Jarosław Klebaniuk: Nawet minione nas wyprzedza
[2015-05-25 17:16:40]
Rozrachunek pod koniec życia gorzko czyniony przez starsze wcielenia narratorki, świetnie zagrane przez Halinę Rasiakównę i Krzesisławę Dobielównę. Ta pierwsza zresztą powracała raz po raz, schodziła ze sceny idąc precz, siadała pośród widzów i na różne sposoby dźwigała ciężar metateatralnego buntu i zarzutów krytyków wobec rzeczywistej autorki tekstu. Jeśli te autotematyczne treści opuścić, to pozostaje jednak uniwersalny przekaz dotyczący potencjalnie każdego człowieka. Zdanie sobie sprawy z upływu czasu, z zaprzepaszczonych szans i z tego, że nie potrafiliśmy docenić dobrych, z perspektywy lat, okoliczności, staje się udziałem zapewne każdego z nas od czasu do czasu, a wielu – na stałe, u schyłku niespełnionego życia. Proza Jelinek chwilami sprawia wrażenie zabawy słowem. W zależności od tego, jak życzliwie do niej podejdziemy, możemy odkryć głębię znaczenia lub wytropić pustkę w takich na przykład zdaniach: „Trzeba się zgubić, pomylić drogę, żeby minione nas nie dogoniło”, „Wszystko odpada od człowieka, a potem on sam odpada od siebie”, „Łzy, moje łzy szydzą ze mnie”, „Nie żyję i nie mogę nic, ale w dalszym ciągu jestem”, „Jesteśmy naszym własny otoczeniem”, „Nie jestem połową i nie jestem całością. Jest mnie za mało, żeby żyć i za dużo, żeby umrzeć”, „Możliwości wybiegają, obwąchują nas, szczają na nas, wyprowadzają nas na spacer”. Ta poetyckość zderza abstrakcyjne pojęcia takie jak: „minione” , „czas” czy „możliwości” ze zmysłowymi cechami, umiejscawia je w przestrzeni, zaopatruje w ruch. Budzi to skojarzenie z badanym w eksperymentalny sposób przez psychologów zjawiskiem „embodimentu” (ucieleśnienia), które fizyczne odczucia z ciała i postrzegane relacje przestrzenne osadza w kontekście przekonań na temat świata społecznego, postaw i wartości. Innymi słowy, istnieją dowody, że to co cielesne, zmysłowe i fizykalne, współtworzy nasze oceny relacji międzyludzkich i abstrakcyjnych zjawisk. Jeśli zaś tak, to poetyckie propozycje Jelinek nie są aż tak odlepione od twardej rzeczywistości. Metafory nie tylko odzwierciedlają świat, lecz – zastosowane w ruchu i zmysłowości – ten świat tworzą. Spektakl Miśkiewicza to jednak nie wysyłanie słów, lecz kreowanie teatralnej przestrzeni. A w tej szybko pojawiła się jak zwykle żywa i epatująca emocjami Ewa Skibińska. Siedzenie okrakiem, wybijanie rytmu, a wreszcie – poruszanie biodrami, przypominało jej rolę w „Ziemi obiecanej”, jednak tutaj kontekst był antysystemowy i feministyczny, a nie jedynie indywidualnie seksualny. Panna Młoda, która „przemilczała wszystkie swoje dzieci”, którą „za chwilę wszyscy będą mieli, tylko nie on” [Pan Młody] i która stanowi „mniejszość blokującą” ukazana została jako część systemu ekonomicznego, w którym kobieta jest przedmiotem handlu i nie ma miejsca na intymność, miłość czy lojalność. Ten najbardziej chyba typowy dla prozy Jelinek, pozornie bełkotliwy fragment świetnie wybrzmiał dzięki podwójnym uderzeniom w bębny i niepokojącej muzyce. Ciężarne wcielenia narratorki odegrane na filmie przez Agnieszkę Kwietniewską urozmaiciło spektakl i dało wytchnąć aktorkom, choć i ta postać na łóżku w olbrzymiej pustej sali przywodzącej na myśl stary szpital, wchodziła w interakcje, czy też może bardziej – była napominana przez szczekaczkę ze sceny. Medialny świat, zapośredniczony przez ekran, z innej strony został pokazany w następnej scenie. Opalające się kobiety miały za złe ofierze zniewolenia i wykorzystywania przez wiele lat (echo jednej z ponurych spraw wykrytych w Austrii), że trafiła na czołówki, podczas gdy one pozostały niedostrzeżone. „Ta ofiara sama siebie składa. Tak nie może być. To pójście na łatwiznę” i „Dlaczego czyjś głos z piwnicy słychać głośniej niż nasz?” – narzekały. Smaczku tej scenie dodał śpiew w tle „Nie wiedziała, Mała, czy jest dzień czy noc”. Nie tylko zresztą przy tej okazji niesamowite umiejętności, lecz także zakres głosu pokazała Maja Kleszcz. Śpiewała zarówno utwory wymagające operowego kunsztu i tonacji, jak i blusowej chrapliwości Amy Winehouse, kojarzącej się, idąc dalej, z Janis Joplin. Muzyczna strona zresztą bardzo przysłużyła się całości. Na żywo grali Jacek Kita na pianinie (wnętrze było widać!), Wojciech Krzak na bębnie, a wokalistka – także na wiolonczeli. W jednej z najbardziej widowiskowych scen Małgorzata Gorol na rolkach, na obrotowej scenie, intensywnie relacjonowała to, jak niespełniające są relacje z mężczyznami z Sieci w porównaniu z matczyną miłością. Intensywność odbioru polegała na tym, że specyficzny język Jelinek opatrzony był poruszaniem się na rolkach na ruchomej scenie, pod do połowy opuszczoną metalową roletą. Jakby tego było mało, to jeszcze chwilami atrakcyjną aktorkę jej koleżanka odpychała nogą. Widz dzielił więc uwagę między szybko wypowiadane kwestie, pilnowanie, czy aktorka zachowa równowagę i patrzenie na jej ładną twarz. Gorol poradziła sobie znakomicie, nie tylko zresztą w tej scenie, lecz także w innej, późniejszej, w której muzyka i mimika odegrały dużą rolę, a pewna powtarzana magiczna sztuczka została posunięta do granic możliwości. Powiem tylko tyle, że nawet wspomniany już ospały krytyk wydawał się ożywiony i zainteresowany. To była wisienka na torcie. Po mini-recitalu Mai Kleszcz mieliśmy jeszcze zderzenie żałobnego wieńca ze strojem klauna (właściwie – klaunicy) i bajecznie kolorowym strojem jeżdżczyni na zabawowym koniu. Ten scenograficzny łamaniec służył przedstawieniu obszernej konkluzji. „Człowiek bez hamulców wyczerpuje się w swoim nieskończonym łańcuszku zaspokojeń” – broniła jedna ze starszych wcieleń narratorki stałych związków. A inna, niejako dając głos krytykom Jelinek nawiązała do związanego z porą roku tytułu opowieści „Pani w końcu już nie ma, nareszcie. Jest pani pod lodem”. Przedstawienie według prozy austriackiej kontestatorki stanowiło okazję nie tylko do prezentacji jej feministycznych poglądów i pesymistycznej wizji kondycji człowieka w materialistycznym społeczeństwie, wyrażonych oryginalnym, poetyckim, chwilami nieco pretensjonalnym językiem. Różnorodność scenicznych środków, dobra gra aktorek i znakomita oprawa muzyczna uczyniły z Podróży zimowej udane i warte polecenia przedstawienie. A przecież transformacja tej dosyć jednak hermetycznej prozy na język teatru nie było ani rzeczą oczywistą, ani łatwą. Podróż zimowa. Opracowanie tekstu i reżyseria: Paweł Miśkiewicz, scenografia i kostiumy: Barbara Hanicka, reżyseria światła i wideo: Marek Kozakiewicz, muzyka i wokal: Maja Kleszcz, aranżacje: Jacek Kita. Teatr Polski we Wrocławiu, Scena na Świebodzkim. Według utworu Elfriede Jelinek w przekładzie Ewy Bikont. Premiera: 30 listopada 2014. Przedstawienie: 10 maja 2015 Recenzja ukazała się także na blogu Autora w serwisie NaTemat.pl. |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Nauka o religiach winna łączyć a nie dzielić
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
24 listopada:
1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.
1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).
2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.
2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.
?