Jan Śpiewak: Złamać monopol deweloperów!

[2020-05-27 12:54:20]















Budownictwo mieszkaniowe stało się złotą żyłą dla banków, deweloperów i rentierów. Dla milionów ludzi deficyt mieszkań oznacza ogromne problemy, emigrację, a nawet depresję. Pokolenie 20- i 30-latków nie stać dzisiaj nawet na kredyty hipoteczne. Znaleźli się w pułapce, z której nie widać wyjścia. Tylko zakrojona na szeroką skalę akcję budowy mieszkań przez państwo może poprawić sytuację na tym obszarze.

Rok 2020 rozpoczął się od sporu między pokoleniem „millenialsów“, które wchodziło w dorosłość po 2000 r., a urodzoną po Drugiej Wojnie Światowej generacją „baby boomers“. Socjolożka prof. Maria Sroczyńska, w wywiadzie udzielonym magazynowi „Plus Minus“, podzieliła się refleksją o pokoleniu dzisiejszych dwudziestolatków i trzydziestolatków:
rodzice z pokolenia powojennego boomu demograficznego – jej zdaniem – wychowali dzieci na ludzi ambitnych, o dużym potencjalne rozwojowym, ale narcystycznych i roszczeniowych, słabo radzących sobie w bezpośrednich relacjach międzyludzkich, nieodpornych na przyziemne trudy i porażki.

Również socjolog z UW Ireneusz Krzemiński powtarza tezę o roszczeniowym młodym pokoleniu:

„Ostatnio zarysował mi się taki obraz – przynajmniej części młodych, że wolność jest dla nich ważna, chcą żyć po swojemu i żeby się nich do nich nie wtrącał, a zwłaszcza państwo, ale – jednocześnie chcą, żeby państwo zapewniło im pracę i mieszkania! Taka wolność pomieszana z roszczeniami, a to jest w zasadzie bezsensowna mieszanka. (…) Te dobre programy mieszkaniowe zostały zawieszone przez PiS. Dlatego cała ta ich polityka nie jest prospołeczna tylko populistyczna. Podejrzewam, że można by stworzyć rozmaite programy, które mogłyby naprawić tę sytuację.”

Przyjrzymy się więc sytuacji i dotychczasowemu dorobkowi polskiego państwa na froncie mieszkaniowym.

Stulecie (braku) budownictwa mieszkaniowego w Polsce

Od odzyskania przez Polskę niepodległości w 1918 r. nasz kraj nieustająco zmaga się z kryzysem mieszkaniowym. Pomimo ogromnego deficytu mieszkań polskie państwo prowadziło aktywną politykę mieszkaniową tylko w okresie PRL-u. W III RP praktycznie zlikwidowano jakiekolwiek budownictwo społeczne nie nastawione na zysk. Brak dostępnych mieszkań mówi nam wiele nie tylko o gospodarce, ale o kondycji samego państwa i relacjach społecznych, które opierają się nie na obywatelskich więziach współpracy, ale na pionowym stosunku zależności i kontroli. Młodzi ludzie są dzisiaj na straconej pozycji. Kredyt hipoteczny jest mechanizmem kontroli. Ogranicza mobilność społeczną i sprawia, że tolerujemy warunki pracy, które w lepszej sytuacji mieszkaniowej byłyby nie do pomyślenia. Dzisiaj młodych ludzi nie stać nawet na kredyty. Żyją w nieustającym poczuciu strachu o to, co przyniesie jutro, i bez szans na awans społeczny.

Brak mieszkań był palącym problemem już w II RP. Wedle danych ze spisu powszechnego z 1931 roku 32 miliony Polaków miało do dyspozycji jedynie 6,4 miliona mieszkań, a więc jedynie co piąty mieszkaniec kraju dysponował jakimś lokum. Fatalne warunki mieszkaniowe dotyczyły zarówno miast i wsi. Polska była do II Wojny Światowej słabo zurbanizowanym krajem. Trzy czwarte Polaków mieszkały na wsi. Większość z nich nie posiadało ziemi, albo miało jej bardzo niewiele. Wieś była przeludniona, a jej mieszkańcy żyli w urągających ludzkiej godności warunkach. Wielopokoleniowe rodziny gnieździły się w drewnianych domach, które często składały się z tylko jednej sieni dzielonej ze zwierzętami gospodarczymi. Miasta nie były wstanie przyjąć nadwyżek populacji. Duże ośrodki przemysłowe, które rozwijały się pod zaborami doświadczyły w międzywojniu okresu stagnacji. Miejski proletariat żył w koszmarnych warunkach. W latach 30. w Warszawie mieszkało ponad dwadzieścia tysięcy bezdomnych. Prostytucja była na porządku dziennym.

Sytuacja mieszkaniowa ulegała lekkiej poprawie dopiero w drugiej połowie lat 30., gdy rząd uprościł zasady procesu inwestycyjnego, zapewnił prywatnym inwestorom ulgi podatkowe i dostęp do tanich kredytów. Wspierano również budowę mieszkań spółdzielczych, nie były one jednak dostępne dla biedniejszej części populacji. Większość z nowo wybudowanych spółdzielczych mieszkań trafiała do elity przedwojennego państwa. Barierą były wysokie czynsze i potrzeba zgromadzenia wysokiego wkładu własnego. W rezultacie mieszkania spółdzielcze były budowane głównie dla urzędników i przedstawicieli renomowanych zawodów. Znaczącą poprawę sytuację na rynku mieszkaniowym miała przynieść dopiero zmiana ustroju.

PRL i epoka Gierka

Polska Rzeczpospolita Ludowa kwestię budowy nowych mieszkań dla klasy robotniczej postawiła w centrum socjalistycznego projektu modernizacyjnego. Bolesław Bierut był osobiście zainteresowany architekturą i urbanistyką. Ślady fascynacji budową nowych mieszkań możemy znaleźć w monumentalnej książce jego autorstwa pt. „Sześcioletni plan odbudowy Warszawy”. Bierut krytykował w niej rozwiązania z dziewiętnastego wieku – ciemne studnie i oficyny bez dostępu do podstawowych wygód. Nowe socjalistyczne miasto miało być realizowane wedle zasad zgodnych z modernizmem. Nowe budynki miały stać w zieleni, być pełne światła i przede wszystkim miały być dostępne dla wszystkich, zgodnie z hasłem: „wprowadzić lud do Śródmieścia”. Wielka operacja urbanizacji Polski wymagała budowy milionów nowych mieszkań. Od czasu zakończenia wojny liczba oddanych do użytku nowych mieszkań co roku zwiększała się.

Największy boom mieszkaniowy Polska przeżyła za rządów Edwarda Gierka. W latach siedemdziesiątych oddano do użytku blisko 2,5 miliona nowych mieszkań i domów. Jak na dzisiejsze warunki jest to liczba astronomiczna. Podczas pierwszych dwóch dekad istnienia III RP, w latach 1990-2010, oddano do użytku niecałe 2,2 miliona mieszkań. Dzisiaj rozmiar sektora deweloperskiego zbliża się do liczb, które zapewniała socjalistyczna gospodarka pod koniec rządów Władysława Gomółki.

Boom czasów Gierka była związany z wchodzeniem w dorosłość roczników urodzonych po II-giej Wojnie Światowej. To właśnie oni zasiedlali nowe blokowiska budowane w technologii wielkiej płyty. Prefabrykowane domy stały się symbolem PRL. Większość (1,26 mln) nowych budynków oddawanych w czasach Gierka było mieszkaniami spółdzielczymi. Resztę mniej więcej po równo stanowiły mieszkania czynszowe budowane przez zakłady pracy i lokalne władze (ponad 580 tys.) oraz domy prywatne (ponad 600 tys.). Boom mieszkaniowy gwałtownie wyhamował wraz z narastaniem kryzysu gospodarki socjalistycznej pod koniec lat siedemdziesiątych. Mimo to w następnej dekadzie wciąż oddawano więcej mieszkań niż przez całe lata dziewięćdziesiąte.

Wolny rynek i wielka smuta


Zapaść w budownictwie mieszkaniowym to dziedzictwo III RP. Po 1989 r. rządy obcięły fundusze na budownictwo spółdzielcze i komunalne. Efektem był głęboki kryzys, który osiągnął swoje dno w połowie lat dziewięćdziesiątych, gdy oddawano rocznie do użytku ledwo ponad pięćdziesiąt tysięcy mieszkań. Najbardziej skuteczny wówczas program budowy dostępnych mieszkań był realizowany przez Krajowy Fundusz Mieszkaniowy, agendę Banku Gospodarstwa Krajowego. Tanie kredyty były dostępne dla Towarzystw Budownictwa Społecznego, które na przełomie tysiącleci wybudowały blisko 100 tys. mieszkań na tani wynajem. W 2008 r. rząd Donalda Tuska podjął decyzję o likwidacji Krajowego Funduszu Mieszkaniowego i pozbawił budownictwa społecznego dostępu do jakiejkolwiek formy publicznego finansowania. Stało to w oczywistej sprzeczności z art.75 § 1 Konstytucji RP:

„Władze publiczne prowadzą politykę sprzyjającą zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych obywateli, w szczególności przeciwdziałają bezdomności, wspierają rozwój budownictwa socjalnego oraz popierają działania obywateli zmierzające do uzyskania własnego mieszkania”.

W III RP konstytucyjne prawo do mieszkania okazało się pustym frazesem. Rządy Platformy Obywatelskiej skierowały ogromne środki na wsparcie kredytów hipotecznych przeznaczanych na zakup nowych mieszkań deweloperskich. Rząd zaczął dopłacać indywidualnym nabywcom do spłaty rat kredytów. Pierwszym programem tego typu była „Rodzina na swoim“, zastąpiona następnie „Mieszkaniem dla młodych“. W sztuczny sposób poprawiało to zdolność kredytową nabywców. Jak zauważyła Irena Herbst w ekspertyzie dla Kancelarii Prezydenta, postawiło to politykę mieszkaniową państwa na głowie:

„To nie rozmiary popytu były podstawową barierą wzrostu ruchu mieszkaniowego. Od połowy pierwszej dekady XXI wieku, podstawową barierą rozwoju budownictwa mieszkaniowego w Polsce była (i jest nadal) sztywna podaż mieszkań. Wzmacnianie popytu przy niskiej elastyczności rynku podaży (w tym wypadku pomoc w zaciągnięciu kredytu i jego spłacie) prowadzi przede wszystkim do wzrostu cen oferowanych przez rynek produktów. Wsparcie finansowe dla programu nie trafia zatem w całości do nabywców mieszkań, ale w rzeczywistości w dużej mierze transferowane jest do deweloperów, wykonawców budowlanych i banków.”

Innymi słowy rząd dopłacał z naszych podatków do marży banków i deweloperów zamiast stymulować podaż. Branża deweloperska należy do jednej z najbardziej zyskownych: marże oscylują nawet wokół 30 proc. Postępowanie państwa było to zgodne z neoliberalną logiką, która podporządkowuje możliwie wszystkie aspekty życia społecznego interesom wielkiego biznesu.

W myśl tej zasady postępowały oczywiście również same banki. Dla osób, których nie było stać na wysoko oprocentowany kredyt w złotówkach, przygotowały oferty kredytów we frankach szwajcarskich. Kredyty były tańsze, a przede wszystkim bardziej dostępne dla gorzej zarabiającej części społeczeństwa. Nic dziwnego, że pomimo ryzyka walutowego okazało się to być bardzo popularnym rozwiązaniem. W 2016 r. blisko 900 tys. Polaków spłacało ponad pół miliona kredytów mieszkaniowych indeksowanych w szwajcarskiej walucie. Dzięki zwiększeniu dostępności kredytów hipotecznych na początku XXI w. znowu zaczęła rosnąć liczba oddawanych do użytku mieszkań. Wciąż jest jej jednak bardzo daleko do wyników z lat 70.

Biedna i peryferyjna Polska Ludowa potrafiła w swoich najlepszych czasach budować niemal dwukrotnie więcej mieszkań niż Polska kapitalistyczna. Mała ilość mieszkań jest ciągle podstawowym źródłem innych patologii na rynku mieszkaniowym. Nasz kraj po prostu posiada ich ciągle bardzo niewiele. W 2018 r. na 1000 osób przypadało 380 mieszkań. Na terenie Unii Europejskiej porównywalnie słabsza sytuacja jest tylko w Słowacji. Według danych Eurostatu aż 40 proc. Polaków mieszka w zbyt małych mieszkaniach, a 44 proc. Polaków w wieku 25 – 34 lata mieszka z rodziną.

Co więcej, niskie stopy procentowe i nieustający deficyt mieszkań sprawiają , że inwestowanie w nieruchomości staje się korzystną lokatą kapitału. Według Narodowego Banku Polskiego już blisko połowa (42%) nowych mieszkań kupowana jest w celach inwestycyjnych, a nie mieszkaniowych. Lokale te stoją puste, albo są wynajmowane.

W dużych miastach sytuację pogarsza Airbnb i inne platformy, które umożliwiają zamianę własnego mieszkania w minihotel. Chociaż brak jest szczegółowych danych, to nawet większość mieszkań na stronie Airbnb może być wynajmowana przez specjalistyczne agencje i fundusze, a nie indywidualnych właścicieli. Mieszkania przerobione na Airbnb powinny w teorii płacić wyższe podatki od nieruchomości, w praktyce różnica jest niewielka i rzadko egzekwowana. W popularnych turystycznie miastach mieszkańcy muszą konkurować na rynku, nie tylko z innymi osobami poszukującymi miejsca do życia, ale również z turystami – są oni w stanie zapłacić za tydzień najmu tyle, ile zwykły mieszkaniec może zapłacić za miesiąc.

Nie ma to nic wspólnego z „ekonomią współdzielenia”, jest to raczej kolejny sposób na ominięcie regulacji i zwiększenie zwrotu z kapitału. W związku z rosnącym popytem i nienadążającą podażą w dużych miastach wzrost cen nieruchomości w 2019 r. wedle Narodowego Banku Polski wyniósł 13,5%. Tendencja ta nie jest kompensowana przez wzrost płac. Oznacza to, że coraz więcej ludzi nie ma zdolności kredytowej, nie ma więc też możliwości, żeby zamieszkać we własnym mieszkaniu. Fundacja Habitat for Humanity szacuje, że nawet 70% rodzin nie dostanie dzisiaj kredytu w banku na zakup nieruchomości.

Zawiedzione nadzieje

Po 1989 r. własność stała się fundamentem i „świętym prawem“ polskiej państwowości oraz życia społecznego. W ostatnim 30-leciu Polacy nieustannie słyszeli, że muszą wziąć sprawy we własne ręce i stać się samodzielnymi jednostkami. Pierwszym krokiem na drodze neoliberalnej polityki mieszkaniowej było „uwłaszczenie się” na publicznych mieszkaniach. Władze państwowe i lokalne wspierały prywatyzację istniejącego zasobu lokalowego. Poprzez uchwały rad miejskich samorządy umożliwiły wykup lokali komunalnych za ułamek wartości, a następnie państwo poprzez ustawę umożliwiło uwłaszczenie się na mieszkaniach spółdzielczych.

W najgorszej sytuacji znaleźli się właściciele mieszkań zakładowych. W ramach prywatyzacji poszczególnych przedsiębiortstw mieszkania były często oddawane nowemu właścicielowi, a ich lokatorzy stanowili niejako majątek prywatyzowanej firmy. Efektem uwłaszczenia na mieszkaniach komunalnych i spółdzielczych, oraz monopolizacji budownictwa mieszkaniowego przez branżę deweloperską, bardzo wysoki odsetek obywateli Polski posiada mieszkanie własnościowe. Oficjalnie jedynie 16 proc. Polaków wynajmuje mieszkanie. Istnieje szara strefa wynajmu, więc w rzeczywistości ten stosunek jest wyższy, jednak ciągle jest to niewielka liczba. W Niemczech wynajmuje niemal połowa populacji, we Francji czy Szwecji jedna trzecia.

Neoliberalny konsensus, który zakładał pełną prywatyzację polityki mieszkaniowej został zachwiany w wyborach w 2015 r. Symptomatyczna wówczas okazała się wypowiedź prezydenta Bronisława Komorowskiego ubiegającego się o reelekcję. Został on zapytany podczas kampanii wyborczej, co ma zrobić człowiek, który za dwa tysiące na rękę próbuje się utrzymać i wynająć mieszkanie w Warszawie. Prezydent odpowiedział: „zmienić pracę i wziąć kredyt“. Słowa te wywołały ogromne poruszenie. Wyborcy odczytali je jako wyraz arogancji i przerzucenia odpowiedzialności za rozwiązanie strukturalnych problemów społecznych z polityków i państwa na barki samych obywateli.

Bronisław Komorowski wygłosił wtedy pogląd, który dla establishmentu politycznego III RP jest oczywistością: rynek deweloperski ma w całości odpowiadać na potrzeby mieszkaniowe. Jednak rynek ten nie powstał w żaden „naturalny“ sposób. Został świadomie skonstruowany poprzez wycofanie się państwa z budowy nowych mieszkań i przerzucenie środków publicznych na wsparcie banków i deweloperów. Odbyło się to właściwie bez żadnej debaty publicznej.

W początkowym okresie państwo stosowało jeszcze różne mechanizmy wsparcia obywateli w zdobyciu własnego mieszkania. Obecnie wycofało się nawet z tego. „Mieszkanie Plus“, rogram wprowadzony przez rząd Prawa i Sprawiedliwości, okazał się widowiskową klapą. Zgodnie z jego założeniami w ciągu czterech pierwszych lat jego funkcjonowania miało powstać blisko sto tysięcy mieszkań na tani wynajem. Powstało mniej niż tysiąc. Rząd Mateusza Morawieckiego zapowiada, że chce zmienić program tak, by w jego tworzeniu brali udział deweloperzy. Tym samym należy się spodziewać, że publiczne pieniądze po raz kolejny zostaną wydane przede wszystkim w interesie wielkiego biznesu z tej branży. „Mieszkanie Plus“ nie sprawdziło się, bo nie da się bez zaangażowania znacznych środków publicznych i woli politycznej uruchomić budowy dostępnych mieszkań na szeroką skalę. Nie było zaś ani woli ani pieniędzy. Młode pokolenie stoi dzisiaj przed ogromnym problemem, który blokuje im szanse rozwoju i awansu. Dwudziesto- i trzydziestolatków nie stać na kredyty. Mają dwie możliwości: wynajmować po wysokich cenach rynkowych mieszkania, albo mieszkać z rodziną.

Państwo inwestorem: przykład Szwecji


„Program Milion” był najbardziej ambitnym przedsięwzięciem w historii Szwecji i Europy. W ciągu jednej dekady, w latach 1965‒1974 wybudowano z pomocą państwa około miliona mieszkań. Był to kluczowy element budowy państwa dobrobytu przez szwedzką socjaldemokrację. Rząd przyjął ambitne założenie, że gęstość zamieszkania ma spaść z dwóch osób na izbę do zaledwie połowy.

Program składał się z trzech składowych: programu budowy małych, masowo stawianych bloków z prefabrykatów, programu budowy niskich domów wielorodzinnych i prywatnych domów jednorodzinnych. Państwo na wszystkie mieszkania udzielało nisko oprocentowanych kredytów i dotacji, które wynosiły nawet dwie trzecie wartości inwestycji. Połowę mieszkań zapewniły instytucje publiczne. 340 tys. mieszkań zbudowały szwedzkie przedsiębiorstwa użyteczności publicznej, które funkcjonowały w formie spółek komunalnych. 145 tys. mieszkań powstało w spółdzielniach mieszkaniowych. Do tego wybudowano 350 tys. małych domów jednorodzinnych i zapewniono 93 tys. mieszkań w prywatnych domach wielorodzinnych.

Finansowanie z budżetu państwa i składek. Przykład Wiednia.

W Wiedniu tradycje budownictwa społecznego sięgają czasów po I Wojnie Światowej. Rządy w mieście przejęła wówczas partia socjaldemokratyczna. Rozpoczęło to okres tak zwanego „Czerwonego Wiednia”. Wybudowano wówczas wiele budynków komunalnych, które były finansowane poprzez specjalny lokalny podatek. Po II Wojnie Światowej budownictwo społeczne stało się priorytetem całego austriackiego rządu. Utrzymanie i budowa nowych mieszkań finansowane są poprzez podatki dochodowe od osób fizycznych i prawnych, oraz przez specjalny podatek odprowadzany z pensji każdego zatrudnionego. W Wiedniu 62 proc. mieszkańców mieszka w budownictwie społecznym. Większość mieszkańców ma możliwość ubiegania się o lokal z kontrolowanym przez państwo czynszem. Tego prawa pozbawieni są jedynie najbogatsi. W mieście buduje się rocznie kilkanaście tysięcy nowych mieszkań, z czego jedną trzecią w sektorze społecznym.

Państwo planistą. Regulacje i podatki.

Całkowitego przeobrażenia wymaga planowanie przestrzenne w Polsce. Obecnie, po radykalnej deregulacji przeprowadzonej jeszcze przez rząd Leszka Millera, istnieje ono jedynie w formie szczątkowej. Kosztami budowy infrastruktury społecznej i technicznej są obarczane samorządy. Efektem tej polityki jest budowa nowych osiedli w fatalnych lokalizacjach, bez dostępu do usług publicznych. Naraża to samorząd i środowisko naturalne na gigantyczne koszty. Ciężar zapewnienia infrastruktury muszą wziąć na siebie przynajmniej w części deweloperzy.

Należy umożliwić samorządom regulacje najmu okazjonalnego, takiego jak Airbnb. Samorządy powinny zdobyć prawo do wydawania pozwoleń i nakładania na tego typu działalność dodatkowych podatków. Samorządy, na wzór niemiecki, powinny mieć również możliwość regulacji wysokości czynszów i blokowania możliwych podwyżek.

Warto rozważyć podatek od nieruchomości ze znaczną kwotą wolną. Dzisiaj podatki od nieruchomości są bardzo niskie. Mieszkania traktowane są jako zabezpieczenie kapitału. Wprowadzenie podatku od wartości nieruchomości pozwoli ukrócić spekulację. Będzie również przeciwdziałać koncentracji majątków i wzrostowi nierówności społecznych. Wysoka kwota wolna uchroniłaby jednocześnie klasę średnią i najuboższych przed płaceniem podatku, który obciążać powinien przede wszystkim zamożnych. Kataster mógłby być naliczany od nieruchomości wartych ponad milion złotych albo od drugiej nieruchomości mieszkalnej. Zebrane w ten sposób środki można przeznaczyć na budownictwo społeczne.
Berlin, Barcelona, Kalifornia: ochrona praw lokatorów

W Berlinie lokalny rząd uchwalił pięcioletni zakaz podwyższania cen najmu. Czynsz za metr kwadratowy mieszkania będzie mógł wynieść maksymalnie 9,8 euro, czyli nieco ponad 40 złotych. Dotychczasowe czynsze nie będą mogły przekraczać tej kwoty o ponad 20 proc. Wynajmujący będą mogli pozwać właściciela, jeśli nie obniży czynszów. Właściciele mieszkań nie będą mogli również wynajmować mieszkań po cenie wyższej niż płacił ostatni najemca. Nowe regulacje mają wejść w życie w 2020 r. i obejmą ponad 1,5 miliona mieszkań, czyli trzy czwarte wszystkich mieszkań w berlińskiej aglomeracji. Dzięki przyjętym rozwiązaniom berlińczycy mają szansę zaoszczędzić równowartość 10 miliardów złotych w ciągu pięciu lat! Przedstawiciele właścicieli zapowiadają batalię sądową w celu zniesienia regulacji, którą uważają za niekonstytucyjną.

W Stanach Zjednoczonych regulacje dotyczące wysokości czynszu wprowadzono w pięciu stanach. Mieszkania z kontrolowanym najmem znajdują się m.in. w San Francisco, Los Angeles i Nowym Jorku. Podwyżka czynszów może wynieść rocznie jedynie określoną przez samorząd procentową kwotę.

W Barcelonie mieszkania za pośrednictwem Airbnb można wynajmować jedynie po uzyskaniu licencji od samorządu. Barcelona jednocześnie podniosła podatki od nieruchomości wynajmowanych turystom. W Santa Monica w Kaliforni wprowadzono jedne z najsurowszych regulacji. Właściciel musi zamieszkiwać lokal w okresie najmu, posiadać pozwolenie na prowadzenie działalności gospodarczej i za każdy dzień pobierać od najemcy 14% podatek. Podobne rozwiązania przyjęło Toronto, Nowy Jork i Los Angeles. W Paryżu mieszkania można wynajmować na Airbnb jedynie przez 120 dni w roku. Mer Paryża chce całkowitego zakazu, ale samorządy nie posiadają takich uprawnień.

Inwestycja w przyszłość Polek i Polaków

Bez ingerencji państwa w rynek nie rozwiążemy kryzysu mieszkaniowego. Próby ograniczania wysokości czynszów w prywatnych mieszkaniach mogą jedynie ograniczyć skalę problemu, nie usuną jednak jego źródła. Jest nim deficyt dostępnych mieszkań. Historia Polski i przykłady innych krajów uczą, że budownictwo społeczne może być bardziej efektywne niż budownictwo prywatne. Potrzeba jednak do tego woli politycznej i nakładów z budżetu państwa. Nadszedł czas zainwestować w przyszłość polskich rodzin i złamać monopol deweloperów na rynku mieszkaniowym.

Jan Śpiewak



Tekst pochodzi ze strony Pospolita.eu

fot. Lidia Kalina


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku