Miał okupacyjną legendę. Jego dziewczyna z Czerwonego Harcerstwa, Władka, uciekła z zastawionego na niego kotła po rynnie z trzeciego piętra i ostrzegła Janka. Byli razem dopóki śmierć…
W czasie powstania wydawał „Robotnika” na Mokotowie. Był komendantem Formacji Bojowo-Milicyjnej Polskich Socjalistów. Potem powołał do życia Polską Armię Ludową (PAL). Gdziekolwiek się pojawił od razu było wiadomo, że stoi lub zaraz stanie na czele. Po prostu charyzma. Uniknął niewoli i po powstaniu znalazł się w Krakowie, gdzie aresztowała go bezpieka pod zarzutem, że nie zdał całej broni. Ledwo go towarzysze z PPS wyciągnęli. Pojechał na Śląsk odtwarzać struktury partii. PPS-owcy bronili tam każdej fabryki przed szabrownikami, Werwolfem i szabrującą wszelkie zdobycze cywilizacji przemysłowej Armią Czerwoną. Opisał to w broszurze „W Krakowie i na Śląsku”. Wszystko, co przeżył, dokumentował. Był niestrudzonym kronikarzem ruchu robotniczego.
Mulak się nie certolił, każdemu mówił bez ogródek, co myśli, a to w okresie powojennym nie było bezpieczne. Ludzie wyrzucani wtedy z PPS mieli prawo się obawiać o swoje życie. Do 1948 był w Warszawie i pełnił funkcję szefa propagandy PPS. Tuż przed zjednoczeniem usunięty z partii za „prawicowe odchylenie”.
Wyrzucony z polityki pozostał wierny PPS. Nigdy nie wstąpił do „zjednoczonej”. Ale jak ktoś jest taki wybitny i silny jak Jan Mulak, to i tak musi odnieść sukces. Odniósł go w sporcie. Jako twórca „Wunderteamu” wykreował ośmiu złotych medalistów olimpijskich w lekkiej atletyce. Po okresie trenowania lekkoatletów w Algierii wrócił do kraju i zaczął skrzykiwać dawnych towarzyszy. Spotykali się w latach 70. i 80. w prywatnych mieszkaniach i radzili nad wskrzeszeniem PPS.
Nie odrzucał nowego ustroju. Po wojnie był w ścisłym kierownictwie PPS, dał się porwać reformom społecznym, o które jego partia walczyła przed wojną. Nie chciał wzorem Zygmunta Zaremby dalej walczyć, chciał odbudować kraj. Rządy PZPR go jednak, jako socjalistę, bardzo rozczarowały. Jemu i Osóbce-Morawskiemu Lidia Ciołkoszowa zarzucała, że zdradzili Polskę i zgodzili się na sowiecką okupację. Jednak jego autorytet trenera i wychowawcy pokoleń młodzieży bardzo się liczył w budowie odrodzonej w 1987 roku PPS. Był jej przewodniczącym, potem przewodniczącym honorowym i senatorem w latach 1993 – 1997. Działał i dokumentował dzieje polskiego socjalizmu, broniąc tradycji niepodległościowych przed zawłaszczeniem ich przez prawicę. Napisał między innymi „Wojsko podziemne”, „Polska lewica socjalistyczna”.
Jan Mulak miał trudny charakter. Był niepokorny, czasami denerwujący. Jak każda wybitna jednostka budził ogromne emocje. Również wśród kobiet. Zawsze wyprostowany jak struna, o mocnym uścisku dłoni, dał nam, młodszemu pokoleniu polskich socjalistów to wszystko, co PRL-owska bylejakość i balcerowiczowski kapitalizm tak konsekwentnie niszczyły. Etos polskiego socjalizmu, wiarę w spełnienie niemożliwego, zapierającego dech w piersiach lewicowego ideału. I mimo że skończył 90 lat, wszyscy się dziwimy, że odszedł. Wydawał się za silny, żeby kiedykolwiek umrzeć. Dla nas wszystkich, którzy go znaliśmy, nadszedł czas najtrudniejszego wyzwania. Musimy przejąć pałeczkę w socjalistycznej sztafecie. Jesteśmy to winni trenerowi.
Piotr Ikonowicz
Artykuł ukazał się w Impulsie, cotygodniowym dodatku dziennika Trybuna