Książka składa się z trzech części, których tytuły w zwięźle oddają prezentowane w nich idee. Pierwsza brzmi: „Intuicje pojawiają się jako pierwsze, strategiczne rozumowanie – drugie”. Przywołanie koncepcji rozwoju poznawczego Jeana Piageta i rozwoju moralnego Lawrence’a Kohlberga wraz z badaniami jego ucznia Elliota Turiela pozwoliło zrekonstruować sposób myślenia o moralności typowy dla przedstawicieli kultur indywidualistycznych. Ostatni z przywołanych naukowców odróżnił konwencje społeczne od reguł moralnych – dotyczących „sprawiedliwości, osobistych praw i ogólnego dobrostanu”. Dobre traktowanie innych, umieszczane w centrum zachodniej refleksji nad moralnością, jest oparte na fundamentach nazwanych przez Haidta Troską i Sprawiedliwością. Z tą pierwszą związane jest współczucie, z drugim zaś – wdzięczność i gniew.
Zdaniem Haidta etyka Troski i etyka Sprawiedliwości stanowią jedyne źródła moralności przedstawicieli szeroko pojmowanej lewicy (w terminologii przyjętej w USA: liberałów uosabianych przez członków i zwolenników Partii Demokratycznej). Tymczasem istnieję trzy inne źródła moralności, opisane w części II pod znamiennym tytułem „Moralność to coś więcej niż tylko Krzywda i Sprawiedliwość”. O ile gros badań prowadzonych jest na nietypowych dla świata czy wręcz dziwacznych (WEIRD – z ang.: Zachodnich, wykształconych, uprzemysłowionych, bogatych, demokratycznych) próbach, o tyle większość populacji Ziemi nie odpowiada tej charakterystyce demo-politycznej. Postrzeganie i myślenie tej niedobadanej większości oparte jest na relacjach, kontekstach, grupach i instytucjach, a jego socjocentryczność przejawia się w etyce Lojalności, Autorytetu i Świętości – trzech pozostałych fundamentach moralności.
Poszerzenie własnej perspektywy (konwersję na konserwatyzm?) Haidt przeszedł podczas pobytu naukowego w Indiach, gdzie w miał służących i prywatnego szofera z samochodem za 10 dolarów dziennie, a podczas wizyt w domach naukowców zwrócił uwagę, że ich żony nie zabierały głosu podczas towarzyskich spotkań, a jedynie podawały jedzenie. Tak oto pisze o tym okresie: „Zamiast automatycznie potępiać tych mężczyzn jako seksistowskich ciemiężców i litować się nad kobietami, dziećmi i służącymi jako bezbronnymi ofiarami, zacząłem dostrzegać świat moralny, w którym to rodzina, a nie jednostka jest podstawowym elementem społeczeństwa(…) W tym świecie równość i autonomia jednostki nie były najważniejszymi wartościami. Dużo większą wagę przywiązywano do szacunku dla ludzi starszych, bogów i gości, ochrony podwładnych oraz wypełniania obowiązków związanych z rolą społeczną”.
Jak na liberalnego uczestniczącego obserwatora przystało, wykazał Haidt dużą otwartość i tolerancję. Ciekawe jednak, czy podobnie przychylnie odniósł by się do tej kolektywistycznej kulturowej specyfiki, gdyby przypadło mu pełnić inną rolę niż mężczyzny i gościa. Być może odczułby wtedy także klasowy charakter tamtego systemu, a dbałość o służących i pozostały inwentarz w ramach „rodziny rozszerzonej”, skojarzyłby raczej z realizacją prawa własności niż z etyką swoiście rozumianej odpowiedzialności.
Znamienny jest tytuł Rozdziału 6., którego treść jednoznacznie faworyzuje konserwatystów jako opierających swoje przekonania i postępowanie na pełniejszej gamie moralnych podstaw. Lewicowcy mają natomiast rzekomo pewien poważny defekt, polegający na dysfunkcji większości receptorów smaków moralnych – używają dwa rodzaje kubków smakowych zamiast pięciu. Czytamy: „…monizm moralny – próba oparcia całej moralności na jednej zasadzie – rodzi społeczeństwa, które są niezadawalające dla większości ludzi i z dużym prawdopodobieństwem mogą stać się niehumanitarne, ponieważ lekceważą wiele innych zasad moralnych”. Kalekami pod tym względem byli zatem m.in. Jeremy Bentham i – w mniejszym stopniu – Immanuel Kant, którym według przywoływanych danych na temat ich stylu życia i kontaktów społecznych brak było empatii. Pierwszy z wymienionych podobno wręcz cierpiał na autyzm. Takie próby dyskredytowania filozofów i ich dorobku przypominają trochę ataki na wrażych polityków, którym oponenci zarzucają niedobór zdrowia psychicznego. Jest to w odniesieniu do od dawna nieżyjących myślicieli, owszem: interesujące, bezpieczne, sensacyjne. Nie najlepiej jednak świadczy o naukowym etosie oskarżyciela.
Z danych empirycznych przedstawionych przez Haidta wynika, że rozbieżności empiryczne pomiędzy ludźmi o różnych orientacjach politycznych potwierdzają model teoretyczny większej liczby moralnych fundamentów moralności konserwatystów. Ponadto prawicowcy trafniej przypisują moralne przekonania lewicowcom niż odwrotnie, zaś tezą forsowaną w kontekście partyjnym jest to, że republikanie rozumieją psychologię moralności, a demokraci – nie. Choć wyniki badań kwestionariuszowych są jednoznaczne, można je jednak interpretować mniej korzystnie dla konserwatystów niż czyni to Haidt. Otóż deklarowanie Troski czy Sprawiedliwości warto odnieść do praktyki postępowania, w której uderzające jest wykluczanie całych grup społecznych i planowa, ostentacyjna wręcz stratyfikacja społeczna. Więcej „moralności” w deklaracjach (odpowiedzi w kwestionariuszach) przekłada się na więcej hipokryzji w działaniu.
Ta ostatnia teza trudna jest do udowodnienia za pomocą badań bazujących na samoopisie (deklaracjach osób badanych), jednak z logicznej analizy implikacji różnych fundamentów etycznych wynika, że są one trudne do pogodzenia. Trudno nie krzywdzić ludzi, gdy preferuje się grupę własną, lojalność wobec której każe dyskryminować, a niekiedy zabijać obcych. Spełnianie wymagań płynących z wartości podzielanej przez grupę sprzeczne jest z postulatami szanowania autonomii jednostki, etyka Świętości zaś każe uznawać za „nieczystych” różnych odmieńców, buntowników czy po prostu indywidualistów. Szykanowanie mniejszości niepodzielających „świętych” wartości wskazywanych przez Autorytet (kolejny filar konserwatywnej etyki) stoi w oczywistej sprzeczności z moralnością Troski. Takich analiz jednak w „Prawym umyśle” nie znajdziemy. Przedstawienie sześciu filarów (tym dodatkowym jest Wolność) tak, jakby były od siebie niezależne, podczas gdy stoją w sprzeczności uważam za dużą słabość pracy.
Tytuł ostatniej części „Moralność wiąże i zaślepia” sugeruje jakieś krytyczne podejście wobec irracjonalnych konsekwencji przekonań moralnych. Trudno jednak znaleźć opowiedzenie się autora po stronie racjonalności. Wręcz przeciwnie, zaciekle broni religii i atakuje tzw. nowych ateistów, jednocześnie biorą stronę zwolenników tezy o adaptacyjnej roli religii i o jej nieodzowności w budowaniu wspólnoty. Eksponuje korzyści płynące z praktyk rytualnych – zalicza do nich nawiązanie współpracy przy braku pokrewieństwa oraz ekspansję społeczeństw, w których kulturowy dobór grupowy sprawił, że religia rozprzestrzeniła się kosztem innych.
W „Prawym umyśle” także prezentacja współczesnej funkcji religii jest jednoznacznie pozytywna. Powołując się na wyniki badań Roberta D. Putnama i Dawida Campbella autor konkluduje, że „w dzisiejszych Stanach Zjednoczonych religia generuje tak wielkie nadwyżki kapitału społecznego, iż duża ich część wylewa się poza jej granice i przynosi korzyści ludziom z zewnątrz”. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że dobiera argumenty i wyniki badań tak, by doprowadzić czytelniczki do jednoznacznych wniosków. Deklaracje autora, że jest liberałem i że pomagał w kampanii kandydatowi na prezydenta Partii Demokratycznej, czynią jego wywody bardziej wiarygodnym, niż gdyby był zdeklarowanym Republikaninem. Skoro bowiem nawet liberał wychwala religię, autorytet, lojalność wobec własnej grupy i szacunek dla świętości, to widocznie ma po temu ważne powody.
W różnych miejscach książki Haidt sięga do inspiracji filozoficznych (Platon), socjologicznych (Jonhn Stuart Mill, Peter Singer, Emil Durkheim), socjobiologicznych (Edward Osborne Wilson) i antropologicznych (Richard Shreder). Wydawałoby się, że tak erudycyjne podejście otwiera horyzonty, poszerza perspektywę i przydaje wartości dziełu. Jednak jak na psychologa społecznego autor zadziwiająco daleko odchodzi od swojego intelektualnego matecznika. Chociaż o grupach, „grupolubności”, specjalnej roli, jaką odgrywają grupy i rozgrywające się w nich procesy, przypomina nam Haidt raz po raz, to pośród kilkuset pozycji cytowanych i skrzętnie wyliczonych w bibliografii nie sposób odnaleźć choćby jednej odnoszącej się do klasycznych psychologicznych teorii relacji międzygrupowych.
Wydawałoby się, że teoria tożsamości społecznej Henry’ego Tajfela czy teoria kategoryzacji Ja Johna Turnera stanowiłyby dobrą płaszczyznę do wyjaśnienia, dlaczego tak dużą rolę w rozwoju cywilizacji odegrały religie. Pozwoliłyby też zapewne autorowi nieco zdystansować się od traktowania ich irracjonalnych (i zdaniem wielu – szkodliwych) aspektów jako niezbędnych do rozwoju cywilizacji. Tryb grupowego funkcjonowania jednostek naprawdę nie wymaga angażowania ideologii i odwoływania się do ewolucyjnie uwarunkowanej łatwości „dostrzegania” nieistniejących bytów. Trudno uwierzyć, by psycholog społeczny nie znał teorii dotyczących tożsamości społecznej i łatwości, z jaką zachodzi preferowanie grupy własnej (choćby studentów musi o nich uczyć). Pozostają więc dwie możliwości: nie znalazł dla nich zastosowania w swoich rozważaniach (a może w ogóle mu się nie skojarzyły z tematem?) lub celowo je zignorował, bo nie pasowały do forsowanej tezy.
W jednym z końcowych rozdziałów znajdujemy rozróżnienie między etyką sprawiedliwości opartą na proporcjonalności otrzymywanych dóbr do zasług od etyki wolności, w której walka z tyranią i opresją stanowi realizację idei równości. Tego rodzaju podział pozwala zrozumieć racjonalizowanie gigantycznych nierówności dochodowych poprzez odwołanie do zasady proporcjonalności, przy jednoczesnym zabieganiu o równość w sferze osobistych wyborów i prywatnych wolności. To typowy zestaw przekonań beneficjenta współczesnego kapitalizmu: nierówności społeczne są słuszne, a miliarder, najwyraźniej miliardkrotnie bardziej zasłużony od biedaka, może robić, co chce. Żaden tyran mu w tym nie przeszkodzi. On zaś sam nie jest tyranem – co najwyżej dobroczyńcą łaskawie zatrudniającym nędzarzy. Bez niego zginęliby marnie. Zapewne przejawia etykę Troski.
Haidt konsekwentnie używa kilku obrazowych metafor. Podział na tryb funkcjonowania szympansa (egotystyczny) przeważający w naszych kręgach oraz tryb roju (grupowy) przewija się na kartach książki jako opozycja pozwalająca wyjaśnić różne mechanizmy odpowiedzialne za postawy moralne. Jednak brak rozróżnienia społecznej tożsamości kolektywnej („ja, Polak”, „ja, studentka”) od społecznej tożsamości relacyjnej („ja, członek grupy przygotowującej obchody 11 listopada”, „ja, uczestnicząca w pracach PSiAP w Instytucie”) zaciera granice pomiędzy myśleniem o sobie w abstrakcyjnych kategoriach społeczności (etyka świętości dotyczyłaby chyba tego kontekstu) od odczuwania, eksponowania i ponoszenia konsekwencji przynależności do grupy osób znających się i realizujących wspólne wartości (etyka lojalności z pewnością ma tu zastosowanie, autorytetu – zapewne niekiedy). Ale trudno o takie rozróżnienie, skoro Haidt w ogóle unika kategorii tożsamości. Czy komercyjny cel książki nie został aby osiągnięty za cenę naukowej uczciwości?
Broniąc konserwatystów Haidt wskazuje na szerszą bazę ich wartościowań. Warto jednak pamiętać, że wspólnotowość i lojalność nie są przymiotami na wyłączność zawłaszczonymi przez grupy zachowawcze czy wprost religijne. Stowarzyszenia ateistów i agnostyków, kolektywy squatów, kooperatywy spożywcze czy też doskonale zorganizowane oddziały anarchistów (Związek Syndykalistów Polski) – oto są przykłady anty- lub po prostu areligijnych społeczno-politycznych „rojów” działających w Polsce. Jestem przekonany, że i w USA pozareligijne idee i wartości stanowią spoiwo, za sprawą którego różne grupy działają w oparciu o podstawy etyczne wykraczające poza Troskę, Sprawiedliwość czy Wolność.
Książka Haidta, pełna sugestywnych egzemplifikacji i powtórzeń (każdy rozdział kończy się podsumowaniem) ma niewątpliwe walory dydaktyczne. Nie oznacza to jednak, że wolna jest od argumentacyjnych potknięć. Przykład rzekomo popierający libertariańską ideę wolnego rynku uważam za porażająco słaby. Porównanie usług medycznych, a więc ratowania życia i zdrowia, do puszki groszku, której cena dzięki konkurencji może być niska, wynika z braku rozróżnienia między towarami służącymi zaspokojeniu potrzeb i usługami, w których realizowane są wartości. Od psychologa zajmującego się moralnością można by oczekiwać większej subtelności w rozróżnianiu tych dwóch obszarów. Zapewne głęboka indoktrynacja ideologią kapitalizmu nie pozwoliła autorowi wyjść poza utarte tory myślenia w prezentowaniu zasad działania rynku. Logika maksymalizacji zysku prowadzi przecież nie tylko do innowacji, jak sugeruje Haidt, lecz także do obniżania jakości, wyzysku pracowników i obniżania poziomu życia tych, którzy płacą za rozmaite dobra znacznie (często wielokrotnie) więcej, niż kosztowało ich wytworzenie. Gdyby uwzględnić te aspekty wymiany społecznej, to należałoby zadać pytanie o to, który lub które z wyróżnionych przez Haidta fundamentów moralności pozwalają uznać neoliberalizm za najlepszy z dostępnych systemów społeczno-ekonomicznych.
„Prawy umysł” czyta się dobrze, bo został – zapewne dzięki współpracy z redaktorem, który podobno pozwolił wyeliminować dłużyzny – świetnie napisany. Popularny język, pikanteria anegdot („obciąganie z wdzięczności”) i oryginalna treść materiałów do badań (zjadanie psa poległego w wypadku, stosunek seksualny z kurczakiem przed jego upieczeniem itp.) sprawiają, że lektura jest prawdziwą przyjemnością. Liberalna czytelniczka może się wprawdzie żachnąć tu i ówdzie, zapewne i przerwać lekturę, by dać chwilę na ochłonięcie obrażonemu poczuciu intelektualnej przyzwoitości, lecz wróci z pewnością, otwarta na doświadczenie, ciekawa ciągu dalszego.
Konserwatywny czytelnik znajdzie sporo na rzecz swojej sprawy, więc nie będzie potrzebował tych antraktów. Z satysfakcją zapewne odnotuje, że autor „poszedł po rozum do głowy” i poniechał jednostronności oddalającej go od tego, co czyste i święte. Ekstremiści tak czy inaczej będą mieli za złe. Między innymi dlatego są ekstremistami, że nie korzystają z tego rodzaju książek. Mają je, jak większość książek, na prywatnym indeksie. Pisarze zajmujący się, choćby nawet naukowo, a więc z dystansem, wartościami, moralnością, ideologią, religią i polityką, podpadają wszak łatwo. Z tym większym szacunkiem należy odnotować duży sukces, jaki odniósł „The Righteous Mind: Why Good People Are Divided by Politics and Religion” w USA, a także oczekiwać, że podobny – z należną ilościową poprawką na niechęć rodaków do jakiejkolwiek wartościowej lektury – odniesie także w Polsce.
Jarosław Klebaniuk
Jonathan Haidt: „Prawy umysł. Dlaczego dobrych ludzi dzieli religia i polityka?”, przeł. Agnieszka Nowak, Wydawnictwo Smak Słowa, Sopot 2014, 512 stron.
Recenzja ukazała się także na blogu Autora w serwisie NaTemat.pl.