Jacek Drozda: Primal Scream mówi dość – kapitalizmowi

[2013-07-16 00:17:37]

Czy w epoce, w której prawie nikt nie śpiewa protest songów, a „wrażliwość społeczna” muzyki popularnej jest fasadą pretensjonalnych i elitarystycznych „projektów” gwiazd lub kanadyjskich studentów w wełnianych czapkach, mieszkających w miejscach zaczynających się na „b”, jak Brooklyn lub Berlin (z całym szacunkiem, rzecz jasna), możliwe jest jeszcze rockowe przepracowanie nierówności społecznych, frustracji pracowników biurowych, przemocy domowej lub nawet walki klas?

Jasne, próbuje się tym zajmować z różnym powodzeniem spora grupa nonkonformistów z podziemia. A co z bohaterami, którzy nie nadają się na celebrytów w pełnym tego słowa znaczeniu, ale nie są też niszowymi artystami? Szukając odpowiedzi, warto sięgnąć po jedną z płyt Primal Scream. Właściwie na każdej znajdzie się coś godnego uwagi w tej kwestii, bo historia tego zespołu jest w dużej mierze odzwierciedleniem dziejów najnowszej muzyki popularnej, a nawet brytyjskiej historii. Warto jednak wsłuchać się również w najnowsze wydawnictwo grupy z Glasgow: More Light.

Rzecz dotyczy zespołu Primal Scream, którego większość członków ma ponad 50 lat. Nie ma tu zatem ani młodości, ani upragnionej „nowości”. Nie ma także takiego „geniuszu” jaki przypisywany jest ostatnio płycie pewnego francuskiego duetu występującego w zabudowanych kaskach rowerowych i tworzącego utwory coraz bardziej przypominające Boney M. Są za to sprawdzone rozwiązania, świetne kompozycje i coś unikalnego: liryczno-muzyczna reakcja na kryzys dławiący świat w 2013 roku. Bez ogródek, bez dygotu i bez pretensjonalnych metafor, lecz także bez chodzenia na łatwiznę.

More Light to pierwszy od 5 lat album szkockiego zespołu i popis duetu Bobby Gillespie/Andrew Innes, który stoi za prawie wszystkimi utworami, w niektórych tylko korzystając z pomocy innych współautorów. Pierwszy jest prawdopodobnie najlepiej wyglądającym 51-latkiem świata oraz powodem, dla którego należałoby się jeszcze raz zastanowić, jaki jest naprawdę związek pomiędzy rockową charyzmą, heroiną, amfetaminą i wieloletnim koncertowaniem, a procesem starzenia się. Drugi to szara eminencja brytyjskiego rock and rolla. Zawsze w cieniu, o wyglądzie bywalca klubu szantowego, ma jednak na koncie autorstwo znacznej części dorobku Primal Scream: od albumu Screamadelica (1991), o którym nie bez racji mawia się, że rozpoczął lata 90., łącząc acid house z rockiem inspirowanym latami 60., przez bluesowe hity z płyty Give Out But Don’t Give Up (1994), czy agresywnie brzmiące, zawierające ostre gitarowe elementy, ale i kompozycje house’owe lub inspirowane techno tworzone już w XXI w. Tym razem Primal Scream, którzy od zawsze utożsamiali się z lewicowymi ideałami (Gillespie wyniósł te inspiracje z domu, jego ojciec był działaczem związkowym i niedoszłym deputowanym do Izby Gmin z ramienia Partii Pracy, w której reprezentował lewe skrzydło), wracają z przekazem, który dla polskich zespołów „indie” brzmieć może cokolwiek zdumiewająco: „walka klas trwa”. Tak przynajmniej krzyczał z okładki „Guardiana” wokalista, gdy przed premierą nowej płyty udzielił temu dziennikowi obszernego wywiadu.



Album otwiera kawałek zatytułowany po prostu 2013. Był to pierwszy utwór zaprezentowany szerokiej publiczności. Do sieci trafił też znakomity teledysk, ilustrujący tę trwającą aż 9 minut piosenkę. O czym śpiewa Gillespie? O tym, że jesteśmy niewolnikami, że coś dziwnego stało się z punkową etyką, a dawni koryfeusze kontrkultury ostatecznie ją zabili, podobnie postępując z duchem rewolucji. Że dzisiejsze nastolatki to uwiedzione przez rynek zakapturzone i obwieszone łańcuchami (dosłownie i w przenośni) kreatury. Nic nowego, wszystko było. Poszukajmy czegoś „nowego”, w końcu to takie nudy. Niestety, w następnym utworze, River of Pain, tym razem spokojnej balladzie, Gillespie znów śpiewa o niejakim Johnnym, który wraca pijany ze znienawidzonej pracy, wykrzykując cytaty z The Rights of Man Thomasa Paine’a. Nie umie radzić sobie z wściekłością, więc znieważa i bije posłuszną żonę, niejaką Susan, która następnego dnia wyprawia dzieci do szkoły, ukrywając sińce pod ostrym makijażem.

Dalej poszukiwacze „nowości” będą już tylko coraz bardziej znudzeni. Kolejny utwór to Culturecide, czyli po naszemu „kulturobójstwo”, w którym wokalnie udziela się Mark Stewart z The Pop Group, z którym Gillespie i Innes nagrali niegdyś, na jego album, utwór o znamiennym tytule Autonomia. Prostemu, gitarowemu motywowi towarzyszy tu ściana dźwięku (na More Light słychać melotrony, sitary, orchestrony i wiele innych zdecydowanie polifonicznie brzmiących instrumentów), generująca niesamowitą energię i czyniąca Culturecide jednym z bardziej porywających momentów na More Light. Tekst? Jakby to ująć, zajadły pamflet na współczesny kapitalizm i sposób, w jaki przetwarza on doświadczenie społeczne.

Jeżeli ktoś ceni krautrockowe i jazzowe inspiracje Primal Scream, tak wyraźne na Vanishing Point (1997) oraz późniejszych albumach, odnajdzie je także na More Light w utworach takich jak Hit Void i Tur Each Other Inside Out (tutaj także sporo ostrych gitar). Właściwie wszędzie, ponieważ ta płyta jest znakomitą powtórką z całego eklektycznego stylu szkockiej grupy. Może nie ma tu tylko mocnych tanecznych hitów w rodzaju Swastika Eyes, ale to też nie miejsce na taki przekaz. Goodbye Johnny, Walking with the Beast to wspaniałe wolniejsze wstawki, Tenement Kid pokazuje bardziej elektroniczne oblicze zespołu, a Invisible City cieszy prostą strukturą rockowego przeboju. Jest też coś dla fanów... Roberta Planta. Po raz drugi podjął on współpracę z Primal Scream, tym razem śpiewając w spokojnym, ale bardzo mocnymElimination Blues. Wcześniej dawny wokalista Led Zeppelin grał na harmonijce w The Lord is My Shotgun z płyty Evil Heat (2002).



Ważne jest dla mnie jedno: niekwestionowane gwiazdy stworzyły swoisty koncept-album, który opowiada o kryzysie. Nie jest to krótki zabieg w rodzaju kilkusekundowej migawki Free Pussy Riot na koncercie Paula McCartney’a, czy piękne słowa wrażliwych rockowych milionerów. Na More Light Gillespie śpiewa, że szefowie BP i Shella są winni „zbrodni wojennych”, biedni są przekonywani o swojej dozgonnej winie i odpowiedzialności za swój marny los, a wzdłuż autostrady M1 przecinającej Anglię powstają rzędy „faweli”. Nie ulega wątpliwości, że ostrze krytyki jest tu skierowane w stronę elit Wielkiej Brytanii, alienacji brytyjskiej władzy i pogardy, jaką darzy ona społeczeństwo. W 2013 Gillespie przestrzega „dzieci rewolucji Thatcher” zgarniające coraz większe fortuny, aby pamiętały o losach Robespierre’a. Natomiast do ludu Primal Scream zwraca się w innych słowach:

It's alright, it's ok
You can fix it, wash it if it's broken
Take your time
Walk away
You can close it once it's been open


To jedna z wersji refrenu optymistycznego, pierwszego singla It's Alright, It's OK. Nieskomplikowane, pulsujące bluesem zamknięcie albumu przywodzi na myśl przebojowe Movin’ On Up ze Skreamadeliki. I zachęca, żeby się nie poddawać, a opierać presji i naprawiać świat. Zadaniem rockowego zespołu nie jest opracowywanie epokowego wkładu w ekonomię polityczną. Ale nie powinna być nim dzisiaj też wyłącznie rozrywka. Na szczęście niektórzy znajdują jeszcze przekonujące sposoby, aby powiedzieć poprzez muzykę popularną, wcale nie niszową, i nie źle sprzedającą się: obudźcie się. Jak się okazuje, nie trzeba robić tego przy okazji, puszczając oko do „zbuntowanej”, kawiarnianej młodzieży. Można nagrać całą płytę, za którą stoi taka oto refleksja: kapitalizm jest złem i wymaga obalenia przez ludzi znajdujących się dziś pod jego butem.

Dotyczy to również niestrudzonych poszukiwaczy „nowości” z modnych portali muzycznych, lubujących się w przyznawaniu ułamkowych ocen (co to znaczy, że jakieś nagranie jest warte „3.7”?), które być może byłyby zbawieniem dla zagrożonych z matematyki licealistów, gdyby funkcjonowały w szkolnictwie, lecz w odniesieniu do muzyki wyglądają cokolwiek egzotycznie. Owi poszukiwacze tkwią przeważnie pod tym samym butem.


Primal Scream, More Light, Ignition Records 2013.

Jacek Drozda


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


25 listopada:

1917 - W Rosji Radzieckiej odbyły się wolne wybory parlamentarne. Eserowcy uzyskali 410, a bolszewicy 175 miejsc na 707.

1947 - USA: Ogłoszono pierwszą czarną listę amerykańskich artystów filmowych podejrzanych o sympatie komunistyczne.

1968 - Zmarł Upton Sinclair, amerykański pisarz o sympatiach socjalistycznych; autor m.in. wstrząsającej powieści "The Jungle" (w Polsce wydanej pt. "Grzęzawisko").

1998 - Brytyjscy lordowie-sędziowie stosunkiem głosów 3:2 uznali, że Pinochetowi nie przysługuje immunitet, wobec czego może być aresztowany i przekazany hiszpańskiemu wymiarowi sprawiedliwości.

2009 - José Mujica zwyciężył w II turze wyborów prezydenckich w Urugwaju.

2016 - W Hawanie zmarł Fidel Castro, przywódca rewolucji kubańskiej.


?
Lewica.pl na Facebooku