Niemałe zamieszanie w sportowym świecie wywołała decyzja firmy Hummel, sponsora duńskich piłkarzy, o tym by logotypy na strojach były stonowane, niemal wtapiały się w czerwień i czerń ubrań. Powodem takiego działania, mającego sprawić, że nazwa marki będzie prawie niewidoczna podczas ruszającego w przyszłym miesiącu mundialu w Katarze, jest sprzeciw firmy wobec organizacji turnieju w kraju, który ma dość kontrowersyjne podejście do praw człowieka i bezpieczeństwa w miejscu pracy.
Hummel przede wszystkim chce zwrócić uwagę na liczbę zgonów pracowników, którzy budowali w Katarze obiekty sportowe, drogi i hotele, mające za chwilę przyjąć około miliona kibiców obserwujących zmagania ich narodowych drużyn. Według analizy brytyjskiego dziennika „Guardian” do początku ubiegłego roku w miejscach pracy miało zginąć aż 6,5 tys. pracowników, którzy do emiratu przybyli z Indii, Pakistanu, Nepalu, Bangladeszu i Sri Lanki. Gazeta zaznacza jednak, że rzeczywista liczba może być o wiele wyższa, gdyż analiza została oparta na danych z ambasad powyższych krajów, a do Kataru za pracą w ostatniej dekadzie, odkąd dostał szansę organizacji turnieju, przyjeżdżali także obywatele innych państw. Nie wszyscy przy tym pracowali fizycznie czy w miejscach obciążonych ryzykiem wypadku przy pracy.
Rząd Kataru broni się i twierdzi, że dane „Guardiana” są nieprawdziwe i wprowadzają w błąd opinię publiczną. Wiele wymienionych osób pracowało w tym kraju od lat i mogło umrzeć choćby przez zaawansowany wiek lub z innych przyczyn naturalnych. Takie tłumaczenie wobec liczb idących w tysiące może się wydawać wręcz bezczelne. Co więcej, rząd twierdzi, że jedynie 37 osób zginęło przy budowie stadionów od 2014 do 2020 r. i tylko trzy zgony były skutkiem wypadków w miejscu pracy.
Światowa Organizacja Pracy również nie jest przekonana co do tłumaczeń Ad-Dauhy i uważa, że statystyki są znacznie niedoszacowane. Tym bardziej że Katar nie uznaje zawałów serca czy udarów cieplnych za zgony wynikające z warunków, w jakich pracownicy budują obiekty. A w temperaturach, które latem w ciągu dnia przekraczają 40 st. C, nocą spadając zaledwie poniżej 30 st. C, przy wykonywaniu ciężkiej pracy fizycznej robotnikom groziły poważne komplikacje zdrowotne, a nawet śmierć. Wysokie temperatury były zresztą powodem tego, że mundial w tym roku odbywa się późną jesienią, a nie latem, jak zazwyczaj. Obawa o samopoczucie kibiców i piłkarzy okazała się ważniejsza niż warunki pracy ekipy potrzebnej, by zapewnić Katarowi i FIFA ogromne przychody. Dlatego organizatorzy gotowi są pokryć najwyższe w historii koszty, szacowane na 220 mld dol. To szokująca kwota, gdyż mundial organizowany cztery lata temu w Rosji kosztował 11,6 mld, a dotychczasowym rekordem było 15 mld wydane na turniej w Brazylii w 2014 r.
Katar zainwestował nie tylko w stadiony (przeznaczone na nie 10 mld zdaje się tonąć w całościowej kwocie) i bazę hotelową. Duża część wydatków to inwestycje, które mają zwieńczyć proces przekształcania niewielkiego emiratu nad Zatoką Perską w światowe centrum biznesowe, sportowe i logistyczne. Ad-Dauha nie oszczędza, choć według ekspertów turniej ma wstrzyknąć jedynie 17 mld dol. do katarskiego budżetu. Chce zaprezentować światu swoją transformację z kraju, który kilka dekad temu opierał się na przemyśle poławiania pereł, w nowoczesny hub dla świata.
Mieszko Rajkiewicz z Instytutu Nowej Europy zauważa, że jest kilka powodów, dla których Katar chce dokonać takiej prezentacji: „Pierwszy, nieco umykający uwadze – Katarczycy chcą przede wszystkim wypromować turystycznie kraj. Nie możemy o tym zapominać, ale zależy im na umieszczeniu swojego kraju w globalnej świadomości turystycznej i organizacja mundialu w teorii ma w tym pomóc. Szacują, że do 2030 r. będą przyjmować 7 mln turystów rocznie, więc infrastruktura zbudowana na mistrzostwa (hotele, rozbudowane lotnisko, metro, porty) ma zostać i pomóc w funkcjonowaniu z dużą liczbą turystów. Ale dwa kolejne powody są ważniejsze. Jeden to wykorzystanie mundialu do zbudowania międzynarodowej pozycji politycznej w tym niestabilnym regionie. Dzięki organizacji MŚ Katar zyskał spore gwarancje bezpieczeństwa, co miało odzwierciedlenie w okresie jego dyplomatycznej izolacji przez koalicję państw Bliskiego Wschodu z Arabią Saudyjską na czele w latach 2017-2021. Katar wykorzystuje też organizację mundialu do nawiązania relacji wielostronnych – mecze to okazja do spotkań z głowami państw, można w tym czasie ugrać bardzo dużo. Drugi powód to próba poprawy własnego wizerunku. I o ile trudno o jego poprawę w Europie Zachodniej, o tyle wśród wielu państw Azji czy Afryki to już jest skuteczne działanie, mimo wielu kontrowersji związanych z tym mundialem”.
FIFA jednak liczy głównie potencjalne zyski, szacowane na 3 mld dol.
Już po pierwszej fazie sprzedaży biletów organizacja szczyciła się, że sprzedano ich ponad 800 tys. A przecież bazowe ceny biletów dla kibiców zagranicznych są najwyższe w historii mistrzostw świata w piłce nożnej. Najtańsze bilety na mecze grupowe zaczynają się od 250 riali katarskich (niecałe 350 zł), przy założeniu, że kupującego zadowoli miejsce w nieco gorszych sektorach. Ceny tych najlepszych zaczynają się od 800 riali (1,1 tys. zł), a kończą na 5850 rialach za mecz finałowy (ponad 8 tys. zł). Oczywiście zupełnie inne są koszty pakietów VIP, które sięgają tysięcy dolarów za oglądanie rozgrywek z luksusowych lóż stadionowych.
Przyjeżdżający na tę imprezę sportową będą musieli jeszcze pokryć koszty związane z noclegami czy wyżywieniem, co zrozumiałe, gdyż nie można od organizatora oczekiwać, by fundował je klientom. Ci o bardziej zasobnych portfelach będą mogli zanocować w nowo otwartych pięciogwiazdkowych obiektach, ale zwykli fani futbolu mogą spać nawet w wieloosobowych pokojach czy zacumowanych statkach wycieczkowych, płacąc od 85 do 800 dol. za noc. Według Ronana Evaina, dyrektora wykonawczego organizacji kibicowskiej Football Supporters Europe, Katar skupia się na przyciągnięciu bogatszego turysty, choć zwykle większość odwiedzających stadiony to przedstawiciele klasy średniej, jak stwierdził w rozmowie z Agence France Presse.
Tak droga impreza sportowa pokazuje, że FIFA żegna się już z robotniczymi korzeniami piłki nożnej. A w końcu z 12 klubów, które zakładały angielską Football League, pięć pochodziło z miast fabrycznych. Zdaniem Rajkiewicza piłka to wciąż sport robotniczy, „chociaż na pierwszy rzut oka tego nie widać i o tym się zapomina. Futbol w XIX w. i to, co teraz widzimy, to w gruncie rzeczy podobna sprawa. Fenomen polega na tym, że mimo pewnych zmian regulaminowych gra jest bardzo podobna do tego, co oglądali kibice w XIX w. Teraz oczywiście jest zupełnie inny poziom promocji dyscypliny, sprzętu sportowego, świadomości taktycznej, globalizacji piłki nożnej czy komercjalizacji, ale nadal gra 11 ludzi, nadal jest pewien podział na role na boisku, nadal jest społeczna fascynacja pewnymi drużynami i futbol generuje te same emocje – wygrywa się czasem jedną bramką i równie emocjonalnie końcówkę meczu na styku odbierali kibice w XIX-wiecznej Anglii, jak i dzisiejsi odbierają ją na całym świecie”.
Od lat jednak bilety drożeją i proces ten wypycha ze stadionów przedstawicieli klas niższych. Często argumentem za wyższymi cenami było ograniczenie obecności pseudokibiców i uczynienie piłki nożnej bezpieczniejszym środowiskiem. Nie można całkowicie zanegować skuteczności takiego działania, bo już dzisiaj angielskie stadiony nie są kojarzone wyłącznie z głośnymi chuliganami i bójkami. Ian Byrne, deputowany brytyjskiego parlamentu z Partii Pracy, i Joe Blott, przewodniczący związku kibiców z Liverpoolu, w maju na stronie internetowej „Tribune” przekonywali, że również zachowania policji wymierzone zostały właśnie w klasę robotniczą. Policjanci będą skorzy do karania kibiców, którzy otworzą piwo w autobusie dowożącym ich na mecz, a jednocześnie w bogatszych miastach Anglii mogą przymknąć oko na łamanie niektórych zasad stadionowych.
Angielski przykład jest jednym z wielu, ale mundial organizowany w Katarze z pewnością wpisuje się w proces przekształcania współczesnej piłki nożnej w elitarną rozrywkę. Choć Ad-Dauha chce też załagodzić wizerunek kraju ze sztywnymi regułami prawno-moralnymi. We wrześniu Agencja Reutera doniosła, że katarskie władze chcą łagodniej traktować takie wykroczenia jak publiczne pijaństwo, zwykle karane wyrokami nawet sześciu miesięcy pozbawienia wolności. Nie ma wciąż oficjalnego potwierdzenia ze strony rządowej, lecz wiele wskazuje, że policja będzie raczej napominała osoby łamiące lokalne prawo. Tak czy inaczej, wiele ambasad przypomina swoim obywatelom w przeddzień imprezy, że katarskie przepisy różnią się od europejskich czy amerykańskich i kibice powinni mieć to na uwadze.
Imprezy sportowe takiego formatu zawsze przyciągają uwagę milionów na całym świecie, nie tylko na stadionach, ale i przed ekranami telewizorów w barach czy organizowanych w miejscach publicznych strefach kibica. Świętowanie sukcesów lub nawet efektownych porażek własnych drużyn nie jest wyłącznie rozrywką, daje także poczucie wspólnoty. Trudno jednak oczekiwać, by kibice w listopadzie zastanawiali się, czym okupiony został tegoroczny mundial. Tym bardziej że, choć niektóre miasta we Francji rezygnują z otwierania stref kibica, a duńska federacja piłkarska ustami swojego rzecznika Jakoba Hoyera tłumaczy, że nie chce promować Kataru jako raju turystycznego, więc piłkarzom nie będą towarzyszyły żony i partnerki, wciąż nie ma głośnego bojkotu imprezy, a uwagę na warunki zwracają przede wszystkim organizacje międzynarodowe broniące praw człowieka. Ich głos nie jest jednak dobitny, aczkolwiek Amnesty International i Human Rights Watch domagają się wymuszenia na Katarze wypłaty rekompensat dla pracowników, którzy stracili zdrowie przy przygotowaniu obiektów na mundial.
Na to, by FIFA głośno krytykowała łamanie praw człowieka w Katarze, oczywiście się nie zanosi. „Nie gryzie się ręki, która cię karmi – zauważa Rajkiewicz. – Katarczycy przed mundialem przekazali FIFA ok. 980 mln dol. Częściowo w ramach dużej umowy transmisyjnej (specjalnie przepłaconej) od telewizji Al-Dżazira, częściowo od rządu Kataru. Dzisiaj te kontrakty są badane przez szwajcarski wymiar sprawiedliwości. Dodatkowo szef FIFA Gianni Infantino obecnie mieszka w Katarze, gdzie osobiście dogląda przygotowań do mistrzostw. Jest po prostu zbyt wiele spraw, w których FIFA jest związana finansowo z Katarem, by otwarcie krytykować nieprzestrzeganie praw człowieka czy prawa pracy w tym kraju”.
W listopadzie odbędzie się więc święto miłośników sportu, ignorujące jednak ogrom cierpienia, na którym zostało zbudowane.
Tekst pochodzi ze strony internetowej tygodnika "Przegląd".
Redakcja Lewica.pl przeprasza autora za wcześniejszy brak informacji o źródle przedruku
fot. rysunek Bernarda Boutona