Lewica nie ma dziś niestety śmiałości
powiedzieć otwarcie swym współobywatelom,
w tym także i własnemu elektoratowi, że stoją
oni jak i cała reszta ludzkiego rodu przed
zadaniem powtórzenia wielkiego dokonania
naszych przodków z ery narodowego budownictwa;
tyle, że dokonać im jego przyjdzie na nieporównanie
większą, bo planetarno-ludzką, skalę. Brak jej cnót odwagi,
uporu, i niewiędnącej nadziei, w które to cnoty jej
przodkowie, na szczęście dla nich i reszty ludzkości,
wyposażeni byli w bród.
Zygmunt Bauman
Lewica to przede wszystkim człowiek. Jednostkowo i grupowo. Bez względu na rasę, język, wyznanie, poglądy polityczne, zakorzenienie kulturowe czy miejsce w stratyfikacji społecznej. Oczywiście, lewica dążyć winna do niwelowania stratyfikacji, wyrównywania szans i podnoszenia ogólnego poziomu jakości życia, likwidacji barier różnego rodzaju tworzonych właśnie z racji różnorodnych elementów naszego codziennego bytu. Barier istniejących z tytułu naszych dziejów także w mentalności. Jednak fetyszyzacja klasyfikacji jednostki czy społeczności z tytułu narodowej, rasowej, religijnej, politycznej czy kulturowej przynależności jest z punktu widzenia lewicowego oglądu świata a priori naganną. I to z wielu względów – m.in. dlatego, iż zaciemnia, ruguje w niebyt różnice klasowe i społeczne stratyfikacje z nich wynikające, rzutujące na poczucie jakości życia jednostkowego i kolektywnego. Dopiero potem idą inne, płynące z minionej historii, tradycji, doświadczeń, kultury, wierzeń religijnych itp. pojęcia jak: naród, państwo, rasa, religia, poglądy polityczne i wynikające z nich podziały. Jakakolwiek fetyszyzacja tak pojmowanych tożsamości służy wyłącznie elitom rządzącym ludzkimi zbiorowościami w imieniu kapitału. Lewicowe patrzenie na człowieka, dziś w formie globalnej i gatunkowej, jest tradycją wywiedzioną bezpośrednio z Oświecenia, jego dziedzictwa i istoty. Zwrócił na ten aspekt zacytowany we wprowadzeniu do niniejszego materiału Zygmunt Bauman podczas wykładu w „Kuźnicy” krakowskiej 31 maja 2012 r.
Można śmiało stwierdzić, że pojęcia takie jak naród, rasa, państwo, wartościowanie wedle języka, kultury, poglądów politycznych, spojrzenia na estetykę czy sztukę są de facto wytworami naszego umysłu i języka. I do tego musimy dodać jeszcze czas - czwarty, bodajże czy nie najważniejszy, wymiar naszej egzystencji.
To właśnie mając na swych sztandarach uniwersalne hasła – jak smutnym jest, że dziś po wiekach minionych od Wielkiej Rewolucji Francuskiej są one nadal niezwykle aktualne - wolność, równość, braterstwo lewica bezpośrednio przyczyniła się do zmian w cywilizacji, kulturze, praktyce politycznej ostatnich wieków i dekad. Tak rozumiana wspólnota ludzi, zawsze podkreślana przez lewicę, pokrzywdzonych, wykluczonych, stygmatyzowanych i gorzej urodzonych, politycznie zjednoczona potrafiła wymusić na kapitale ustępstwa, które dziś uznawane za standardy cywilizacyjne powoli się kruszą. Lewica razem ze swoim zapleczem narzuciła owym „szlachetnie urodzonym” posiadaczom kapitału (różnorodnie w zależności od czasów i epoki rozumianym) - i właśnie dlatego a priori ponoć predestynowanym do władzy, do własności, do bogactwa, do decydowania co dobre i złe, słuszne i skandaliczne, moralne i nikczemne - w różny sposób i różnej formie rezygnację ze swych uprzywilejowanych pozycji w społecznej hierarchii.
W naszej, lewicowej optyce wartości nie mogą umykać też tradycje Wiosny Ludów (1848) i Komuny Paryskiej, pierwszego zrywu klasycznie – by tak rzec - rewolucyjnego ludności bez względu na pochodzenie i status społeczny (inteligencji i robotników) przeciwko zniewoleniu, niesprawiedliwości i upodleniu (marzec – maj 1871). To zarówno próba likwidacji państwa jako formy burżuazyjnej władzy nad pracownikami najemnymi, jaki i przykład dyktatury proletariatu. Również rewolucja 1905 rozpoczęta de facto już 1902 roku petersburskimi wystąpieniami studentów przeciwko reżimowi carskiemu, a mająca u swych źródeł właśnie takie, uniwersalne, ponadczasowe hasła, jest wartą przypominania i odwoływania się do niej tradycją. Międzynarodowa „brać studencka” stolicy Imperium Romanowych właśnie ideami oświecenia i doświadczeń Komuny Paryskiej była w znacznym stopniu zaszczepiona. I pod takimi właśnie hasłami występowała wtedy na ulicach Petersburga.
Współczesna refleksja nad dorobkiem lewicy w historii świata nie może pominąć Rewolucji Październikowej w Rosji (1917). Czy hasło „Ziemia, chleb, pokój” (Włodzimierz Lenin) w ówczesnej sytuacji nie było postępem i nadzieją ? Czy nie są to pojęcia nośne i uniwersalne także dziś gdy patrzymy na kryzys uchodźczy, regionalne wojny i imperialistyczne, kolonialne interwencje przykryte wzniosła argumentacją ? Nie możemy dać sobie narzucić jednostronnej, służącej prawicy i hiper-prawicy (neoliberałowie posiadający dziś tzw. „rządy dusz i umysłów” to prawica, kontrolująca w imieniu właścicieli kapitału media i mainstreamowy przekaz) interpretacji tego wszystkiego co wiąże się z pojęciem komunizmu, jego zasadniczych idei i leżących u jego podstaw praktyki. To samo dotyczy teoretycznych rozważań Karola Marksa nad istotą systemu tzw. „gospodarki rynkowej’ czyli kapitalizmu. Krytyczna, pozbawiona emocjonalnego i politycznego rysu debata nad tymi zagadnieniami jest dla lewicy niezbędnym kierunkiem myślenia i postępowania. Podkreślam – krytycznej refleksji, gdyż zmieniły się warunki, ale problemy są podobne. Znów kłania się czwarty wymiar naszego bytu – czas. Dziś wyraźnie widzimy jak myśl Marksa jest żywa i adekwatna do współczesnej sytuacji na świecie w perspektywie relacji kapitał – praca najemna.
Szok i stempel (rozumiane jako istnienie ZSRR i obozu krajów realnego socjalizmu) jakie postawił na dziejach ludzkości komunizm, będący nadzieją dla „ludu pracującego” i alternatywą dla kapitalizmu oraz wszechogarniającego reżimu kapitału, wycisnęły właśnie owo piętno na wyborach i decyzjach politycznych klas posiadających. Wraz z wulgaryzacją idei, jej dogmatyzacją i upaństwowieniem inspiracja dla walk społecznych uległa swoistej desakralizacji. Jednak wraz z powolnym konaniem komunizmu rozszerzało się wielowymiarowe, jak dziś widać w totalitarnym wymiarze, panowanie neoliberalizmu wspartego politycznym ramieniem thatcheryzmu i reaganomiki. To prawicowo-konserwatywna kontrrewolucja rodem z okresy zimnej wojny. Antykomunistyczna polityka historyczna związana z tym związana pełni cały czas rolę zwornika w konserwatywnych i tradycjonalistycznych projektach politycznych, które dzisiaj mają się stać podstawą współpracy w Europie i na świecie. Tego lewica nie może nie mieć na uwadze i godzić się nie tylko na przyjmowanie prawicowej, konserwatywnej i antyspołecznej retoryki, ale przede wszystkim na ustępstwa w pojmowaniu i interpretacji historii tudzież osiągnięć cywilizacyjno-kulturowych ludzkości zawdzięczanych nam, ludziom lewicy na przestrzeni ostatnich 200-250 lat.
Bo różnica między kulturowym przesłaniem lewicy a hegemonią prawicowego światopoglądu sprowadza się przede wszystkim do takich zmian społecznych w wyniku których władza, dostępność do zdobyczy cywilizacji i kultury, do decyzji o kierunkach postępu i rozwoju są coraz bardziej rozpraszane (czyli uspołeczniane). I kiedy w tych procesach mogą uczestniczyć – z racji dostępu do edukacji, dóbr i podnoszonej równomiernie jakości życia – kolejne klasy i warstwy społeczne. To jest rudymentarne, zasadnicze zadanie lewicy. Bo współcześnie mamy do czynienia z regresem tak politycznym i jak kulturowym. O obniżeniu poczucia jakości życia nie mówiąc. Jest tak jak zauważyła ponad 100 lat temu Róża Luksemburg: kiedy siły postępowe zepchnięte zostają do defensywy i mają stać się nieistotne, mają być kwiatkiem do kożucha prawicowej narracji i myślenia, sytuacja nie jest wyborem pomiędzy socjalizmem a barbarzyństwem. Pozostaje tylko wybór pomiędzy barbarzyństwem w wersji soft lub hard. Lecz barbarzyństwo pozostaje zawsze barbarzyństwem.
XIX-wieczny historyk z Krakowa Józef Szujski celnie zauważył, iż ...Fałszywa historia jest mistrzynią fałszywej polityki. Czy wolny rynek i swoboda obrotu kapitałem stanowią absolutny i jedyny poziom odniesienia dla oceny jakości oraz form naszego życia ? Czy w dzisiejszej rzeczywistości tylko to co zyskowne ma jakąkolwiek wartość i jest godne szacunku ? Taki punkt widzenia to zgoda na społeczność ludzką ograniczoną wyłącznie do wszechogarniającej konstrukcji zajmującej się jedynie organizowaniem produkcji (i sprzedaży) dóbr mających przynieść zysk. A przecież istnieją sfery życia, które nie powinny w żadnym wypadku podlegać komercyjno-rynkowym zasadom. Prawo popytu i podaży – ten dogmat neoliberalizmu i gospodarki rynkowej – „…..nie tłumaczy świata do końca; wszak nie tłumaczy nawet rzeczy tak oczywistych jak pomoc bliźniemu w potrzebie czy pragnienie posiadania dziecka i troszczenia się o nie, jak potrzeba życia w zgodzie z nieskażoną naturą i w społeczeństwie wzajemnego zaufania, dobrej woli i dobrych intencji” (Vaclav Havel). Francuski filozof Paul Ricoer – wcale nie lewicowej proweniencji - w chwili rozpadu ZSRR i zmian w Europie postawił retoryczne pytanie: „czy kryzys i załamanie totalitaryzmu komunistycznego, planowej gospodarki i innych wypaczeń z tym związanych nie będzie wiodło nas do znieczulicy na krzywdę społeczną, poniżenia i brak współczucia dla słabych, odrzuconych czy wydziedziczonych przez ślepe siły rynku ?”. Jak widzimy lewica w tamtej chwili zawiodła. Cała, polska, europejska i to zarówno teoretycznie jak i praktycznie. Stała się – jak mówiono w szeregach niemieckiej socjaldemokracji za czasów Gerharda Schrődera – Genosse der Bosse (czyli – niem. towarzyszami bossów kapitału).
Nie pochyliła się ze zrozumieniem nad słowami Octavio Paza podczas wręczania mu literackiej Nagrody Nobla w 1990 roku w związku z załamaniem się dwubiegunowej i mimo wszystko, alternatywnej, konstrukcji świata: „umarły złe odpowiedzi, pozostały dobre pytania”. Wolność zmajoryzowała zarówno braterstwo jak i równość.
A wolność to przede wszystkim umiejętność samoograniczania się, zdolność do solidarności, współczucia, zrozumienia INNEGO. Ponieważ jednostkę wolną trzeba bronić przed nią samą muszą istnieć instytucjonalno-świadomościowe bariery. I tu jest potrzebna jak najszersza, bezpłatna, ogólnie dostępna edukacja. Na wszystkich poziomach. I tak realizowanej praktyce lewica zawdzięczała swe sukcesy. Instytucjonalne ograniczenia narzuca prawo. O wolności będącej funkcją demokracji (na zasadzie sprzężenia zwrotnego) można rozważać jedynie w kontekście wspomnianej wcześniej zdolności do samoograniczenia: o tyle o ile wolność pod wpływem auto-przekonania i świadomości może nałożyć sobie sama wędzidła. Dotyczy to zarówno wymiaru jednostkowego jak i zbiorowego. No i jeszcze bardzo ważny aspekt zwłaszcza w politycznym wymiarze – zgodność haseł z praktyką, polityczna działalność kompatybilna z politycznym programem. Odnosi się to a priori do lewicy.
Zygmunt Bauman podczas wspomnianego już wykładu zwrócił uwagę, iż wraz z upadkiem wielkiej idei jaką był komunizm – bez względu co na ten temat sądzi prawica i liberałowie - rozpoczęła się erozja etycznych fundamentów socjalizmu. Także Karol Marks w swym dorobku oskarżał kapitalizm nie tylko o marnotrawstwo energii społecznej, ale też i o łamanie zasad sprawiedliwości. Dziś tak jak za jego czasów robotnicy, pracownicy najemni, prekariusze, drobni wytwórcy-rzemieślnicy (nie będący w zasadzie żadnymi biznesmenami) wytwarzają bogactwo, z czym wszyscy od czasów brodacza z Trewiru się zgadzają, ale dostają za to w zamian nie udział w wytworzonym przez siebie bogactwie, lecz tylko płacę niezbędną dla odnowienia zużytej siły roboczej. Żaden kapitalista nie był i nie jest w stanie opłacić pełnych kosztów odtwarzania zużytej siły roboczej. Trzeba dlatego mobilizacji zasobów społecznych - przemocy w postaci polityki podatkowej i aparatu przymusu państwa. Praca (a ściślej mówiąc siła robocza) jak zauważył Jürgen Habermas musiała stać się wystarczająco atrakcyjna, by kapitał skłonny był ją nabyć i był w stanie opłacić nabytek wedle bieżącej ceny rynkowej. Ale cena odtwarzania siły roboczej rosła w okresie bipolarnego podziału świata nieustannie. A za Łabą czaiła się konkurencja w postaci bloku realnego socjalizmu. Rosły koszty ochrony zdrowia, edukacji, należytego odżywienia, przyzwoitych warunków mieszkalnych, higieny otoczenia. Na spełnienie wszystkich tych warunków atrakcyjności siły roboczej dla jej kapitalistycznych nabywców musiało łożyć państwo, budując szpitale, osiedla robotnicze, wprowadzające powszechną i, proszę zwrócić uwagę, bezpłatną edukację itp. To jest zarówno nasz lewicowy en bloc dorobek (jako ponad narodowej, ponad państwowej kulturowej formacji polityczno-cywilizacyjnej) o którym się często zapomina, jak i punkt wyjścia dla poważnych refleksji i debat. No i politycznych decyzji.
Popularność i napęd siłom nacjonalistycznym, konserwatywnym i fundamentalistom religijnym różnej maści na całym świecie dały tzw. reformy zalecane społeczeństwom przez światowe agendy bankowe, finansowe i kapitałowe, wspierane siłą oręża Stanów Zjednoczonych i innych państw NATO bezkrytycznie i bezrefleksyjnie popierane przez lewicę. Postępujące i przyśpieszające jak wskazują badania i raporty organizacji międzynarodowych rozwarstwienie oraz społeczna stratyfikacja, gromadzenie ostentacyjnego bogactwa w rękach coraz to węższej grupy plutokratów przy równoczesnym masowym wykluczeniu milionów ludzi z udziału w minimalny stopniu z dobrodziejstw postępu i rozwoju, spadek poczucia bezpieczeństwa egzystencjalnego, wojny wszczynane w imię zaprowadzenia demokracji liberalnej są katalizatorem nastrojów wśród ludności w różnych częściach świata. I to jest kolejna przyczyna wyjaśniająca odwrot lewicy tak w sferze doktrynalnej jak i praktycznej. Dotykają one nie tylko partii lewicowych, ale całej liberalnej demokracji w zachodnio-atlantyckim wymiarze. Francis Fukuyama jako gorący zwolennik niczym nieograniczanego wpływu niewidzialnej ręki rynku na życie współczesnego świata, ogłaszając koniec historii wyraził tylko stanowisko darwinistów społecznych uznających, iż treści demokracji wypracowane przez społeczeństwo amerykańskie są już ostateczne i wieczne. Życie pokazuje jak bardzo jest to błędna teza. Końca historii nie ma i nie będzie. Historię trzeba czytać i rozumieć w kontekście społecznych zmian i interpersonalnych relacji. My to musimy czynić w i mię hasła, że to człowiek „jest miarą wszechrzeczy” (Protagoras z Abdery, V w. p.n.e.). Więc owe priorytety trzeba ponownie sprowadzić na stosowne, humanistyczne, pro-człowiecze tory. Tylko zwarta, politycznie przygotowana i zdeterminowana lewica może to osiągnąć.
Nie bójmy się marzyć i mówić o socjalizmie. To żaden wstyd, powód do „klęczenia na grochu” w kącie, posypywania głowy popiołem. Świat, życie, dzieje ludzkości nigdy nie miał wymiaru czarno-białego. Socjalizm o jaki musi walczyć lewica nigdy z darwinizmem społecznym nie może być kojarzony przede wszystkim z racji humanizmu – i nie wstydźmy się tego mówić jasno: kosmopolityzmu i internacjonalizmu. Lewica nie może w żaden sposób firmować programów o narodowo-socjalistycznym wymiarze. W Polsce dochodzi do tego – z racji historii – odcień feudalno-pańszczyźnianej zależności pracowników najemnych od Pana, od ziemianina, od wszelkich Jaśnie Wielmożnych Ekscelencji i Herbowych Panów Braci. Transfery socjalne jakich dokonuje partia rządząca są formą moim zdaniem jałmużny, nie wynikają z cywilizowanego systemu państwa, ale takiej pańskiej, feudalnej dobrej woli Pana-i-władcy. Typowy przykład paternalizmu. To coś np. jak dawniej wzięcie Marysi z czworaków, „na służbę u Państwa". W wymiarze materialnym i egzystencjalnym Marysi było to awansem, ale w strukturze i stratyfikacji społecznej en masse nic nie zmieniało. To coś jak np. wysłanie Janka Muzykanta na naukę „do szkół", ale decyduje o tym Pan i jego wola, kaprys, foch. To typowe jałmużnictwo, przypływ pozytywnych emocji czy chwilowej empatii. Moment, nie system i zdolności czy godność osoby, poczucie wartości personalnej danego dziecka o tym decydowały w opisach przypadkach. O świadomym wyborze Janka Muzykanta nawet nie ma co wspominać.
Jesteśmy dziś tak jak musieli się czuć pierwsi socjaliści w XIX wieku. Byli w mniejszości, zmarginalizowani przez rządzącą wydawałoby się totalnie prawicę w życiu politycznym. O wygrywaniu wyborów, a często-gęsto i o samym udziale w wyborach, nie mogli oni co marzyć. Stawiali na „pracę u podstaw” do której z energią się zabierali: oświata i propaganda, budzenie sumień i niekończące się debaty z o racjonalności i humanizmie, sprawiedliwości i solidarności ludzi pracy, o socjalizmie. W taki sposób budowali kolejne przyczółki mostów dla postępu, dla rozwoju, dla przyszłości.
Musimy odejść od tego co wybitny portugalski pisarz, wielki człowiek lewicy, laureat literackiej Nagrody Nobla w 1998 roku Jose Saramago, zanotował 9.06.2009 roku w swoim dzienniku: „lewica - ruch który w przeszłości reprezentował jedne z największych nadziei ludzkości, z czasem stracił rolę jaką dotąd odgrywał”. I podsumowuje tę obserwację zdaniem, że ów ruch „sprzedał się prawicy”. Trzeba ten trend i modę zdecydowanie, w imię historii i dorobku, porzucić. Cofnąć się do źródeł mając oczywiście w perspektywie ten czwarty wymiar ludzkiej egzystencji - czas I to jest zadanie dla lewicy na najbliższe dekady.
Tekst pochodzi z nowego, lewicowego kwartalnika "Nasze Argumenty".