Sąd uznał, że zwolnienie Skrzypczaka na podstawie art. 52 Kodeksu pracy było niezgodne z prawem. - Istnienie związku zawodowego w zakładzie pracy z góry zakłada, że będą konflikty. Gdyby każdy związkowiec, który wdaje się w konflikt, nawet ostry, nie mógł być przywracany do zakładu, to tym samym rola związków zawodowych sprowadziła by się do potwierdzania propozycji zakładu - ocenił sędzia Ludwik Skwierzyński. - Istnienie związków zawodowych oznacza, że mają prawo do prowadzenia sporu, demonstracji, a nawet strajku. I osoby, które wywołują strajki w dobrej wierze, nawet jeżeli udzielają wypowiedzi zbyt ostrej, to nie jest podstawa do postawienia zarzutu ciężkiego naruszenia obowiązków pracowniczych - podkreślił sędzia.
Wcześniej podobną opinię wydała Państwowa Inspekcja Pracy, której kontrola w Goplanie wykazała, że Skrzypczak został zwolniony z rażącym naruszeniem prawa pracy. Inspektorzy skierowali do sądu grodzkiego w Poznaniu wniosek o ukaranie dyrektora poznańskiego zakładu, Jarosława Dąbrowskiego, który podpisał uzasadnienie wypowiedzenia.
Przewodniczący „Solidaności” w Goplanie (od ub. r. należącej do bydgoskiej Jutrzenki) został wyrzucony pod koniec grudnia ub. r. Pracodawca zarzucił mu rażące naruszenie obowiązków pracowniczych i działanie na niekorzyść zakładu. „Wina” Skrzypczaka polegała na tym, że w rozmowie z dziennikarzami potwierdził jedynie plany obniżenia płac w poznańskim zakładzie. W uzasadnieniu wypowiedzenia pracodawca stwierdził m.in., że zamiarem Skrzypaczka było „wywołanie w zakładzie pracy niepokoju pracowniczego”.
Mimo, że wyrok w sprawie zwolnionego związkowca to dopiero pierwsza instancja i pozwany pracodawca ma prawo od niego się odwołać, związkowcy i działacze lewicy zaangażowani w akcję obrony Skrzypczaka oceniają to jako wielki sukces. - Tak szybki wyrok to ewenement - ocenił Jarosław Urbański z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza, która była zaangażowana w obronę Skrzypczaka. - Zwykle sprawy przed sądami pracy ciągną się miesiącami, tymczasem w tej sprawie wyrok zapadł już po drugiej rozprawie. Jestem przekonany, że gdyby nie nagłośnienie tej sprawy i naciski opinii publicznej, Darek musiałby walczyć o wiele dłużej - twierdzi Urbański. - Pewnie jakiś wpływ miały na to protesty organizowane w jego obronie. Przypomnijmy, że 30 marca „Solidarność” zrobiła pod zakładem kilkudziesięcioosobową pikietę. 3 kwietnia odbyła się demonstracja KPiORP. Uczestniczyło w niej blisko tysiąc osób, z różnych związków zawodowych i organizacji z całej Polski - wylicza.
Pierwsza rozprawa w sądzie pracy odbyła się w lutym. Pracodawca zaproponował wtedy Skrzypczakowi ugodę, ale ten nie zgodził się na zaproponowane warunki i konsekwentnie domagał się przywrócenia do pracy. Druga rozprawa miała miejsce 3 kwietnia - tego samego dnia na ulicach Poznania demonstrował KPiORP. Korzystny dla Skrzypczaka wyrok został ogłoszony 6 kwietnia. Kierownictwo Jutrzenki nie chciało komentować wyroku. Mimo wcześniejszych zapowiedzi, że w przypadku decyzji przywracającej związkowca do pracy Jutrzenka nie będzie robiła mu problemów, rzecznik prasowy firmy zapowiedział, że prawdopodobnie jednak odwoła się od tego wyroku.
W marcu Skrzypczak został wybrany przez załogę wiceprzewodniczącym połączonych struktur NSZZ „Solidarność” w obu należących do Jutrzenki zakładach - w Poznaniu i Bydgoszczy.
Bydgoska Jutrzenka jest znanym producentem słodyczy, firmą notowaną na Giełdzie Papierów Wartościowych. W styczniu 2005 r. właściciel Jutrzenki odkupił od koncernu Nestle fabrykę Goplana w Poznaniu. Ponieważ pracownicy zakładu w Bydgoszczy zarabiali mniej niż zatrudnieni w poznańskiej Goplanie, właściciel zdecydował o ujednoliceniu płac. Owo ujednolicenie miało jednak polegać na obniżeniu pensji pracownikom z Poznania. Przeciwko takiej decyzji zaprotestowały związki zawodowe. Wyrzucony w efekcie swoich protestów Dariusz Skrzypczak wysunął postulat, by ujednolicać płace na zasadzie „równania w górę”, a więc by to pracownikom z Bydgoszczy podnieść pensje do poziomu tych z Poznania.
W połowie grudnia 2005 r. na terenie zakładu w Poznaniu pojawiły się ulotki innego, działającego w ukryciu, związku zawodowego - Inicjatywa Pracownicza, atakujące zarząd Jutrzenki za próbę obniżenia załodze pensji pomimo osiąganych przez firmę wysokich zysków. Działacze Inicjatywy Pracowniczej apelowali do załogi o podjęcie przygotowań do akcji strajkowej i postulowali wejście z pracodawcą w spór zbiorowy. O niepokojach w fabryce poinformowała lokalna prasa, a Skrzypczak wypowiedział się w artykułach jako jeden ze związkowców Goplany. 27 grudnia 2005 r. komisja zakładowa NSZZ „Solidarność” w Goplanie została poinformowana o zamiarze zwolnienia przewodniczącego na podstawie art. 52 kodeksu pracy. Mimo sprzeciwu komisji zakładowej i wbrew prawu (ochronie prawnej), Skrzypczak 29 grudnia został zwolniony.
W styczniu tego roku powstał KPiORP. Jednym z trzech inicjatorów powstania Komitetu, którego celem jest obrona praw pracowniczych, był właśnie Dariusz Skrzypczak. Dwaj pozostali to również przewodniczący zakładowych komisji związkowych, podobnie jak Skrzypczak wyrzuceni z pracy niezgodnie z prawem: Krzysztof Łabądź, szef zakładowego Wolnego Związku Zawodowego „Sierpień 80” w kopalni Budryk oraz Sławomir Karczmarek, przewodniczący Inicjatywy Pracowniczej w łódzkiej spółce Uniontex.
W lutym br. do pracy w kopalni Budryk przywrócono Krzysztofa Łabądzia oraz czterech innych związkowców z „Sierpnia 80” wyrzuconych dyscyplinarnie w listopadzie ub. r. pod zarzutem udziału w nielegalnym strajku. Prezes kopalni miał świadomość, że łamie prawo zwalniając ich z pracy, ale liczył na to, że walcząc w sądzie, przez wiele miesięcy będą oni pozbawieni środków do życia. Konflikt pracowniczy w Budryku skończył się po niespełna trzech miesiącach w taki sposób, że zwolnionych związkowców sąd przywrócił do pracy, inspekcja pracy wnioskowała o ukaranie dwóch członków zarządu kopalni za rażące naruszenie praw pracowniczych, zaś sam prezes, Piotr Czajkowski, został w styczniu br. odwołany z pełnionej funkcji.
Takich przypadków jest w ostatnim czasie dużo więcej. Nie wszystkie są tak głośne, jak sprawa Łabądzia i Skrzypczka i nie zawsze wyrzuceni niezgodnie z prawem działacze związkowi są przywracani do pracy. Często decydują się na ugodę i odszkodowanie, i nie wracają do pracy. W taki sposób pracodawcy pozbywają się niewygodnych związkowców. Niewygodnych, bo konsekwentnie walczących w obronie załogi i praw pracowniczych, co siłą rzeczy powoduje konflikty z pracodawcą.
Wyrzucanie z pracy przewodniczących komisji zakładowych ma jeszcze inne znaczenie. To tradycyjna metoda pracodawców na pozbycie się naturalnych liderów pracowniczych, bowiem wielu z nich cieszy się autentycznym zaufaniem i poparciem załogi. Pozbycie się przez pracodawcę takiego lidera z zakładu pracy to pierwszy, często bardzo skuteczny, sposób na rozbicie jedności pracowników i zastraszenie załogi. Przywrócenie do pracy kolejnego szefa zakładowej organizacji związkowej, wyrzuconego dyscyplinarnie z pracy, jest ważnym sygnałem dla całego ruchu pracowniczego i związkowego w Polsce. Może ośmieli pracowników, że warto walczyć o swoje interesy i, że pracodawca, choć jest stroną ekonomicznie silniejszą, nie zawsze pozostaje bezkarny. Dla pracodawców zaś jest kolejnym ostrzeżeniem, że prawo pracy jeszcze w Polsce obowiązuje.
Wygrana Skrzypczaka jest też kolejnym sukcesem powstałego niedawno Komitetu Pomocy i Obrony Represjonowanych Pracowników, który podjął trwałą i konsekwentną walkę w obronie swobód związkowych i szykanowanych pracowników.
Magdalena Ostrowska
Tekst pochodzi z "Kuriera Związkowego" nr 244 z 12 kwietnia 2006 r.