Elżbieta Janicka: Zderzenie cywilizacji
[2014-08-29 23:38:47]
MS: Jest pani jedną z inicjatorek protestu wobec budowy pomnika Sprawiedliwych w okolicach Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie. Na początku chciałbym spytać, w jaki sposób widzi pani całą historię sporu wokół takiej lokalizacji pomnika. EJ: Początki sporu sięgają kwietnia 2013 roku – roku otwarcia gmachu MHŻP, kiedy to ogłoszono zamiar wzniesienia pomnika Sprawiedliwych w jego bezpośrednim sąsiedztwie. Jako pierwsza zdecydowany sprzeciw wobec tej lokalizacji zgłosiła Barbara Engelking wraz z badaczkami i badaczami z Centrum Badań nad Zagładą Żydów. W tym samym duchu odezwały się instytucje żydowskie: Warszawska Gmina Wyznaniowa Żydowska, Stowarzyszenie Żydowski Instytut Historyczny, Stowarzyszenie Drugie Pokolenie i Żydowska Ogólnopolska Organizacja Młodzieżowa. Można było usłyszeć również protesty indywidualne. Potem sprawa ucichła. Gdy inicjatywa budowy pomnika pojawiła się ponownie pod koniec zeszłego roku, nie towarzyszył jej już żaden głos sprzeciwu. Prawdopodobnie dlatego, że pomysł został wówczas zaprezentowany jako postulat tzw. żydowski. Tym razem komitet złożony z osób o publicznej tożsamości żydowskiej przedstawił planowany pomnik jako wyraz „żydowskiej wdzięczności” finansowany z „żydowskich pieniędzy”. W praktyce oznaczało to koniec dyskusji, bo skoro „sami Żydzi” tak bardzo chcą tego pomnika, o czym tu dyskutować. To popularny schemat pseudoargumentacyjny. Tzw. żydowski głos nabiera mocy rozstrzygającej wówczas, gdy przyświadcza perspektywie większościowej. Inne głosy – identyfikowane jako żydowskie lub nie – nie piszą się w rejestr, o ile odbiegają od stanowiska większości. Co więcej, można je zwyczajnie zignorować. Jest to rodzaj przemocy, która stanowi niewidzialne ramy toczącej się debaty. Jak długo ramy te pozostają nieujawnione, debata może uchodzić za pluralistyczną i nieskrępowaną. Dzięki listowi protestacyjnemu, który z Bożeną Keff i Heleną Datner napisałyście panie w końcu marca tego roku, udało się postawić problem na nowo. Z pewnością nie byłoby to możliwe bez licznych głosów poparcia z kraju i zagranicy. Czy mogłaby pani powiedzieć również kilka słów o kolejnym tekście Polska panika moralna? Czym różni się on od listu sprzed dwóch miesięcy? Naszym celem było przypomnienie wcześniejszych głosów sprzeciwu oraz ujawnienie i nazwanie mechanizmów blokowania debaty. Chodziło nam również o powrót do tematu lokalizacji pomnika, który zasłonięto dyskusją nad tym, czy Sprawiedliwych należy – czy też nie należy – upamiętniać. To bardzo ciekawy epizod, który daje wgląd w mechanizmy pacyfikacji sporu metodą kierowania go na boczne tory. W styczniu tego roku Jan Grabowski napisał i zgłosił do „Gazety Wyborczej” artykuł o kłamstwie historycznym i manipulacjach nawarstwiających się wokół historii Sprawiedliwych. Tekst nie został przez „GW” wydrukowany. Autor zamieścił go więc na stronie internetowej Centrum Badań nad Zagładą Żydów pod koniec marca, parę dni po ukazaniu się naszego protestu w „Dzienniku Opinii Krytyki Politycznej”. Na początku kwietnia – za zgodą autora – tekst zamieścił na swoich stronach również „Dziennik Opinii KP”. Pod koniec kwietnia przypomniała sobie o nim „Gazeta”. W rezultacie głos Grabowskiego W sprawie Zagłady Polska gola! – bez wzmianki o wcześniejszych miejscach publikacji – ukazał się w „Wyborczej” wraz z odpowiedzią Konstantego Geberta Dla dzielnych ludzi, nie dla drani (24-25 kwietnia 2014, s. 30-31). Odpowiedź Geberta stwarzała pozór debaty. Nie nawiązywała bowiem do problemu z lokalizacją pomnika. Pomijała też istnienie protestów. Gebert opacznie streścił stanowisko Grabowskiego, po czym – tyleż wspaniałomyślnie, co jednostronnie – pojednał się z nim w dziele dawania świadectwa prawdzie. De facto zatem unieważnił jego głos. To był jeden z impulsów do napisania „Polskiej paniki moralnej”. Na przemoc werbalną postanowiłyśmy odpowiedzieć analizą jej mechanizmów. W liście mogliśmy przeczytać, że postawienie pomnika Sprawiedliwych obok MHŻP to egzorcyzmowanie tej przestrzeni. Dokładniej – przegnanie z niej duchów żydowskich narracji, niewygodnych dla samopoczucia większości. Twierdzą panie również, że pomnik w takim miejscu przyczyni się do reprodukcji dominującej narracji, która jest manipulacyjna. Czy pani zdaniem oddawanie czci Sprawiedliwym jest w ogóle niesłuszne? Oddawanie czci Sprawiedliwym w ogóle jest słuszne. Rzecz w tym, że nie żyjemy w ogóle, tylko w szczególe, czyli w historycznym, społecznym i kulturowym kontekście. W Polsce ten kontekst został sformatowany w taki sposób, że na upamiętnienie Sprawiedliwych – nieinstrumentalne i nieobelżywe względem ratujących i ratowanych – zabrakło miejsca. Całą przestrzeń zajęła bowiem większościowa nerwica kompulsywna na tle wizerunku Polski i Polaków. Zaznaczmy jednak wyraźnie, że nie mówimy w tym miejscu o Sprawiedliwych z krwi i kości, z ich indywidualnymi doświadczeniami i opowieściami, które zazwyczaj nie nadają się do szkolnej czytanki. To rozgraniczenie łatwo objaśnić na czytelnym przykładzie. Figura „polskich Sprawiedliwych” była usilnie eksploatowana w okresie powojennym, w PRL i III RP. Mimo to uprawnienia kombatanckie realnym Sprawiedliwym nadano dopiero w 1999 roku, gdy większość z nich już nie żyła. Nasza rozmowa dotyczy zatem Sprawiedliwych jako zbiorowej figury fantazmatycznej i dyskursu na temat Sprawiedliwych jako zbiorowej figury fantazmatycznej. Nie przez przypadek w upamiętnieniach, które stawiają sobie za cel ratowanie wizerunku Polski i Polaków, powtarza się zestaw: Jan Karski – Sprawiedliwi. Wzór ten można zaobserwować w Kielcach i w Łodzi. Teraz ma on zostać zreprodukowany w Warszawie. Jan Karski symbolizuje tutaj polskie państwo podziemne. Sprawiedliwi – społeczeństwo, a ściślej naród: polski, chrześcijański, jeśli nie od razu katolicki. Nie o wyjątkowość, lecz o reprezentatywność chodzi w obu tych figurach. Mamy tutaj do czynienia z wycofaniem całego kontekstu działalności rzeczywistych Sprawiedliwych i z brutalnym wyciszeniem ich mniejszościowych narracji. Nie mówiąc już o złożoności realnych przypadków i sylwetek, niekoniecznie zawsze kryształowych. Za przykład operacji tego typu może służyć akcja „Polscy Sprawiedliwi – przywracanie pamięci”, zainicjowana przez Kancelarię Prezydenta RP. Kancelaria Kancelarią, ale rzecz wzięło na siebie i zalegitymizowało Muzeum Historii Żydów Polskich, które nie ma jeszcze wprawdzie wystawy głównej, ale za to już od kilku lat prowadzi witrynę pod tym budującym tytułem, cenzurując historie, które niekiedy znamy z innych, wcześniejszych źródeł w zgoła innej postaci. Historia mówiona i wywiad pogłębiony mają swoją metodologię. Przygotowanie studentów etnologii czy antropologii kulturowej do wyjazdu w teren trwa zazwyczaj semestr, jeśli nie dwa semestry. Tymczasem rozmowy z wolontariuszami zbierającymi relacje Sprawiedliwych dla MHŻP dają wyobrażenie o antywarsztacie, do którego zostali oni przyuczeni w trakcie kilkugodzinnych szkoleń. Czy można zatem powiedzieć, że dopóki nie przestaniemy zinstrumentalizować Sprawiedliwych, a dominująca narracja na ich temat nie zostanie przezwyciężona, to z jakimkolwiek oddawaniem im czci powinniśmy dać sobie spokój? Tak bym powiedziała. Dominujący paradygmat etnonacjonalistyczny nie pozostawia w tym względzie żadnego pola manewru, czego dowodzi pat pomnikowy na terenie dawnego getta w Warszawie. Powinniśmy zacząć starać się o stworzenie takich warunków, w których świadectwa rzeczywistych Sprawiedliwych mogłyby zostać usłyszane. Jak choćby to, co Irena Sendlerowa i Jan Karski mówili o swoich doświadczeniach i obserwacjach dotyczących stosunku polskiej większości do Żydów. Ich słowa były wielkim oskarżeniem polskiej kultury dominującej i większości społeczeństwa. Oboje zostali pośmiertnie zakneblowani. Tymczasem Irena Sendlerowa była w pełni świadoma, w jaki sposób funkcjonuje i jest wykorzystywany topos polskiej pomocy Żydom. W 1968 roku chciano ją wylansować na figurę emblematyczną – zapraszano do różnych gremiów, występów w radiu itp. Stwierdziła wówczas: Na wszystko jest właściwy czas i miejsce. Dziś przyzwoici ludzie nie rozprawiają o polskich zasługach wobec Żydów (http://www.otwarta.org/index.php/irena-sendlerowa-niezyje/). Rozumiem, że początki dominującej narracji historycznej, która tak wyraźnie uobecnia się dzisiaj w związku z warszawskim pomnikiem Sprawiedliwych, tkwią w antysemickiej kampanii propagandowej 1968 roku? Rytualna opowieść o Sprawiedliwych jest jeszcze wcześniejsza. Jej początki sięgają lat 1942-1943 i wypowiedzi Zofii Kossak-Szczuckiej oraz Marii Kann, członkiń Tymczasowej Rady Pomocy Żydom „Żegota”. W okresie powojennym można wyróżnić kilka momentów historycznych, w których opowieść ta manifestowała się na samym wierzchu debaty publicznej: rok 1946 w związku z pogromem kieleckim, rok 1968, rok 1985 w związku z filmem Lanzmanna Shoah i cały okres po 2005 roku. Dariusz Libionka – w tekście Polskie piśmiennictwo na temat zorganizowanej i indywidualnej pomocy Żydom (1945-2008), „Zagłada Żydów” 2008, nr 4 – zwraca uwagę na przełomowe znaczenie roku 1963. W 20. rocznicę powstania w getcie warszawskim oficjalna propaganda zaczęła podkreślać powszechność pomocy Żydom, głosząc zasługi już nie tylko komunistów i socjalistów, lecz także AK i kleru. Zofia Kossak-Szczucka otrzymała wówczas wysokie odznaczenie państwowe. Do sojuszu dołączyło środowisko „Tygodnika Powszechnego” Turowicza, jak również paryskiej „Kultury” Giedroycia. W analizie struktury i mechanizmów dyskursu o Sprawiedliwych Tomasz Żukowski pisze: Wątek Sprawiedliwych wypływa razem z wybuchami lub ożywieniem antysemityzmu. […] Mówienie o ratowaniu Żydów połączone z oskarżaniem ich o „szkalowanie Polski” przetrwało wojnę i do dzisiaj ma się dobrze. […] Opowieść o Sprawiedliwych to włączenie Żydów do polskiej wspólnoty po to tylko, żeby ich natychmiast wykluczyć. […] Na tle „wrogiej da nas akcji” jaśnieje polski duch katolicki i narodowy. Pomaganie wrogom jest znakiem wyższości i moralnym zwycięstwem nad Żydami, którego najwyższym dowodem są chętnie przywoływane przykłady Sprawiedliwych antysemitów (T. Żukowski, Sprawiedliwi – sposób dyskryminacji Żydów?, „Przekrój”, 8 października 2012, s. 20-22). To są wszystko sprawy przeanalizowane i opisane, tyle że nadal pozostają one publiczną tajemnicą. Jak powtarza Joanna Tokarska-Bakir za Bourdieu, nie chodzi tutaj bowiem o wiedzę, chodzi o zgodę. I tego konsensusu, który łączy pokolenia, klasy społeczne, ludzi wszelkich orientacji politycznych – stale nie udaje się przełamać. W 1968 roku pojawił się film propagandowy Janusza Kidawy i Ryszarda Gontarza Sprawiedliwi, któremu twarzy i autorytetu użyczyła m.in. Maria Kann. Dzieło jest dostępne na You Tube. Z tej realizacji czerpią wzory dzisiejsze utwory typu serial Sprawiedliwi (produkcja pod patronatem prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego), serial Czas honoru czy film propagandowy Rodzina Kowalskich z efektowną sceną płonącej stodoły, w której płoną – podpaleni przez Niemców – Polacy i Żydzi. Autorzy Rodziny Kowalskich otwarcie powołują się w samym filmie na pierwowzór z 1968 roku. Czyli że teraz już można. Wszystko można. I nie mówmy, że to wina Prawa i Sprawiedliwości. Owszem, PiS dał hasło do „powstania z kolan” i „repolonizacji” w reakcji na debatę jedwabieńską i badania nad trzecią fazą Zagłady w Polsce. Jednakże apogeum patriotycznego „wzmożenia” – by użyć słownika władz PRL – z inflacją inicjatyw upamiętniających „polskich Sprawiedliwych” oglądamy w tej chwili, wiele lat po utracie władzy przez PiS. Równolegle państwo polskie propaguje etnonacjonalistyczną wizję wspólnoty, jej tożsamości i historii, ufundowaną na wykluczeniu Żydów i innych mniejszości. Przykładem tego państwowy kult tzw. Żołnierzy Wyklętych. Liczne komentarze osób oburzonych czy nawet zranionych listem protestem świadczyły o całkowitymi niezrozumieniu problemu z lokalizacją pomnika Sprawiedliwych przy MHŻP. W ich imieniu zapytam, co z tą lokalizacją? To może cytat z naszego tekstu Polska panika moralna: Nie dosyć przypominać, że jest to teren dawnego getta warszawskiego, na którym w roku 1943 rozegrało się wzniecone przez Żydów pierwsze w Europie powstanie przeciwko III Rzeszy. Nadal znajdują się tu szczątki tych, którym – jak przytłaczającej większości Żydów – nikt nie udzielił pomocy. Ludzie ci – ponieważ byli Żydami – nie mogli stąd również uciec. Getto otaczał mur, to prawda. Jednakże, jak mówił Jan Karski: „Wejść do getta było bardzo łatwo, teraz się o tym nie wie. […] Nie było tak trudno wyjść i wrócić. Trudno było Żydom z innych powodów” (J. Karski, Widziałem, „Gazeta Wyborcza”, 2-3 października 1999, s. 15). Skuteczniejsze od muru było bowiem to, co Israel Gutman nazwał „murem wokół muru” (Rozmowa B. Engelking z I. Gutmanem, „Zagłada Żydów” 2013, nr 9, s. 226). „Mur wokół muru” tworzyły postawy i zachowania nieżydowskiej większości. To one zdecydowały o tym, że – jak wyraził się Karski – «Cała Warszawa była gettem, cała Polska była gettem». I nie o bierność czy obojętność tu chodzi. Gdyby Polacy istotnie byli obojętni i bierni, uratowałaby się większość – a nie śladowa mniejszość – Żydów szukających ratunków po aryjskiej stronie. Tego faktu nie można zmienić. Można jednakże próbować odwrócić od niego uwagę, co też dzieje się na naszych oczach, nawet jeżeli nie taka jest intencja Komitetu Budowy Pomnika Sprawiedliwych przy MHŻP. Pomnik wdzięczności dla ratujących ma stanąć wśród prochów tych, którym nikt nie pomógł i nie zamierzał pomóc. Prowadzony tu spór o symbole wypiera konkrety. Zasłania namacalność losu Żydów, którzy w tym i innych miejscach umierali w krańcowej samotności. Tuż obok na przykład, pod kopcem usypanym z gruzów, leżą kobiety i mężczyźni znani w części z imienia i nazwiska, niektórzy także z fotografii. Łącznie ponad sto osób. Prócz osób cywilnych są wśród nich żołnierki i żołnierze Żydowskiej Organizacji Bojowej wraz z komendantem Mordechajem Anielewiczem. Ostatniego dnia kwietnia 1943 roku Komenda ŻOB-u – wówczas jeszcze z żyjącymi Anielewiczem i jego grupą – wysłała kurierów do AK z prośbą o plany kanałów i pomoc w znalezieniu kryjówek po aryjskiej stronie. Odpowiedź nigdy nie nadeszła. Taki jest kontekst zbiorowego samobójstwa, do którego doszło w bunkrze przy Miłej 18 otoczonym przez Niemców tydzień później („Gazeta Wyborcza”, 31 maja – 1 czerwca 2014, s. 39). Sprawa Miłej 18 to zresztą skandal, wokół którego nie odbyła się w Polsce żadna debata. W komentarzach podnoszony jest argument, że w okupowanej Polsce za pomoc Żydom groziła kara śmierci… W okupowanej Polsce kara śmierci groziła za hodowanie niezakolczykowanej świni, za posiadanie radia, za udział w konspiracji, za handel dewizami i złotem. Długo by można wymieniać za co jeszcze. Przed pięcioma laty wyszło na ten temat wyczerpujące opracowanie naukowe (A. Wrzyszcz, Okupacyjne sądownictwo niemieckie w GG 1939-1945. Organizacja i funkcjonowanie, Lublin 2008). Jak piszemy w Polskiej panice moralnej: Pomoc Żydom była zawsze odosobniona i podejmowana wbrew ogólnemu nastawieniu, a nie w zgodzie z nim. I to dlatego była tak skrajnie niebezpieczna. Kara śmierci nie wyjaśnia skali niewymuszonych denuncjacji czy spontanicznego wyszczuwania Żydów z kolejnych kryjówek. Innymi słowy, nie daje podstaw do zrozumienia braku zbawiennej, życiodajnej obojętności wobec losu Żydów. A w Polsce problemem zasadniczym był właśnie brak bierności i obojętności. Czy mogłaby Pani rozwinąć wątek „żydowskiej niewdzięczności”? To już nawet nie jest wątek, lecz model przestrzenny. Scenariusz spod znaku przysłowiowej „żydowskiej niewdzięczności” realizuje się na naszych oczach. Myślę o korespondencji między dwoma pomnikami Sprawiedliwych, które mają stanąć na terenie dawnego getta w Warszawie. Jednemu pomnikowi patronuje komitet, który sam siebie nazywa katolickim-polskim. Drugi pomnik buduje komitet – według własnych słów – żydowski. „Pomnik katolicki-polski” powstaje przed kościołem Wszystkich Świętych na Placu Grzybowskim i będzie upamiętniał 10 tys. „polskich Sprawiedliwych”, podczas gdy w Yad Vashem udokumentowanych jest niecałe 6,5 tysiąca. Zdaniem katolickiego-polskiego komitetu „polskich Sprawiedliwych” miałoby być milion, choć ostateczna liczba może sięgnąć trzech milionów. Zestawienie powyższych liczb niezbicie dowodzi polskiej krzywdy, czyli tego, jak dalece Żydzi nie doceniają poświęcenia Polaków. Chodzi tu o pomnik „żydowskiej niewdzięczności”. Na to odzywa się „żydowska wdzięczność”, która żałuje za grzechy i spieszy z zadośćuczynieniem. Zamiast odsłonić przemoc symboliczną, do jakiej sprowadzają się reguły gry w „żydowską wdzięczność/niewdzięczność”, Komitet Budowy Pomnika Sprawiedliwych przy MHŻP poczuwa się do odpowiedzialności i deklaruje, że tak oczywiście, wybuduje „polskim Sprawiedliwym” pomnik. Może spóźniony i mniejszy niż „pomnik katolicki-polski”, ale za to w miejscu, które odwiedzać będzie fantazmatyczna zagranica. Ta, którą znamy z sakramentalnej polskiej formuły: „Co zagranica o nas powie?”. Wyabstrahowanie wątku pomocy Żydom z kontekstu galerii Zagłada i wyeksponowanie go przed gmachem MHŻP ma sprawić, że wizerunek Polski i Polaków w oczach tak zwanego świata zostanie uratowany. Polska narracja dominująca byłaby nic niewarta bez legitymizującego ją „lojalnego Żyda”. W tym sensie „pomnik katolicki-polski” i „pomnik żydowski” są jak awers i rewers tej samej opowieści – nierozłączne jak Kastor i Polluks, jak Jacek i Agatka. Na temat pomnika przy Placu Grzybowskim nie było żadnej dyskusji. Nadal zresztą nie ma. Konkurs został rozstrzygnięty, budowa ogłoszona. Osoby zasiadające w katolickim-polskim komitecie, znane z antysemickich przekonań – profesor Jan Żaryn czy marszałek Marek Jurek – zostały całkowicie zlekceważone przez opinię publiczną jako folklor i margines. Tymczasem patronat nad ich inicjatywą objęły dwie instytucje zaufania publicznego: Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oraz Urząd Miasta Stołecznego Warszawy. Oba ciała uprawomocniły wizję, w myśl której ratowanie Żydów było w Polsce potężnym ruchem społecznym. Skądinąd oznacza to anihilację samej kategorii Sprawiedliwych, określającej ludzi, których czyny były wyjątkowe, a więc odosobnione. W liście i w tekście wyrażają panie sprzeciw wobec miejsca, w którym postawiony ma zostać pomnik, a nie wobec samego pomysłu jego wzniesienia. Czy potrafiłyby panie wskazać bardziej właściwą lokalizację? Początkowo zastanawiałyśmy się nad tym. Pomyślałyśmy jednak o dotychczasowych tablicach i pomnikach Sprawiedliwych, i o tym, jak dalece pogłębiają one dewastację przestrzeni fizycznej, symbolicznej, mentalnej i emocjonalnej, względnie same podlegają dewastacji. Wspomniałam o Kielcach i Łodzi. A oto przykład z Dębicy (woj. podkarpackie): „Pomnik [Lecha Kaczyńskiego] ma stanąć w centrum Dębicy na placu Mikołajkowów noszącym nazwisko rodziny, która podczas wojny ukrywała kilkunastu Żydów. Jest na nim także 17 Dębów Katyńskich, które upamiętniają ofiary NKWD. […] Na placu stoi już ogon tupolewa, na którym ma być umieszczone popiersie Lecha Kaczyńskiego, a obok granitowe tablice z nazwiskami pozostałych ofiar katastrofy smoleńskiej” (M. Kobiałka, Spór o pomnik Kaczyńskiego, „GW”, 2 kwietnia 2014, s. 6). Podczas odsłonięcia pomnika biskup tarnowski pouczał wiernych, że katastrofa smoleńska była konsekwencją zbrodni katyńskiej. Protestujący rozwinęli zaś transparent o treści: „Plac Mikołajkowów dla Sybiraków i ofiar Katynia”. Te pomniki i kontrpomniki – wznoszone w ilościach przemysłowych według niezmordowanie przewidywalnego schematu – to nic innego jak kręcenie się w kółko, które wprawia wspólnotę w stan oszołomienia. Sytuacja dojrzała do ogłoszenia stanu symbolicznej klęski żywiołowej na terenie całego kraju. Przydałyby się jakieś zapory przeciwpomnikowe, na kształt wałów przeciwpowodziowych, bo zatoniemy w tym zalewie upamiętnień. Sztab kryzysowy tutaj nie pomoże. Trzeba oprzytomnieć i podjąć konfrontację z rzeczywistością. Czy Żydzi w Polsce mogą czuć się bezpieczni? W dzisiejszej Polsce nie jest bezpieczny nikt, kto ma tożsamość, odczucia, poglądy czy doświadczenia odmienne od akceptowanych przez kulturę dominującą. I nie ma znaczenia, że mieszczą się one w granicach obowiązującego prawa. Proszę zwrócić uwagę, że z jednej strony mamy liberalno-demokratyczne regulacje zapisane w Konstytucji i większości aktów prawnych Rzeczypospolitej, z drugiej zaś kultura dominująca skutecznie unieszkodliwia porządek formalno-prawny. To jest jak zderzenie cywilizacji. I nie chodzi tu o sztucznie kreowany konflikt międzygrupowy jak w fałszywej i szkodliwej tezie Huntingtona. Podziały mają miejsce wewnątrz wspólnot. Prócz skutków praktycznych niesie to ze sobą konsekwencje symboliczne. Mimo iż teoretycznie żyjemy we wspólnocie obywateli, nadal nie dopracowaliśmy się historii zintegrowanej, czyli takiej, która byłaby historią Polski, nie zaś – jak dotąd – historią jedynie Polaków. Warunkiem wstępnym integracji historii mniejszości jest integracja historii większości – ze wszystkim, co nie pasuje dzisiaj do obrazka. W tym celu potrzebujemy edukacji opartej na wiedzy, kształcącej kompetencje poznawcze a nie wyznawcze, dowartościowującej inteligencję emocjonalną, suwerenność i odpowiedzialność. Innymi słowy, promującej upodmiotowienie zamiast cnót hierarchiczno-kolektywistycznych. Jeśli porównać prowadzone w Polsce badania nad kulturą i przeszłością z tym, czego uczy edukacja publiczna, można odnieść wrażenie, że żyjemy w kraju rozwiniętej myśli astrofizycznej, który jednocześnie naucza dzieci w szkołach, iż ziemia jest płaska. Tak być nie musi. Polską kulturę dominującą można i trzeba zacząć gruntownie zmieniać. A najlepszym pomnikiem Sprawiedliwych, i zarazem lekcją wyciągniętą z Zagłady, będzie społeczeństwo bez przemocy i bez wykluczenia. Tekst pochodzi z kwartalnika "Bez Dogmatu" (nr 100). |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Nauka o religiach winna łączyć a nie dzielić
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
24 listopada:
1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.
1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).
2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.
2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.
?