Stefan Zgliczyński: Państwo bezkarnych żołnierzy

[2015-01-20 18:29:48]

Militaryzm, agresywność i ekspansjonizm izraelskiej polityki nie przeszkadza polskiej klasie politycznej. Wizyta prezydenta Izraela przebiegała w atmosferze niezakłóconej żadnymi aluzjami do masakry którą jego państwo zorganizowało ludności Strefy Gazy latem tego roku. Podobna obojętność na okupacyjną przemoc towarzyszy politykom izraelskim w większości stolic Zachodu. Tłumaczy ona po części nieustanną eskalację izraelskiej przemocy w ostatnich latach.

Raja Shehadeh, znakomity palestyński pisarz i prawnik, gość tegorocznego Festiwalu Conrada w Krakowie, głosi z pełną rezygnacji nadzieją, że już gorzej być nie może i świat nie pozwoli na kolejne, regularne masakry cywilnej ludności palestyńskiej przez Izrael. To samo mówi od lat inny surowy krytyk polityki izraelskiej, Norman G. Finkelstein, który w 2010 r., po izraelskiej operacji „Płynny Ołów” (22 dni na przełomie 2008 i 2009 r.), w wyniku której śmierć poniosło 1,4 tys. mieszkańców Gazy, opublikował książkę pod znamiennym tytułem This Time We Went Too Far. Truth & Consequences of the Gaza Invasion. W przedmowie do polskiego wydania tej książki (Gaza o jedną masakrę za daleko, Książka i Prasa, Warszawa 2010) pozwoliłem sobie na wyrażenie opinii, że Finkelstein jest optymistą, gdyż uważa, że poruszenie w świecie, jakie wywołała inwazja na Gazę, było tak duże, że od tej pory nieprawdopodobnym będzie usprawiedliwianie jakichkolwiek zbrodni izraelskich.

Niestety, optymizm Shehadeha, Finkelsteina i tysięcy wspaniałych i odważnych aktywistów w Izraelu, Palestynie i na całym świecie, informujących świat o zbrodniach izraelskich i organizujących kampanie na rzecz bojkotu, wprowadzenia sankcji i wycofania inwestycji z Izraela, aby zmusić go do zakończenia okupacji, zawłaszczania ziemi i zabijania palestyńskich cywili, nie przyniosły dotąd zadowalających efektów.

Półtora roku po „Płynnym ołowiu” izraelskie siły specjalne zaatakowały pokojową „Flotyllę Wolności”, konwój nieuzbrojonych statków wiozących m.in. materiały budowlane i wyprawki szkolne dla dzieci w objętej blokadą Gazie. Zabiły 9 jej uczestników, aresztowały, uwięziły i okradły resztę jej członków, nie zważając na to, iż byli wśród nich laureatka pokojowego Nobla i europejscy parlamentarzyści.

Tegoroczna izraelska operacja „Protective Edge” w Gazie, trwając dwukrotnie dłużej niż „Płynny ołów”, kosztowała życie 2,2 tys. Palestyńczyków. Na oczach kamer telewizji całego świata jedna z najsilniejszych i najlepiej wyposażonych armii świata bezkarnie zamieniała w kupę gruzów domy mieszkalne, szpitale, szkoły, meczety, elektrownie, ujęcia wody, fabryki... Żołnierze izraelscy – co zostało sfilmowane – strzelali i zabijali bezbronne dzieci... A wszystko to w imię rzekomego „bezpieczeństwa Izraela”, które prawem kaduka przyznały mu Stany Zjednoczone, zajęte własną „wojną z terroryzmem”.

Promykiem nadziei w tym orwellowskim świecie polityki izraelskiej, w którym pokój to wojna, a miłość to nienawiść są tak długo oczekiwane reakcje niektórych firm europejskich wycofujących się ze współpracy z Izraelem, uznanie przez rząd Szwecji państwa palestyńskiego (wściekła reakcja rządu izraelskiego, m.in. odwołanie ambasadora, unaocznia jego rzeczywistą wolę dla powstania tego państwa), czy rezolucja brytyjskiej Izby Gmin wzywająca rząd w Londynie do uznania państwowości Palestyny.

A jednak reakcja społeczeństwa izraelskiego, w 95% popierającego ostatni pogrom w Gazie, każe przede wszystkim zadać sobie pytanie o jego kondycję moralną i spustoszenia jakie w nim dokonała kilkudziesięcioletnia polityka wojen i okupacji. Bardzo pomocna w odpowiedzi na te pytania jest wydana właśnie w Polsce książka byłego wieloletniego korespondenta bliskowschodniego "Washington Post", a później "New York Timesa" (był m.in. szefem pekińskiego, a później moskiewskiego biura tej gazety) Patricka Tylera Twierdza Izrael. Zakulisowa historia elit wojskowych, które uparcie bronią się przed pokojem, którą chciałbym szerzej omówić.

Wychowywani na wojowników

Społeczeństwo izraelskie jest jednym z najbardziej zmilitaryzowanych na świecie. Wbrew powszechnie lansowanemu przez służby PR-owskie wizerunkowi Izraela jako państwa cool i trendy, pisarzy, filmowców, pełnych kafejek, pięknych plaż, wolności i demokracji – czyli tego wszystkiego co jakoby brak wokół niego, w arabskim otoczeniu, Izraelem od początku rządziły elity wojskowe.

W proporcji do całej gospodarki, izraelskie wydatki na wojsko i wywiad należą do największych na świecie. Na armię idzie 7% rocznego PKB. Na 155 państw tylko 5 ma wyższy wskaźnik wydatków – Korea Północna, Erytrea, Gruzja, Oman i Arabia Saudyjska...

Poza ortodoksyjnymi żydami i izraelskimi Palestyńczykami wszyscy Izraelczycy podlegają 3-letniej służbie wojskowej, która jest trampoliną do całej późniejszej kariery zawodowej (w tym oczywiście politycznej). Uczniowie szkół średnich zabiegają gorliwie o przydział do elitarnych jednostek armii, gdyż wiedzą, że to z nich właśnie tworzy się późniejsza elita kraju (vide kariera Ariela Szarona).

„W Izraelu – jak pisze Tyler – establishment wojskowy jest instytucją darzoną największym zaufaniem spośród wszystkich w kraju. Cywilni przywódcy polityczni uzależnieni są od systemu wojskowego pod wszelkimi względami, od wsparcia personalnego począwszy, na zleceniach politycznych skończywszy. Armia i służby wywiadowcze pochłaniają pokaźną część budżetu państwa, określają zagrożenia zewnętrzne i wewnętrzne, ustalają kierunki polityki, analizują własną działalność, zarządzają znaczną częścią gospodarki, kontrolują rozległe połacie ziemi i przestrzeni powietrznej oraz wywierają, poprzez cenzurę, olbrzymi wpływ na łączność i media informacyjne” (s. 17).

Tyler przytacza znamienne słowa dowódcy izraelskiego West Pointu na pustyni Negew, płk Aarona Haliwa witającego rocznik 2010:

„Naród izraelski nie ma nikogo lepszego od was. Jesteście jedyni. Na Bliskim Wschodzie nie dostaje się drugiej szansy. Urodziliśmy się tutaj i on jest nasz. A jest to osobliwe miejsce: silniejszy żyje, silniejszy trwa, silniejszy zwycięża” (s. 25).

Pokolenie sabrów, czyli dzieci osadników izraelskich, walczących przy pomocy terroru zarówno z brytyjską okupacją Palestyny, jak i z jej arabskimi mieszkańcami – Palestyńczykami, z zakłopotaniem i pogardą witało ocaleńców z Holocaustu (który stał się przecież najważniejszym pretekstem dla międzynarodowej zgody na utworzenie państwa żydowskiego) – jako przedstawicieli innego plemienia, tchórzy, dających się prowadzić na rzeź jak barany. Oni byli inni – walczyli zbrojnie o swoje państwo i czynią to nadal. I mimo że temat Holocaustu wstydliwie nie był poruszany szerzej w Izraelu do czasu procesu Eichmanna, kiedy to Ben Gurion wpadł na pomysł integracji całego społeczeństwa izraelskiego i przekonania świata o grożącym mu drugim Holocauście, to już od czasów Menachema Begina argument ten stał się ulubionym lejtmotivem izraelskiej prawicy (choć już nie tylko jej), usprawiedliwiającym kolejne akty agresji wymierzone w państwa arabskie.

Gorącym orędownikiem izraelskiego militaryzmu i zwolennikiem wojny przeciwko Arabom jako jedynego sposobu prowadzenia polityki, był ojciec-założyciel Izraela Dawid Ben Gurion. To on wydawał rozkazy komandosom izraelskim dokonywania masakr całych wiosek i sabotaży na terenach arabskich, aby zniechęcić do powrotu uchodźców palestyńskich (blisko 800 tys.) wypędzonych lub zmuszonych do ucieczki z ziem zajętych po 1948 r. przez Izrael. Uważał, że do Arabów przemawia tylko argument siły, a linie rozejmowe (po tzw. wojnie o niepodległość) trzeba zmienić na korzyść Izraela, nim zostaną przez społeczność międzynarodową uznane za granice.

W 1953 r., w odwecie za zabójstwo młodej Żydówki i jej dwójki dzieci, ignorując polecenie urzędującego premiera Szareta (chyba jedynego w historii Izraela naprawdę dążącego do unormowania stosunków z państwami arabskimi) i za namową Ben Guriona oddział komandosów izraelskich pod dowództwem wyróżniającego się zapalczywością i okrucieństwem Ariela Scheinermana dokonał rajdu na wioskę Kibji (znajdującą się pod kontrolą Jordanii) – strzelając do jej bezbronnych mieszkańców i wysadzając ich domy. Zniszczono 45 domów i zabito 70 cywilów, w większości kobiety i dzieci.

Ben Gurion wyparł się jakiegokolwiek uczestnictwa armii izraelskiej w tej masakrze, a w nagrodę nadał Scheinermanowi „hebrajskie” nazwisko Szaron, od równiny, na której wychował się człowiek, który w następnych dziesięcioleciach dał się poznać jako jeden z najkrwawszych egzekutorów Państwa Izrael.

Terroryzm i skrytobójstwa


Lista podobnych ataków odwetowych lub prewencyjnych, skrytobójczych mordów i zamachów terrorystycznych służb izraelskich na swoich przeciwnikach w świecie arabskim (i nie tylko) zajęłaby całą książkę. Co charakterystyczne, potępienie Izraelczyków ze strony tzw. społeczności międzynarodowej, czyli głównych państw Zachodu, miało miejsce tylko wtedy, kiedy ofiarami zamachów terrorystycznych byli ich obywatele (głównie w Palestynie, przed powstaniem Izraela). Później, wraz z zaostrzaniem się zimnej wojny, wybaczano Izraelowi coraz więcej, aż w pewnym momencie to „cywilizowany świat” przejął jego metody i – jak pokazuje przykład Stanów Zjednoczonych – w XXI w. można już bezkarnie mordować, porywać, torturować i więzić obywateli dowolnego państwa, bez sądu, bez procesu i bez wyroku... Izrael to nowatorskie podejście do prawa międzynarodowego i praw człowieka stosował od samego początku swojego istnienia.

Wiosną 1954 r. aby nie dopuścić do wycofania się z Suezu Brytyjczyków, stanowiących bufor przed Egiptem, wywiad izraelski wpadł na pomysł wysadzenia w powietrze amerykańskich i brytyjskich obiektów w Kairze i Aleksandrii. Operacja „Zuzanna” została jednak udaremniona po aresztowaniu przez policję egipską jednego z jej uczestników przed kinem, które miał wysadzić.

Przypomnieć należy, iż jeszcze przed dekadą terroryści żydowscy podkładali bomby pod gmachy użyteczności publicznej w Palestynie i dokonywali egzekucji brytyjskich żołnierzy w celu zgoła odmiennym – aby ich przepędzić.

Niedługo po tej wpadce na terenie Syrii został schwytany 5-osobowy oddział sił specjalnych Izraela, wysłany tam w celu odzyskania sprzętu podsłuchowego założonego na syryjskich liniach telefonicznych. Aby wymóc na Syrii uwolnienie komandosów Izrael dopuścił się piractwa powietrznego – jego lotnictwo wojskowe zmusiło do lądowania w Izraelu cywilny samolot syryjski, którego pasażerowie i załoga zostali zatrzymani jako zakładnicy.

Rok później, w lutym 1955 r. Ariel Szaron rozpoczął jedną z wielu swoich zbrojnych eskapad – tym razem operacja nosiła kryptonim „Czarna Strzała” i była wymierzona w zajętą przez Egipt Strefę Gazy. Jednym z żołnierzy Szarona był rolnik Meir Har Cjon, którego siostrę wraz z jej chłopakiem zamordowali nieznani sprawcy, kiedy para nielegalnie przekroczyła granicę z Jordanią, aby obejrzeć jakąś antyczną budowlę. Żądnego zemsty żołnierza Szaron zaopatrzył w samochód i broń dla grupy chętnych mścicieli, którzy przekradli się do wioski beduińskiej na terenie Jordanii, porwali sześciu bezbronnych mężczyzn, pięciu z nich zamordowali, aby ocalały z pogromu starzec mógł opowiedzieć reszcie wioski o żydowskiej zemście.

Na przykładzie tych historii widać, że sposoby działania Izraela nie zmieniły się od 60 lat – i dzisiaj rzekomym pretekstem do masakr ludności palestyńskiej jest prawo odwetu. Tylko teraz do jego zaspokojenia służy Izraelowi najnowocześniejszy na świecie arsenał, brak skrupułów i pewność całkowitej bezkarności. Do tegorocznej rzezi w Gazie też był potrzebny pretekst – porwanie i zamordowanie przez nieznanych sprawców trzech izraelskich nastolatków.

Jedną ze „specjalności” Izraela są mordy skrytobójcze na tych, których uznaje on za swoich wrogów lub za tych, którzy mogą mu w jakiś sposób zaszkodzić. Morduje tak nie tylko działaczy i bojowników palestyńskich wraz z ich rodzinami, ale i naukowców zaangażowanych w jakikolwiek sposób w programy zbrojeniowe i nuklearne. Izrael, który sam nielegalnie wszedł w posiadanie broni atomowej (do dziś się do tego nie przyznaje, ale to dzięki jego pomocy rasistowskie RPA stało się państwem nuklearnym) odmawia swoim sąsiadom nie tylko prawa do jej posiadania, ale i do prowadzenia jakichkolwiek prac związanych z wykorzystaniem energii jądrowej.

Konsekwentnie bombardował reaktory w Syrii i Iraku, morduje naukowców związanych z tymi programami oraz infekuje je wirusami komputerowymi. Już pod koniec lat 50. Ben Gurion zatwierdził operację „Damokles”, której celem było zabicie bądź zastraszenie grupy niemieckich naukowców budujących dla Nasera w Egipcie fabryki broni rakietowej. Przez trzy miesiące zniknęło lub zostało zamordowanych siedmiu z nich, a w egipskich fabrykach wybuchały bomby-przesyłki raniąc i uśmiercając pracujących tam robotników.

W latach 2011-2012 Izrael skrytobójczo zlikwidował najlepszych nuklearnych naukowców irańskich. Scenariusz zawsze był podobny – motocykliści strzelający do stojących w samochodowych korkach naukowców i ich rodzin. W listopadzie 2011 r. eksplodował magazyn pocisków i baza rakietowa niedaleko Teheranu, w wyniku którego śmierć poniósł m.in. najwyższy rangą irański dowódca wojsk rakietowych, a szef sztabu armii izraelskiej, zwącej się po orwellowsku Siłami Obronnymi Izraela, powiedział izraelskim parlamentarzystom, że w Iranie wciąż będzie dochodziło do takich „nienaturalnych” wypadków dopóki ten całkowicie nie zrezygnuje z programu nuklearnego.

Wojny prewencyjne

Izrael i jego apologeci (a także rzesze pożytecznych idiotów uważających, że Holocaust czyni z Izraela państwo, któremu więcej wolno) utrzymuje, że wszystkie wielkie wojny izraelskie (1948, 1956, 1967, 1973, 1982, 2006, że o dziesiątkach mniejszych nie wspomnę) spowodowane były agresją bądź zamiarem agresji ze strony państw arabskich, bądź – jak w przypadku Libanu – palestyńskich bojowników. I że Izrael, niczym samotna wyspa w morzu arabskim, zmuszony jest do dziś bronić się przed „zepchnięciem do morza”.

Fakty są jednak inne. To Izrael był państwem, które prowokowało i atakowało, zgodnie zresztą z doktryną głoszoną przez Ben Guriona, Meir, Dajana, Peresa, Begina i ich wychowanków – Szarona, Baraka, Netanjahu i innych.

„Nie ma czegoś takiego jak naród palestyński.” „Nie jest prawdą, że przyszliśmy i wypędziliśmy ich, zagarniając ich kraj. Oni nie istnieli” – powiedziała premier Izraela Golda Meir londyńskiemu "Sunday Times"” (s. 244).

Według Ben Guriona Jordania była państwem niewydolnym, które należy zlikwidować i podzielić pomiędzy Izrael i Irak. Liban również należałoby podzielić, zostawiając może jakieś państewko chrześcijańskim maronitom. No i oczywiście Synaj nie był potrzebny Egiptowi, a Izraelowi jak najbardziej. Znajdującymi się tam złożami ropy Ben Gurion gotów był podzielić się z Francuzami, którzy zbroili Izrael przeciw Egiptowi.

Kiedy prezydent Egiptu Naser podjął w lipcu 1956 r. decyzję o nacjonalizacji kanału sueskiego – interesy Francji (Naser wspierał antyfrancuskich powstańców w Algierii), Wielkiej Brytanii (utrata dochodów z kanału) i Izraela zbiegły się i zaowocowały wspólnym atakiem na ten kraj. Pod naciskiem ONZ, Stanów Zjednoczonych i ZSRR w listopadzie Francuzi i Brytyjczycy wycofali się z Egiptu. Izrael, mimo grożących sankcji ONZ i pierwszy raz w historii bez poparcia USA (pierwszy i ostatni raz prezydent Stanów Zjednoczonych, w tym wypadku Eisenhower, nie nazwał Izraela „maleńką, otoczoną przez wrogów demokracją”, ale „agresorem, którego plany inwazji i okupacji stanowiły pogwałcenie prawa międzynarodowego”) – ani myślał.

Rok później, 3 października 1957 r. Izrael podpisał z Francją tajne porozumienie dotyczące wybudowania w Dimonie na pustyni Negev reaktora atomowego.

W wyniku kolejnej prewencyjnej wojny (sześciodniowej) w 1967 r. Izrael potroił swoje rozmiary i zmienił na trwałe całą mapę Bliskiego Wschodu, okupując do dziś terytoria palestyńskie. Kiedy 10 lat później "New York Times" pytał nowego premiera Izraela Menachema Begina (niegdyś przywódcę terrorystycznego ugrupowania Irgun, odpowiedzialnego m.in. za wysadzenie w 1946 r. hotelu „Król Dawid” w Jerozolimie, w którym zginęło 91 osób) o okupowane ziemie arabskie, ten odparł, iż nie są „okupowane”, ale „wyzwolone” (s. 296).

W 1968 r., podczas wyborów prezydenckich w USA kandydat na prezydenta (Nixon) po raz pierwszy zabiegał o głosy Żydów, obiecując zwiększenie pomocy wojskowej dla Izraela. Po wyborze na prezydenta Nixon dotrzymał słowa – do dzisiejszego dnia Stany Zjednoczone rokrocznie przekazują Izraelowi kilka miliardów dolarów oraz najnowocześniejsze uzbrojenie. Podczas izraelskich „operacji” pomoc ta jest jeszcze intensyfikowana – jak podczas tegorocznej rzezi Gazy, kiedy Amerykanie zorganizowali specjalne rezerwy paliwa, aby myśliwce i helikoptery izraelskie (amerykańskiej produkcji) mogły non-stop bombardować tę enklawę.

Chrzest bojowy amerykańskie samoloty F-4 Phantom w izraelskich barwach przeszły na początku 1970 r. kiedy to w ciągu trzech miesięcy siły powietrzne Izraela dokonały przeszło trzech tysięcy wypadów i nalotów, zrzucając na egipskie cele wojskowe i cywilne osiem tysięcy ton bomb. W wyniku tych bombardowań śmierć poniosło setki Egipcjan, w tym 47 dzieci w omyłkowym ataku na szkołę podstawową oraz 70 pracowników cywilnych jednej z fabryk.

Rok później do Gazy ze swoją armią wkroczył owiany międzynarodową sławą oprawcy Ariel Szaron, późniejszy premier Izraela, zwany już wówczas „buldożerem” (od wyburzania spychaczami palestyńskich domów). Od lipca 1971 do lutego 1972 r. jego ludzie zgładzili 104 Palestyńczyków (nazwanych terrorystami) i uwięzili 740.

W 1981 r. tenże Szaron w nagrodę za zniszczenie nalotem z powietrza irackiego reaktora atomowego w Osiraku został mianowany przez premiera Begina ministrem obrony. Gdy tylko objął to stanowisko wydał rozkaz intensyfikacji operacji powietrznych przeciwko Organizacji Wyzwolenia Palestyny, mającej wówczas swą siedzibę w Bejrucie. I tak 17 stycznia izraelskie bombowce zbombardowały centrum Bejrutu, zabijając obok 30 bojowników OWP, 150 cywilów i raniąc 600.

W odpowiedzi na głosy potępienia za atak na Irak i Liban (w tym również prezydenta Reagana) Begin odparł, iż zbombardowanie Osiraku zapobiegło drugiemu Holocaustowi i porównał Arafata do Hitlera ukrywającego się w podziemnym bunkrze. Odtąd porównania przeciwników Izraela do hitlerowców i motyw zagrożenia „drugim Holocaustem”, mającym jakoby usprawiedliwić wszelkie pozaprawne działania Izraela, stały się lejtmotivem propagandy izraelskiej.

Izrael nie krył przed USA swoich planów inwazji na Liban. Jednak sekretarz stanu Alexander Haig ostrzegł Begina, iż „bez poważnej prowokacji, będziecie sami” (s, 330). Pretekstem do inwazji stało się postrzelenie 3 czerwca 1982 r. izraelskiego ambasadora w Londynie przez członka grupy Abu Nidala, wysłanego tam przez iracki wywiad w celu wywołania wojny i osłabienia pozycji Arafata w OWP. Ale te niuanse nie interesowały Begina. Najważniejszy był przecież pretekst. „Wierzcie mi, alternatywą dla walki jest Treblinka – powiedział – a postanowiliśmy, że nie będzie już więcej Treblinek. (...) Zbrodniczy terroryści oraz cały świat muszą wiedzieć, że Żydzi, jak każdy inny naród, mają prawo do samoobrony” (s. 337).

Trzy dni po zamachu (nieudanym) na ambasadora izraelskiego 90 tys. żołnierzy izraelskich w kolumnach prowadzonych przez 800 czołgów i 1,5 tys. transporterów opancerzonych ruszyło na Bejrut. Ich przeciwnikiem było 15 tys. słabo uzbrojonych bojowników OWP...

Jednym z najbardziej znanych incydentów tej inwazji było wymordowanie – za przyzwoleniem gen. Szarona – przez bojówki chrześcijańskiej falangi co najmniej 850 (według różnych źródeł nawet do 3 tys.) palestyńskich starców, kobiet i dzieci w obozach dla uchodźców Sabra i Szatila.

Wojna z terroryzmem


To Izrael, a nie Stany Zjednoczone, dzierży palmę pierwszeństwa w nazwaniu zrozumiałego oporu podbitych i okupowanych „terroryzmem”, a ich samych – „terrorystami”. Utopione we krwi powstania palestyńskie (pierwsza Intifada z 1987 r. i druga, tzw. Intifada Al-Aksa), operacja „Grona Gniewu” w Libanie (ok. 200 zabitych cywilów, m.in. po ostrzelaniu przez artylerię izraelską ONZ-owskiego obozu dla uchodźców w Kanie, pół miliona zmuszonych do ucieczki, zniszczona infrastruktura kraju), porozumienia pokojowe z Oslo (o których obecny premier Izraela Benjamin Netanjahu mówi tak: „Zamierzam interpretować te porozumienia tak, by pozwoliło mi to położyć kres temu pędowi do granic sprzed 1967 r.” – s. 432), oblężenie i ostrzał siedziby Arafata (a później jego otrucie), wreszcie kolejne ataki izraelskie na Gazę, których ofiary liczone są już w tysiącach – to bilans izraelskiej polityki dwóch dekad „wojny z terroryzmem”, czyli z walczącymi o swoje słuszne i niezbywalne prawa Palestyńczykami.

Wszystko to, wliczając kilkadziesiąt rezolucji ONZ, które Izrael po prostu zignorował, jest wystarczającym powodem do jego politycznego i gospodarczego bojkotu. Niestety, w zaledwie dwa miesiące po masakrze ludności cywilnej Gazy i w czasie kiedy ONZ wzywa po raz kolejny Izrael do zaprzestania budowy nielegalnych osiedli izraelskich w okupowanej wschodniej Jerozolimie i na Zachodnim Brzegu, polski rząd i prezydent z honorami podejmują w Warszawie prezydenta Izraela, nie zająknąwszy się nawet o kwestii palestyńskiej.

„Spuścizna syjonistycznych rewolucjonistów – pisze Tyler – którzy niegdyś oczarowali salony Europy i Ameryki, rozprawiając o żydowskiej siedzibie narodowej jako o moralnym świetle przewodnim dla pogrążonego w ciemnościach regionu, zamiast tego pozostawiła żydowskiemu światu i Zachodowi silnie zmilitaryzowany kulawy twór polityczny – państwo, które dokonało niezwykłego skoku kulturalnego i gospodarczego, ale nie zdołało zbudować wystarczająco silnych instytucji, by zrównoważyć militarnego ducha epoki dalekowzroczną, zjednującą stronników dyplomacją” (s. 22).

Patrick Tyler, Twierdza Izrael. Zakulisowa historia elit wojskowych, które uparcie bronią się przed pokojem, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2014.

Recenzja ukazała się w "Le Monde Diplomatique. Edycja Polska" 2014, nr 11.

Stefan Zgliczyński


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


24 listopada:

1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.

1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).

2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.

2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.


?
Lewica.pl na Facebooku