Autorzy bardzo upraszczają obraz zależności, przyczyn i skutków istniejącego politycznego staus quo w naszym kraju, nawet nie kwapiąc się o intelektualną refleksję w obrębie poruszanego tematu. Zgadzam się jednak, że III RP daleko było do ideału państwa sprawiedliwości społecznej. Być może (na to nie mam dowodów) postkomunistyczna lewica rzeczywiście dogadała się przy tzw. "okrągłym stole" co do charakteru przemian gospodarczych w naszym kraju z reprezentowaną przez "Solidarność" częścią antykomunistycznej opozycji. Nie wolno jednak zapominać, że w tamtym czasie nie było innego liczącego się ośrodka lewicowego nurtu politycznego, poza właśnie rodzącą się postpezetpeerowską partią Kwaśniewskiego, Oleksego i Millera. Można oczywiście ubolewać, że liderem na lewicy nie została od dawna hołdująca tradycji ruchu robotniczego i lewicowym zasadom PPS, czy też później wchłonięta przez SLD partia Ryszarda Bugaja. Nie zmienia to jednak faktu, że po '89 roku w wyniku historycznego determinizmu, to SLD jawiła się większości naszego społeczeństwa jako jedyna licząca się lewicowa partia o liberalnym światopoglądzie.
Nie ukrywam, iż jestem negatywnie poruszony i zdziwiony, i to kompletnie, że Sierakowski zawsze przybiera w debacie publicznej pozę przemądrzałego mędrca. Wylansowany na "medialną gwiazdę" przez "Gazetę Wyborczą" i wydawcę "Faktu", młody redaktor naczelny "Krytyki Politycznej" postawił sobie za cel zniszczenia pozostałości po postkomunistycznej lewicy. Ciekawe jednak, czy na gruzach potencjalnego zwycięstwa, Sierakowski będzie posiadał równie wiele siły, odwagi i determinizmu do zbudowania alternatywy dla obecnie istniejącego SLD? Być może zabrzmi to trochę paradoksalnie, ale sojuszników w od dawna prowadzonej przez siebie krucjacie przeciw partii Olejniczaka czy Borowskiego mógłby znaleźć po przeciwnej stronie barykady. Jakkolwiek nie musi to o czymkolwiek świadczyć, to jednak może dawać wiele do myślenia.
Można Sierakowskiemu zawsze odpowiadać aż do znudzenia, że III RP nie była państwem doskonałym, mając oczywiście wiele wad. Sam nie rozumiem, dlaczego przez wszystkie lata po '89 roku była tolerowana przez rządzących działalność skrajnie prawicowych bojówek i partyjek, chociaż było to w rażącej sprzeczności z obowiązującym polskim prawem. Sierakowskiemu jednak III RP zawsze może służyć jako tzw. "chłopiec do bicia", jakkolwiek był to kraj z zagwarantowanymi konstytucyjnie swobodami i wolnościami obywatelskimi, dzisiaj będącymi potwornie zagrożonymi z uwagi na dojście do władzy tworzącego się na naszych oczach bloku ludowo-narodowego. Jeżeli bowiem sprawujący władzę zaczynają ingerować w nieakceptowane przez nich światopoglądowo artystyczne wystawy, sztuki teatralne (sic!), to należy zacząć bać się o wolność słowa i swobody wypowiedzi.
Może częściowo autorzy tekstu mają rację, że wyborcy w ostatnich wyborach w jakiejś mierze odrzucili III RP. Jestem jednak przekonany, że ta "czerwona kartka" dla kilkunastoletniego okresu polskiej transformacji głównie dotyczyła wciąż niemałego bezrobocia, ubożenia wielu warstw społecznych, jak i zarówno kiepskiego egzekwowania prawa dla przywrócenia bezpieczeństwa, przejrzystości i uczciwości w obrębie życia publicznego. Mówiąc bardziej konkretnie, np. SLD zniszczyło oczywiście odejście od lewicowych ideałów za rządów Leszka Millera, ale chyba w porównywalnym stopniu do tonięcia statku partii Olejniczaka przyczyniła się także tzw. "afera Rywina". Był to bowiem głośny sygnał dla opinii publicznej, że polska polityka i całe życie publiczne na najwyższych szczytach są potwornie skorumpowane. Można jednak przy tej okazji stawiać otwarte pytanie, na które nie jest łatwo znaleźć odpowiedź, na ile korupcja ma charakter bardziej mentalny i kulturowy, na ile zaś można jej skutecznie przeciwdziałać przy pomocy kodeksu karnego?
To ciekawe, że Sierakowski i Zandberg poniekąd apelują w swoim tekście o oddolne budowanie ruchu społecznego sprzeciwu wobec nacjonalistycznego zagrożenia. Sam Sierakowski chyba nie podpisał się jednak pod internetowym apelem o odwołanie Romana Giertycha ze stanowiska ministra edukacji narodowej. Na pewno nie można mieć zaufania do kogoś, kto głosi jedno, a czyni zupełnie coś innego. Autorzy tekstu "Jak wlaczyć z Giertychem" widzą w uniwersyteckich i uczniowskich manifestacjach sprzeciwu wobec Giertycha jedynie wyraz "inteligenckich happennigów". Ja jednak powiem za Markiem Edelmanem, ostatnim żyjącym przywódcą powstania w getcie warszawskim, że z Giertychem i Młodzieżą Wszechpolską trzeba walczyć wszędzie, wychodzić na ulice i głośno krzyczeć o antydemokratycznym zagrożeniu ze strony Wszechpolaków.
Jarosław Hebel