Agnieszka Mrozik: Białe plamy, puste miejsca
[2019-05-26 20:19:41]
W ostatnich miesiącach sporo się dowiedziałam o dwudziestowiecznej historii ruchu kobiecego w byłej Jugosławii. W styczniu 2019 roku w Instytucie Studiów Zaawansowanych na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie zorganizowałam seminarium pt. „Women and Men of the Old and New Left: Collective Identities, Generational Encounters and Memory of the 20th-Century Left-Feminist Activism”, w którego trakcie kilka wystąpień poświęcono właśnie jugosłowiańskiemu ruchowi kobiecemu zarówno przed drugą wojną światową, jak i w kolejnych dekadach po jej zakończeniu [1]. Książkę węgierskiej historyczki Zsófii Lóránd pt. The Feminist Challenge to the Socialist State in Yugoslavia, wydaną w 2018 roku nakładem Palgrave Macmillan, czytałam niemal równolegle z przygotowaniami do seminarium, dzięki czemu jestem w stanie usytuować wyłaniający się z niej obraz feminizmu w krajach byłej Jugosławii na historycznej i kulturowej mapie regionu. Lóránd omawia początki i rozwój grup feministycznych w Chorwacji, Serbii i Słowenii; bada ich działalność naukową, artystyczną i literacką, medialną i społeczną (głównie w zakresie ochrony zdrowia kobiet i walki z przemocą wobec nich). Jej książka jest gruntowną analizą historyczną, obejmującą dwie dekady obecności „nowego feminizmu”, jak nazywa ruch kobiecy z lat 70. i 80. XX wieku, w sferze publicznej byłej Jugosławii. Jako badaczki i czytelniczki znajdziemy tu wszystko, czego potrzebujemy do poznania i zrozumienia tej historii: precyzyjnie określony czas i miejsce akcji, wyczerpujące informacje o bohaterkach wydarzeń – intelektualistkach, artystkach, pisarkach i aktywistkach kobiecych z Zagrzebia, Belgradu i Lubljany. Ale znajdziemy też coś jeszcze: szczegółowe analizy tekstów kultury, dyskursu naukowego, artystycznego, medialnego i politycznego; feministycznych teorii i praktyk działania. Książka Lóránd nie jest bowiem po prostu rozprawą historyczną, historią nowego jugosłowiańskiego feminizmu, który rodził się i rozwijał pod rządami Tito w okresie późnego socjalizmu, ale pracą z dziedziny historii intelektualnej, prężnie rozwijającej się na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie, gdzie powstała jako dysertacja doktorska, obroniona z wyróżnieniem na Wydziale Historii w 2015 roku. Na przykładzie aktywności swoich bohaterek (oraz własnej, dodałabym) autorka jasno pokazuje, że w ostatnich dziesięcioleciach feministki wniosły ogromny wkład w rozwój tej dyscypliny: jako myślący, piszący i polemizujący podmiot, krytyczny wobec oczywistości otaczającej rzeczywistości. Nie znając przedtem w szczegółach historii jugosłowiańskich, ale orientując się w historii polskich feministek aktywnych w tym samym czasie, przeżyłam dzięki lekturze książki Lóránd kilka zaskoczeń. Dowiedziałam się na przykład, że dyskutując o sytuacji kobiet na świecie, w tym w państwach socjalistycznych, jugosłowiańskie feministki nie tylko nie unikały kategorii marksistowskich (jak klasa, kapitał, środki produkcji, alienacja, eksploatacja), ale śmiało nimi operowały, próbując jednocześnie na nowo zdefiniować je pod wpływem ożywionych od połowy lat 60. dyskusji w zachodnim ruchu kobiecym. W latach 70. krytykowały skostniały język rządzącej Partii i oficjalnych państwowych organizacji kobiecych, robiąc to jednak z pozycji marksistowskich (nie zaś antykomunistycznych): zachodniego marksizmu (z kręgów Nowej Lewicy, głównie amerykańskiej i francuskiej) oraz marksizmu z początku XX wieku, w tym drugim przypadku powołując się m.in. na teksty autorstwa Aleksandry Kołłontaj czy Klary Zetkin. Tworzenie nowego języka lewicowo-feministycznego odbywało się więc w grupach kobiecych w toku przepracowywania języka starej lewicy, a nie negowania jej istnienia. Zmieniło się to z czasem, co Lóránd skrupulatnie odnotowuje: w latach 80. nowe jugosłowiańskie feministki walczące o prawa kobiet chętniej czerpały z języka liberalnej demokracji i praw człowieka niż ze słownika marksizmu. Uderza jednak, że język lewicowy, marksistowski jako język krytyczny, żywy język sporów i debat utrzymywał się w byłej Jugosławii, w tym w kręgach feministycznych, znacznie dłużej niż na przykład w Polsce, gdzie praktyki tego rodzaju znalazły się w odwrocie już w latach 60., zwłaszcza po roku 1968, co pokazują m.in. analizy języka rewizjonistów i opozycjonistów zebrane w tomie Komunizm – idee i praktyki w Polsce 1944–1989, opublikowanym w 2018 roku nakładem Wydawnictwa IBL PAN. Ciekawa i cenna, bo przełamująca spolaryzowany obraz państwowego socjalizmu, gdzie miejsce znaleźć mogą jedynie zwolennicy i przeciwnicy systemu, władze komunistyczne i opozycja antykomunistyczna, jest perspektywa Lóránd, zgodnie z którą nowe feministki nie były po prostu dysydentkami, zbuntowanymi wobec państwa socjalistycznego i działającymi w kontrze do niego. Prowadząc swoją aktywność na rzecz praw kobiet, były obecne w przestrzeni publicznej, oficjalnej i z tego miejsca krytykowały socjalistyczne państwo i jego emancypacyjną obietnicę dla kobiet, którą uznawały za niezrealizowaną, szczególnie w sferze ochrony zdrowia (w tym reprodukcyjnego) i przed przemocą (w tym seksualną). To rozróżnienie na protest/ bycie w opozycji (dissidence) i niezadowolenie/ bycie nieposłusznym (dissent) wydaje się użyteczne w tego rodzaju analizie, choć rodzi się pytanie o kontekst: na ile może mieć ono zastosowanie ogólniejsze, przy omawianiu sytuacji w różnych krajach tzw. bloku wschodniego, a na ile sprawdza się jedynie w krajach byłej Jugosławii, której pozycja na mapie geopolitycznej regionu była specyficzna w niemal całym powojennym okresie. Lóránd pisze z ogromną wrażliwością, empatią i podziwem dla swoich bohaterek. Te emocje, wyczuwalne, choć nie do końca sproblematyzowane w książce, zainspirowały mnie do przemyślenia (nie po raz pierwszy zresztą) szerszej kwestii: dlaczego i jak opowiadamy historie ruchów kobiecych? Sprowokowały mnie też do postawienia pytania o perspektywę, z jakiej opowiedziana została historia nowych jugosłowiańskich feministek oraz o cel tej konkretnej opowieści. Zadaję te pytania jako badaczka tego samego (i nieco młodszego) pokolenia feministek w Polsce. W 2012 roku wydałam książkę, podobnie jak Zsófia Lóránd podoktorską, zatytułowaną Akuszerki transformacji. Kobiety, literatura i władza w Polsce po 1989 roku. Interesowało mnie w niej, w jaki sposób feministki działające w Polsce w latach 70. i 80. zaangażowały się w transformację oraz w jaki sposób, ze swoją krytyką państwa socjalistycznego i projektu emancypacji kobiet w PRL-u, faktycznie wsparły neoliberalny kształt ustroju zbudowanego po 1989 roku. Interesowało mnie, w jaki sposób język wolności jednostki, praw człowieka, ale także różnicy płci, którym posługiwały się w swoich pracach naukowych i artystycznych, w literaturze, mediach i działaniach organizacji pozarządowych, okazał się użyteczny do budowy neoliberalizmu w Polsce. Tego samego, przeciwko któremu niektóre z nich dziś protestują. Krótko mówiąc, moja perspektywa była krytyczna, podejrzliwa wobec tego, jak aktywistki z „pokoleń” Komitetu Obrony Robotniczej, Solidarności, Pomarańczowej Alternatywy i „Brulionu” włączyły się w budowę transformacji, łącząc język praw kobiet z językiem antykomunistycznym. Będąc krytyczną wobec polskiej feministycznej mitologii, używałam feministycznych narzędzi, by ją zdekonstruować. Gdy w trakcie spotkania promującego The Feminist Challenge to the Socialist State in Yugoslavia, zorganizowanego w Budapeszcie w lutym 2019 roku, zapytałam autorkę o jej emocje, intencje i cele napisania książki, która na różne sposoby jawi mi się mitotwórcza, uderzyło mnie, że mówiąc ciepło i empatycznie o bohaterkach swojej opowieści (co jest w pewnym sensie zrozumiałe, ponieważ często zżywamy się z bohaterami naszych badań), rzadko zwracała uwagę na konflikty czy spory między nimi. A te, jak wiemy, mogą się rodzić na różnym tle: nie tylko osobistym (różnic w stylu bycia, autoekspresji), ale również politycznym (strategie działania, język wypowiedzi). Lóránd przyznała, że szukała śladów takich konfliktów, ale ich nie znalazła. Wierzę historyczce, że jest to kwestia braku źródeł, bo przecież nie braku samych sporów, które w każdym większym czy mniejszym środowisku politycznym wcześniej czy później wybuchają. Przykładowo amerykańskie feministki „drugiej fali”, często cytowane przez Lóránd, toczyły między sobą różne polemiki i spory, które ujawniały się na bieżąco lub dopiero w publikowanych przez nie po latach wspomnieniach. Przyjmuję więc wyjaśnienie Lóránd, choć nie zmienia ono mojego pierwszego wrażenia z lektury książki, z której wyłania się stosunkowo gładki obraz środowiska feministycznego w byłej Jugosławii zjednoczonego we wspólnej walce, przemawiającego jednym głosem; obraz wspólnoty, która ukonstytuowała się i skonsolidowała w opozycji do wspólnego przeciwnika, jakim było państwo socjalistyczne i oficjalne organizacje kobiece w socjalizmie z ich niezrealizowaną obietnicą emancypacji kobiet. Dla zbudowania i utrzymania tego obrazu jedności przydatna okazała się m.in. kategoria pokolenia, po którą Lóránd sięgnęła w kilku miejscach, choć bez głębszej problematyzacji. Pokolenie funkcjonuje w jej książce jako kategoria Mannheimowska, tj. jednostka społeczno-historyczna: kohorta, grupa rówieśnicza, ale także jednostka biologiczna z powodzeniem stosowana do periodyzacji historii, czyli mierzenia upływającego czasu narodzinami i śmiercią, młodością i starością, wchodzeniem na scenę dziejów i schodzeniem z niej kolejnych pokoleń, co z kolei odpowiada wizji linearnego rozwoju i postępu. Każde nowe pokolenie, obdarzone takimi atrybutami jak młodość, energia, ruch, zastępuje wcześniejsze, któremu można przypisać tylko takie cechy jak starość, stagnacja, bierność. W zależności od ogólnych warunków i możliwości dyskursywnych konstruowana jest historia pokoleniowa. To właśnie te warunki określają, czyj głos zostanie usłyszany i jak zostanie nakreślony obraz pokolenia: czy będzie to głos „nowej generacji” jako „generacji zmiany”, czy też obraz „starego pokolenia” jako „pokolenia stagnacji”. W dyskusji o państwowym socjalizmie i transformacji, historie/ opowieści pokoleń i o pokoleniach często pokrywają się z wielkimi narracjami na temat socjalistycznego marazmu, szarości, skostnienia i przeciwnie – postsocjalistycznej zmiany, energii, różnorodności. Narracje pokoleniowe są więc użytecznymi narzędziami do konstruowania spolaryzowanego, ale także mocno nacechowanego obrazu świata. Mówię o tym, bo chociaż Lóránd próbuje unikać łatwych polaryzacji, gdy sięga po kategorię pokolenia, rozumianą także jako „wspólnota światopoglądowa/ ideowa”, a nie tylko wieku i przeżyć, nie zawsze jej się to udaje. Opowiadając historię nowych feministek, oddaje głos niemal wyłącznie tej grupie. Ich działania i przekaz wybrzmiewają nowatorsko i rewolucyjnie, gdy za tło mają państwowe organizacje kobiece i ich członkinie – słyszane rzadziej, za to częściej widziane w negatywnym świetle jako nieskuteczne, niewydolne. Autorka nie przybliża osiągnięć „starych działaczek” na rzecz praw kobiet, powtarzając za „nowymi feministkami”, że schematyczne i zależne od woli Partii blokowały one raczej dyskusję na temat kobiecych problemów, niż pomagały je rozwiązywać. Nieobecność w książce kontekstu działalności „starych działaczek”, a także informacji o ich rzeczywistych osiągnięciach utrudnia nieco zrozumienie, do jakiego stopnia skierowany przeciwko nim bunt „nowych feministek” był uzasadniony. Ponadto skupienie się przez autorkę na wrogości i wzajemnej krytyce nowych i starych aktywistek zawęża nieco spojrzenie i blokuje refleksję nad tym, czy rzeczywiście pomiędzy tymi dwoma środowiskami kobiecymi nie było szans na stworzenie platformy porozumienia i podjęcie wspólnych działań przeciwko patriarchalizmowi i seksizmowi, na które obie te formacje były narażone: tak w organizacjach państwowych, partyjnych, jak i w grupach nowej, kontestatorskiej lewicy. Podsumowując: jeśli Zsófia Lóránd mówi z empatią o nowych feministkach, a przybliżając ich losy, pragnie zapewnić im miejsce w historii ruchów kobiecych w krajach byłej Jugosławii, to przyznaję, że ja pragnę upomnieć się o te działaczki, które są obecnie poza nawiasem historii kobiecego aktywizmu w naszej części świata: lewicowe feministki, socjalistki i komunistki, które przed drugą wojną światową oraz po jej zakończeniu podejmowały działania na rzecz poprawy sytuacji kobiet na rynku pracy, w szkole, w rodzinie, w małżeństwie. Czyniły to w warunkach „danych im” (by posłużyć się słowami Marksa), różniących się niewątpliwie od tych, w których działały bohaterki książki Lóránd. Nie przesądzam, czy były to warunki trudniejsze, z pewnością były inne. Czyniły to, konfrontując się z tradycją i kulturą społeczeństw głęboko religijnych, często nacjonalistycznych, a przede wszystkim klasowo rozwarstwionych, nierównych. Czyniły to również, konfrontując się z patriarchalizmem swoich partyjnych kolegów – często uginając się pod jego naporem, a innym razem stawiając mu opór. Chcę wierzyć, że w historii ruchów kobiecych w Europie i na świecie, nad badaniem której trwają dziś intensywne prace, znajdzie się dla nich miejsce. Podobnie jak dzięki Lóránd i jej książce znalazły w niej swoje miejsce nowe feministki z krajów byłej Jugosławii. Zsófia Lóránd, The Feminist Challenge to the Socialist State in Yugoslavia, Palgrave Macmillan, Basingstoke, Hampshire 2018, ss. 270. Przypis: [1] Zob. Renata Jambrešić Kirin, What Yugoslav Women Professional Revolutionaries Reveal about Leftist Hesitating Feminism; Isidora Grubački, Left Feminism, Generation and Yugoslavia: Rethinking Feminism in the 1930s; Una Blagojević, Mediating Marxist Knowledge: Women, “Praxis”, the Korčula Summer School,1963–1974; Sandra Prlenda, The Group Identity and the Agency of the Activists of the Yugoslav Socialist Women's Organization; https://ias.ceu.edu/events/2019-01-29/women-and-men-old-and-new-left-collective-identities-generational-encounters-and. Recenzja ukazała się w 119 numerze kwartalnika "Bez Dogmatu". |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Wolność wilków oznacza śmierć owiec
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
21 listopada:
1892 - Na zjeździe w Paryżu postanowiono utworzyć Polską Partię Socjalistyczną.
1918 - Odwołanie delegatów PPS z warszawskiej Rady Delegatów Robotniczych i utworzenie własnej Rady.
1918 - W czasie demonstracji robotniczej w Czeladzi żołnierze otworzyli ogień do manifestantów - 5 osób zabitych.
1918 - Rząd Jędrzeja Moraczewskiego wydał manifest zapowiadający reformę rolną i nacjonalizację niektórych gałęzi przemysłu.
1927 - USA: masakra w Columbine w stanie Kolorado - policja ostrzelała strajkujących górników ogniem karabinów maszynowych.
1936 - Polscy górnicy zadeklarowali jeden dzień pracy dla bezrobotnych, wydobywając na ten cel 9500 ton węgla.
1940 - W Krakowie grupa bojowa GL PPS (WRN) pod dowództwem M. Bomby dokonała aktu dywersji na terenie zakładów "Solvay", paląc 500 wagonów prasowanego siana.
2009 - Duńska Partia Komunistyczna założyła własną organizację młodzieżową Ungkommunisterne.
?