Czy owo święte oburzenie jest słuszne, czy Spielberg, który cały czas pielęgnuje pamięć o swoich przodkach i hojnie łoży na rozmaite projekty żydowskie, zwłaszcza na projekt Shoah, który zbiera i archiwizuje filmowe świadectwa zagłady, nakręcił film antyizraelski? Z pewnością nie. Nie jest to także w żadnym wypadku film propalestyński. Sympatia twórców w sposób oczywisty znajduje się po stronie izraelskiej. Problem polega na tym, że Spielberg i autorzy scenariusza - Tony Kushner, Charles Randolph i Eric Roth - nie stworzyli taniej propagandówki wychwalającej uroki wojny z terrorem. Ich ambicją było nakręcenie filmu pokazującego, że świat jest troszkę bardziej skomplikowany, niż jego wizja w umyśle George’a W. Busha. Rzeczywistość przedstawiona w filmie z pewnością nie jest czarno-biała, terroryści nie są tylko bezdusznymi i brutalnymi maszynkami do zabijania. Czy więc słuszny jest – groteskowy skądinąd zarzut – jakoby Spielberg postawił pomiędzy Palestyńczykami z Czernego Września, a członkami izraelskiego komando znak równości?
Z pewnością nie. Przede wszystkim cały film jest wybitnie izraelocentryczny. Akcja rozpoczyna się od porwania w wiosce olimpijskiej w Monachium. Brak jest jakiegokolwiek wprowadzenia, mówiącego o genezie państwa Izrael, problemie palestyńskich uchodźców, czy też wojnie roku ’67, która doprowadziła do okupacji Strefy Gazy i Zachodniego Brzegu. Nie ma mowy i piekle palestyńskich uchodźców, ba, nawet o samym czarnym wrześniu. Jedyne, co widzimy, to jakiś obóz, którym Palestyńczycy cieszą się działań porywaczy. Widok ludzi cieszących się z porwania sportowców w czasie Igrzysk Olimpijskich na pewno nie jest tym, co przysporzyłby sprawie palestyńskiej zwolenników. Palestyńczycy na początku pozostają niemi. Izraelczycy wprost przeciwnie. Ustami Goldy Meir przypomina się holokaust i deklaruje się, że „już żaden Żyd nie zginie”. Widzimy płaczące rodziny ofiar, pokazany jest pogrzeb, na ekranie telewizora widać twarze zabitych sportowców, czemu towarzyszy żałobna muzyka. Druga strona nie może mówić o swoich krzywdach.
Powołany zostaje oddział mający zabić Palestyńczyków oskarżanych o kontakty z Czarnym Wrześniem. Cała piątka na początku pozbawiona jest skrupułów i wierzy w słuszność powierzonej im misji. Jednak im większe jest żniwo śmierci, tym większe stają się ich rozterki moralne. Palestyńczycy oskarżeni o kontakty z Czarnym Wrześniem okazują się zwykłymi ludźmi, a nie psychopatami ziejącymi żądzą zabijania Żydów. Są natchnionymi poetami, rodzicami rozkosznych dzieci, czy po prostu bardzo sympatycznymi hotelowymi sąsiadami. Zaczynają też powoli mówić o swojej sprawie. Nie jest to jednak spójny wykład, mogący przedstawić widzowi palestyńskie stanowisko w konflikcie z Izraelem. Są to raczej pojedyncze zdania, mówiące np. o izraelskim odwecie za śmierć sportowców w czasie Olimpiady. Nie jest to całościowe przedstawienie kwestii palestyńskiej, niemniej to właśnie rozwścieczyło tak izraelską i amerykańską prawicę. Doprawdy niewiele.
Spielberg robi jednak kolejny krok. Najciekawszą bodaj sceną jest spotkanie izraelskiego oddziału z bojownikami OWP. Ci pierwsi, aby ocalić życia, podają się za członków Ety i RAF-u. Następuje przyjacielska rozmowa, z której wynika, że tak naprawdę są do siebie bardzo podobni i walczą o podobne cele – które jednak, zakładając ich maksymalną realizację, pozostają ze sobą w sprzeczności. Zaczynają przebijać się wypowiedzi, które nie są zgodne z oficjalną interpretacją najnowszej historii Bliskiego Wschodu. Wielką moc mają słowa jednego z Izraelczyków, który stwierdza, że przecież stosują oni takie same metody jak terroryści. Zaczyna się robić jeszcze ciekawiej, gdy mówi o tym, że terroryzm był przez Izraelczyków stosowany od początku istnienia ich państwowości. „Przecież gdybyśmy tego nie robili nie dali by nam swojej ziemi” – te słowa zakrawają już o herezję. Jednak zostały one wypowiedziane i dowodzi to faktu, że Spielberg stworzył film o większych ambicjach intelektualnych, niż tylko oddanie hołdu poległym Izraelczykom i pokazanie, że terroryści zawsze stanowili kwintesencję zła.
Główny bohater jego filmu zaczyna mieć wątpliwości co do prawomocności całej akcji. Zauważa, że izraelski system prawny nie przewiduje kary śmierci. Uznaje, że podejrzanych, tak jak Adolfa Eichmanna, należy postawić przed izraelskim sądem, a nie samodzielnie ferować wyroki śmierci. Żąda więc dowodów winy tych, których ma zabić. Okazuje się, że jeden z przywódców Czarnego Września jest chroniony przez CIA – Amerykanie płacą mu wielkie pieniądze, aby tylko jego organizacja nie atakowała amerykańskich obywateli. Na co przeznacza te pieniądze, Amerykanów nie interesuje. Na oczach widzów jeden z głównych bohaterów zaczyna się łamać. „Przecież Żydzi nie odpłacają złem za zło – tego mnie uczono – myślałem, że na tym polega bycie Żydem”. Koledzy pozbawiają swojego towarzysza złudzeń: w państwie Izrael ta zasada nie obowiązuje. Tutaj wrogów się zabija. Wątpliwości moralne narastają, zaczyna walić się czarno-biały obraz świata, zarówno ten istniejący w głowach bohaterów filmu, jak i ten, który przez współczesna media został wmówiony widzom.
W filmie jednak wszystko dzieje się w głowach Izraelczyków. Palestyńczycy może są ludźmi wrażliwymi, momentami wręcz sympatycznymi. Cały czas pozostają jednak niemi. Dla Spielberga nie są oni podmiotami jego filmu, lecz tylko tłem dla moralnych rozterek Izraelczyków. Gdy sporządzany jest bilans ofiar, po stronie izraelskiej mamy setki osób poległych w wyniku porwań, ataków terrorystycznych, czy aktów terroru indywidualnego. Jedyne wymienione ofiary palestyńskie to osoby zabite przez bohaterów filmu, nie ma mowy o ofiarach ataków na obozu uchodźców, czy innych akcji odwetowych. Po prostu jest to film izraelocentryczny. Cały konflikt został przedstawiony tylko z perspektywy jednej ze stron. Palestyńczycy przecież też mają swoje żony, tez rodzą się im dzieci, też odczuwają strach i zwątpienie. Też posiadają własną listę krzywd. Rozterkom moralnym Palestyńczyków nie poświęcono ani centymetra taśmy filmowej.
Jak zatem ocenić film Spielberga? Najlepszą odpowiedzią będzie chyba stwierdzenie, że w Hollywood lepszy film na temat konfliktu izraelsko-palestyńskiego nie mógł powstać. Nie znaczy oczywiście, że jest to film bezstronny. Nie jest z całą pewnością. Po prostu Hollywood to nie najlepsze miejsce na kręcenie tego typu filmów.
Występują: Eric Bana, Daniel Craig, Geoffrey Rush, Mathieu Kassovitz, Sharon Alexander
Reżyseria: Steven Spielberg
Produkcja: USA 2005
Bartosz Machalica