Jarosław Klebaniuk: Siostry w niewoli

[2016-08-10 17:36:31]

Kościół katolicki jest instytucją utrzymującą sporą część swojej w działalności w tajemnicy, a w odniesieniu do Polski twierdzenie to zdaje się być szczególnie prawdziwe. Nieznane są, bo przecież nieopodatkowane, jego dochody ze świadczenia różnych usług niematerialnych, a to, co dzieje się za murami klasztorów owiane jest tajemnicą. Kościelny fundusz alimentacyjny (aby opłacić milczenie matek księżych dzieci) znany jest raczej z ustnych przekazów, niż ze źródeł pisanych. Podobnie niedostępne są statystyki dotyczące zgodności obyczajowych praktyk urzędników w sutannach z tym, co głoszą jako obowiązujące wszystkich wiernych normy. Jednym z obszarów zupełnie niemal nieznanych jest życie zakonnic. Ta stosunkowo niewielka, bo licząca zaledwie ponad 20 tysięcy osób grupa zawodowa wyróżnia się archaicznym i niewygodnym strojem, a także znaczną izolacją od reszty społeczeństwa. Nietypowy sposób życia sióstr sprawia, że zainteresowanie mogą budzić zarówno powody jego akceptacji, jak i porzucenia. Te ostatnie stały się przedmiotem zainteresowania Marty Abramowicz.

Książkę, nie bez powodu, rozpoczyna relacja z trudności, jakie sprawiło dotarcie do byłych zakonnic. O ile bowiem byli księża, przynajmniej niektórzy, chętnie opowiadają o powodach swojego wycofania się, stworzyli stowarzyszenie, a paru spośród prominentnych zabiera głos w sprawach związanych z kościołem, o tyle byłe siostry skrywają swoją przeszłość i niechętnie mówią o niej nawet wtedy, gdy zachowana ma zostać anonimowość. Stereotypowo opuszczenie przez nie zakonu postrzegane jest jako efekt jakichś niemoralnych zachowań (na przykład romansu z duchownym), a nie – świadomej decyzji wynikającej z głębokiego rozczarowania, a często także – z poczucia doznanej w zakonie krzywdy. Tym bardziej więc warto zapoznać się ze z takim trudem zdobytym materiałem.
Bohaterkami książki, tymi znanymi z imienia, jest dwadzieścia kobiet, spośród których losy siedmiu zostały szczegółowo zrelacjonowane, a przypadki pozostałych posłużyły stworzeniu czegoś w rodzaju zbiorowej syntezy. Opowieści, przedstawiane zazwyczaj w czasie teraźniejszym, co spotęgowało ich dramatyczność, zachowały tok nadany im przez same narratorki. Zgodnie z reportażową manierą autorka książki jest w nich niemal nieobecna. Niektóre czyta się dobrze, inne, takie jak pamiętnik Siostry Doroty, choć o frapującej treści, literacko są mało atrakcyjny, wręcz nudne. Jednak je łączy jedno – wywołują współczucie. Potępiona lesbijska miłość, szykanowanie z powodu osobistej antypatii, wykluczenie po tym, gdy konieczna była interwencja psychiatry, bezsensowna praca ponad siły, decyzje przełożonych godzące w podstawowe prawa człowieka – wszystko to wzbudza oburzenie moralne i sprzeciw. Na szczęście nie pozostajemy pozostawieni z tymi negatywnymi reakcjami. Po sześciu opowieściach stanowiących wspomnienia z czasów klasztornych dostajemy takąż liczbę kontynuacji, dotyczących dalszych losów tych już ex-zakonnic.

Najbardziej dla mnie osobiście budująca była narracja dotycząca żyjących ze sobą gdzieś nad morzem, że użyję ich własnej tożsamościowej etykiety, „anarcho-ateo-wege-feministek”, które opiekują się przygarniętymi chorymi, porzuconymi kotami i psami, aktywnie walczą o prawa kobiet i uchodźców, a udzielają się także jako „książki” w „żywej bibliotece” przybliżając zainteresowanym wciąż kontrowersyjne w Polsce poglądy i style życia. Przypadek Joanny i Magdaleny świadczy o tym, jak odległe mogą być wybory, których ostatecznie dokonuje się na lata, być może na całe życie, od tych, które dokonane zostały za młodu, choćby nie wiem jak żarliwie. Jednak dwie lewicowe aktywistki spędziły zakonie zaledwie 10 miesięcy, podczas gdy inne bohaterki książki – kilka, kilkanaście, a nawet ponad dwadzieścia lat. W tych ostatnich wypadkach oczywiście znacznie trudniej jest przystosować się i znaleźć nowy, satysfakcjonujący sposób na życie. Kobietom po opuszczeniu klasztoru jest trudno nie tylko dlatego, że często spotykają się z brakiem akceptacji w miejscu, do którego wracają, lecz również z powodu materialnej nędzy. Nie mają żadnej własności, bo wszystko należy do zakonu, za wykonywaną pracę nie otrzymują zapłaty (zrzekają się jej na piśmie zaraz na początku), niekiedy nawet nie są odprowadzane składki ubezpieczeniowe, a wypłata niewielkiej zapomogi na zagospodarowanie się (np. 2 tysiące złotych) pozostaje całkowicie w gestii Siostry Generalnej. Tak samo zresztą, jak wszystko inne.

Obraz relacji panujących w zakonach żeńskich jest przerażający. Zwabione atrakcyjnymi twarzami czy spotkaniami aranżowanymi w taki sposób, by sugerowały serdeczność, ciepłą atmosferę i duchowe spełnienie, młodziutkie dziewczyny rezygnują ze studiów, z macierzyństwa, z kariery zawodowej, aby móc całkowicie poświęcić się bogu, w którego wierzą. Szybko jednak spotyka je rozczarowanie. Poddawane są bardzo ostremu rygorowi, który typowo obejmuje sześć godzin modlitwy i osiem godzin fizycznej pracy, przy jednoczesnym odcięciu od wszelkich rozrywek, nawet tak niewinnych jak lektura, radio czy telewizja. Współczesne zakonnice w Polsce muszą prosić o zgodę na skorzystanie z Internetu czy telefonu komórkowego, a ich prywatna korespondencja jest kontrolowana. Ograniczenie wolności polega na zakazie spotykania się z kimkolwiek bez zgody przełożonej, a także – nieposiadaniu nawet kieszonkowego na drobne wydatki. Wszystko, włącznie z najdrobniejszymi nawet wyborami, dotyczącymi jedzenia czy ubioru, poddawane jest kontroli.

Gdyby zechcieć krótko oddać rodzaj relacji międzyludzkich w polskich zakonach żeńskich, to jest to autorytarna władza o charakterze totalnym. Nie tylko rozkład dnia i wykonywane czynności, lecz także na przykład rodzaj czytanych książek, poddawany jest regulacji przez przełożone. Zakazane są przyjaźnie dwóch sióstr, a życie toczyć się ma w grupie, w wyjątkowych przypadkach zaś, wtedy gdy wymaga tego praca, w samotności. Wszelkie aktywności są reglamentowane. Jedna z sióstr na przykład nie mogła odwiedzić grobu jednego z członków swojej rodziny, bo przełożona odmówiła jej tego bez podania przyczyny. Także sposób wykonywania pracy podlega rygorowi. Uderzającym przykładem czegoś, co zapewne można by uznać za przykład mobbingu, jest nakaz czyszczenia toalety gołą ręką. Również w sprawach tak wydawałoby się indywidualnych, jak wybór imienia zakonnego, głos decydujący mają przełożone. Jako żywo przypomina to sytuacje z – tak potępianych przez kościół katolicki – sekt religijnych, w których odziera się adeptów z godności, pozbawia wolności i poczucia kontroli. Izolacja, w jakiej toczy się zakonne życie, sprawia jednak, że ciężko jest ujawnić przypadki znęcania się i przeciwdziałać im.

Opresjom takim jak wyżej przedstawione poddawane są jednak postulantki czy nowicjuszki, a więc zakonnice stojące nisko w hierarchii. Siostry przełożone, jak wskazały uczestniczki wywiadów Abramowicz, obżerały się, oglądały do późna telewizję i na różne możliwe sposoby łamały zakonne reguły. Nieco przypomina to różnice między zakonnikami (zarówno pełniącymi posługę kapłańską, jak nie) a zakonnicami. W męskich zakonach panują zupełnie inne warunki niż w żeńskich. Z przytoczonych przez autorkę relacji dominikanów wynika, że dysponują oni znacznie większym zakresem wolności i możliwości rozwoju osobistego, także duchowego. Organizują sobie dzień według własnego uznania i nikt w to nie ingeruje, mają dostęp do Internetu, dowolnych lektur, także jak najbardziej świeckich, wręcz antyreligijnych, własne telefony komórkowe i pieniądze. Jedzą to, co chcą, mają dostęp do alkoholu, rozmawiają na wszystkie tematy (wśród zakonnic istnieje wiele tematów tabu), a duchowość traktują bardziej jako coś, do czego dochodzi się poprzez poszerzania horyzontów i przemyślenia, a nie – jak to bywa w zakonach żeńskich – rytualnie i zewnętrznie. Prowadzą też aktywne życie intelektualne i organizacyjne: kierują wyższymi uczelniami, stacjami radiowymi i telewizyjnymi, wydają liczne czasopisma. Zakonnice są od tych domen zupełnie odcięte. Nawet o zgodę na studiowanie jest im trudno, w wielu zaś wypadkach rozwój zawodowy zostaje zupełnie zahamowany za sprawą arbitralnych decyzji przełożonych.

Oczywiście wyciągając takie wnioski opieramy się na przytoczonych przez Abramowską relacjach, a te nie muszą być reprezentatywne. Wprawdzie wspomina ona o różnorodności zakonów, a nawet przywołuje przykład zakonu Matki Bożej z Syjonu, do którego w Polsce należą jedynie cztery osoby, jednak ogólny obraz jest jednoznacznie (i dosyć sensacyjnie) negatywny. Dlatego warto zachować pewną ostrożność w uogólnieniach. Z listy byłych zakonnic zamieszczonej przed bibliografią wynika, że niektóre porzuciły życie w klasztorze (lub zostały wydalone na przykład z powodu pobytu w szpitalu psychiatrycznym) kilkanaście lat temu, rekordzistka zaś – całe 30. Jeżeli wnioski wyciągane są na podstawie relacji z życia za murami z okresu gdzieś pomiędzy 1983 a 2014 rokiem, to oprócz normalnej w podobnych sytuacjach stronniczości (dysonans podecyzyjny każe pamiętać raczej negatywne aspekty odrzuconej opcji) możemy z jednej strony możemy mieć do czynienia z pewnymi deformacjami pamięci, a z drugiej – zamazywana jest ewentualna dynamika zmian w życiu klasztorów w Polsce.

Na rzecz wiarygodności i typowości danych przedstawianych przez reportażystkę przemawia fakt, że zakony żeńskie w Polsce, w odróżnieniu od tych na Zachodzie Europy lub poza nią, choćby w USA, nie zostały zreformowane. Wciąż mają skostniałe „konstytucje”, a funkcje kierownicze pełnią niekiedy osoby bez wykształcenia i o ograniczonych możliwościach umysłowych. Dzieje się tak pomimo tego, że Jan XXIII na Soborze Watykańskim II stworzył możliwość głębokich reform także w tym zakresie. W większości krajów, ale nie w Polsce, skorzystano z tych możliwości. Relacjonuje to skrzętnie autorka przedstawiając działania feministycznego nurtu zakonnic uosabianego przez Theresę Kane, należącą do Sióstr Miłosierdzia, która pod koniec lat 1970. przewodniczyła konfederacji skupiającej 90 procent amerykańskich zakonnic i potrafiła niepokornie upomnieć się o prawa kobiet w kościele podczas pielgrzymki Jana Pawła II do USA w 1979 roku.

Autorka czyni to także cytując będącą od 1957 roku w zgromadzeniu zakonnym w Kanadzie Polkę, wikarię generalną felicjanek siostrę Celestynę Giertych. Jej artykuł z 1997 roku pt. „Bóg nie chce, żebyśmy były wycieraczkami” wzbudził kontrowersje, a próba uzyskania od niej aktualnego komentarza zakończyła się odmową. Milczenie, odmowa, a nawet nieprzyznanie się, że jest się tą samą osobą to zresztą uderzający sposób zbywania niewygodnej rozmówczyni. Jeszcze co najmniej raz doświadczyła go Abramowicz, próbując skontaktować się z siostrą przełożoną, o której para bohaterek książki zachowała korzystne wspomnienie.

Książka o byłych zakonnicach ma dwie wyraźne części. W pierwszej znajdujemy relacje byłych sióstr z życia w zakonie i po po jego opuszczeniu, w drugiej zaś – komentarze, relacje z mniej lub bardziej udanych prób nawiązania kontaktu z osobami sprawującymi władzę lub po prostu działającymi w kongregacjach, a także streszczenia lub przytoczenia danych i opinii z nielicznych rozpraw naukowych o życiu kościelnym, których autorami byli m.in. Józef Baniak, Ewa Jabłońska-Deptuła, Eugen Drewermann i Tomasza Polak (dawniej Węcławski). Dziennikarka uzupełniła je o dane statystyczne, wzbogacając w ten sposób pracę o informacje o charakterze ogólniejszym i zdecydowanie bardziej obiektywnym.

Książka Marty Abramowicz, pomimo paru przestawionych wyżej zastrzeżeń, jest lekturą obowiązkową dla wszystkich osób, którym nieobojętny jest los dziewcząt wabionych do sekt oraz problematyka dyskryminacji z powodu płci, wyzysku pracy, przemocy symbolicznej i psychicznego, a niekiedy też – fizycznego, znęcania się nad ludźmi w Polsce w XXI wieku. Choć na wiele pytań, na przykład zupełnie podstawowe – co trzyma kobiety w zakonach, nie znajdujemy zadowalających odpowiedzi, to przedstawione relacje, fakty i wnioski zasługują na uwagę, zaś dziennikarska praca – na uznanie.

Marta Abramowicz, Zakonnice odchodzą po cichu, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2016.

Recenzja ukazała się na portalu natemat.pl.


Jarosław Klebaniuk


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


21 listopada:

1892 - Na zjeździe w Paryżu postanowiono utworzyć Polską Partię Socjalistyczną.

1918 - Odwołanie delegatów PPS z warszawskiej Rady Delegatów Robotniczych i utworzenie własnej Rady.

1918 - W czasie demonstracji robotniczej w Czeladzi żołnierze otworzyli ogień do manifestantów - 5 osób zabitych.

1918 - Rząd Jędrzeja Moraczewskiego wydał manifest zapowiadający reformę rolną i nacjonalizację niektórych gałęzi przemysłu.

1927 - USA: masakra w Columbine w stanie Kolorado - policja ostrzelała strajkujących górników ogniem karabinów maszynowych.

1936 - Polscy górnicy zadeklarowali jeden dzień pracy dla bezrobotnych, wydobywając na ten cel 9500 ton węgla.

1940 - W Krakowie grupa bojowa GL PPS (WRN) pod dowództwem M. Bomby dokonała aktu dywersji na terenie zakładów "Solvay", paląc 500 wagonów prasowanego siana.

2009 - Duńska Partia Komunistyczna założyła własną organizację młodzieżową Ungkommunisterne.


?
Lewica.pl na Facebooku