

2015 - António Costa (Partia Socjalistyczna) został premierem Portugalii.


?
Lewica.pl na Facebooku