Notatki ze żłobka
2011-06-06 14:53:15
Tak się składa, że mam okazję ostatnio prowadzić dyskusje z panami osadzonymi w jednym z wrocławskich zakładów karnych. Panowie rozmawiają o ekologii. Rozmawiają grzecznie, w sposób wyważony, zazwyczaj ich opinia nie odbiega zbytnio od średniej statystycznej (czyli przyrodę trzeba chronić, byleśmy nie musieli w żaden sposób za to płacić). Panowie uczestniczą w zajęciach, które mają na celu przekonanie ich do szanowania przyrody i dostarczenie niezbędnej wiedzy o podstawach ochrony środowiska w życiu codziennym – czyli jak segregować śmieci i prąd oszczędzać. Ponieważ zajęcia - wykłady i warsztaty - obywają się bez żadnych dotacji, trzeba zmagać się z oporem materii – wolontariackim słomianym zapałem prowadzących, brakiem materiałów pomocniczych, a z drugiej strony – remontem sal wykładowych w więzieniu czy utrudniającym prowadzenie zajęć regulaminem.

Najgorsze jednak są ramki w głowie prowadzących (piszę z autopsji). Bo jakże nie czuć zakłopotania, gdy na sali gimnastycznej siedzi kilkudziesięciu wyjątkowo udręczonych życiem ludzi, z których większość nie będzie miała się gdzie podziać, kiedy już wreszcie opuszczą to miejsce, w którym byle jakie, ale jedzenie dadzą, dach nad głową zapewnią i ciepły prysznic każą wziąć. Ekologia? Dla więźniów? Toż to tak, jakby bezdomnego szkolić, zamiast mu jeść dać. A więźniom lepiej kurs na spawacza zorganizować, niż im zawracać głowę środowiskiem. A jednak panowie (pomrukując na boku, że „czują się jak w żłobku”) na zajęcia zjawiają się tłumnie, „Więzienna Wszechnica Ekologiczna” należy do najliczniej uczęszczanych zajęć w tym zakładzie karnym.

Człowiek czuje się jak obrzydły burżuj, namawiając do zachowań przyjaznych przyrodzie. Jeszcze oszczędzanie prądu jest OK, bo pozwala zaoszczędzić również trochę kasy, podobnie z jeżdżeniem transportem miejskim czy kubeczkami menstruacyjnymi (choć to ostatnie dotyczyłoby raczej partnerek słuchaczy, nie ich samych). Ale tłumaczyć różnice między produktami bio- a organicznymi? Albo opowiadać o pięknie przyrody człowiekowi, który siedzi na kilku metrach kwadratowych i nie wyściubia nosa poza ogrodzony dziedziniec? Albo uświadamianie bezsensu budowania elektrowni atomowych ludziom, którzy nie wierzą w jakąkolwiek moc sprawczą własnej opinii? Albo przybliżanie wizji globalnego ocieplenia facetowi, który nie skończył zawodówki?

A jednak panowie chcą wierzyć, że inny świat jest możliwy. I ożywiają się przy najbardziej abstrakcyjnych tematach. Może dlatego, że ideą Wszechnicy jest – nie wprost – przekonanie, że jej uczestnicy mogą „zrobić coś dobrego” dla siebie i innych. Nie są jedynie biernymi konsumentami, których trzeba popychać do aktywności, lecz mają szansę zająć się czymś poza własnym brzuchem. Większość z nich pewnie niewiele będzie mogła zrobić, ale przychodzą. Poczuć się jak w żłobku, bo w żłobku są dzieci, a dzieci są z natury dobre (choć osobiście nie lubię żłobków, ale to inny temat).

PS. Przepraszam czytelników i czytelniczki za kryptoreklamę kubeczków;)

poprzedninastępny komentarze