Fisk: Klęska jest zwycięstwem, śmierć jest życiem

[2006-04-04 10:58:11]

Każdy pisze swoją własną historię Bliskiego Wschodu, ale nigdy jeszcze nie mieliśmy do czynienia z administracją amerykańską, która by tak ochoczo, bezczelnie i kłamliwie - należy dodać, że przy gorliwej współpracy amerykańskiej prasy - interpretowała tragedię jako sukces, klęskę jako zwycięstwo, a śmierć nazywała życiem. Przypomina mi to nie tyle wojnę w Wietnamie, ale zachowanie dowódców francuskich i brytyjskich w czasie I Wojny Światowej. Kłamiąc w żywe oczy, że koniec Cesarza jest już bliski, wysłali oni na rzeź setki tysięcy młodych ludzi, którzy stracili swoje życie nad Sommą, pod Verdun i Gallipoli. Jedyną różnicą jest to, że my urządzamy jatkę setkom tysięcy Arabów - i nic a nic nas to nie obchodzi.

Ubiegłotygodniowa wizyta, którą złożył w Bejrucie jeden z najbardziej zaślepionych nietoperzy z otoczenia George’a Busha - jego sekretarz Stanu, Condoleezza Rice - w doskonały sposób ukazała bezduszność i bezrefleksyjność panujące dzisiaj w Waszyngtonie. Bez zająknięcia opowiadała ona o rozwitających na Bliskim Wschodzie "demokracjach", ignorując przy tym zupełnie trwającą w Iraku krwawą jatkę oraz nasilające się konflikty religijne w Libanie, Egipcie i Arabii Saudyjskiej. Być może kluczem dla zrozumienia tej ogrmnej ignoracji może być jej wypowiedź na posiedzeniu senackiej komisji spraw międzynarodowych, gdy potępiła Iran nazywając ten kraj największym wyzwaniem, przed którym stoją obecnie Stany Zjednoczone na Bliskim Wschodzie. Pogląd ten uzasadniła tym, że polityka Iranu "stoi w sprzeczności z wizją Bliskiego Wschodu, jaką prezentują i do jakiej dążą Stany Zjednoczone".

Bouthaina Shaaban, jeden z najlepszych ministrów w nie zawsze jaśniejącym doskonałością rządzie Syrii zadał całkiem rozsądne pytanie: "Jak powinien wyglądać Bliski Wschód tak by najlepiej odpowiadał oczekiwaniom Stanów Zjednoczonych? Czy Bliski Wschód powinien podporządkowywać się modelom wymyślonycm gdzieś za oceanem?" Z kolei Maureen Dowd, najlepszy i tak naprawdę jedyny, którego warto czytać, komentator nudnego jak flaki z olejem "New York Times", napisał w tym miesiącu, że Bush "uznaje prawo do samostanowienia tylko wówczas, gdy to on sam ustanawia porządek ... Bushyści nie tacą czasu na próby przewidzenia zachowań i reakcji ludzi innych kultur; dużo większą obsesję na mają punkcie szpiegowania Amerykanów". Oraz na spoufalania się z okrutnymi reżimami, mógłby dodać Dowd.

Spójrzmy na przykład na Donalda Rumsfelda, człowieka który rozpętując "szok i przerażenie", walnie przyczynił się do stworzenia w Iraku bagna, w którym grzeźnie dzisiaj ponad 100 tysięcy amerykańskich żołnierzy. Podróżował on ostatnio po krajach Afryki Północnej spotykając się z najobrzydliwszymi z zainstalowanych przez Amerykę dyktatorów. Wśród nich, z prezydentem Tunezji Zine el-Abidine Ben Alim, człowiekiem, który stworzył najliczniejszą tajną policję ze wszystkich krajów arabskich, która doprowadziła do perfekcji najskuteczniejszą metodę wyciągania informacji od podejrzanych "terrorystów": trzymając ich głową w dół, wpycha im się w usta nasączoną wybielaczem szmatę, aż się prawie duszą. Nazywa się to "syfon".

Tunezyjczycy nauczyli się wielu dość brutalnych sztuczek z tej dziedziny od swoich sąsiadów mieszkających w Algierii, gdzie stworzone przez rząd szwadrony śmierci pozbawiły życia znaczną część ze 150 tysięcy ofiar niedawnej wojny przeciwko islamistom. Algierscy siepacze - z kilkoma z nich rozmawiałem po tym, jak nawiedzające ich koszmary skłoniły ich do szukania azylu w Londynie - przywiązywali swoje nagie ofiary do drabiny, i gdy "syfon" nie przynosił pożądanych rezultatów, wpychali im w gardła rurki przez które wlewali tyle wody aż ofiara pęczniała jak balon. Wydzielono też specjalny wydział (na komisariacie Chateauneuf, jeśli Donald Rumsfeld byłby zainteresowany), który zajmował się torturowaniem kobiet, które były brutalnie gwałcone zanim oddano je na pożarcie plutonom ezgekucyjnym.

Wspominam o tym wszystkim, gdyż Rumsfeld również z wielką przyjaźnią odnosił się do Algierczyków. Podczas jego wizyty w tym kraju, do której doszło w ubiegłym miesiącu, ogłosił on, że "Stany Zjednoczone i Algieria rozwijają kontakty obustronne na wielu płaszczyznach. Współpraca obejmuje sferę polityczną, gospodarczą oraz kontakty między armiami obu krajów. Bardzo sobie cenimy współpracę rządu Algierii w prowadzonej przez nas walce z terroryzmem". Tak, wyobrażam sobie że techniki "syfonu" można się łatwo i szybko nauczyć, tak jak znęcania się nad więźniami - na przykład w Abu Ghraib, za co wydaje się, że obwinia się dziennikarzy a nie amerykańnkich barbarzyńskich sadystów.

W ostatnim czasie Rumsfeld bronił również w swoich wypowiedziach wprowadzonego przez Pentagon systemu kupowiania w prasie irackiej artykułów przychylnych Stanom Zjednoczonym. "Nowatorski sposób przekazywania właściwych informacji" - takiego fantazyjnego opisu próbował on użyć do przyćmienia totalnej klęski amerykańskiego reżimu w Bagdadzie. Zaatakował też nasze doniesienia o torturach w więzieniu Abu Ghraib. "Proszę zauważyć jak ogromne powierzchnie gazet i ile godzin programu telewizyjnego zostało poświęconych złemu traktowaniu [sic!] więźniów w Abu Ghraib. I teraz proszę to porównać z ilością czasu antenowego, w którym zajmowano się odkryciem masowych grobów, w których znaleziono setki tysięcy ciał ofiar reżimu Saddama Husseina."

Obnażmy to bezczelne kłamstwo. Już w roku 1983 wyciągaliśmy na światło dzienne okrucieństwa reżimu Saddama, włączając w to użycie gazów bojowych. Odmówiono mi przyznania wizy wjazdowej do Iraku po tym jak opisałem okrutne tortury, których siepacze Saddama dopuszczali się w więzieniu Abu Ghraib. A czym w tym czasie zajmował się Donald Rumsfeld? Otóż składał on pełną serdeczności i uprzejmości wizytę w Bagdadzie, gdzie łasząc się do Saddama, któremu oczywiście nie wspomniał ani słowem o mordach i masowych grobach, choć świetnie zdawał sobie z nich sprawę, próbował skłonić Rzeźnika z Bagdadu do ponownego otwarcia ambasady amerykańskiej w Iraku.

Posłuszni i grzeczni dziennikarze chodzący na pasku administracji nie przysporzą Rumsfeldowi najmniejszych problemów. Dowodem na to może być najnowszy wywiad Rzeźnika z Waszyngtonu, którego udzielił on George’owi Melloanowi na pokładzie swojego Boeinga 737: "Wspaniałomyślnie poświęcił mi chwilę czasu by pogaworzyć o strategii obronnej. Jasne promienie słoneczne wpadały przez okno i oświetlały jego oblicze. Siedząc naprzeciwko niego, wysoko ponad chmurami, zastanawiałem się czy potęga tego współczesnego Jowisza pozwalająca mu ciskać piorunami w najeźdzców równa się ciężarowi czekających go wyzwań".

Tworzenie i pielęgnowanie mitów od zawsze towarzyszy tragediom. Niewyobrażalna katastrofa mająca dziś miejsce w Iraku przeistoczyła się gładko w rutynową, pozbawioną wyrazu i nie już robiącą na nikim wrażenia "wojnę domową". Warto zauważyć jakiego języka używają obecnie Amerykanie przedstawiając sytuację w Iraku jako wojnę Irakijczyków z Irakijczykami. Zupełnie tak, jakby długa i brutalna okupacja Iraku przez Stany Zjednoczone nie miała żadnego wpływu na przerażającą erupcję przemocy w tym kraju. Wysadzają sobie nawzajem meczety? Widocznie nie mają ochoty na normalne życie. Mówiliśmy im przecież, że muszą wybrać świecki rząd, ale oni nie posłuchali. Myślę, że takie rozumowanie będą stosować Amerykanie po tym jak po raz kolejny zostaną pozbawieni związanych z Irakiem złudzeń.

Winston Churchill, po tym jak Irakijczycy wzniecili w 1920 roku powstanie przeciwko panowaniu Brytyjczyków, nazwał Irak "pozbawionym wdzięczności wulkanem". Usiądźmy sobie dzisiaj wygodnie w fotelach i obserwujmy uważnie, jak na Bliski Wschód przybywa demokracja. Ludzie cieszą się większą wolnością. Historia nie ma żadnego znaczenia, liczy się tylko przyszłość. Ale przyszłość Bliskiego Wschodu z każdym dniem jest coraz bardziej czarna i coraz bardziej krwawa. Zależy ona, jak przypuszczam, od sumienności, z jaką "Jowisz" będzie w pracował. A jasne promienie słoneczne będą wpadać do pokoju i delikatnie muskać jego oblicze.

Robert Fisk
tłumaczenie: Sebastian Maćkowski


Artykuł pochodzi z dziennika "The Independent".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku