Jan Misiuna: Biedacy w bogatym świecie

[2015-02-20 00:27:18]

Poznajcie Lindę. Linda Tirado ma 32 lata i mieszka w Utah na południowym zachodzie Stanów Zjednoczonych, w stanie, którego głównym powodem do sławy są mormoni. Linda ma męża, weterana sił zbrojnych USA, który służył w Iraku, oraz dwie małe córeczki. Pochodzi z rodziny należącej do klasy średniej, co oznacza wysoki poziom życia: dom na przedmieściach, ubezpieczenie zdrowotne i dobre szkoły. Naturalną koleją rzeczy po szkole średniej poszła do college’u, a w nim zachowywała się „dokładnie tak, jak można było tego oczekiwać” po nastolatce, która wyrwała się z rodzinnego domu. W efekcie college’u nie skończyła, rodzina odcięła finansowanie, a ona – bez kwalifikacji, za to z pilnymi rachunkami – musiała pójść do pracy. Na takie osoby czeka praca fizyczna w sektorze usług, sieciowych restauracjach, barach, supermarketach, płatna według stawki minimalnej i bez ubezpieczenia zdrowotnego. Jesienią 2013 r. na forum internetowym, które często odwiedzała, ktoś zadał pytanie: „Dlaczego biedacy zachowują się autodestrukcyjnie?”. Linda miała trochę wolnego czasu, udzieliła więc na nie wyczerpującej odpowiedzi. Jej tekst zrobił na forum furorę, a następnie odbił się głośnym echem w internecie i w mediach – w listopadzie 2013 r. opublikowały go „The Huffington Post”, „The Nation” i „Forbes”. Przeczytało go co najmniej 6 mln osób, a w jednym tylko tygodniu 20 tys. czytelników zdecydowało się wysłać jej mejla. W ciągu kilku dni z anonimowej pracownicy sieciowej restauracji z naleśnikami stała się człowiekiem, który wyjaśniał Ameryce, co to znaczy być biedakiem w bogatym państwie. Szybko dostała propozycję napisania książki o swoich doświadczeniach, wspartą 60 tys. dol. zebranych wśród czytelników jej wcześniejszego tekstu, którzy chcieli zapewnić jej warunki do spokojnej pracy. W październiku 2014 r. książka Lindy ukazała się jednocześnie w Stanach Zjednoczonych (jako „Hand to Mouth: Living in Bootstrap America”) i Wielkiej Brytanii (jako „Hand to Mouth: The Truth About Being Poor In a Wealthy World”). Chociaż tytuły obu wersji się różnią, myśl w nich zawarta jest ta sama: co to znaczy żyć z dnia na dzień? Co to znaczy być biednym w bogatym świecie? Co to znaczy być Amerykaninem zdanym na samego siebie?

Warunki pracy



Linda ma bardzo proste kryterium oceny tego, czy praca jest dobra, czy zła. Dobra praca to taka, w której nie musi pytać szefa o to, czy może iść do ubikacji. Jej doświadczenie mówi bowiem, że jeżeli przełożony zastrzega sobie prawo regulowania częstotliwości korzystania z toalety, to znaczy, że ogólne warunki pracy i płacy będą bardzo złe. Pojawia się pytanie, czy zatrudniony nie może powołać się na prawo do przerwy w pracy i w jej trakcie skorzystać z toalety. Otóż nie może – w USA federalne prawo pracy nie przewiduje przerw (wyjątkiem jest branża rolna). Oprócz ustalania częstotliwości biegania do WC sieci handlowe i gastronomiczne przygotowują również skrypty, jak pracownik ma rozmawiać z klientami, precyzując czasem zdania i słowa, których należy używać. Skrypty określają również ton głosu, jakim należy się zwracać do klienta, a firmy, wysyłając tzw. tajemniczych klientów, sprawdzają, czy pracownicy stosują się do wytycznych. Wszelkie odstępstwa, nawet takie jak połączenie dwóch kwestii w jedną wypowiedź dla oszczędności czasu, są odnotowywane, a pracownikom zwraca się uwagę. Linda mówi wprost, że pracodawcy uważają pracowników za zbyt głupich, by mogli samodzielnie decydować, i dlatego ktoś gdzieś w łańcuchu zarządzania korporacji podejmuje wszystkie decyzje za nich. Łącznie z tym, jak przywitać się z klientem, który chce w sobotni poranek kupić śniadanie wspomagające pokonanie kaca.

Innym czynnikiem wpływającym na stosunki w pracy jest fakt, że pracodawca może zwolnić pracownika bez podania powodu i bez okresu wypowiedzenia. Pracę traci się natychmiast. Linda wspomina, że sama była zwalniana, bo jej szef zrobił błąd w dokumentach, bo się przeziębiła, bo miała dość i pokazała szefowi środkowy palec (jedna z częstszych przyczyn), bo nie chciała się z kimś przespać, a także dlatego, że z kimś się przespała. Była też świadkiem, jak właściciel klubu go-go zwolnił striptizerkę, której nie było stać na powiększenie biustu, gdy uznał, że jej naturalne piersi nie są wystarczająco podniecające dla pijanych budowlańców. Jednak bardzo często ludzie tracą pracę, dlatego że nie są w stanie zdążyć do niej z innej pracy. Firmy stawiają na elastyczne zatrudnienie – w miejscu pracy człowiek ma być tylko wtedy, gdy jest potrzebny. Pozwala to obniżyć koszty wynagrodzenia, ponieważ płaci się jedynie za przepracowane godziny. Gdy pracownik nie jest potrzebny, odsyła się go do domu. W efekcie druga praca staje się koniecznością, ponieważ nigdy nie wiadomo, ile w danym miesiącu będzie się pracowało i ile w związku z tym się zarobi, ale zatrudnienie w dwóch miejscach naraz to duży problem logistyczny. Od strony prawnej w przypadku Lindy wyglądało to tak, że musiała podpisać umowę, z której wynikało, że jest zatrudniona w niepełnym wymiarze godzin, zależnym od zapotrzebowania pracodawcy. Nie przysługiwało jej w związku z tym ubezpieczenie zdrowotne. Jednocześnie umowa zawierała klauzulę, że jeżeli Linda będzie równolegle pracowała w innym miejscu, straci pracę numer jeden.

Przeżyć za stawkę minimalną



Jedną z wielu rzeczy odróżniających amerykańską prawicę od lewicy jest stosunek do płacy minimalnej. Lewica często traktuje wprowadzenie stawki minimalnego wynagrodzenia – a także jej okazjonalne podwyżki – jak ustanowienie gwarancji, że każdy pracujący w pełnym wymiarze godzin będzie w stanie bez większego trudu się utrzymać. Z kolei prawica uważa, że stawka minimalna gwarantuje po prostu łatwe życie. Oba poglądy są błędne. Po pierwsze, mało kto z zarabiających stawkę minimalną pracuje w pełnym wymiarze godzin. Po drugie, osoby otrzymujące stawkę minimalną często pracują w restauracjach. Rzecz w tym, że kelnerzy, a także wszyscy wykonujący zawody, w których tradycyjnie klienci do rachunku dorzucają napiwek, mają w Stanach Zjednoczonych własną federalną stawkę minimalną. Jej wyjątkowość polega na tym, że jest znacznie niższa (2,13 dol. za godzinę) od stawki dla pozostałych pracowników (7,25 dol.). Wyrównanie do 7,25 dol. za godzinę ma w założeniu pochodzić z napiwków, a gdy ich zabraknie – powinien je zapewnić pracodawca. Tak jednak dzieje się bardzo rzadko. Gdy Linda podejmowała drugą, równoległą pracę jako kelnerka (pierwsza, barmanki, nie zapewniała utrzymania), jej rzeczywista stawka wynagrodzenia wynosiła 4 dol. za godzinę.

Federalna granica ubóstwa została w 2014 r. wyznaczona na 11 670 dol. rocznego dochodu w przypadku jednoosobowego gospodarstwa domowego (15 730 dol. dla dwóch osób). Osoba zatrudniona za stawkę minimalną (7,25 dol.) i pracująca w pełnym wymiarze godzin przez 52 tygodnie w roku może zarobić ok. 15 tys. dol. Połowę z tego najpewniej wyda na mieszkanie. Za resztę musi się utrzymać. Jest to możliwe, ale pod warunkiem, że nie ma się dodatkowych, nieplanowanych wydatków, np. na leczenie (bardzo w USA kosztowne) lub na naprawę samochodu – artykułu pierwszej potrzeby, bo jak inaczej dojechać do pracy? – i nie weźmie się dnia wolnego. Takie szczęście można mieć jednak tylko w bliskiej perspektywie, na dłuższą metę to niemożliwe. Linda podsumowuje tę sytuację dobitnie: rachunki się nie zgadzają. Za takie pieniądze nie da się żyć. Za takie pieniądze można jedynie próbować przetrwać.

Szlachetne zdrowie



Linda jest przekonana, że dwóch rzeczy nie da się w Stanach Zjednoczonych połączyć: bycia zdrowym i bycia biednym. Gdy ktoś jest zamożny i ma ubezpieczenie zdrowotne, może sobie pozwolić na profilaktykę, badania okresowe i przesiewowe, na uprawianie sportów pod opieką trenera i na preparaty witaminowe, a gdy dozna kontuzji, zajmą się nim specjaliści i nie pozwolą jej się rozwinąć w coś poważnego. Do niedawna, nim uchwalono reformę systemu opieki zdrowotnej (Obamacare), Linda bała się pojawić na ostrym dyżurze z czymś bardziej skomplikowanym niż ostre przeziębienie lub podejrzenie złamania nogi. Wynikało to z lęku, że jeżeli jakimś cudem znajdzie pracę, która zapewnia ubezpieczenie zdrowotne lub środki na jego wykupienie, to nie znajdzie firmy ubezpieczeniowej, która będzie chciała ją ubezpieczyć.

Chociaż dla kogoś, kto ciężko pracuje, już sam brak pieniędzy na zapewnienie sobie opieki zdrowotnej na przyzwoitym poziomie jest trudny do wytrzymania, sytuację pogarsza nieustanne pouczanie ze strony personelu medycznego o konieczności dbania o siebie i profilaktyki. Linda mówi wprost: nie jestem głupia, wiem, że lepiej zapobiegać, niż leczyć, ale nie stać mnie na takie fanaberie. Ilustruje swoją postawę przykładem. Jako nastolatka nabawiła się niegroźnej kontuzji kości ogonowej. Po latach w tym miejscu wykształciła się cysta – łagodny nowotwór, który raz na jakiś czas puchł i uniemożliwiał siedzenie. Ponieważ Linda nie miała ubezpieczenia zdrowotnego, nie było jej stać na usunięcie nowotworu. Za to za każdym razem, gdy z powodu tej cysty musiała się pojawić na ostrym dyżurze, lekarze cierpliwie tłumaczyli jej, że powinna coś z nią zrobić. Odpowiadała, że oczywiście, natychmiast, ale czy pan doktor podejmie się tego za kwotę, na którą ją stać. Nie rozwiązywało to problemu cysty, ale przynajmniej uwalniało od konieczności wysłuchiwania komentarzy, że na obecnym etapie rozwoju cywilizacyjnego poddanie się zabiegowi chirurgicznemu nie równa się pewnej śmierci w kwiecie wieku, a wręcz przeciwnie, może pomóc jej uniknąć.

Podwójne standardy



Jednym z problemów, na które zwraca uwagę Linda, są podwójne standardy. Amerykańska klasa średnia, szczególnie konserwatyści, nieustannie wypomina klasie niższej niemoralne prowadzenie się, zupełnie jakby częstotliwość występowania chorób wenerycznych nie była zbliżona w obu klasach. Linda podkreśla przy tej okazji, że seks jest jedyną darmową rozrywką. Trudno więc się dziwić ludziom, którzy mając do wyboru nudę i celibat lub brak nudy i seks – decydują się na to drugie. Konserwatyści powtarzają biedakom, że gdyby całkowicie odstawili alkohol, pozbyliby się swoich problemów. Tymczasem, jak zauważa Linda, różnice między upiciem się lokalnym piwem a wytrawnym bordeaux są tylko dwie: koszt i to, kto się upija. Wreszcie konserwatyści zarzucają klasie niższej, że jest leniwa i żeruje na warstwach zamożniejszych, pobierając różnego rodzaju zasiłki od państwa. Linda, mająca zwykle dwie prace, odpowiada, że nikt, kto przechodził przez upokarzającą procedurę uzyskania dowolnego zasiłku, nie decyduje się na to, bo jest to łatwy sposób na życie, ale wyłącznie z konieczności. Znacznie prościej byłoby mieć jedną dobrze płatną pracę. Podkreśla zarazem, że klasy średnia i wyższa też wiele uzyskują od państwa, lecz nie w formie zasiłku na zakup jedzenia, ale np. specjalnych ulg w podatkach od zysków kapitałowych.

Reakcje



Reakcje na słynny już artykuł Lindy Tirado były mieszane. Część czytelników, tych wywodzących się z jej środowiska, zarzuciła jej, że doświadczenia oraz motywacje przez nią opisane nie są ich doświadczeniami i motywacjami. Rzeczywiście, odpowiada Linda w książce, dla każdego biedaka doświadczenie ubóstwa jest inne, a ona nie rości sobie prawa do uniwersalności przeżyć. Jednak dla równie wielu biednych stała się kimś, kto publicznie, bardzo dobitnie i nie przebierając w słowach, mówi prawdę o ich życiu. Podobną funkcję – rzecznika prasowego warstw niższych – pełni Linda wobec amerykańskiej kawiorowej lewicy, która nigdy nawet nie zbliżyła się do podobnych doświadczeń. Dla konserwatystów jest zaś kolejnym lewicowym propagandystą, który postuluje wprowadzenie socjalizmu, zamiast wziąć się do uczciwej pracy. Nimi akurat Linda przejmuje się najmniej, cytując w odpowiedzi słowa Dicka Cheneya, bardzo bogatego i konserwatywnego wiceprezydenta USA w czasie prezydentury George’a W. Busha, wypowiedziane do jednego z demokratycznych senatorów: „Pieprzcie się”.

Jan Misiuna



Artykuł pochodzi z tygodnika "Przegląd".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku