Pisarka wzięła w niej na warsztat jedną z najpotężniejszych dynastii na świecie: rodzinę Bushów. George Herbert Walker Bush, 41. prezydent USA i George Walker Bush, 43 prezydent USA wywodzą się z dwóch starych i bogatych rodzin południowców: Bushów i Walkerów, które wielomilionowych majątków dorobiły się jeszcze w XIX wieku. Ich dzieci dorastały w luksusie, "odpowiednim towarzystwie", chodziły do drogich szkół, studiowały na prestiżowym uniwersytecie Yale i dzięki rodzinnym koneksjom z sukcesami wchodziły w świat wielkich interesów, pieniędzy i polityki. Oba rody połączyły się poprzez małżeństwo w 1921 roku między Dorothy Walker i Prescottem Sheldonem Bushem, dziadkami obecnego prezydenta.
To właśnie Prescott otworzył kolejnym pokoleniom Bushów dostęp do najbardziej zaszczytnych stanowisk, choć jego potomkowie wypadają niezwykle
blado w porównaniu z klasą prezentowaną przez dziadka. Prescott przez wiele lat zasiadał w Senacie i należał do współpracowników prezydenta Dwighta Eisenhowera. Przez ten czas wyrobił sobie duży autorytet w waszyngtońskich kręgach władzy. Uważano go za liberalnego republikanina, który pomimo wychowania w konserwatywnej atmosferze, potrafił popierać np. kontrolę urodzin. Prescott należał też do zwolenników rozszerzania praw obywatelskich na czarną mniejszość i jako jedyny senator republikański publicznie protestował przeciwko antykomunistycznej i inkwizycyjnej działalności senatora Josepha McCarthy'ego. Czym zresztą wywoływał wściekłość kolegów z partii i swoich wyborców.
Syn i wnuk Prescotta mieli mniej skrupułów i zamiast zwalczać pozostałości rasizmu, wykorzystywali je do własnych celów. George H.W. Bush kandydując do Senatu w 1963 r. sprzeciwiał się prawom obywatelskim dla czarnych jako "sprzecznym z konstytucją", należał do zamkniętych dla Czarnoskórych klubów towarzyskich i mieszkał na ekskluzywnych osiedlach, gdzie obowiązywał zakaz wstępu dla Murzynów i Żydów. Zarówno G.H.W. Bush, jak i jego syn kręcili rasistowskie reklamówki wyborcze, a ten drugi wygłosił w czasie kampanii w 2000 r. przemówienie na skrajnie prawicowym i rasistowskim Bob Jones University.
G.H.W. Bush opowiadał się za "ograniczonym użyciem broni jądrowej" w Wietnamie. Zdecydowanie popierał tamtą wojnę, ale robił wszystko, by żadne z
jego dzieci nie pojechało do Wietnamu walczyć. Stał za swoim synem Jebem - obecnie gubernatorem Florydy - gdy ten zamierzał odmówić stawienia się do poboru. Na szczęście dla rodziny, pobór do Wietnamu skończył się zanim młodszy Bush musiał podjąć decyzję w tej sprawie.
Więcej energii G.H.W. Bush poświęcił uratowaniu przed Wietnamem najstarszego syna, obecnego prezydenta. Dzięki jego kontaktom George W. Bush
uniknął wyjazdu do dżungli dostając się w 1968 r. do Sił Powietrznych Gwardii Narodowej Stanu Teksas, choć syn uzyskał w teście kwalifikacyjnym
najniższą notą. "Wystarczył jeden telefon do Sidneya Adgera, biznesmena z Houston i przyjaciela rodziny Bushów. Adger zadzwonił do Bena Barnesa,
spikera teksańskiej Izby Reprezentantów, a Barnes z kolei zatelefonował do dowódcy stanowej Gwardii Narodowej, generała brygady Jamesa Rose'a. Rose
zadzwonił do bezpośredniego dowódcy jednostki, podpułkownika Bucka Staudta" - opisała Kelley. Tatuś załatwił G.W. Bushowi nawet stopień podporucznika, mimo, że ten nigdy nie służył w szkole oficerskiej.
Choć Bush junior powinien regularnie stawiać się do służb w gwardii i doskonalić umiejętności pilota, przez dwa lata nie postawił nogi w żadnej
jednostce. Może to i lepiej, ponieważ przy stylu życia, jaki wtedy prowadził, latanie odrzutowcem mogłoby się zakończyć nieciekawie. W młodości
G.W. Bush słynął bowiem z urządzania pijackich i narkotykowych imprez. Podobnie zresztą, jak jego żona, Laura. Pierwsza dama USA dorabiała sobie
bowiem na studiach handlowaniem narkotykami. G.W. Bush dostał się na Yale wyłącznie dzięki protekcji ojca. Kelley cytuje jednego z ówczesnych przyjaciół prezydenta: "Wszyscy skrobiemy się w głowy z powodu George'a. Zwłaszcza ci, którzy byli z nim razem w korporacji studenckiej. To był
ostatni facet, o którym być pomyślał, że kiedyś będzie w Białym Domu". Kiedy w 2003 r. G.W. Bush zorganizował w Białym Domu spotkanie swojego rocznika Yale inny z kolegów zauważył: "Nie wiem, co było dla mnie większym szokiem - widok George'a Busha jako prezydenta USA, czy Petera Akwala jako kobiety".
"Bliższe zapoznanie się z działalnością biznesową rodziny Bushów pozwala stwierdzić, że zdobyli bogactwo dzięki mieszaniu polityki publicznej z
prywatnymi interesami" - zauważyła Kelley. Poszczególni członkowie rodziny zdobywali pieniądze m.in. występując w charakterze konsultantów wielkich koncernów. Firmy te potrzebowały jednak nie ich wiedzy merytorycznej, ale nazwiska i kontaktów politycznych. "Bushowie zwykle się na nich bogacili, ale zostawiali za sobą ślad w postaci zbankrutowanych banków, oskubanych akcjonariuszy, upadłości, wyroków, procesów o niewłaściwe zarządzanie, manipulowanie akcjami i defraudacje".
W czasie, gdy G.H.W. Bush sprawował funkcję prezydenta, jego dzieci zarabiały rocznie setki tysięcy dolary na takich "konsultacjach". Podobnie, jak jego brat Prescott Bush junior, który jako konsultant firmy AMFiS dostawał 250 tys. dolarów rocznie. Udało mu się nawet ściągnąć dla przedsiębiorstwa strategicznego partnera, który okazał się jednak związany z... japońską mafią.
Jeb Bush, brat obecnego prezydenta, pomagał poszukiwanemu międzynarodowym listem gończym Miguelowi Recarey'owi, powiązanemu m.in. ze słynnym bossem mafijnym Santosem Trafficante. Recarey był bohaterem jednej z największych afer finansowych współczesnej Ameryki, na której amerykański system opieki zdrowotnej Medicare stracił ponad 200 milionów dolarów. Recarey finansował też kampanię wyborczą Jeba i zapłacił przyszłemu gubernatorowi Florydy 250 tys. dolarów za znalezienie budynku pod biuro. W zamian Jeb pomagał Recarey'owi kontaktować się z ojcem, wtedy już wiceprezydentem, oraz załatwił uchylenie przepisów, które przeszkadzały mafioso w robieniu interesów. Trzy lata później, w 1987 r., Recarey został skazany za defraudację i łapówkarstwo. Jeb pomógł też innemu hochsztaplerowi, Hiramowi Martinezowi w zdobyciu państwowych gwarancji kredytowych. Zabezpieczeniem kredytu stała się nieruchomość o zawyżonej wartości Niedługo potem Martinez trafił za oszustwa na 6 lat do więzienia.
Mniej szczęścia w interesach miał drugi brat prezydenta, Neil, skazany w 1991 r. na dożywotni zakaz przeprowadzania operacji bankowych za wielomilionowe przekręty i wyłudzenia. Także sam prezydent George W. Bush miał bogatą przeszłość biznesową. Pod koniec lat 70. założył firmę Arbusto, która funkcjonowała wyłącznie dzięki inwestycjom rodziny Bushów i jej licznych przyjaciół. W ciągu 8 lat Bushowie namówili do zainwestowania w Arbusto 98 osób, które włożyły w nią ponad 2,5 mln zł. Niemal wszystkie pieniądze przepadły. Niepowodzenia zmusiły wkrótce przyszłego prezydenta do zmiany nazwy firmy. A także sprzedaży biznesmenowi Philipowi Uzielliemu 10 proc. udziałów za okrągły milion dolarów. Odpowiedzialny za transakcję prawnik wspominał: "Nigdy nie zawierałem takiej umowy. Ta transakcja śmierdziała, i to bardzo, ale nie była nielegalna. Nie mogłem jednak zrozumieć, dlaczego ktoś chciał zapłacić milion dolarów za 10 proc. udziałów w firmie wartej 382 386 dolarów. Inaczej mówiąc, Uzielli zapłacił milion dolarów za aktywa warte 38 238 dolarów". Podpisując umowę Uzielli nawet jej nie przeczytał, tylko rzucił na stół czek.
W 1990 roku przyszłego prezydenta podejrzewano o przestępstwo wykorzystywania poufnych informacji firmy, w której pracował, do obrotu jej akcjami. Chodziło o koncern Harken, w którym G.W. Bush był jednym z dyrektorów. Kiedy firma popadła w poważne tarapaty finansowe, zarząd rozesłał do dyrektorów - w tym Busha - zalecenie, by nie upłynniali
posiadanych akcji, ponieważ narażają się na przestępstwo. Przyszły prezydent jednak sprzedał udziały. Parę dni później kłopoty Harkena wyszły na światło dzienne, a akcje firmy poleciały na łeb, na szyję. Amerykańska Komisja Papierów Wartościowych wszczęła oficjalne śledztwo, które jednak wkrótce umorzono. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że szefem komisji był wtedy Richard Breeden, pracownik G.H.W. Busha z czasów, gdy ten zasiadał w fotelu wiceprezydenta.
Zresztą także sam b. prezydent ocierał się o lewe interesy. Kampanię wyborczą do Senatu w 1970 r. G.H.W. Bush finansował z nielegalnych środków.
Ludzie prezydenta Richarda Nixona zasilili jego fundusz 106 tys. dolarów pochodzącymi z tajnego i nielegalnego funduszu, w ramach Operacji Townhouse, w której bogaci republikanie po cichu finansowali kampanie kandydatów do Senatu bliskich Nixonowi.
Nie jest łatwo badać dziś przeszłość rodziny Bushów. "Bushowie tak bardzo zaangażowali się w ochronę swego publicznego wizerunku, że nawet
wyretuszowali swoje drzewo genealogiczne. Usunęli wszelkie nieprzyjemne fakty, które nie pasują do obrazu zdrowego rodu albo negatywnie wpływają na
wyznawane przez nich wartości. (...) Oficjalne drzewo genealogiczne, dostarczane przez archiwistów Busha (ojca - przyp.red.), nie zawiera dwóch opóźnionych w rozwoju córek Johna M. Walkera i podaje jedynie dwie żony Jamesa Smitha Busha, a nie wszystkie cztery; pominięto jedną z dwóch żon
Raya Walkera, George'owi Herbertowi Walkerowi III zaś przypisano dwie, nie trzy żony. Te szczegóły można uznać za mało znaczące, póki się nie zrozumie, że w rodzinie Bushów rozwód - szczególnie wielokrotny - jest absolutnie niedopuszczalny" - przypomniała autorka.
G.H.W. Bush za wszelką cenę starał się ukryć aferę ze zdefraudowaniem przez swojego stryja Jamesa Busha 750 tys. dolarów. Wujek musiał z tego powodu
uciekać z kraju. G.H.W. Bush do tego stopnia obawiał się skandalu, że jako dyrektor CIA utajnił wszelkie informacje na temat Jamesa Busha.
Głoszenie prorodzinnych haseł i pouczanie innych nie przeszkodziło G.H.W. Bushowi w rozlicznych romansach i "skokach w bok". Do najgłośniejszego
należał wieloletni związek byłego prezydenta z jego sekretarką Jennifer Fitzgerald. Innej kobiecie obiecywał rozejście się z obecną żoną i
małżeństwo. Za niedotrzymanie obietnic kochanka chciała nawet podać go do sądu. Podobnie rzecz się miała z jego synem - gorącym przeciwnikiem aborcji. Kelley dotarła do mocnych poszlak, świadczących o tym, że G.W. Bush zmusił jedną ze swoich kochanek do aborcji.
"Poszukując informacji natknęłam się na ogromną liczbę zaginionych akt,zagubionych dokumentów i teczek, które w ciągu lat w tajemniczy sposób spłonęły. Nie wiadomo dlaczego dokumenty takie jak akta o bankructwie zniknęły z archiwów sądów federalnych, inne, dotyczące interesów Bushów,
które powinny być publicznie dostępne, gdzieś się ulotniły. (...) Rodzinie Bushów udaje się zachowywać sekrety, ponieważ często pomagają im w tym mianowani przez Bushów urzędnicy" - zauważyła Kitty Kelley.
Kitty Kelley, "Rodzina", Świat Ksiązki, Warszawa 2006, 672 str.
Piotr Skura
Recenzja ukazała się w "Trybunie".