Jakub Dymek: Koalicja niemożliwa

[2013-02-21 14:29:45]

Czy istnieje przestrzeń, w której „lewacy” i „korwiniści”, prawica i lewica, PiS-owcy i PO-wcy - podmioty wyobrażonych i realnych konfliktów politycznych mogą iść pod rękę? Rok po protestach wokół ACTA wydaje się, że przestrzeń tą tworzy kwestia dostępu do treści w internecie. Lub, po prostu, „sprawa piracka”.



Gdy chodzi o „piractwo” możliwa jest koalicja, która w innym przypadku wydawałaby się łączeniem ognia z wodą. Z alternatywnymi metodami wymiany plików zetknęła się zdecydowana większość korzystających z sieci. W badaniach Centrum Cyfrowego mowa o 92% Polek i Polaków – to więcej niż zsumowany elektorat wszystkich głównych partii. Ściągają, streamują i dzielą się treściami konserwatyści i liberałowie, wyborcy PiS i Ruchu Palikota, zamożni i biedni. Co więcej: zdecydowana większość z nich postrzega sprawę dostępu do treści jako „swoją”. W społeczeństwie, w którym zbiorowe emocje wydają się skupiać jedynie wokół spraw symbolicznych – jest to nie do przecenienia. Być może właśnie teraz wymiana plików jest przekuwana z „fenomenu” w „interes”. W coś, o czym można powiedzieć, że jest „prawem” i rodzajem wspólnego dobra. Zmian w dostępie do muzyki, filmów i książek w sieci nie chcą tak samo ci, dla których wymiana plików to często jedyna ścieżka dostępu do nowości, jak i ci których nie ogranicza miesięczny budżet na kulturę.

W sprawie nieobojętnej szerokiej grupie – możliwy jest także szeroki front. Wobec jawnego niezadowolenia tak z bieżącej polityki, jak i planowanych zmian – nie oglądający się na szczegółowe różnice. Masowe protesty wokół planów wprowadzenia ACTA/SOPA były przykładem takiego frontu. Powstała nad politycznymi podziałami specyficzna mieszanka troski o partykularne interesy pojedynczych użytkowników i szersze hasło wolności sieci „w ogóle” – zagrała nadspodziewanie dobrze. W styczniu 2012 oglądaliśmy dynamikę działania populistycznego, tak jak proponuje je rozumieć Ernesto Laclau. Grupy nie mające na co dzień wiele wspólnego – heterogeniczne pod względem politycznych sympatii i kulturowych tożsamości – nadały wagę sprawie, pozbawionej reprezentacji w ramach obecnego układu sił. Odrzucenie kontrowersyjnych regulacji pokazało, że było to działanie skuteczne.

Stało się tak, bo gdy wszyscy krzyczeli „STOP ACTA” - jednym wydawało się, że krzyczą "Liberté!", innym "Égalité!", a jeszcze innym "Laissez faire!".

Hasło „wolnego dostępu” dlatego jednoczy, że każda zainteresowana rozumie je inaczej. Dla jednych wolny dostęp oznacza po prostu brak regulacji - w myśli „wara władzy od sieci!”. Dla innych ważne jest stworzenie prawa, które będzie piętnować działania w sieci ewidentnie naruszające istniejące normy – jak w kwestii znaków towarowych, handlu danymi osobowymi czy spekulacji domenami. Wreszcie: „Wolny” może oznaczać taki internet, w którym dopuszczane są alternatywne sposoby wymiany informacjami i dzielenie się treściami bez domniemania winy – oskarżenia o piractwo.

Slogany i chwilowe uniesienie to jedno, program i działanie to drugie – powie ktoś. Jednak za lakonicznymi hasłami – dobrymi na marsze – mogą stać całkiem konkretne postawy polityczne i poglądy na gospodarkę. Przesądzające o kształcie późniejszego aktywizmu – tak w parlamencie, jak NGOs-ach. Nie inaczej jest w przypadku internetu. Dyskusja o wolnościach i ograniczeniach nie odbywa się w próżni.

Tym lepiej, że w w tej dyskusji mieści się zarówno tradycyjnie lewicowa-społeczna, jak i konserwatywno-(neo)liberalna wrażliwość.

Ważnym argumentem w sprawie regulowania wymiany treści są wskaźniki gospodarcze. W tradycyjnej narracji – doskonale znanej w Polsce – piractwo może jedynie generować straty. Klientki nie kupują płyt, artyści nie zarabiają, wytwórnie nie chcą inwestować w talenty, ceny nośników utrzymują się na wysokim poziomie – z tego wszystkiego zbudowano już całkiem solidny dyskurs. Jednak badania pokazują, że jest dokładnie odwrotnie. „Antypiracka” legislacja wcale nie wspiera rozwoju gospodarczego. Przeciwnie: tam, gdzie wymiana plików przestała być kryminalizowana – ekonomiczne słupki poszły w górę. Dlaczego? Odpowiedzi może być kilka. Nie ulega jednak wątpliwości, że w ramach kapitalistycznej gospodarki mobilizowanie wydawców by docierali do klientów w każdy możliwy sposób – nie tylko czekając, aż Ci pokornie podreptają do Empiku – wartościowane jest pozytywnie.

Do obu stron tradycyjnego sporu o ekonomię powinien przemawiać fakt, że powszechny dostęp do treści pomaga krajom peryferyjnym. O ile nie dzieje się tak bezpośrednio przez oglądanie filmów czy ściąganie gier – to szerokie udostępnienie podręczników akademickich, informacji naukowych i instrukcji technicznych wprost pomaga zasypać nierówności. Choć dla części zainteresowanych bardziej strawne będzie nazwanie tego deregulacją, niż wyrównywaniem szans – przedmiot sprzeciwu jest ten sam, istnieje możliwość budowania sojuszu.

Dla zwolenników liberalnej wizji gospodarki nie powinno być bez znaczenia także to, że działania „antypirackie” często przybierają kształt interwencji państwowej. Sądy w jednym państwie wyrokują w sprawie stron zarejestrowanych w innym, państwa sankcjonują monopole i zamykają firmy. Na poziomie prawa karnego rozstrzyga się czy model biznesowy Napstera jest mniej słuszny niż model biznesowy ZAiKSu.

Gdy państwo staje się adwokatem i strażnikiem prywatnych interesów – nie podoba się to ani lewicy, ani prawicy.

Jak zauważył na łamach Dziennika Opinii Jaś Kapela – w Polskiej dyskusji wokół „legalnej kultury” do głosu dochodzi prawie wyłącznie program negatywny. Alternatywne sposoby wymiany nazywa się piractwem, uczestników przestępcami – w najlepszym wypadku nieświadomymi własnej działalności. Aktorki mówią – nie ściągajcie filmów, chodźcie do kina! Muzycy: nie ściągajcie muzyki, kupujcie nasze płyty! Nie trzeba wielkich zdolności interpretacyjnych, by w tak sformułowanych postulatach zobaczyć obronę interesów kilku grup zawodowych związanych z przemysłem kulturalnym. I to tych, które same cieszą się raczej mało ograniczonym dostępem do dzieł kultury.

Wobec takiego dyskursu zarówno ekonomicznym liberałom, jak i tym myślącym bardziej społecznie – całkiem słusznie – wydaje się, że mają lepsze rozwiązanie. Może to być funkcjonalny i przejrzysty rynek treści, z cenami dopasowanymi do zasobności społeczeństwa; może to być polityka otwartych licencji lub możliwość bezpłatnego dostępu do tego, co i tak zostało ufundowane z państwowej kasy. „Piractwo” – korzystanie z treści udostępnianych w internecie – jest jedną z ostatnich spraw w, które nie zostały jeszcze zawłaszczone przez główne nurty polityczne i ideologiczne w Polsce. Dzięki temu sojusz – niemożliwy w większości innych przypadków – jest w tej sprawie jak najbardziej osiągalny. Co więcej, jest najbardziej skutecznym politycznie rozwiązaniem o jakie możemy się starać.

Jakub Dymek


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
76 LAT KATASTROFY - ZATRZYMAĆ LUDOBÓJSTWO W STREFIE GAZY!
Warszawa, plac Zamkowy
12 maja (niedziela), godz. 13.00
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


21 września:

1909 - Urodził się Kwame Nkrumah, polityk ghański, działacz ruchu panafrykańskiego w Europie i USA. Jeden z inicjatorów utworzenia OJA. 1957-60 premier, 1960-66 prezydent Ghany. Realizował koncepcję tzw. socjalizmu afrykańskiego. Obalony przez wojskowych.

1928 - Czterodniowy strajk 10 tysięcy włókniarzy łódzkich przeciwko nowemu regulaminowi pracy; zakończony zwycięstwem.

1976 - USA: Orlando Letelier, minister w rządzie Salvadora Allende, został zabity w Waszyngtonie przez bombę podłożoną przez tajnych agentów Pinocheta.

1997 - W wyborach parlamentarnych w Polsce zwyciężyła AWS - 33,8% (201 mandatów), przed SLD - 27,1% (164), UW - 13,4% (60), PSL - 7,3% (27) i ROP - 5,6% (6). UP, zdobywając 4,74 %, nie weszła do sejmu.

2009 - Obalony i wypędzony z Hondurasu były prezydent Manuel Zelaya potajemnie wrócił do stolicy kraju Tegucigalpy, gdzie schronił się w ambasadzie Brazylii.


?
Lewica.pl na Facebooku